Pesymizm i optymizm. Co jest mądrzejsze?

(fot. Dustin J McClure / Foter / CC BY-ND)
dr Maria Popkiewicz-Ciesielska

Ludzi można dzielić na pesymistów i optymistów. Większość z nas na autorytet wybiera myślących negatywnie, automatycznie traktujemy ich jak znawców gorzkiej codzienności.

Argumenty za zmianą tego przyzwyczajenia przekaże nam Maria Popkiewicz-Ciesielska, psycholog kliniczny, doktor nauk humanistycznych, doradca rodzinny.

DEON.PL POLECA

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Pesymizm i optymizm. Co jest mądrzejsze?
Komentarze (6)
A
aniaaa
6 października 2013, 09:56
Czy ktoś wie jaki to jest utwór z początku nagrania?
M
mhpaw
16 sierpnia 2013, 12:53
Dobrymi rekolekcjami, które mi pomogły były "Jak pokochać własne życie" o. Pelanowskiego.
M
mhpaw
16 sierpnia 2013, 12:51
Po mojemu pesymizm czy optymizm to rzeczy płynne. Owszem można narzekać, żle się czuć i wyrażać to. Można też krzyczeć z radosci, nosić różowe okulary i pewnie to jest także ok. Widzę, że z niektórymi osobami łatwiej jest mi być optymistą a przy niektórych pesymistą. Sadzę, że takim złotym środkiem jest po prostu bycie realistą. Użycie rozumu do skalkulowania swoich szans, oraz nieunikania działania. Istnieje też kwestia naszego wewnętrznego stanu. Na ile jesteśmy w danej sytuacji tak się zachować czy odnieść sukces. Jeśli mamy połamaną nogę to pewnie nie wygramy konkursu tanecznego ale możemy próbować swoich sił stawiając drobne kroczki. Myśle, że ważna tu jest także kwestia wiary i tego czy ufam Bogu. Trochę jak Abraham.
Barbara Michno-Wiecheć
16 sierpnia 2013, 10:56
Bardzo podobnie rzecz się ma z "doradzającymi i odradzającymi". Polecam artykuł http://www.psychologiczny.com.pl/art/17,jak-odniesc-sukces Barbara Michno-Wiecheć psycholog psychoterapeuta
A
Agata
14 sierpnia 2013, 17:28
dziekuję bardzo, wspaniały komentarz! Ilu to sie słyszy ludzi - szczęsliwa jesteś? Pożyjemy zobaczymy... Tak, trzeba słuchac ludzi spełnionych! 
E
ech:)
14 sierpnia 2013, 16:45
Sama zakończyłam, lub mocno ograniczyłam kilka znajomości. Na początku myslałam, że osby które tyle samo lub więcej przeszły łatwiej mnie zrozumieją. I tak powstało koło wzajemnego narzekania. A ja popadałam w coraz wiekszy dołek. Zamiast ulgi, większy ciężar. Na początku próbowałam zmieniać tor ale nikt nic nie słyszał. Czułam, że już dłużej tego nie zniosę, że eksploduję. Pod byle pretekstem rozluźniałam znajomości. Teraz mam ograniczone grono, ale takie, które ma persektywy pomimo nie zawsze dobrych chwil. I jest mi lżej, łatwiej. Mogę powoli znów się ralizować. Żal mi niektórych z tamtych osób, lecz nie mam odwagi do nich zadzwonić. Nie wiem czy mogłabym znów udźwignąc te wszystki ciezary. Po latach spotkałam koleżankę. Też jej nie było łatwo, ale to jest osoba ponadprzeciętna, realna i optymistyczna. Jest moją inspiracją. Nie tak dawno napisała mi, że może nie jest piękana ale ma męża który ją bardzo kocha (jesteśmy paniami w średnim wieku). Czyż to nie wspaniałe.