(fot. shutterstock.com)
Marta Jacukiewicz

Dlaczego czujemy się samotni podczas wieczerzy wigilijnej? Co zrobić kiedy słyszymy "Lepiej abyś nie przyjechała?". O potrzebie trzymania komórki z swoim zasięgu, o samotności, niespełnionych oczekiwaniach odpowiada Waldemar Dulęba - współzałożyciel Pracowni Terapii i Rozwoju, certyfikowany psychoterapeuta Międzynarodowego Towarzystwa Terapii Systemowej z Heidelbergu - w rozmowie z Martą Jacukiewicz.

Marta Jacukiewicz: Panie Waldemarze, rozmawiamy na kilka dni przed jednymi z najbardziej rodzinnych świąt. Niestety i tak się może zdarzyć, że podczas wigilii czujemy się obco. Dlaczego?

Waldemar Dulęba: Wieczerza wigilijna z założenia jest spotkaniem rodzinnym, serdecznym, które powinno integrować. Jeśli podczas tego spotkania nie czujemy się dobrze, jesteśmy poirytowani, napięci wynika to z tego, że w relacjach jest dużo niezadowolenia, pretensji, zawiedzionych oczekiwań. Ktoś na kogoś jest zły… Kiedy czujemy się obcy i wycofani jest to reakcja na konflikt, który - być może - mnie nie dotyczy bezpośrednio, może to rodzice mają konflikt ze sobą, ale ja w tym konflikcie źle się czuję. Staram się nie angażować, postępować tak "jakby" wszystko było w porządku. Jeśli źle tolerujemy konfliktowe sytuacje podejmiemy się mediacji, pojednania, unieważniania konfliktu. Może być i tak, że to co się dzieje przerasta moje możliwości i nie podejmuję żadnych interwencji, tylko się wycofam. Mogę się obawiać, że cokolwiek zrobię, powiem - skończy się nieprzyjemnie, np. krytyką czy uwagą. W związku z tym lepiej się nie odzywać, tylko jakoś przetrwać ten czas.

DEON.PL POLECA

Czy to chodzi o to, aby "jakoś" przetrwać?

Głębia świąt może być różnorako rozumiana. Dla jednych może być ona związana z przeżyciami religijnymi, dla drugich - ważne będzie spotkanie w miłej i sympatycznej atmosferze. Dla innych jedno i drugie będzie jednakowo ważne. To, jak się czujemy jest wyznacznikiem tego, jaki jest rodzaj więzi i relacji między nami. Czasami jest tak, że rzeczywiście staramy się przetrwać. Kiedy kończy się wieczerza wigilijna, to z ulgą odetchniemy, że się skończyło. Idziemy na spacer, szukamy ciszy, odosobnienia aby odpocząć. To pokazuje, że relacje są konfliktowe, że coś się dzieje. Warto się nad tym zastanowić i zadać pytanie "o co chodzi?"

Dokładamy zapewne wszelkich starań, aby mimo "małych" konfliktów to szczególne spotkanie było wyjątkowe…

Najczęściej jest tak, że spotkanie jest rzeczywiście autentycznym przeżyciem, doznaniem radości ze spotkania, jest wzajemna ciekawości, jest coś, co nas łączy i o czym chcemy powiedzieć. Jest też coś, co chcemy usłyszeć od innych. To oznacza, że w gronie rodzinnym, przyjaciół, znajomych - ta bliska więź, relacja są pozbawione wszelkiego rodzaju konfliktów, a jeśli już są - nie są najważniejsze i decydujące. Są i takie spotkanie gdzie bardzo jesteśmy zawiedzeni czy rozczarowani. Bo oczekiwania, wyobrażenie tego kontaktu były zupełnie inne niż to, czego doświadczamy w realności.

Z czego wynikać może rozczarowanie, nierozumienie?

Oczekujemy np., że nasze dzieci, które przyjadą na święta bardziej się zaangażują w przygotowania do nich. Nie ustawią sie w pozycji gościa, którego trzeba obsługiwać. Takie sytuacje mogą wynikać z niezrozumienia tego, co się wokół nas dzieje. Mówiła Pani o "małych" konfliktach - nie muszą być one elementem, który dzieli i niszczy kontakt. Myślę o konfliktach, które pojawiają się w relacjach bliskich osób - jako o czymś normalnym. Te konflikty są, ale ważną rzeczą jest, abyśmy umieli je w różnych sytuacjach rozwiązywać. Nie chodzi o to, aby unikać konfliktów, ale aby nauczyć się konstruktywnie dawać sobie z nimi radę. Żeby nie były niewyrażonym zawodem, rozczarowaniem, złością, która - nawet ukryta - będzie psuła coś pomiędzy nami. Kiedy jesteśmy pewni naszej relacji, więzi z bliskimi - być może nie będziemy się bali konfrontacji. Będę mógł powiedzieć o tym, czego się spodziewałem, czego nie dostałem… nie spotka się to z niezrozumieniem. Druga osoba będzie próbowała nas zrozumieć i będzie poddawała to, co mówimy jakiejś refleksji, ale będzie też mogła dzielić się ze mną własnymi myślami na konkretny temat. Myślę, że kiedy jest przestrzeń do tego, aby można było rozmawiać na temat różnic, każdy konflikt - mniejszy lub większy - możliwy jest do przepracowania. Wtedy ten konflikt nie będzie czymś, co przeszkadza w relacji, w dobrym byciu, samopoczuciu.

Telefon komórkowy staje się nieodłącznym elementem naszego życia. Być może będą i tacy, którzy szukać będą przy stole miejsca dla swojego telefonu…

O czym mogłoby świadczyć takie zachowanie? Że czekamy na coś szczególnego, na co nie możemy liczyć przy stole wigilijnym? Jest to chyba przykra okoliczność kiedy ktoś w ten sposób zamanifestuje taką niewystarczalność. Czyli nie jesteśmy dla kogoś tym, kto mógłby zaspokoić potrzebę bycia, kontaktu, radości czy szczęścia.

A może czegoś jesteśmy niepewni?

Może być niepewność. Jeśli takie zachowanie wynika z konfliktu, o którym już mówiliśmy, żalu, który nie jest wyrażony - pokazuje, że jednak coś tu przeszkadza. Takie zachowanie może być pewnego rodzaju manifestacją, czy komunikatem nie wprost, o tym, że między nami jest coś nie tak. W tym spotkaniu wigilijnym nie dostanę tego, czego chcę - zrozumienia, bliskości, czułości… Tak jakbyśmy chcieli dać do zrozumienia - to na co czekam będzie później, ale nie z Wami. To jest jakiś ważny sygnał - poza tymi najbliższymi jednak czegoś szukamy. Warto się zastanowić czego szukamy, czego mi brakuje tu i teraz. A może to pytanie: Na ile są mi bliscy?... Co ta bliskość dla mnie znaczy.

Tutaj chodzi może o więzi, które z czasem stają się jednak troszeczkę słabsze? Co zakłóca nasze więzi?

Porusza Pani ważną kwestię uznania odrębności i separacji. Kiedy zaczynamy dorastać, coraz bardziej zaczynamy się wyodrębniać. Na ile nasi najbliżsi są gotowi aby uznać ten fakt i na ile my jesteśmy gotowi aby się wyodrębnić i nie mieć poczucia winy? To, że coraz bardziej zajmujemy się własnymi sprawami jest w porządku czy nie? Czy mamy poczucie, że rodzice jakby nam na to "pozwolą" czy absolutnie nie akceptują naszej dorosłości i będziemy musieli "sprzedać" im trochę iluzji, że się nic nie zmieniło. Może być to jeden z elementów, który zakłóci naszą autentyczną więź, relację czy kontakt. Uznanie dorosłości, zdrowego separowania się jest przeżyciem, które może zafundować dużo radości i zadowolenia. Z jednej strony rodzice mogą mieć poczucie, że dziecko zdobywa nowe umiejętności, że układa sobie własne życie i tego są ciekawi, trzymamy za nie kciuki, dobrze mu życzymy. Dzięki temu dziecko ma możliwość, aby stać się bardziej dostępne i gotowe do wymiany tym wszystkim co się w jego życiu dzieje. Widzi, że jego odrębność jest akceptowana, że nie jest to więź, która ma zatrzymać w rozwoju. Wtedy łatwiej będziemy akceptowali to, że mamy więcej własnych spraw, i może nie zawsze będzie tak, że spędzimy święta z rodzicami, bo jest np. ktoś z kim będziemy chcieli ten czas spędzić.

Nie znaczy to, że nasi najbliżsi przestają być dla nas ważni. Kiedy natomiast dzieje się to na zasadzie poczucia winy, szantażu, niejasności - może być to przyczynek do zarzewia konfliktu, co później nie sprzyja kontaktowi. Jedziemy na spotkanie rodzinne z nadziej na przeżycie czegoś dobrego, ale to wszystko jakoś się odwraca i zaczyna być nieprzyjemnie. Odjeżdżamy z poczuciem: Po co tu przyjechałam? Druga strona też myśli: Lepiej żeby Ciebie tutaj nie było, bo zepsułaś nam święta. Bardzo ważne jest to, czy potrafimy uznać odrębność i zmianę. Wtedy relacja z bliskimi przestaje być oparta na krępującej zależności. Jest to inny rodzaj relacji, ale nie niszczy tej więzi, która jest.

Co wtedy kiedy słyszymy: "Lepiej, abyś nie przyjechała"?

Przede wszystkim jest to smutne. I zarazem bardzo dobry moment na refleksję. Ważne też jest, aby tych słów nie usłyszeć tylko w kontekście zarzutu czy ataku, ale jako wyraz rozczarowania czy nienasycenia. Warto zastanowić się co takiego się wydarzyło, że przyjechałam do Was pełna dobrych intencji i co jest "tym" co przemienia nasze spotkanie w udrękę i staje się uciążliwe. Warto zobaczyć co robimy - czego było za dużo, a czego za mało. Może było za dużo dystansu, a może za mało czułości, bliskości… Coś, co ma być przyjemne zmienia się w nieprzyjemność. Chodzi o to, aby z dystansem - na tyle, na ile jest to możliwe - zobaczyć ten komunikat "Zepsułaś nam święta". Jest to pewien sygnał do namysłu. O co tutaj chodzi? Co szwankuje? Być może się doszukamy, że szwankuje nie tylko tu i teraz, że dziś nam nie wyszło, ale może to już któryś rok z kolei nie wychodzi. Jeśli komuś zależy, jest to moment na to, aby szukać różnych dróg rozwiązania aby te relacje były jak najlepsze. Chodzi o to, aby w dynamice rozwoju relacji między ludźmi umieć znaleźć swoje miejsce. Umieć znaleźć dla siebie taką pozycję, która jest do zaakceptowania dla mnie i dla innych. Oczywiście nie wszystko musimy akceptować, ze wszystkim się zgadzać ale kiedy czegoś nie akceptujemy lub się z czymś nie zgadzamy, to rodzi się pytanie - czy uniemożliwi to dalszy kontakt? Czy będzie to przyczynek do zerwania kontaktu?

Od razu trzeba zrywać kontakt?

Jeśli nie akceptujemy czy jest to jednoznaczne z tym, że tracimy więź? Mogę powiedzieć, że nie akceptuję Twoich wyborów, ale nasza relacja jest zbudowana na czym innym, trwalszym. Ważniejsze jest to, abyśmy ze sobą byli, coś o sobie wiedzieli, nie tracili ze sobą więzi. Jeśli wydaje nam się, że ktoś nas zawodzi, nie spełnia naszych oczekiwań, albo założeń, które mamy na jego temat - może dojść do zerwania więzi. "Nie chcę Ciebie więcej widzieć na oczy". Dzieje się tak bardzo często w obrębie wartości. Kiedy system wartości rodziców i dzieci zaczyna być różny - jest to sytuacja, w której trudno się odnaleźć, wkrada się obcość. Czasami nie łatwo znaleźć motywację żeby mimo różnic trwać jednak ze sobą. Aby nie było to czymś, co będzie w naszej relacji zwyciężać - ktoś się zawodzi, odwraca się od tego, co było do tej pory ważne, deklarowane. W tej sytuacji istnieje taka groźba, że będziemy udawali, że czegoś nie widzimy, albo w jakimś sensie będziemy prowadzili podwójne życie - oficjalne i w ukryciu. Takie życie, do którego bliscy nie będą mieli dostępu, ponieważ wiemy, że oni tego nie zaakceptują w jaki sposób żyjemy co myślimy. Dzieje się to kosztem spontaniczności, otwartości.

Powróćmy jeszcze do samego momentu odetchnięcia po wieczerzy wigilijnej. Wspomniał Pan, że spacer to dobry pomysł na odreagowanie…

Ta chęć chwilowego odosobnienia np. spacer może być związana zwyczajnie z tym, że chcemy odpocząć. Rodzaj spotkania i intensywność przeżyć przekracza możliwość pomieszczenia tego we mnie. Może rozmów na jakiś temat jest za dużo. To chęć znalezienia dystansu po to, aby móc znowu uczestniczyć i zaangażować się w rozmowę. Samotność jest bardziej skomplikowanym uczuciem, które zakłada opuszczenie, niezrozumienia nie mam do kogo się zwrócić, kto mógłby mnie zrozumieć, to co myślę i to, co przeżywam. To wszystko, co się ze mną dzieje kiedy zaczynam komuś opowiadać - jest dla kogoś niezrozumiałe, albo to odrzuca. Wtedy zaczyna się poważny kłopot. Ktoś być może szuka kontaktu i zrozumienia, ale go nie znajduje. Są przecież tacy ludzie, którzy od czasu do czasu sami szukają samotności. Szukają dystansu, izolacji, chociażby po to, aby móc przemyśleć sobie swoje życie. Niektórzy wyjeżdżają na rekolekcje, na medytację - ale to nie jest samotność. Jest to bardziej próba odnalezienia siebie, z dystansem od zgiełku.

Kiedy możemy mówić o samotności?

Samotność jest wtedy kiedy chcemy kogoś bardzo znaleźć, ale nie potrafimy. Ta nasza prośba zostaje bez odpowiedzi. Wtedy zaczynamy się zastanawiać co z nami jest nie tak. Czego nam brakuje, że inni nas nie chcą, ignorują nas, że jesteśmy źle traktowani, omijani. Jest to sytuacja, którą przeżywamy jako niechęć innych ludzi do nas. Myślę, że zaczyna się duży dramat ludzi samotnych, w zależności od tego jaką mają konstrukcję własnej osobowości. Czy są w stanie poradzić sobie i uznać, że tak właśnie jest? Są tacy, którzy ciągle nie potrafią się pogodzić z taką sytuacją - pukają, kołaczą, ale ciągle napotykają na niezrozumienie, pustkę, odmowę. Czasem jest to początek dużej ludzkiej tragedii. Po takich doświadczeniach sami możemy dystansować się od innych., Wtedy jest dużo rozgoryczenia na świat, na innych ludzi, że nie chcą, nie są w stanie zobaczyć naszej wrażliwości, wartości. Jest to na pewno przykre, ale nie wiem na ile jest to wyznacznik czasu w którym żyjemy, gdzie więzi - z jednej strony są deklaratywnie bliskie i jest ich dużo. Na ile tych bliskich osób jest rzeczywiście koło nas mało… Komórka, o której Pani wspomniała, może być niezbędnym rekwizytem, który daje nam iluzję że nie jesteśmy sami, że ktoś może na nas czeka, albo - my możemy na kogoś czekać. Chcemy wierzyć, że nie jesteśmy odosobnieni, samotni, bo jest ktoś może daleko, kto się odezwie, napisze SMS.

Może…

Zawsze jest to niepewność, oczekiwanie. Myślę, że ci, którzy są dojrzali i pewni relacji - będą mieli mniej wątpliwości. To "może" u nich będzie mniejsze. Oni nie będą zależni od tego, czy ktoś zadzwoni w danym momencie czy nie. Oni będą w stanie znieść sytuację, w której ktoś przez święta nie będzie się do nich odzywał. Będzie miał zrozumienie, że ktoś ma inne osoby, z którymi chce być. Jesteśmy ważni, ale być może nie najważniejsi. Jeśli to "może" jest duże, jest ciągła niepewność - może odzwierciedlać to, jak niepewnie czujemy się w świecie, w relacjach z innymi ludźmi.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Samotność w Święta
Komentarze (6)
Q
Qbek
24 grudnia 2014, 11:04
gorsze od samotności jest tylko osamotnienie - bycie samotnym wśród ludzi...
A
andrzej
24 grudnia 2014, 00:41
Ktoś kto zbliży się w prawdzie i swej prostocie do Boga nigdy nie będzie odczuwał samotności, prędzej pustkę, ale to zwykle oznaka oddalenia się od Boga. Kiedyś wierzyłem jedynie w Chrystusa, bo tylko On dał mi się poznać bliżej. Dzisiaj są to już trzy wspaniałe Istoty Boże oraz cały Kościół Świętych. W takim otoczeniu człowiek nie może odczuwać samotności, jest to po prostu nie możliwe! Daję przykład. Zamykam oczy i śpię. We śnie odnajduje mnie Bóg i wskazuje na coś do zrobienia, poprawienia etc. Budzę się otwieram oczy i nawet w pierwszych myślach Bóg potrafi o czymś przypomnieć np. co się ma wydarzyć tego dnia lub może, ale nie musi. Idę w miasto, spotykam ludzi życzliwych i ciekawych, a tym samym wartych spotkania. Rozmawiamy i po jakimś czasie okazuje się, że pomagamy sobie nawzajem choćby bardzo cenną radą. Pośród natury spotykam dzikie zwierzęta i o dziwo czytam jakby ich myśli, wiem co w danym momencie mogą zrobić, jak się zachować. Czasem słyszę w mojej głowie jakby głos intuicji, który ostrzega, aby nie stać się ofiarą lub posiłkiem jakiegoś drapieżnika. Te przeżycia są idealnymi momentami, jakie doświadczyłem w kontakcie z Bogiem i wierzę że inni ludzie też tak doświadczają obecności Boga w swoim życiu. Czasami mam okazję nawet o tych doświadczeniach z kimś porozmawiać i uwierzcie, że bardzo łatwo odróżnić kogoś kto fantazjuje od prawdziwego świadka obecności Boga w naszym życiu. Właśnie teraz jest kolejna okazja zbliżenia się do Boga. Życzę wszystkim, aby w swojej samotności odnaleźli Boga; źródło radości, miłości i pokoju. On pragnie obdarowywać nas szczęściem jakiego wielu jeszcze nie poznało.  W te Święta nikt nie musi być samotny, wystarczy otworzyć się na Boga, bo On wciąż cierpliwie czeka na nasze TAK. Jedynie grzech może nas oddzielać od naszego dziedzictwa bożego i wszystkich darów z nim powiązanych.
A
andrzej
24 grudnia 2014, 00:43
Dla wielu być może powiało jakimś skrajnym fundamentalizmem, który zasługuje na conajmniej ostracyzm, ale zapewniam że wielu pasjonatów ekstremalnych wypraw na krańce świata doświadczyło w sposób podobny Boga. Wielu z nich nie chce o tym rozmawiać, bo taktują tą relację jako coś najbardziej intymnego z ich życia. Pośród takich ludzi są też ratownicy i podróżnicy, a dla wielu z nich bliskość Boga jest polisą na ich życie. I choć trudno w to uwierzyć bliskość Boga jest faktem i może być też częścią Twojego życia.
T
Terr
24 grudnia 2014, 20:09
Bog tak, Kosciol nie.
A
asd
23 grudnia 2014, 22:19
Jak składacie życzenia, kiedy wiecie że ktoś raczej nie będzie miał WESOŁYCH Świąt? Dziś powiedziałam te słowa w przychodni, pielęgniarki aż się skrzywiły. Co dopiero wśród bliskich.
E
eMMa
23 grudnia 2014, 22:25
Jak ktoś z rodziny to zaprosić go do siebie lub odwiedzić może.