Ściśle tajne! Przejąć kontrolę nad umysłem

Jeden z takich eksperymentów zdawał się potwierdzać możliwości nawiązania kontaktu pozazmysłowego, który bardzo zaintrygował amerykańskich analityków (fot. Urban~Spaceman / flickr.com)
Monika Śliż / slo

Zmiana osobowości, zabawy z narkotykami czy pranie mózgu to tylko niektóre eksperymenty, jakich dokonywała CIA.

Informacje o pierwszych eksperymentach pochodzą najczęściej od ich uczestników, więc należy podchodzić do nich z dystansem. Pewne jest, że prowadzili je fizycy związani wcześniej z agencją kosmiczną NASA: Harold Puthof i Russel Targ. Od 1972 r. pracował z nimi także Ingo Swann, nowojorski artysta i telepata. Szybko znalazł się także sponsor, którym była firma East Coast Challenger, która należała do zakamuflowanej agendy CIA.

Telepatyczna więź?

Jeden z takich eksperymentów zdawał się potwierdzać możliwości nawiązania kontaktu pozazmysłowego, który bardzo zaintrygował amerykańskich analityków. Test polegał na odbieraniu młodych królików od matki i zabijaniu ich w zanurzonej łodzi podwodnej. Według udzielających wywiadu naukowców aparatura rejestrowała gwałtowną reakcję układu nerwowego królicy w momencie zabijania potomstwa. Dzisiaj jednak nie ma żadnych dowodów potwierdzających telepatyczną więź matek z potomstwem.

DEON.PL POLECA

Projekt MKULTRA

Aferę Watergate znają wszyscy. To właśnie po niej prezydent Gerald Ford powołał specjalną komisję do zbadania działalności CIA. Richard Helms, szef agencji, wydał wówczas polecenie zniszczenia dokumentów związanych z MKULTRA (ściśle tajnego projektu badawczego prowadzonego przez Centralną Agencję Wywiadowczą Stanów Zjednoczonych w latach 50. i 60.). Komisja, którą kierował sam wiceprezydent Rockefeller, zdołała jedynie potwierdzić istnienie programu. Szczątkowe akta zostały odnalezione dopiero, kiedy zmienił się dyrektor CIA.

Formowanie osobowości

Drastycznym eksperymentem przeprowadzonym w ramach programu MKULTRA były badania nad wymazywaniem pamięci i tworzeniem nowej osobowości. Koordynatorem tych badań był psychiatra Ewen Cameron. Oficjalnie szukano przyczyn i leczono schizofrenię. Jednak niektórych pacjentów poddawano specjalnej "terapii". Pierwszy etap obejmował wprowadzanie pacjentów w stan całkowitego otępienia za pomocą elektrowstrząsów i środków chemicznych. Aby odciąć pacjentów od bodźców zewnętrznych, przetrzymywano ich w wygłuszonych izolatkach. Po kilku miesiącach takiego "oczyszczania" mózgu ludzie tracili poczucie rzeczywistości. Nie wiedzieli gdzie się znajdują i kim są. Wtedy przystępowano do kolejnego etapu: formowania nowej osobowości. Pacjentom nakładano słuchawki i przez kilkanaście godzin dziennie sączono do mózgu nagrane na taśmy magnetofonowe informacje. Cameron opisał efekty eksperymentów w "American Journal of Psychiatry", a aluzje do stosowanych przez niego metod również znajdują się w filmie "Człowiek, który gapił się na kozy".

"Pranie mózgu"

Po wybuchu wojny koreańskiej w 1950 r. niektórzy żołnierze amerykańscy ujawniali zbrodnie wojenne, krytykowali "imperialistyczną politykę USA" czy zapowiadali zwycięstwo komunizmu. Wielu analityków CIA przeraziło takie zachowanie. Ówczesny szef agencji Allen Dulles podejrzewał, że komunistyczni naukowcy odkryli nowe metody manipulacji ludzką psychiką, co umożliwiałoby zmianę świadomości i myślenia. Tajemnicę mieli wyjaśnić naukowcy z Cornell University. Zespołem kierował Harold Wolff, któremu udostępniono materiały zebrane przez wywiad oraz zeznania oficerów tajnych służb Chin i ZSRR, którzy przeszli na stronę Zachodu. Wolff, wybitny psychiatra, badał sprawę dwa lata, stwierdzając, że komuniści nie wynaleźli żadnej nowej broni psychofizycznej. Nie stosowali hipnozy, psychotropów czy radiacji, a klasyczne metody "prania mózgu". Były to m.in.: tortury, zastraszanie, pozbawianie snu, głodzenie i intensywna indoktrynacja.

Eksperymenty z LSD

Czy za pomocą środków chemicznych można dokonać zmiany osobowości i przejąć kontrolę nad umysłem? Na to pytanie miał odpowiedzieć tajny i sprzeczny z amerykańskim prawem program badawczy CIA. Pracami kierował Sidney Gottlieb, psychiatra i chemik, który zadecydował, by jako jedną z pierwszych substancji przebadać LSD. Podczas jednego z przyjęć Gottlieb dodał do drinka dr. Franka Olsona sporą dawkę narkotyku. Początkowo Olson wpadł w euforię, potem pogrążył się w depresji. W tajemnicy został przewieziony do Nowego Jorku, gdzie miał zostać poddany badaniom. Osiem dni później doktor wyskoczył z dziewiątego piętra. Tragedię tę ukrywano 20 lat. Mimo to samobójstwo Olsona nie wpłynęło na zaprzestanie eksperymentów z LSD. Narkotyki podawane były m.in.: prostytutkom i pacjentom z zakładów psychiatrycznych. Ich zachowanie było filmowane w tajemnicy.

Prace prowadzone były równolegle w ponad 40 ośrodkach cywilnych. Większość uczonych nie wiedziała dla kogo pracuje, gdyż granty na projekty otrzymywali od instytucji typu Human Ecology Society.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ściśle tajne! Przejąć kontrolę nad umysłem
Komentarze (4)
D
Dami
17 listopada 2010, 11:56
Nauka i naukowcy są zawsze tylko dobrzy. Tak się radośnie głosi. Mówi się, że w obozach hitlerowskich czy w komunistycznych więzieniach prowadzono badania nie naukowe, a pseudonaukowe (np. zapładnianie kobiet nasieniem małp w celu stworzenia nowego typu żołnierza w Rosji sowieckiej - wspomniane np. w książce J.Graya - Czarna msza. Apokaliptyczna religia i śmierć utopii). Po wojnie z tych pseudonaukowych badań korzystali wszyscy, którzy tylko mogli i to bez skrupułów. Mówi się, że Amerykanie współpracowali z nazistowskimi naukowcami (zwanymi zbrodniarzami), to samo niestety dotyczy innych krajów, także ZSRR. Współpracowano z aresztowanymi nazistowskimi badaczami, a w Stasi służyli zbrodniarze hitlerowscy zwani tutaj po prostu ekspertami w swojej dziedzinie. Opisywana sytuacja pokazuje, że naukowcy w zamian za pieniądze poprowadzą dowolne badania. To, że nie wiedzą dla kogo pracują nie zmienia faktu, że postępują tak, a nie inaczej. Chęć sławy, pieniądze, walka o prestiż w środowisku, zwykła ciekawość - to jest ważniejsze niż wszystko inne. Pytanie: czy badaczy, naukowców ze Stanów tak jak tych z hitlerowskich Niemiec nie powinniśmy również nazywać zbrodniarzami? Przynajmniej tych, którzy przeprowadzali ryzykowne ekperymenty na ludziach. I czy nie powinniśmy poznać ich nazwisk i tego co robili. No chyba, że zagraża to pokojowi na świecie.
C
czytelnik
16 listopada 2010, 22:49
http://www.youtube.com/watch?v=z3qalt1K5RIstrach pomyśleć, to jakaś paranoja!
Z
zbyszek
16 listopada 2010, 15:15
strach pomyśleć, to jakaś paranoja!
Bogusław Płoszajczak
16 listopada 2010, 10:42
W naukowym "światku" mówiło sie o tym od dawna. Dobrze jednak, że ktoś ktoś ten artykuł napisał nie tylko dla owego "naukowego światka"