Dacza pod gruszą - letnie wspomnienie...
"Latem świat petersburski zwykł mieszkać na daczy.
To jest - w pałacach wiejskich. Dacza wioskę znaczy".
Wzorem starej rosyjskiej arystokracji letnie wakacje na wsi spędzała więc także niejaka Telimena. Ta od mrówek i Pana Tadeusza z "Pana Tadeusza", wydanego po raz pierwszy w 1834 roku w Paryżu.
Już wtedy zwyczaj spędzania wakacji na wiejskim letnisku musiał się pierwszym czytelnikom poematu Mickiewicza - Francuzom.- wydać w pełni zrozumiały, bo ich Wersal to też swoista dacza, leżąca spory kawałek za miastem.
Natomiast tradycja, że w prezencie ślubnym każda szanująca się paryżanka otrzymuje pałac letni, zdaje się być u nich równie stara, jak dynastia Merowningów. Owszem, jako "Sławianie, my lubim sielanki", ale to właśnie Francuzi, na czele z "pastereczką" Marią Antoniną, podnieśli też wczasy pod gruszą do rangi prawdziwej sztuki, choć agroturystykę, czyli lato na wsi na skalę masową, wymyślili jednak nie oni, lecz starożytni Rzymianie.
To za czasów imperium wzrosło bowiem znaczenie i pozycja ekonomiczna miejskiej klasy średniej (patrycjatu). A poza tym Rzym w lecie po prostu nie nadawał się do życia. Wąskie uliczki Zatybrza, już w tamtych czasach zabudowane piętrowymi ceglanymi kamienicami, podczas upałów przypominały bowiem Lower East Side sprzed epoki powszechnej klimatyzacji. Kto mógł, kupował więc choćby najmniejszy skrawek ziemi nad morzem albo w górach, sadził gaj oliwny, budował cysternę, a obok stawiał choćby skromną lepiankę, byle tylko uciec z miasta w porze największych upałów. Obyczaj utrzymywania wiejskiej willi przetrwał we Włoszech do dzisiaj, a kultywują go nie tylko przedstawiciele tamtejszego establishmentu, w podmiejskich rezydencjach urządzający orgietki na wolnym powietrzu, ale także najwyżsi dostojnicy Watykanu, latem odpoczywający w wakacyjnej rezydencji papieskiej nad jeziorem w Castel Gandolfo.
Obyczaj utrzymywania majątku na wsi stosunkowo wcześnie pojawił się także w Anglii, by w epoce wiktoriańskiej stać się standardem w kręgach londyńskich elit, przeważnie posiadających zresztą wielkie majętności ziemskie.
Jakby jednak nie patrzeć i jak głęboko nie wertować podręczników historii powszechnej, letnisko to nic innego, jak uboczny efekt urbanizacji, a "powrót do natury", to nawet w czasach antycznych głównie reakcja na społeczne skutki industrializacji.
Jeśli zajrzeć do literatury, to w agroturystyce bynajmniej nie chodzi bowiem ani o klimat, ani też ładne widoki. Najważniejsze zalety letniska leżą zupełnie gdzie indziej. Dom na wsi to bowiem miejsce, gdzie bierze się urlop nie tylko od miejskiego upału i zawodowej rutyny, ale także od kulinarnych, konfekcyjnych, obyczajowych, a nawet higienicznych standardów typowych dla miasta. Czy też - jak można wnosić po skwapliwości, z jaką większość letników myje się pod studnią, chadza boso i zajada się ziemniakami z maślanką - przymusów. Tak rozumiane letnisko staje się symbolem i ucieleśnieniem prawdziwej, niczym nieskrępowanej wolności.
Nie przez przypadek przywołany został na wstępie przykład Rosji. Dzisiaj to właśnie Rosjanie otwierają światową listę "letniskowców". Daczę, rozumianą zarówno jako letnia rezydencja, jak i altanka na działce (ale zawsze), posiada co drugi przedstawiciel elektoratu prezydenta Miedwiediewa. I dwie trzecie mieszkańców wielkich rosyjskich metropolii.
Letnisko znalazło zresztą swoje trwałe miejsce w rosyjskim kanonie literackim, zwłaszcza u Czechowa, gdzie pełni ono rolę scenografii, idealnie eksponującej cechy właściwe "prawdziwie rosyjskiej duszy".
Za czasów wielkich prozaików letnisko było jednak w Rosji, podobnie jak w całej ówczesnej Europie, przywilejem elit. Do upowszechnienia się, a zwłaszcza do umasowienia wypoczynku na łonie natury potrzeba było bowiem nie tylko uwarunkowań kulturowych, ale także środków i - oczywiście - czasu.
Czas wolny, przeznaczony wyłącznie na wypoczynek i rekreację, w rozkładzie dnia (i roku) europejskiego Kowalskiego pojawił się zaś dopiero w połowie dziewiętnastego stulecia. I to od tamtej właśnie pory rozwija się na świecie turystyka masowa. W tym także wiejskie letniska, odzyskujące teraz w Polsce popularność, utraconą wcześniej na rzecz McWakacji w betonowych kompleksach wypoczynkowych Egiptu czy Tunezji.
W kwestii sposobu spędzania letnich wakacji potwierdziła się więc nad Wisłą wizja z "Awansu" Edwarda Redlińskiego. Dla nowych rodzimych elit już nie "Kanary" czy Sopot, ale odpoczynek "u chłopa" na wsi nabiera charakteru wakacyjnego snobizmu. Mycie pod studnią. Sławojka. Mleko prosto od krowy. Spacery boso po rosie. Porzeczki z krzaka. Takie klimaty.
Bo, owszem, ziemiaństwo ziemiaństwem, ale jak dowodzą statystyki, ponad 80 procent współczesnych Polaków legitymuje się chłopskim rodowodem. A "dacza, wioskę znaczy"...
Skomentuj artykuł