Daj lajka! Twoje dziecko jak na narkotykowym głodzie

Anna Świerzyńska

Socjale stają się areopagiem błagalnych próśb ludzi o akceptację, której często nie otrzymują poza wirtualnym światem. Pokazywanie jedynie kolorowych fragmentów życia, jest niczym innym jak fałszowaniem prawdy o rzeczywistości. Jak to działa na młodych ludzi?

Są takie media społecznościowe, które tylko pięknie wyglądają, kusząc powabną wystudiowaną zawartością, pod którą nie ma nic głębszego. I tak je kochamy, bo mamy potrzebę podziwiać i być podziwianymi, chcemy mieć ten mały skrawek pięknej przestrzeni, której jesteśmy kreatywnymi twórcami.

Jeśli już wiesz, co mam na myśli, brawo za dedukcję! Chodzi o Instagram.

Dla mnie to w pewnym sensie pierwszy wróg na liście innych, głupawych miejsc w sieci.

Dlaczego?

Po pierwsze dlatego, że mam dzieci, które gdy dorosną mogą czerpać z takich miejsc inspiracje i szukać autorytetów, nabierając przekonania, że tylko to co snobistyczne i powierzchowne ma sens, jest godne uwagi i szacunku. Że tylko to, co zewnętrzne ma wartość - bez względu czy to fotel, wnętrze salonu, drugi człowiek czy graficzne brwi modelki.

Po drugie jest to przestrzeń cyfrowa, która jest narkotykiem i kradnie czas, nie ucząc zupełnie niczego, zabiera cenny czas na zawieranie przyjaźni, kontakt z rodziną, naukę... podobnie jak Facebook, Twitter czy gry komputerowe. Mechanizmy działania są tu podobne.

Wstawianie treści wiąże się z otrzymywaniem gratyfikacji w postaci polubień, a to prosta droga do uzależnienia równie silnego jak te narkotykowe. Socjale uzależniają nas poprzez wydzielanie hormonu dopaminy, który pojawia się w organizmie w momencie radości i szczęścia.

Przeczytaj też: Zanim wrzucisz selfie, odpowiedz sobie na 5 pytań >>

A cóż tym szczęściem zwą na Instagramie? Lajki, szery, komentarze, suby, ilość followersów. Poza tym, dla niektórych jest ono synonimem nadmuchanych ust, napompowanych pośladków Kim Kardashian, pozowanych selfie i fotografii własnoręcznie wykonanej aborcji przez niemiecką fotograf (sic!). Źródłem szczęścia w sieci, poza którą tak trudno o pochwałę ze strony osoby obcej czy nawet bliskiej jest forma akceptacji w postaci polubień.

To rzeczywiście głębokie pojęcie szczęścia. Oczywiście nie można oceniać ogółu ludzi siedzących na tym medium, bo są tu też ludzie wspaniali i wartościowi. Jednak zmierzam do określenia celowości istnienia takiego miejsca, które spełnia określone potrzeby ludzi.

Jakie to potrzeby? Są one dość powierzchowne, to głównie nienasycona próżność, chęć bycia kimś, wywołania zazdrości u znajomych, głód pochwał, akceptacji i ciekawego życia, które nierzadko jest szaro-bure off-line.

To tutaj od razu otrzymujemy prezenty za każde dobrze skadrowane zdjęcie kotleta, źle ubraną skarpetę, brzuch w 40. tygodniu ciąży. Wielbią nas nieustannie rzesze fanów i "przyjaciół" - na których w realu polegać nie można - ale przyjaciółmi są, bo dają nam to czego w realu brak - chwilową adorację, ulotną afirmację i pełną zgodę na to, co robimy w danym momencie.

To świetny substytut życia nieudanego, nudnego, pozbawionego sensu, pracy, blasku, relacji i szczęścia.

Skoro nie umiemy sobie zgromadzić znajomych wokół, to wykupmy followersów, skoro nikt nie pochwali nas za zakup sukienki w Biedronce, to w mediach otrzymamy masę lajków, gdy ładnie wykadrujemy zdjęcie i dodamy śmieszny tekst, to zyskamy nowych lubisiów, a potem zalewamy się łzami, bo ktoś śmiał skrytykować nasz ubiór.

Szczęście na insta to wstawienie zdjęcie z wierzchołka Czomolungmy. Bo coż to za radość zdobyć szczyt bez poczucia zazdrości ze strony koleżanek? Czym jest zdobycie góry, gdy nikt o tym nie wie?

Poza propagowaniem płycizny moralnej i intelektualnej serwujemy sobie tonę fałszu i sztuczności, masę make’upu, które ukrywają prawdę o ludzkim życiu.

To takie śmieszne przeźrocza o czymś, czego nie ma, co jest zaledwie wycinkiem skomplikowanej rzeczywistości. To tutaj ucieka się do utopii o świecie doskonałym pozbawionym chorób i wad. Można tu ukryć się za błyskotkami, zdjęciami przyciętymi o niechciane kadry z życia i wreszcie pokolorować filtrami to, co nie jest pożądane.

Na próżno tu szukać kobiet silnych, cierpiących z powodu pracy, mobbingu, przemocy, leżących miesiącami w szpitalu przy umierającym dziecku, nie ma tam starszych pań - weteranek wojennych, nie ma tam wyższych wartości poza zadkiem znanej tap madl i nadmuchanymi ustami kobiet w nierzadko głębokiej depresji, którym nikt nie pomoże na czas…

Nie ma tam problemów, bo po co problemy? To medium pierze mózgi głównie młodym ludziom, bo wtłacza w świadomość, że w życiu ma sens tylko dobrobyt, zabawa i materia. Jaki jest tego cel?

Instagram to wspaniałe narzędzie promocji materialnych wartości. Można go wykorzystać ku dobremu podobnie jak i Facebook’a, ale czy ktoś to robi z pomysłem? Co dobrego wynika z pokazywania zdjęć dzieci grupie ludzi nam osobiście nieznajomych, jeśli nie jesteśmy celebrytami, którzy z tego żyją?

Poza tym Instagram to tylko wydmuszka i nieudolny naśladowca tytana jakim jest Facebook, na którym jest wszystko - zdjęcia, messenger, polityka, pomoc chorym, wiadomości, moda i zbiórki charytatywne. Instagram powiela funkcje fb, ale jest bardziej "elitarny", bo nie wybijemy się z profilem bez perfekcyjnych kadrów. Prawda w całej swej okazałości i zwykła szarość tu nie wygra, okalecza się więc rzeczywistość redukując ją do jasnej strony życia. To miejsce, które odrzuca niechciane przez nas aspekty życia.

Instagram to głównie nowoczesne i zadbane wnętrza, wymuskane twarze, nieskazitelne cery i pedicure. Wartości, jakie są głównie propagowane to ludzkie ego, samozachwyt, próżność i czysta rozrywka. Czy jest tam miejsce na coś dobrego? Pewnie jest, jeśli dobrem nazwać wstawianie zdjęć relacjonujące wszystkie etapy dnia blogerów, dzieci pani X, wnętrza bogaczy czy zdjęcia gwiazd.

Każde medium można wykorzystać w celu głoszenia dobrej nowiny w sensie ewangelicznym jak i dosłownym takim jak promocja rodziny i głoszenie wartości wyższych, ale nie zmienia to faktu, że socjale ładują konta koncernów i mało kogo interesuje ich głębsza - forsowana przez wartościowych twórców - treść.

Instagram wyśmienicie wchodzi w nurt utopii, jaką wyznaje i jaką zachłysnął się zamożny zachód i nie tylko - utopii odrzucającej słabość, grzech, choroby, brzydotę, biedę. Utopii, dla której zabija się brzydkie, chore czy niepełnosprawne dzieci podczas aborcji.

To właśnie dzisiejszy świat w pigułce. Instagram jest jego kalejdoskopem, doskonale w ten nurt się wpisuje i jest najlepszym dowodem na powolne ogłupianie społeczeństwa, zanik prawdziwych relacji na rzecz tych opierających się na lajkach. Chcesz wiedzieć jaki jest dziś świat? Zacznij żyć.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Daj lajka! Twoje dziecko jak na narkotykowym głodzie
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.