Ksiądz Jan o sytuacjach granicznych

(fot. Damian Kramski/ aj)
ks. Jan Kaczkowski/ Joanna Podsadecka

"Kościół stoi na stanowisku, że jeśli dziecko poczęło się na skutek gwałtu czy kazirodztwa, nie ma to wpływu na jego godność. A jak jest w przypadku in vitro? Pamiętam, ilu ludzi z pogardą wypowiadało się potem o dzieciach poczętych tą metodą - ks. Jan odpowiada na to i inne trudne pytania.

Ksiądz Jan Kaczkowski w rozmowie z Joanną Podsadecką odpowiedział na pytania wysłane przez czytelników DEON.pl

Joanna Podsadecka: Czy pary, które chcą mieć dzieci, lecz nie udaje im się ich spłodzić, często konsultują się z kapłanami?

Bardzo często.

Kościół stoi na stanowisku, że jeśli dziecko poczęło się na skutek gwałtu czy kazirodztwa, nie ma to wpływu na jego godność. A jak jest w przypadku in vitro? Pamiętam, jaka dyskusja rozgorzała po słowach ks. Franciszka Longchamps de Beriera, który powiedział, że "są tacy lekarze, którzy po pierwszym spojrzeniu na twarz dziecka wiedzą już, że zostało poczęte z in vitro. Bo ma dotykową bruzdę, która jest charakterystyczna dla pewnego zespołu wad genetycznych". Pamiętam też, ilu ludzi z pogardą wypowiadało się potem o dzieciach poczętych metodą in vitro.

Chociaż każdy z wymienionych przez Ciebie sposobów poczęcia jest ewidentnie niegodny, to efekt tego poczęcia, czyli osoba ludzka, posiada nadprzyrodzoną i niezbywalną godność. A z tą bruzdą to oczywiście bzdury.

Z czym ma problem ksiądz i bioetyk, myśląc o in vitro?

To jest bardzo skomplikowana materia. Argumenty są różnej wagi. Zwłaszcza embriony nadliczbowe, zamrażane na lata, implikują mnóstwo problemów, prowokują wiele pytań. Wyobraźmy sobie, co się stanie, gdy kobieta będzie chciała implantować sobie zamrożony embrion, a mężczyzna powie: "Nie chcę mieć już z tobą dzieci". Co wtedy? Albo kiedy kobieta postanowi urodzić swoją genetyczą siostrę czy ciotkę. Nie możemy wykluczyć, że do nadliczbowych embrionów dorwą się wariaci. Musimy myśleć długofalowo.

Pytanie do każdego z nas jest takie: czy uważasz embrion za coś czy za kogoś? Dla mnie jest kimś przede wszystkim z powodu osobności genetycznej. Proces zapłodnienia nie polega tylko na wniknięciu plemnika do komórki jajowej. Następuje proces wymieszania się kodów genetycznych. Jeżeli więc doszło do zapłodnienia, mamy do czynienia z osobnością genetyczną.

Czy badania prenatalne są dopuszczalne przez Kościół?

Zależy, z jakiego powodu i z jaką intencją są wykonywane. Jeżeli w celu wyeliminowania chorych czy upośledzonych zarodków, to są niedopuszczalne. Jeżeli w celu diagnostyki i ewentualnego leczenia, są dopuszczalne.

"Osoba niepełnosprawna czy chora psychicznie nie ma szczególnych możliwości realizacji powołania do życia kapłańskiego, małżeńskiego czy zakonnego. Sama jestem mężatką i pamiętam pytania z protokołu przedmałżeńskiego o to, czy narzeczeni są pewni swojego zdrowia psychicznego. A jeśli nie są? Mają zamkniętą drogę do małżeństwa i do współżycia. Jednak większość z tych osób ma potrzeby seksualne, i to nawet wzmożone przez problemy psychiczne i wahania hormonalne związane z jakimś typem niepełnosprawności. Pierwszy przypadek: 13-letni chłopiec, niedotlenienie przy porodzie, upośledzenie umysłowe, motoryczne, zachowania autystyczne, a jednocześnie okres dojrzewania, zainteresowanie dziewczętami - jak taka osoba może zapanować nad swoimi pragnieniami? Co może zrobić rodzic? Drugi przypadek: dorosły mężczyzna z zaburzeniami schizo-afektywnymi, ma dziewczynę, która jest w stanie poświęcić życie opiece nad nim, ale choroba psychiczna stanowi przeciwwskazanie do zawarcia sakramentu. Zresztą - z uwagi na to, że tego typu schorzenia bywają dziedziczne, obawiają się posiadania dzieci, a małżeństwo ma być otwarte na przyjęcie potomstwa. Jak postępować w takich sytuacjach?"

Poruszyła Pani niezwykle poważny i skomplikowany problem. Oczywiście, zdiagnozowana choroba psychiczna bywa poważną przeszkodą do życia małżeńskiego, kapłańskiego czy zakonnego. Osoby chcące wstąpić na którąś z tych dróg, jeżeli nie są pewne swojego zdrowia psychicznego, to - wiem, że brutalnie to zabrzmi - powinny raz jeszcze przeanalizować własną kondycję i rozważyć, w jaki sposób mogłaby się ona przejawiać w zmienionych okolicznościach życiowych. Należy o takich przypadłościach informować osoby zainteresowane i w przypadku jasnej diagnozy godzić się na zamknięcie pewnych możliwości.

Odnośnie do przypadku upośledzonego umysłowo chłopca, który ma problemy z zapanowaniem nad popędem, warto pamiętać o czymś uniwersalnym: trudno jest opiekunom wypracować najlepszy model postępowania w sytuacji, gdy u człowieka w okresie dojrzewania występuje podwyższona pobudliwość seksualna. Na pewno nie wolno go za przejawy seksualności karać, ponieważ pomyśli wówczas, że albo seksualność, albo on sam są czymś złym. To niestety po prostu trzeba przetrwać. Szczególnie w tym okresie należy być uważnym, troskliwym, delikatnym, czujnym.

Natomiast przypadek wspomnianego dorosłego człowieka z zaburzeniami schizo-afektywnymi jest nie mniej skomplikowany. Tego typu zaburzenia mogą generować mnóstwo problemów w związku, dlatego warto byłoby czynić obserwacje i dokonywać analizy. Należałoby to robić spokojnie, wyciszając emocje, na ile się da, i z pewnego dystansu patrzeć na ten związek. Ta młoda niewiasta musi być w pełni świadoma, czego się podejmuje albo czego chciałaby się podjąć.

A jeśli jest świadoma i decyduje się wyjść za mąż?

Musimy się upewnić, co ona rozumie pod nazwą "małżeństwo". Bo czasem ludzie pochodzą z tak pokiereszowanych domów, że nawet nie wiedzą, jak związek powienien funkcjonować.

Załóżmy, że już podjęli decyzję, że na dobre i złe chcą być razem. Boją się jednak, że choroba psychiczna jest dziedziczna, więc zamykają się na przekazanie życia. W świetle nauczania Kościoła stosuje się wobec nich takie same zasady, jak wobec ludzi zdrowych, prawda?

Niestety tak.

Zatem ich związek jest obarczony sporym ryzykiem posiadania chorego potomstwa, ale oni, chcąc zawrzeć ważny związek małżeński, muszą zadeklarować otwartość na nowe życie.

Jeśli się na to decydują, jeśli to deklarują, trzeba to odnotować w protokole. To spowoduje, że w przyszłości będzie problem z uznaniem tego małżeństwa za niebyłe. Ksiądz, który spisuje taki protokół, powinien być niezwykle uważny i wszystkie wątpliwości odnotować tam, gdzie jest na to miejsce.

Co się więc dzieje, jeśli ktoś świadomie, dobrowolnie decyduje się na bycie z osobą, która mu wyznała, że jest chora psychicznie?

Choć podejmują decyzję dobrowolnie, mogą się spodziewać, że za kilka lat ważność ich potencjalnego małżeństwa może zostać podważona z punktu widzenia ważności sakramentu. Tego muszą być świadomi.

Może być podważona nawet w sytuacji, kiedy byli wobec siebie szczerzy i niczego nie zataili?

Nawet w takiej sytuacji, ponieważ zawsze mogą wypłynąć nowe fakty. Można wtedy dowodzić, że dana osoba rozumiała pod słowami umowy coś innego niż drugi człowiek.

W jaki sposób należy rozmawiać z ofiarami molestowania seksualnego? One chyba często mają poczucie winy, wmówione im przez krzywdziciela.

Zdecydowanie tak. Noszą w sobie długotrwałe poczucie winy, które zbudował w nich krzywdziciel, zmuszając je do tajemnicy.

Spotykasz się z takimi przypadkami?

Jeżeli chodzi o molestowanych, to odsetek tych, którzy mają bezzasadne poczucie winy, to według mnie pewnie około 80 procent.

Czego szuka ktoś, kto przychodzi do księdza, by powiedzieć, że był molestowany?

Myślę, że szuka kogoś, kto go uspokoi, kto mu powie, że to nie jego wina.

Czy ludzie, którzy doświadczyli molestowania, mają problemy z przebaczeniem temu, kto ich skrzywdził, czy raczej szukają wewnętrznego spokoju, nie chcą nosić w sobie nienawiści?

Myślę, że doświadczają sprzecznych uczuć. Na początku jest im trudno zdobyć się na przebaczenie, bo ktoś, kto wtargnął w moją dziecięcą czy młodzieżową intymność, na pewnym poziomie emocji, nie jest jeszcze godzien przebaczenia.

Uderzyło mnie Twoje wyznanie, że podczas wyjazdów z licealistami na pielgrzymkę do Częstochowy odkrywałeś, jak liczne wśród młodzieży były przypadki osób molestowanych seksualnie. Powiedziałeś wtedy, że nie zdziwiłbyś się, gdyby taka była średnia krajowa.

Absolutnie bym się nie zdziwił, ponieważ w kolejnych latach ta obserwacja się powtarzała. Niemal w każdej grupie stuosobowej znajdowały się dwie, trzy osoby z takim doświadczeniem.

Nie sądziłam, że to może być tak powszechny problem.

Do molestowania seksualnego nieletnich dochodzi zwłaszcza na wsiach i w małych miejscowościach, gdzie istnieje jakaś podskórna akceptacja dla tego typu zachowań. I to, wbrew pozorom, nie księża molestują, tylko przyjaciele domu, wujkowie, często dziadkowie. Przynajmniej tak to wygląda z mojej duszpasterskiej perspektywy.

Aż trudno uwierzyć, że czasami matki przymykają oczy na to, że na przykład ich nowy partner molestuje ich córkę.

Niestety, tak się zdarza. Zwykle kobiety postępują tak dla świętego spokoju, żeby ich partner się nie awanturował. Tłumaczenie, że matka niczego się nie domyślała, często bywa kłamstwem. Przecież kobieta się zorientuje, że jeżeli do tej pory współżyła z partnerem, a on nagle nie przejawia nią zainteresowania, ponadto z córką dzieje się coś dziwnego... Wydaje mi się, że każda rozsądna kobieta zorientowałaby się, co tu nie gra.

Czy ofiary pedofilów mają w dorosłym życiu problem z budowaniem związków?

Często wykorzystane dziewczynki mają opór przed bliskością. Dlatego konieczna jest wytężona praca z psychologiem, który jest zorientowany na pomaganie osobom z taką historią.

"Czy kobieta molestowana w dzieciństwie powinna o tym powiedzieć przyszłemu mężowi? Osoba, która dopuściła się tych kilku incydentów w dalekiej przeszłości, jest z bliskiej rodziny, sprawa nigdy nie była ujawniona. Czy przemilczenie tego faktu jest podstawą do unieważnienia małżeństwa? Dodam, iż ofiara stara się wyprzeć to zdarzenie z pamięci, raczej nie ma ono wpływu na jej seksualność i nie powoduje problemów w tej sferze, ale nie wie, czy problemy nie ujawnią się później".

Jestem przekonany, że należy powiedzieć o tym narzeczonemu. Dzięki temu faktycznie wykluczone będzie ewentualne uderzenie w ważność przyszłego sakramentu. W imię świętego spokoju nie można tego pomijać. Trzeba być świadomym, że wszelkie zatajenia przed ślubem istotnych informacji mogą stanowić przyczynę uznania go za nieistniejące.

Czy kiedy do księdza przychodzi niepełnoletnia osoba i mówi, że była molestowana, to on radzi jej, żeby zgłosiła się na policję, bo inaczej jej oprawca pozostanie bezkarny albo skrzywdzi innych?

Trzeba bardzo uczciwie przepytać tę osobę, żeby się zorientować, kim jest winowajca i dlaczego jeszcze nie zgłosiła tego przestępstwa.

Pewnie dlatego, że się boi, nie chce robić skandalu w swoim środowisku. Ostatecznie wiele takich historii nigdy nie wychodzi na jaw.

Ale trzeba uświadamiać ofiary, że niezgłoszenie organom ścigania tego typu przestępstwa, a nawet zbrodni, generuje społeczne przyzwolenie dla takich działań. Sprawca w pewnym momencie widzi, że w gruncie rzeczy jego postępowanie jest akceptowalne. A skoro jest akceptowalne, to z pewnością jest to nic nieznaczący drobiazg.

Doprawdy?

Są takie sytuacje, gdy ktoś nam odmawia miłości, nie potrafi nas kochać. Szczególnie boli, gdy jest to rodzic. Co w takiej sytuacji pomaga przestać żyć poczuciem krzywdy?

W kontekście molestowania seksualnego rada może być jedna: oddzielić fakty od emocji. Nie wracać do złych wspomnień, pracować nad tym, by nie wchodziły cały czas w nasze codzienne życie. Powiedzieć winowajcy: "Skrzywdziłeś mnie, to fakt. Trudno mi zapomnieć o tym, o tym i o tym, ale nie pozwolę, żeby twoje złe zachowanie, haniebne traktowanie mnie przez całe dzieciństwo i młodość, spowodowało, że to zło, które jest twoim złem, osiągnie podwójny sukces. Pierwszy: bo zaistniało. Drugi: bo będzie mnie trzymało przez całe życie. Nie pozwolę na to". W niektórych sytuacjach warto porozmawiać z rozsądnym psychologiem, który pomoże nam określić, czy nasze zranienia nie są na tyle głębokie, że dla ich wyleczenia wskazana może być terapia.

Fragment pochodzi z książki "Dasz radę. Ostatnia rozmowa"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ksiądz Jan o sytuacjach granicznych
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.