Lista pożądanych rzeczy... na Mokotowskiej
Na Mokotowskiej w ciemno można kupić cokolwiek drogiego - na pewno okaże się trendy. Choć wiadomo, że nie szata zdobi człowieka, wiele osób nic sobie z tego powiedzenia nie robi, święcie wierząc, że jest dokładnie odwrotnie. Warszawiacy (ci, o których mowa poniżej często zwani są warszawką), aspirujący do miana pięknych, młodych i atrakcyjnych, doskonale wiedzą jakie gadżety dobrać, aby zagwarantować sobie odpowiedni image.
Każdy szanujący się warszawkowicz, pijąc w południe kawę np. w Karmie przy Pl. Zbawiciela, kładzie na stoliku telefon. W każdej chwili przecież może zadzwonić ktoś ważny. Jedyne tego typu urządzenie, które aktualnie liczy się w Warszawie to biały iPhone 4G. W Polsce można go kupić najtaniej za ok. 1000 dol. (to więcej niż zarabia przeciętna pielęgniarka przez miesiąc).
Panie stawiają też na odpowiednią biżuterię. Ostatnio pół miasta szalało za ozdobami Lilou, zwanymi też "bransoletkami gwiazd", od kiedy zaczęły je nosić polskie prezenterki tv. Zrobione są głównie z kolorowego sznurka z metalowym wisiorkiem, na którym wygrawerowane jest np. imię właścicielki. Koszt takiego cudeńka waha się od 28 do 130 dol., jeśli na sznurku zawiśnie też parę prawdziwych pereł. Salon Lilou mieści się przy najmodniejszej warszawskiej ulicy, czyli Mokotowskiej. Tu w ciemno można kupić cokolwiek drogiego - na pewno okaże się, że jest trendy. Tak jak np. asortyment sąsiedniej galerii La Sal. Taką samą biżuterię, jak tu sprzedawana, noszą Madonna czy Angelina Jolie. Za około 600 dol. można tu nabyć np. naszyjnik-laleczkę Servane Gaxotte.
A propos laleczek, to chyba coś jest na rzeczy. Ostatnio w Warszawie na fali są laloushki. To szmaciane lale, szyte na zamówienie (za ok. 100 dol.). Ich clue tkwi w doborze dodatków: włosów, ubrania, charakterystycznej biżuterii czy torebki itp., tak, aby szmacianka przeistoczyła się w odpowiednik swojej właścicielki. Lalki nie są zbyt poręcznym gadżetem do obnoszenia się, bo mierzą ok. 16 cali, ale jak się przyjmuje koleżanki na kawę w domu, to laloushkę można z dumą posadzić na kanapie.
Wychodząc zaś na miasto, trzeba mieć ze sobą nie byle jaką torebkę. Oprócz biżuterii i butów, to jeden z podstawowych wyznaczników "warszawkowatego" statusu. Ostatnio modne były torebki-kopertówki marki Paparazzi, ozdobione nadrukiem z kolorowego magazynu, dzięki czemu przypominały zwiniętą w pół gazetę. Do takich ekstrawagancji najlepiej pasują pantofle Louboutina. Jeden z najbardziej ekskluzywnych warszawskich butików, salon Moliera 2, w czerwcu - jako pierwszy w Polsce - zaczął sprzedaż słynnych butów z czerwoną podeszwą. Ich ceny dorównują tym z Piątej Alei na Manhattanie (od 700 dol. w górę), ale chętnych nie brakuje.
Wrócmy jednak do trendnych panów, którzy krążą przecież obok tych pań w "lubutenach". I zostańmy przy nogach. Jeśli męskie mają być modnie obute, to tylko w... trampki. Pasują do wszystkiego, a najbardziej do spodni od garnituru, w niedbałym i zawrotnie drogim, włoskim stylu. Rzecz jasna, nie mogą to być zwykłe trampki za 30 dol. Raczej powinny to być Converse’y z wyższej półki; np. skórzane, z kolekcji Johna Varvatosa, za ok. 200 dol.
W takich butach doskonale i wygodnie można poruszać się po mieście na nieustannie modnym skuterze Vespa. Oczywiście lepiej byłoby to robić w porsche (z wskazaniem na modele cayenne i carrera). To absolutnie obowiązkowy samochód dla najbogatszych polskich celebrytów. Jednak na taki wóz stać tylko parę osób, więc warszawscy pracownicy agencji reklamowych, bywalcy, dziennikarze z kolorowych pisemek itp. raczej wybierają opcję na luzie, z wiatrem we włosach i o wiele tańszą: Vespa kosztuje ok. 5500 dol.
Kobiety częściej skłaniają się ku rowerowi, ale takiemu, którym można się pochwalić w letniej Warszawie. W grę wchodzi więc tylko coś ze specjalnej kolekcji jak np. Levis (R) Bike lub "holender". Ten drugi powinien mieć fantazyjnie pomalowaną ramę, w kwiatki i esy floresy. Za taki design oczywiście słono się płaci (co najmniej 280 dol.), ale można potem zadawać szyku, przejeżdżając przez Mokotów czy Powiśle. Niespiesznie rzecz jasna, aby każdy docenił gust właścicielki roweru, jej nienaganny choć dyskretny makijaż, powiewający szal Burberry i inne detale przemyślanego image’u. Czasem jego dopełnieniem jest biegnący obok, albo siedzący w koszyku terrier jack russel. To też jeden z najnowszych warszawskich "gadżetów": jedyny pies, jakim warto pochwalić się przed modnymi znajomymi.
Skomentuj artykuł