Mam 3 sposoby, żeby polubić siebie i przestać unikać życia

(fot. shutterstock.com)
Anna Lesoń-Zygadlewicz

Nie chodziłam na plażę, bo miałam trzy kilogramy nadwagi, nie odpowiadałam na propozycje pracy, bo wolałam rezygnować, zanim sami mnie zwolnią. Wiele lat zajęło mi życie "w brudnopisie".

Kiedyś zrobiłam przegląd zmarnowanych życiowych szans i zobaczyłam, ile dobrych rzeczy ominęło mnie tylko dlatego, że nie akceptowałam siebie. Latami unikałam robienia sobie zdjęć, bo uważałam, że mam za duży nos (więc do dziś nie wiem, jak wtedy wyglądałam). Nosiłam spódnice do kostek, aby nikt nie zauważył, że moje nogi nie nadają się na miniówkę.

Na wakacjach nie chodziłam na plażę, bo mając trzy kilogramy nadwagi, mogłabym obrażać odczucia estetyczne innych. Na studiach nie szłam na imprezy, bo wśród świetnie tańczących koleżanek nie miałabym szans zaistnieć na parkiecie. Gdy dorosłam, nie odpowiadałam na interesujące propozycje pracy, przekonana, że lepiej samej zrezygnować niż usłyszeć to potem od innych. Myślałam, że moje prawdziwe życie zacznie się dopiero wtedy, gdy: schudnę do rozmiaru ołówka, wyjdę za mąż za pastora anglikańskiego nawróconego na katolicyzm (hm, chodziło o angielski i mądrego męża), napiszę genialną powieść, zdobędę klasę S w tańcach latynoskich i zrobię drugi fakultet.

Gdy poznałam Boga - On z delikatnością i szacunkiem uzdrawiał mój pokręcony obraz samej siebie. I przekonywał mnie, że nie muszę być idealna, abym mogła być szczęśliwa. Dowiedziałam się też, że dla Niego zawsze jestem piękna - nie dlatego, że ma zły gust, ale ponieważ jestem Jego córką. Dzięki spotkaniu Boga wiele moich dotychczasowych problemów okazało się absurdalne, żeby nie powiedzieć: idiotyczne.

DEON.PL POLECA

Trzy sposoby na poprawę jakości twojego życia

Co z tego, gdy nie umiałam tych wniosków wcielić w życie? Dopiero po wyjściu za mąż i urodzeniu dzieci dotarło do mnie, że bliscy mi ludzie nie potrzebują mnie z miniaturowym nosem, figurą stalaktytu i chorymi ambicjami. Za to dobrze by im zrobiło, gdybym mniej przejmowała się sobą, a bardziej umiała cieszyć się życiem.

Gdy zaczęłam rozmawiać o tym z innymi kobietami - okazało się, że niektóre z nich przeszły podobną drogę. Opowiedziały mi, jak odpuściły sobie sprawy niewarte walki i wyszło im to na dobre. To dało mi dodatkową motywację do zmiany.

1. Ucz się na cudzych błędach

Są trzy sposoby na poprawę jakości swojego życia. Pierwszy to uczenie się na cudzych błędach. Czyli jeśli dwie koleżanki odchudzały się, pijąc ocet, a teraz obie chorują na nerki - wyciągam wniosek, że ta metoda powoduje więcej strat niż korzyści. (Problem w tym, że człowiek jest odporny na logiczne wnioski i myśli, że skoro coś zaszkodziło w dziewięciu przypadkach - to akurat on będzie tym pierwszym, któremu się uda).

2. Ucz się na swoich błędach

Drugi sposób to uczenie się na własnych błędach. Co oznacza na przykład, że jeśli fiaskiem zakończyły się relacje z mężczyznami chorobliwie związanymi ze swoimi matkami (z którymi posłusznie uzgadniali decyzje dotyczące swoich związków), to nie umówię się na drugą randkę z kimś, kto na pierwszej z pasją opowiada o swojej mamusi. Nawet jeśli jest nieziemsko czarujący - bo wiem, że związek z nim nie ma szans na normalność.

3. Połącz dwie pierwsze metody

Trzecia metoda to kombinacja dwóch pierwszych. Polega na tym, że przyglądam się swojemu życiu na bieżąco, patrzę na błędy innych ludzi i na to, jak je naprawili, zbieram informacje i wyciągam wnioski. A potem wprowadzam korekty własnego postępowania i nie oszukuję samej siebie, że coś się zmieni na zewnątrz, jeśli ja się nie zmienię. Życie to zbyt ważne zadanie, żeby latami płynąć z prądem, leniwie majtając ogonem. Czasem trzeba się nim mocno namachać, by zmienić kierunek, skoro dotychczasowy był drogą donikąd.

Nie jestem psychologiem, psychoterapeutą ani coachem, więc nie piszę tej książki jako osoba profesjonalnie przygotowana do pomocy innym. Ale jestem kobietą, żoną, mamą i chrześcijanką - i w każdym z tych obszarów mojego życia musiałam się kiedyś mocno ogonem namachać, żeby zmienić kierunek lub odbić się od dna.

Przeżywałam kryzysy, ryczałam w poduszkę, popełniałam kolejne błędy… Czasem sama wyciągałam wnioski, a czasem inni musieli wyciągać mnie z kłopotów. Ale popełniając błędy, wiele się nauczyłam i dziś te doświadczenia są moim kapitałem. Choć przyznaję, że poczułam frustrację, widząc, ile lat mi zabrało "życie w brudnopisie" - gdy biernie czekałam na zmianę z zewnątrz, aby zacząć żyć naprawdę.

Fragment pochodzi z książki "Jesteś piękna. Nawet jeśli tego nie widzisz"

Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Mam 3 sposoby, żeby polubić siebie i przestać unikać życia
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.