Media i coś więcej

(fot. Adam Hayter/ flickr.com)
DEON.pl / drr

Media i rzeczywistość, którą kreują, nieustannie nam towarzyszą - w domu, w drodze do pracy, w szkole, kinie, wszędzie. Nie sposób od tego uciec i chyba nie warto uciekać. Media trzeba oswajać i najnormalniej w świecie się ich uczyć. - rozmowa z Mariuszem Hanem, jezuitą, ekspertem ds komunikowania społecznego i mediów.

Mariusz Han SJ: W gruncie rzeczy dobrze. Media pomagają nam wyjść z izolacji i niewiedzy. Dzięki nim poznajemy nowe miejsca i nowych ludzi. Docieramy do nieznanych nam informacji, często takich, które było celowo przed nami ukrywane. Dzięki współczesnym mediom możemy porozumiewać się na odległość, wymieniać opinie, czy też samodzielnie szukać odpowiedzi na nurtujące nas pytania. Dzięki mediom, a zwłaszcza internetowi jesteśmy w jakimś stopniu zaangażowani w to, co dzieje się na świecie, jesteśmy tego świata częścią.

To tak bardzo idealna wizja, że czekam tylko na jakieś ale…

Oczywiście, że jest ale. Media nie są jednowymiarowe. Mają swoją jasną i ciemną stronę. Coraz częściej wielu z nas jest od tych mediów uzależniona, a to uzależnienie w prostej drodze może prowadzić do całkowitej izolacji od świata zewnętrznego. Tworzymy swoją wirtualną rzeczywistość i wpisujemy w nią nas samych. A jeśli jej nie tworzymy, to się po niej błąkamy godzinami, dzień w dzień, surfując bezcelowo po sieci. Dla tych, którzy pamiętają erę sprzed internetu, może to nie jest wielki problem. Ale właśnie dorasta pokolenie, dla którego komputery, internet, telefony komórkowe, były chlebem powszednim od najmłodszych lat.

DEON.PL POLECA

W przeszłości zmiany odbywały się powoli, albo wolniej. Dziś świat przyspieszył, nowe idee, trendy, pomysły pojawiają się codziennie. W jaki sposób mamy to wszystko rozpoznać, ocenić, określić, co jest dobre, a co złe? Steve Johnson napisał, że kiedyś potrzebowaliśmy 30 lat, by dostosować się do nowego sposobu opowieści, jakim było kino, potem 20 lat, by dostosować się do przekazu telewizyjnego i 10 lat, by przyzwyczaić się do magnetowidu i gier wideo. Dziś tempo jest jeszcze większe. W Polsce dziesięć lat temu, nie każdy wiedział, co to internet, dziś większość nie potrafi się bez niego obejść.

Mówiąc o tym przyspieszeniu, znany badacz mediów Marshall McLuhan użył trafnej metafory, nazywając je "prędkością elektryczną.

To przyspieszenie widać zwłaszcza w relacji media - dzieci. I znów, jak w przypadku dobrej i ciemnej strony mediów, mamy tu do czynienia z pewnym rozdwojeniem. David Buckingham twierdził, że z jednej strony mamy postępową koncepcję, że media są dla dzieci i młodzieży siłą napędową i że dzięki mediom powstało nowe pokolenie "elektronicznych dzieci", które są bardziej otwarte, bardziej demokratyczne i społecznie bardziej przystosowane niż pokolenie ich rodziców. Z drugiej jednak strony, te same media doprowadziły lub w niedalekiej przyszłości doprowadzą do zaniku idei dzieciństwa, jaką znały pokolenia starsze.

Już teraz media nazywane są "trzecim rodzicem". Technologia i media stworzyły dziś prywatne miejsca w sferze publicznej. Prosty przykład. Jeszcze kilka lat temu w czasie dłuższej lub krótszej podróży samochodem dzieci i rodzice ze sobą rozmawiali i wchodzili w jakieś interakcje. Dziś dzieci, albo oglądają filmy na samochodowym DVD, albo słuchają muzyki na ipodzie, albo grają w gry na swoich telefonach komórkowych. Podobne sytuacje zdarzają się i przy rodzinnym stole. Nietrudno wyobrazić sobie taką oto scenę, że w czteroosobowej rodzinie, siedzącej w jednym pokoju, mama ogląda serial w telewizji, ojciec siedzi przed komputerem, córka koresponduje z koleżanką za pomocą smsów, a syn gra na przenośnej konsoli do gier. Zamiast rodzinnego spotkania, mamy ekran razy cztery.

Paradoksalnie o tym, jak bardzo ekran może izolować od siebie ludzi, przekonałem się w czasach, gdy nikt w Polsce o komputerach i internecie jeszcze nie słyszał, a na telefon stacjonarny czekało się po lat kilkanaście, albo kilkadziesiąt. Nie pamiętam dokładnie, który to był rok. W ramach jednak ogólnonarodowego programu oszczędzania, który pięknie nazywano "dwudziestym stopniem zasilania" tuż po Dzienniku telewizyjnym często wyłączano prąd. Wtedy, jako młody dzieciak, nie mogłem przeboleć, że ominie mnie Kobra, czy też nadawane wtedy amerykańskie filmy, które uwielbiałem. Niemniej bez prądu nie było telewizji, były za to rozmowy. Moi rodzice mówili o swojej pracy, spotkaniach ze znajomymi, o książkach, które czytali, o nawet o swoich marzeniach i planach na przyszłość. Dwie godziny spokojnej niczym niezakłóconej rozmowy. Dziś trudno sobie taką sytuację w ogóle wyobrazić.

Mówisz, że media przyczyniają się do rozpadu więzi rodzinnych. Ale to nie jedyny problem. Tworzenie swojej wirtualnej rzeczywistości i funkcjonowanie w niej jako awatar to skrajny przykład, ale są także inne zagrożenia.

Oczywiście, że są. Większe i mniejsze. Podam przykład jednego z nich, dość niebezpiecznego zwłaszcza w przypadku dzieci i ludzi młodych. Neil Postman, znany amerykański badacz mediów twierdzi, że w miejsce wyobraźni i kreatywności, media stworzyły przestrzeń kultury konsumpcyjnej. Dzięki wszechobecnej obecności mediów, dzieci od najmłodszych lat przyzwyczajane są do tego, aby mieć. Pojęcie "nieograniczona konsumpcja" stało się dla młodego pokolenia normatywne, pozornie naturalne i, niestety, nieuświadomione. Ta ideologia konsumpcji opiera się bowiem na prostym założeniu, że przyjemność i radość są absolutne. Stąd prosty, wydawałoby się wniosek, że przyjemność należy osiągnąć za wszelką cenę, a samo dążenie do tego szczęścia jest obowiązkiem.

Dwoistość mediów jest zadziwiająca. Nie trzeba daleko sięgać w przeszłość. Z jednej strony wydarzenia z Afryki Północnej, czyli pro wolnościowe ruchy, które, w głównej mierze dzięki mediom, doprowadziły do upadku wieloletnich dyktatur. Mowa o Tunezji i Egipcie, a także o Libii. Z drugiej ostatnie wydarzenia z Wielkiej Brytanii, czyli masowy, bezideowy bunt młodych ludzi, który doprowadził do kilkudniowych ostrych zamieszek w Londynie i kilku innych miastach Anglii. Bunt, który polegał na zrobieniu jak największych zadym i okradaniu sklepów z markowych i drogich produktów. W obu przypadkach zadziałał podobny mechanizm, iskra niezadowolenia padła na wybuchowy grunt - czyli internet z jego wszystkimi mediami społecznościowymi. Tylko że w jednej części świata celem była wolność i demokracja, w drugiej markowe produkty, za które nie trzeba płacić.

Nie sposób uciec dziś od mediów. Byłoby to niemożliwe i w gruncie rzeczy nierozsądne. Media są tylko narzędziem i jak każde narzędzie mogą być wykorzystane w dobry lub zły sposób.

Całkowicie się z tym zgadzam. Media i rzeczywistość, którą kreują nieustannie nam towarzyszą - w domu, w drodze do pracy, w szkole, kinie, wszędzie. Nie sposób od tego uciec i chyba nie warto uciekać. Media trzeba oswajać i najnormalniej w świecie się ich uczyć.

I to od najmłodszych lat…

Zdecydowanie tak. Wszyscy jesteśmy konsumentami mediów, nauczmy się więc być świadomymi konsumentami. Tak jak sprawdzamy etykiety na produktach w supermarketach, tak jak uczymy się czytać umowy czy poznawać przepisy prawa, odnoszące się do spraw, którymi żyjemy, tak poznawajmy i uczmy się mediów. A przede wszystkim edukujmy dzieci. W pełni zgadzam się z Kimberly Young, która twierdzi, że obowiązkiem rodziców jest edukowanie siebie i własnych dzieci na temat zagrożeń, jakie niosą ze sobą media. Musimy być otwarci na to, co oferują nam media i nowe technologie, ale jednocześnie bardzo wymagający i krytyczni.

Mariusz Han SJ - jezuita, nauczyciel, ekspert w dziedzinie komunikacji społecznej i mediów. Od 10 lat pracujący w Stanach Zjednoczonych. Absolwent Fordham University w Nowym Jorku.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Media i coś więcej
Komentarze (2)
EC
eee, coś Ty
14 września 2011, 09:44
W klasztorze tyle się nie rozmawia.
A
avatar
14 września 2011, 09:21
"Dwie godziny spokojnej niczym niezakłóconej rozmowy. Dziś trudno sobie taką sytuację w ogóle wyobrazić." Bardzo łatwo sobie wyobrazić! Chyba w klasztorze