Między wyspami szczęśliwości a gettami starości

Polski senior nie jest przygotowany ani mentalnie, ani finansowo na życie w miasteczku w zachodnim stylu (fot. ol3loceano)
Ewa Piłat / slo

Między wyspami szczęśliwości a gettami starości. Wielu zagląda tu po drodze do Polanicy, Dusznik i Kudowy, dla innych Radków Kłodzki jest celem samym w sobie. Co innego słyszeć o miasteczkach dla seniorów, co innego zobaczyć je na własne oczy.

Do Radkowa na Dolnym Śląsku zjeżdżają autokary wypełnione zaciekawionymi emerytami. Wielu zagląda tu po drodze do Polanicy, Dusznik i Kudowy, dla innych Radków Kłodzki jest celem samym w sobie. Co innego słyszeć o miasteczkach dla seniorów, co innego zobaczyć je na własne oczy.

"A gdzie jest apteka?" - pyta jedna z kobiet. "A cmentarz?" - dołącza się druga. - Pani tu przyjechała, żeby zobaczyć, jak można pięknie żyć na starość, a nie umierać! - Ryszard Krygier, prezes fundacji "Teraz Życie", która wspólnie z gminą Radków buduje Miasteczko Aktywnego Seniora, nie ukrywa rozczarowania, relacjonując wrażenia z niektórych spotkań z emerytami. Polskim seniorom nie przychodzi do głowy, że mają prawo do cudownej starości. Jak ona mogłaby wyglądać?

- Widzę przepiękny krajobraz. Strzeliste wieże kościoła, a za nimi zielone łany i łagodne góry. Niedawno oglądałam te wieże na tle żółtego kwadratu kwitnącego rzepaku. Cudnie - opisuje widok roztaczający się z okna swojego salonu Barbara Machnicka, 76-letnia emerytowana dziennikarka z Wrocławia. Po pół wieku mieszkania w stolicy Dolnego Śląska postanowili z mężem, Mścisławem Machnickim, też dziennikarzem (84 lata), zamieszkać u stóp Gór Stołowych. Są jednymi z pierwszych mieszkańców Miasteczka Aktywnego Seniora.

Miasteczko to na razie jedna kamieniczka w samym sercu Radkowa. Jest już pozwolenie na budowę drugiej, a potem kolejnych, jeśli tylko będą chętni. Nowiutki budynek (choć na bardzo starych fundamentach) ma trzy piętra, wygodną windę i wszelkie udogodnienia dla osób niepełnosprawnych.

- W okolicy są przepiękne tereny spacerowe, ponad 50 km nieforsownych tras do biegania na nartach zimą i tyle samo tras rowerowych. Mój mąż, niestety, może jeździć tylko na rowerze stacjonarnym w domu - opowiada pani Barbara.

Miasteczko jest ofertą dla aktywnych emerytów po 55. roku życia. Ma tu jeszcze powstać basen i pole golfowe. O dobrą kondycję mieszkańców zadba powstające specjalnie dla miasteczka centrum rehabilitacyjne. Będzie gotowe w przyszłym roku.

- Znaleźliśmy inwestora, który remontuje, na potrzeby centrum, dawny szpital. Będzie spełniał najsurowsze współczesne normy i oczekiwania pacjentów - twierdzi Ryszard Krygier. Dla osób starszych bardzo ważna jest dostępność do placówek służby zdrowia. - W miasteczku są trzy przychodnie, a największy i cieszący się uznaniem szpital na Dolnym Śląsku znajduje się w Polanicy - 15 minut stąd. Mniej sprawni też dadzą sobie radę. W sąsiedniej szkole lub przedszkolu można zamówić obiady (8 zł) nawet z dostawą do domu. W Urzędzie Miasta jest przygotowana specjalna komórka zajmująca się wyłącznie sprawami seniorów. To ma być dla nich raj.

- Życie w małym miasteczku toczy się zupełnie inaczej niż we Wrocławiu czy w Krakowie. W wielkim mieście człowiek jest nic nie znaczącą drobinką. Tutaj każdy każdemu się kłania. Właśnie minął rok, odkąd mieszkamy w rynku w Radkowie, a już wszyscy mnie znają. Jestem "panią Basią". To bardzo miłe. Minusy? Kiepska komunikacja. Mąż już nie prowadzi samochodu, jesteśmy zdani na komunikację zbiorową. Ale za to od czasu do czasu odbieram telefon: "Pani Basiu, pojutrze burmistrz jedzie coś załatwić do Wrocławia. Może chce się pani zabrać?". Czy wyobraża sobie pani takie familiarne stosunki w wielkim mieście? - Barbarę Machnicką wciąż zadziwia jej nowe miejsce zamieszkania. - Kiedy mąż zachorował, lekarz niepytany, sam zaoferował wizytę w domu starszego pacjenta. Przyszedł kilka razy. Jestem pod wrażeniem. Choć w Radkowie działa bardzo prężny, 80-osobowy klub seniora, brakuje rozwijających zajęć intelektualnych na wysokim poziomie, jakie np. swoim słuchaczom proponują uniwersytety trzeciego wieku. Jednak sama pani Basia przyznaje, że na razie nie miałaby na nie czasu. Jest zbyt zajęta odkrywaniem nowego świata, smakowaniem krajobrazów i przyjmowaniem gości, którzy na własne uszy chcą od niej usłyszeć, jak się mieszka w miasteczku seniorów. - Niedawno zatrzymał się przed moim domem autokar z kolegami dziennikarzami, jadącymi do Domu Dziennikarza w Kudowie-Jakubowicach. Ten rok obfitował w cudowne doznania. Jest fajnie. To zabrzmi banalnie, ale naprawdę jestem szczęśliwa - konkluduje Barbara Machnicka.

Na świecie istnieje ich już blisko 500, a najstarsze liczą sobie ponad pół wieku i są zamieszkane nawet przez 50 tys. mieszkańców. Miasteczka seniorów, zwane sun cities (ang. słoneczne miasta), to pomysł amerykański, który przyjął się również w zachodniej Europie.

Małe domki tonące w zieleni ogrodów, szeregowce, apartamenty, kamieniczki z wypielęgnowanymi trawnikami i ławeczkami pod drzewami. Czasem to kryjące się za bramą zamknięte ulice dla osób w jesieni życia, czasem kondominia, większe osiedla i prawie miasta. Największe Sun City znajduje się w Phoenix w stanie Arizona (USA). To właściwie osobne miasto (ok. 50 tys. mieszkańców) z olbrzymim kompleksem szpitalnym i mnóstwem usług oczekiwanych przez starszych mieszkańców. Mają tu ciszę, spokój, opiekę pielęgniarską i medyczną, rehabilitację i wszelkie wygody. Co roku tysiące amerykańskich emerytów z północy kraju sprzedają swoje kupione na kredyt domy i jadą na południe. W Phoenix słońce świeci podobno przez 362 dni w roku...

W Polsce dokładnie od roku funkcjonują dwie namiastki sun city. Obydwie rozwojowe, ale działające na innych zasadach. Miasteczko w Radkowie to wkomponowane w tkankę miasta kamieniczki, którym towarzyszy kompleks usług ułatwiających życie seniorom. Pomysłodawcy liczą na zmęczonych miastem mieszkańców bloków, którzy chcieliby spędzić jesień życia w uzdrowiskowym klimacie. - Dzięki działkom oddanym przez gminę możemy zaoferować metr kwadratowy mieszkania w miasteczku seniorów po 3 tys. zł. We Wrocławiu metr używanego lokum można sprzedać po 6 tys. Różnica w cenie powoduje, że sprzedając mieszkanie w wielkim mieście, można uzyskać gotówkę na nowe lokum, zyskać na komforcie życia i jeszcze zostanie przynajmniej 100 tys. zł na przyjemności - zachęca prezes fundacji "Teraz Życie". Miesięczny koszt eksploatacji wynosi ok. 300 zł. Fundacja sprzedała na razie 16 mieszkań w Miasteczku Aktywnego Seniora.

Dokładnie w tym samym czasie co pierwszą kamienicę w Radkowie, oddano do użytku pierwszy etap osiedla dla seniorów w Stargardzie Szczecińskim. Mieszkańcy 22 pierwszych lokali pod koniec maja br. zdmuchnęli świeczkę na ogromnym torcie.

- Najpierw trzeba było przekonywać osoby spełniające kryteria, a więc takie, które skończyły 55 lat i miały odpowiednie dochody, do wyboru lokalu w budynkach osiedla Lotnisko. Teraz wciąż musimy odpowiadać na pytania, kiedy będą realizowane następne etapy - mówi Przemysław Urbański ze Stargardzkiego TBS. Towarzystwo Budownictwa Społecznego zrealizowało nowatorski projekt dla osób starszych pn. "Nie sami".

- Lokalizacja zespołu, jego architektura, nawiązująca do zabudowy jednorodzinnej, oraz rozwiązania funkcjonalne tworzą przyjazne warunki mieszkania dla seniorów. Zarówno zagospodarowanie przyległego terenu, jak i budynek pozbawione są barier architektonicznych. Mimo że obiekt ma tylko dwie kondygnacje, wyposażony jest w windę - mówi Renata Chabowska, koordynatorka projektu. - Mieszkańcy korzystają także z radiowego systemu przywoływania. Każdy ma pilot pozwalający - za pomocą przycisku - wezwać pomoc z mieszkania lub z otoczenia budynku (do 300 m).

Wspólna świetlica, taras, opiekun pomagający w załatwianiu spraw urzędowych, opieka lekarsko-pielęgniarska mają zapewnić osobom starszym poczucie bezpieczeństwa. A sprawność psychiczną i fizyczną cykliczne spotkania z psychologiem, cotygodniowe ćwiczenia gimnastyczne, koło śpiewacze, a także gra w szachy.

Mieszkania dla seniorów w Stargardzie Szczecińskim najmowane są jak w klasycznym TBS. Lokator wpłaca partycypację (25 - 30 proc. wartości mieszkania), a co miesiąc w czynszu spłaca zaciągnięty na budowę kredyt. Stawka czynszu to 10,65 zł za m kw., co skutkuje opłatami w wysokości 500 - 600 zł miesięcznie (plus media) za mieszkanie dwupokojowe i 300 zł za kawalerkę. Mieszkania się nie dziedziczy.

 

Najbliżej klasycznego sun city znajduje się projekt Senior Residence Park - luksusowego miasteczka dla seniorów, który miał powstać pod Krakowem - w Zawadzie. W ekskluzywnych domkach i apartamentach na powierzchni prawie 30 ha miało się znaleźć miejsce dla 350 starszych osób. Komfortowe warunki mieszkania, basen, spa, korty i całodobowa opieka na zachodnim poziomie i z zachodnimi opłatami. Choć strona internetowa Rezydencji Zawada wciąż zachęca zainteresowanych do kontaktów, wiadomo, że jej realizacja stanęła pod znakiem zapytania. Inwestor - firma BluePark - bierze pod uwagę także inne lokalizacje. Gdyby się definitywnie wycofała z budowy miasteczka seniorów, byłby to już drugi taki przypadek w sąsiedztwie Krakowa.

Dwa lata temu pierwszych seniorów miał przyjąć Radocza Park pod Wadowicami. Firma Proins budowała ekskluzywne apartamenty z zapleczem rehabilitacyjno-rekreacyjnym, klubem bilardowym, kortami, wszystkimi usługami i opieką medyczną na wzór duńskich osiedli dla emerytów. Dziś działa w Radoczy centrum konferencyjne z luksusowym hotelem, spa i innymi udogodnieniami dla wymagającego gościa.

- Wystartowaliśmy za wcześnie. Polski senior nie jest przygotowany ani mentalnie, ani finansowo na życie w miasteczku w zachodnim stylu - uważa dziś prezes Proinsu, Piotr Baran.

Przedstawiając amerykańskie i wydawałoby się nowatorskie polskie enklawy dla seniorów, nie możemy zapomnieć, że takie rozwiązania mieliśmy przez kilkadziesiąt lat u siebie. W Krakowie od ponad 30 lat funkcjonują budynki wyłącznie dla starszych mieszkańców. Należy raczej napisać - funkcjonowały - bowiem z prawdziwych domów pogodnej jesieni dzisiaj została już tylko nazwa.

Spółdzielnia Mieszkaniowa "Domy Pogodnej Jesieni" od 1974 r. ma swoją siedzibę w Krakowie. To prekursorka dzisiejszych "odkrywczych" inicjatyw. W lokatorskich mieszkankach (20 - 40 m kw.) można było zamieszkać po spełnieniu przynajmniej jednego z dwóch warunków: pierwszym był wiek (nie mniej niż 55 lat dla mężczyzn i 50 lat dla kobiet), drugim posiadanie stałej grupy inwalidzkiej. To dlatego wszystkie budynki SM "Domy Pogodnej Jesieni" mają od początku swego istnienia podjazdy dla wózków, pomieszczenia na gabinet lekarski i spore tereny zielone dookoła. W bloku DPJ znajdowało się również mieszkanie funkcyjne dla pielęgniarki, lekarza i gospodarza budynku, który był dostępny dla mieszkańców o każdej porze dnia i nocy. Po śmierci mieszkańca o wolny lokal mógł się starać kolejny senior znajdujący się na liście członków oczekujących. Po wpłaceniu wkładu otrzymywał mieszkanie do końca życia.

Kto jeszcze pamięta, że to "Dziennik Polski" był patronem i promotorem powstania domów pogodnej jesieni? Redaktor Adam Teneta, który prawie 40 lat temu zaangażował się w tworzenie mieszkań dla emerytów, wspomina, jakie idee przyświecały pomysłowi zapewnienia ludziom starości w godnych warunkach.

- Z jednej strony miały to być samodzielne mieszkanka dla emerytów, z drugiej zapewniona opieka medyczna w miejscu zamieszkania i namiastka życia kulturalnego. Funkcjonowanie domów pogodnej jesieni wymagało więc pewnych dotacji zewnętrznych i zapewne dlatego w takiej formie nie mogły się utrzymać do dziś - mówi Adam Teneta.

Jednak to nie koszty związane z utrzymaniem opieki medycznej czy działalności kulturalnej, lecz chęć przekazania mieszkania spadkobiercom legła u podstaw zmiany charakteru funkcjonowania jedynej w swoim rodzaju spółdzielni mieszkaniowej.
- Sami mieszkańcy domagali się zmiany przepisów na takie, które umożliwiałyby przekształcenie mieszkań z lokatorskich we własnościowe lub odrębną własność. Tak się stało. Pierwsza umowa została podpisana 31 grudnia 2003 r. Od tego czasu poprzednia formuła SM "Domy Pogodnej Jesieni" powoli odchodzi w zapomnienie - mówi prezes SM Renata Laberchek. Aż 90 proc. lokatorów wykupiło swoje mieszkania, z którymi mogą teraz zrobić, co chcą. Wśród seniorów coraz więcej młodych rodzin z małymi pociechami. A oni przecież chcieli uciec od hałasów: szczekających psów i płaczących dzieci.

- Do Radkowa do tej pory przyjechało ok. 800 osób, aby zobaczyć miasteczko na własne oczy. 200 było zdecydowanych tu zamieszkać. Wystarczyło jednak, aby wrócili do Wrocławia. Dzieci ich szybko przekonały, że mieszkanie dziadków jest potrzebne wnukom. Polscy seniorzy nie potrafią walczyć o prawo do szczęśliwej jesieni życia - komentuje Ryszard Krygier.

Na forum internetowym portalu dedykowanego osobom starszym senior.pl nie ma gorętszej dyskusji niż ta dotycząca osiedli dla seniorów. Getta, umieralnie, psychiczny koszmar, horror do końca życia. Choć dyskutujący internauci doceniają zalety mieszkania w enklawie dostosowanej do potrzeb ludzi starszych, to panicznie obawiają się konsekwencji izolacji, wypadnięcia poza margines życia i utraty kontaktu z jego prawdziwymi problemami. Boją się też nagromadzenia w jednym miejscu starości ze wszystkimi jej konsekwencjami: zrzędliwością, frustracją, wielką skłonnością do narzekania.

- Powstawanie takich osiedli świadczy o zapotrzebowaniu na lokale właściwe dla osób starszych. Najwyraźniej w miastach, w których mieszkają, infrastruktura jest niedostosowana do potrzeb osób starszych, a opieka niewystarczająca. Wolny rynek więc zareagował. Nie oceniam tego zjawiska, ale spróbuję nakreślić jego konsekwencje - mówi dr Marta Smagacz-Poziemska, socjolog miasta z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Według socjologa osiedla seniorów w krótkiej perspektywie rozwiązują problem wielu ludzi i ich rodzin. Polacy pracują najdłużej w Europie (2000 godzin rocznie, średnia dla UE - 1632, raport OECD). Mają ogromny problem z zapewnieniem opieki swoim dzieciom i gigantyczny z opieką nad schorowanymi rodzicami i dziadkami.

- Seniorzy zdają sobie z tego sprawę. Nie są przecież z innej planety. Obserwują pośpiech świata. W świecie ludzi zajętych jest coraz mniej miejsca na relacje między pokoleniami. Oni sami nie chcą być ciężarem dla swoich dzieci, dlatego poszukują rozwiązań, które pozwolą im jakoś funkcjonować w zabieganym świecie. Dzieci oddychają wtedy z ulgą: mama ma znakomitą opiekę, kontakt z rówieśnikami, ciekawe zajęcia - tłumaczy Marta Smagacz-Poziemska i natychmiast ostrzega. - To, co może wydawać się korzystne przez chwilę, okazuje się niebezpieczne w dłuższej perspektywie. Brak bezpośredniego kontaktu między generacjami spowoduje, że po pierwsze, przestaną siebie rozumieć, po drugie, utrwalą się i tak już silne stereotypy. Proszę zwrócić uwagę na posty z forum internetowego. Ile przykrych informacji na temat ludzi starszych wypowiedzieli ludzie starsi. Jeśli tak mocno są utrwalone niekorzystne autostereotypy, to nie wymagajmy od młodych, aby podziwiali i szanowali seniorów. Podziw, sympatia i szacunek musi się urodzić w bezpośrednich kontaktach. W środku takiego jednorodnego osiedla może się nakręcić spirala narzekań, a te negatywne cechy będzie widać wyraźnie na zewnątrz.

Socjolog miasta zwraca również uwagę na fakt, że budowanie enklaw dla starszych ludzi może spowodować, że rozwiążemy problem ludzi samotnych, bogatszych, zdeterminowanych, a zapomnimy o ogromnej grupie mieszkańców, którzy nie mają odwagi podjąć tak radykalnej decyzji w życiu. Albo brakuje im środków. Oni nadal będą żyć w za dużych mieszkaniach, których nie potrafią utrzymać ani się z nich wydostać (brak wind lub podjazdów), co skazuje ich na pewnego rodzaju wykluczenie. A jeśli się już wydostaną, to mają problem z poruszaniem się niedostosowaną komunikacją miejską. A dalej można mnożyć kłopoty w swobodnym dostępie do placówek służby zdrowia, instytucji kultury itd. Wszystkie te problemy rozwiązują miasteczka dla seniorów.

- Ich istnienie jednak zróżnicuje seniorów ze względu na status społeczny. Postępująca segmentacja społeczeństwa polskiego jest procesem bardzo niepokojącym. Choć z różnych badań dowiadujemy się, że ogólnie jesteśmy coraz zamożniejsi, to w tej średniej ocenie giną nam ludzie, których byt się nie poprawia. Są wśród nich seniorzy.

W 1950 r. co dwunasta osoba na świecie liczyła ponad 60 lat, w 2000 r. - co dziesiąta. W 2020 r. co siódmy mieszkaniec świata będzie seniorem. Miasta nie są przygotowane do zaspokojenia potrzeb starzejącego się społeczeństwa. Osiedla dla seniorów są tylko jedną z możliwości. Dobrze, aby mieszkańcy mieli wybór, gdzie chcą spędzić jesień życia.

- Ważniejszy od tworzenia takich enklaw jest system wsparcia i dostosowanie do oczekiwań ludzi starych infrastruktury tam, gdzie żyje najwięcej seniorów, a więc w miastach - uważa dr Marta Smagacz-Poziemska. System zamiany mieszkań, likwidacja barier architektonicznych, komunikacja, z której może skorzystać nie do końca sprawny człowiek, nie narzucająca się, ale troskliwa opieka odpowiednich instytucji. Ideałem byłoby, gdyby seniorzy mogli mieszkać w wybranej dzielnicy i korzystać z różnych form aktywności. Jeśli chcą. Jeśli nie, to mogą zamknąć drzwi na klucz i nikogo nie oglądać.

Źródło: Eden dla emeryta, dziennikpolski24

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Między wyspami szczęśliwości a gettami starości
Komentarze (2)
Olinka
2 lipca 2010, 18:06
Satrzy ludzie wśród starych, to bezduszne. Trzeba zobaczyć, jak dziakowie cieszą się z wizyty wnuków, żeby to zrozumieć. Dla niepełnosprawnych, chorych lub starszych ludzi należy przystosować miasta, komunikację, resztę infrastruktury, a nie zamykać ich w gettach. Powinniśmy żyć obok siebie. Nie chciałabym pod koniec życia oglądać tylko moich rówieśników. Miło jest złapać niemowlaka za pulchną łapkę, to przyjemniejsze niż wymiana doświadczeń po wizycie u geriatry.
1 lipca 2010, 13:01
Z jednej strony - niby jest fajnie. Miasteczko i infrastruktura zaplanowana dla potrzeb osób starszych. Spokój i uroki życia, gdy rozmaite zobowiązania ma się już za sobą. Z drugiej jednak strony jest w tym mechanizm separacji niszczący naturalną strukturę społeczną. Wydaje mi się to niezdrowe - w sąsiedztwie tylko sami emeryci oraz ewentualnie świadczyciele usług (pielęgniarze, aptekarz itp). A może ten zwykły kontakt/widok młodszych rodzin, dzieci w sąsiedztwie jest jednak dla emerytów korzystny?   Mówi się, że obecny kryzys rodziny wynika po części z zaniku rodzin wielopokoleniowych - gdzie dziadkowie, rodzice i dzieci mieszkali i funkcjonowali jako rodzina pod jednym dachem. Stąd dzieci czerpały wzroce. Uczyły się życia. Starsi mogli przekazywać swoje doświadczenie swoim następcom. Tworzenie enklaw wydaje się być kolejnym krokiem ku separacji - intuicja podpowiada, że może w konsekwencji pogłębiać kryzys rodziny.