Seksowne słówka, subtelne aluzje...
Gwarantem sukcesu niemal każdego medialnego przedsięwzięcia jest obecnie seks. Dotyczy to także dziennikarstwa. Wystarczy, że artykuł okrasi się "z odwagą" wyrażeniami "seksualnej anatomii", a z pewnością tekst wzbudzi uwagę. Jak do tej pory nie pojawiają się w prasie wulgaryzmy seksualne, a jedynie wykropkowane ich zastępniki.
Resztki przyzwoitości nakazują autorom po pierwszej lub po drugiej spółgłosce wstawić trzy kropki. Ci zaś, którzy o inteligencji czytelników nie mają zbyt wysokiego mniemania, podają po owych kropkach także ostatnie litery używanych przez siebie słów. Wiele jednak wskazuje na to, że i taka autocenzura przejdzie do historii. "Literatura piękna" z problemem już dawno się uporała i trudno dziś spotkać nowoczesną powieść bez obfitości słów na wszystkie możliwe litery ze słownika seksu.
Prym w używaniu tego rodzaju frazeologii wiodą internauci. Nie tylko bez żenady używają wyrazów istniejących, ale dorzucają własne neologizmy, wykazując się przy tym niezwykłą pomysłowością i zapałem godnym lepszej sprawy. Także politycy chętnie okraszają "seksownymi wyrażeniami" swoje doniosłe mowy czy intymne zwierzenia, by pokazać ludzką twarz. Seksowne słówka, subtelne aluzje, wyszukane porównania, a nawet gadżety przynoszone na konferencje prasowe nie tylko zastępują rzeczowe argumenty i kompetencje, ale gwarantują tak zwany medialny szum na całe miesiące czy lata. Dziennikarze docenią odważnego polityka i nie pozwolą mu zniknąć z medialnej przestrzeni.
Seks w reklamie i kinie to normalka z bogatymi tradycjami. Trudno wyobrazić sobie kasowy film bez tak zwanych momentów. Za filmem poszedł i teatr. Aktorzy biegający nago po scenie w wielu współczesnych sztukach wypełniają ważną misję: mają być listkiem figowym zakrywającym wstydliwą pustkę granych przez siebie sztuk. Wszak sam seks "na żywo" to przecież doniosłe treści i ważne przesłanie.
Moda na seksfrazeologię nie ominęła nawet księży, choć - jak by się mogło zdawać - ci ze względu na celibat winni się jej oprzeć. Pokusa jednak jest zbyt wielka. Wystarczy przecież trochę seksu - oczywiście w wydaniu małżeńskim, bo Kościół innego nie uznaje - a wszystkie media dokładnie skomentują nowoczesne nauczanie odważnego duszpasterza.
"Czego, oprócz możliwych rozkoszy, domagamy się od seksu, że go aż tak nagabujemy?" - pyta Michel Foucault w Historii seksualności. Władzy i korzyści ekonomicznych- odpowiada. "Rozkosz i władza nie wykluczają się wzajemnie, nie występują przeciwko sobie, lecz wzajemnie się prześcigają, zachodzą na siebie, wprawiają w ruch. [...] Rozprzestrzenianie się zjawisk o charakterze seksualnym za sprawą powiększania zasięgu władzy [...] począwszy od XIX wieku wzmacniane jest i zastępowane przez niezliczone korzyści ekonomiczne".
Więcej w książce: Aby nas bolało cierpienie innych. Medytacje w codzienności życia - Józef Augustyn SJ
Skomentuj artykuł