Siła tej kobiety porusza ziemię i niebo [WIDEO]

(fot. Grzegorz Żelazny)
Katarzyna Osiadło

W sobotę dzwoni telefon: "Bo mnie dusi". - Dobrze, przyjadę, ale jak cię nie dusi, to ja cię uduszę - mówi Gosia. Podjeżdża pod jego podwórko. Mężczyzna stoi pod płotem z pianą na ustach, sino-czarny na twarzy.

Dusi mnie

W mieszkaniu Kopaczewskich dzwoni telefon. Męski, znajomy głos oznajmia: "Bo mnie dusi". Pani Gosia odpowiada: "Dusi cię, dusi, jak żeś pił pięć tygodni, to cię musi dusić!". Mężczyzna jest uparty: "Ale dusi mnie, na pogotowie trzeba dzwonić". Pani Gosia dzwoni po karetkę, ta nie przyjeżdża. Mąż pani Małgorzaty zawozi sąsiada ze wsi do lekarza rodzinnego, który kieruje go do najbliższego szpitala w Słupcy. Gdy mężczyzna trzeźwieje, zaczyna robić pracownikom problemy, ci przenoszą go do szpitala psychiatrycznego w odległym mieście. Stamtąd nie ma go kto odebrać, nie ma przy sobie ubrań, ani kluczy do domu. Zresztą trudno nazwać jego cztery kąty domem. To ruina, stare gospodarstwo, w którym mieszka na dziko.

To pani Małgosia decyduje się pojechać po niego do szpitala, kiedy ten odmawia mu dalszego leczenia. Kobieta zawozi więc sąsiada do Opieki Społecznej. Potem wozi mu przez kilka dni obiady, mężczyzna wraca do siebie.

DEON.PL POLECA

W sobotę znów dzwoni telefon: "Bo mnie dusi". Pani Gosia przestrzega: "Dobrze, przyjadę, ale jak cię nie dusi, to ja cię uduszę". Podjeżdża pod jego podwórko. Mężczyzna stoi pod płotem z pianą na ustach, sino-czarny na twarzy. Dla pani Gosi jest jasne, że ma zawał. Dzwoni na pogotowie i od razu oznajmia dyspozytorce: "Proszę pani, nie będzie pani ze mną przeprowadzać żadnego wywiadu, bo wcześniej człowiek umrze. Albo wysyła pani do mnie karetkę, albo dzwonię po policję i go radiowozem zawiozą". Karetka przyjeżdża na sygnale po trzydziestu minutach. Diagnoza: mężczyzna ma nie tylko zawał, ale i zator płuc. Ratują mu życie. Mężczyzna wraca do Włodzimirowa, pani Gosia naciska opiekę społeczną, by zorganizować mu lepsze mieszkanie. Od wiosny ma własny, czysty pokój i kuchnię. Nie pije.

Trwa rekrutacja wolontariuszy SZLACHETNEJ PACZKI i AKADEMII PRZYSZŁOŚCI. Zgłoś się >>

Żyję, by pomagać

Pani Gosia mówi, że żyje po to, by pomagać. Pod warunkiem, że pomoc wpływa na otoczenie i zmienia ludzi, ich nastawienie do świata. To co robi, na pewno wpływa jej lokalną społeczność.

Włodzimirów, gmina Zagórów, Wielkopolska. Czternaście gospodarstw. Płasko. Sporo lasów i pól. Pani Gosia wraz z mężem prowadzi gospodarstwo o powierzchni 13 hektarów, na którym pracuje sama z mężem. Mówi spokojnie, bez cienia fałszywej skromności: - Trzynaście hektarów to naprawdę nie jest dużo - mówi pani Gosia. Ci, którzy pracowali w polu, choćby na jednym hektarze, wiedzą, ile kosztuje to sił. A oprócz upraw, Kopaczewscy doglądają także swojego bydła i trzody.

Na głowie nie tylko gospodarstwo - oprócz tego jest sołtysem, radną, babcią, dodatkowo zajmuje się chorą teściową, którą codziennie rano karmi i ubiera.

Do Szlachetnej Paczki trafia dzięki pomocy niepełnosprawnej kobiecie z okolicy. Pani Gosia znała się z Emilką, ale w jej domu nigdy nie była. - Trafiłam tam dopiero wtedy, gdy wprowadzili faktury za wywóz śmieci, a ja roznosiłam je mieszkańcom. Wchodzę do domu, jeden duży pokój z kuchnią, Emilka na wózku, obok jej rodzice. Wracam, wysiadam z samochodu pod domem i wtedy dociera do mnie, że tam stały wiadra z wodą!

Czy to możliwe, żeby nie było tam łazienki? Wsiadam do auta, jadę do nich. Okazało się, że nie mieli nawet bieżącej wody - opowiada.

70-letni ojciec musiał sadzać Emilkę na wiadrze, żeby mogła skorzystać z toalety. Pani Gosia bez wahania poszła do Ośrodka Pomocy Społecznej. Tam usłyszała, że rodzina jest wydolna finansowo. - Ale jak wydolna, skoro łazienki nawet nie mają? Za to niepełnosprawną w domu?! - oburza się. Nie odpuszcza. Zgłasza się do lokalnych gazet. Kiedy sprawa nabiera rozgłosu, udaje jej się znaleźć życzliwych ludzi w Centrum Pomocy Rodzinie. Dzięki wizycie ich pracowników, zdobywa pieniądze na remont domu. Od tamtej pory, Emilka może swobodnie i samodzielnie poruszać się na wózku. I mając 43 lata, ma w końcu ma też swój pierwszy w życiu, własny pokój.

Któregoś dnia, kiedy pani Gosia interweniowała w sprawie Emilki u kierownika Pomocy Społecznej, zadzwonił do niego lider Szlachetnej Paczki. Kierownik podniósł słuchawkę, chwilę słuchał, a potem odezwał się do telefonu: "Brakuje nam jeszcze wolontariuszy, nie? Bo u mnie jest taka pani, która idealnie nadaje się do Paczki". ‒ I jak miałam nie wziąć udziału? - śmieje się pani Gosia.

Oswoić komputer

Pani Gosia trzyma się pewnej zasady: nigdy nie rozczula się, gdy rozmawia z potrzebującymi i biednymi. Wielu z nich znalazło się w tym stanie nie ze swojej winy. W pierwszej edycji w jej gminie przyniosła ona pomoc aż 19 rodzinom w łącznej kwocie 63 tysięcy złotych. Rodzina pani Gosi dołożyła się do jednej paczki.

Zaznacza jednak, że nie wszystkim pozornie potrzebującym należy się pomoc, wielu ludzi jeszcze bardziej to demoralizuje. Pomagać trzeba mądrze. - Wychodzę z założenia, że nigdy nie jest się tak biednym, żeby nie pomóc drugiej osobie - mówi pani Gosia. - Bo jeśli nie mogę podzielić się pieniędzmi, bo ich po prostu nie mam, to mogę ofiarować swój czas i zostać wolontariuszem Szlachetej Paczki.

Pani Gosia też wyniosła coś dla siebie z udziału w Paczce - przestała się bać komputera. Będąc wolontariuszką, musiała z niego korzystać. Dziś posługuje się nim ze swobodą.

Wystarczy się rozejrzeć

Ostatnio coraz częściej narzekamy na deficyt autorytetów i bohaterów. Szukamy ich w mądrych książkach, w mediach. Czasem wystarczy się rozejrzeć i uważnie obserwować. A gdy spotkamy panią Gosię, lepiej nie pytać, jak powinniśmy zacząć. Po prostu warto ją naśladować, bo siedząc w domu, można się udusić.

Trwa rekrutacja wolontariuszy SZLACHETNEJ PACZKI i AKADEMII PRZYSZŁOŚCI. Zgłoś się >>

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Siła tej kobiety porusza ziemię i niebo [WIDEO]
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.