Ślepy zaułek w labiryncie życia? Sprawdź, jak możesz sobie z nim poradzić
Nasze życie często przypomina wahadło. Z jednej strony są sukcesy, radosne spotkania ze znajomymi i inne przyjemności… z drugiej strony pojawiają się problemy ze zdrowiem któregoś z członków rodziny, kłopoty w pracy, czy tysiące innych mniejszych lub większych trosk.
Jedno jest pewne - w domu często brakuje czasu na modlitwę, a i czasami w kościele zdarza się myśleć o czymś innym, bo przecież jest tyle pilnych spraw do załatwienia. Ile razy zdarzyło ci się ziewnąć podczas Mszy Św. lub kierować myśli do przyziemnych spraw tak bardzo, że po wyjściu z kościoła nie pamiętałeś ani jednego słowa z usłyszanej Ewangelii? Przyznaję, że mnie się kilka razy zdarzyło.
Ślepy zaułek w labiryncie życia
Są jednak momenty w życiu, kiedy człowiek nagle się zatrzymuje i spogląda na swoje życie z nieco innej perspektywy. Okazuje się, że problemy w pracy wcale nie są tak istotne jak się wydawało, a sukcesy życiowe wydają się śmieszne. Wszystkie rzeczy, o które tak bardzo walczymy i ryzykujemy życie lub zdrowie, żeby tylko osiągnąć cel, stają się irytujące. Przypomina to zabawę małego kotka, który bawi się kłębkiem wełny, dopóki ten do końca się nie rozwinie.
Czasami przez tragedię rodzinną, śmierć bliskiej osoby, czy nawet zwykły przypadek, człowiek uświadamia sobie, że krocząc po labiryncie życia zawędrował w ślepy zaułek. Wtedy trzeba znaleźć w sobie mnóstwo odwagi, aby przyznać się przed samym sobą, że popełniło się błąd oraz znaleźć siłę, aby wybrać się w drogę powrotną.
Gdyby można było cofnąć czas
Pewne małżeństwo przeżyło razem ponad 50 lat, z czego od 20 lat prawie codziennie się kłócili - nawet źle postawiony kubek stawał się impulsem do rozpętania sporej awantury. Wszystko kończyło się albo kilkoma "cichymi dniami", albo kolejną awanturą. Gdy u męża wykryto raka, żona całkowicie się zmieniła… opiekowała się nim, wspierała w trudnych chwilach i wykonywała wszystkie obowiązki w domu. Choroba rozwijała się tak szybko, że po kilku miesiącach mężczyzna zmarł.
Kobieta pozostała sama, a jej dom ogarnęła pustka i przenikliwa cisza. W czasie spotkań z rodziną i znajomymi często powtarzała: "Kłóciliśmy się o drobnostki i przez to straciliśmy mnóstwo bezcennego czasu. Gdyby można było go cofnąć…".
Ileż to razy każdy z nas chciałby cofnąć czas… wymazać słowa które się wypowiedziało, uniknąć wypadku, kłótni czy nieodpowiedzialnej decyzji.
Z nawigacją przez życie
Kiedy byłem nastolatkiem, 10 Przykazań stanowiło dla mnie trudny obowiązek. Byłem przekonany, że Bóg to jest taki juror w show, który patrzy na to jak żyjemy - i co prezentujemy. Jeśli zrealizujemy program w pełni - da nam Niebo, jeśli źle - piekło. A jeśli coś będzie do poprawki, to zgarniemy nagrodę pocieszenia - Czyściec.
Dopiero gdy dojrzałem i zacząłem zagłębiać się nieco bardziej w wiarę - czytałem, słuchałem, analizowałem… dotarło do mnie, że Przykazania to nie trudny obowiązek… ale mapa. Mapa, dzięki której można wyeliminować liczne, ślepe uliczki w labiryncie naszego życia.
Ks. Pawlukiewicz świetnie porównał Przykazania do przepisów ruchu drogowego. Nikt z nas nie analizuje, czemu jest namalowane przejście dla pieszych, nie zachwycamy się liniami ciągłymi na Zakopiance. Nikt też nie dyskutuje z faktem, że przed ostrymi zakrętami ustawia się znaki z ograniczeniem prędkości. Wszyscy doskonale wiemy, że jest to zrobione dla naszego bezpieczeństwa. My skupiamy się na podróży, a przepisy po prostu akceptujemy.
Podobnie z Przykazaniami. Mamy ogromny obszar i możliwości działania w życiu, a Przykazania mają nam pomóc bezpiecznie przebyć drogę. Gdy zacząłem w ten sposób interpretować przykazania, okazało się, że to wcale nie jest niewygodny obowiązek, a gotowe rozwiązania na to, aby być szczęśliwym. Genialne!
W tym momencie, zapewne zastanawiasz się jak nakazy i wytyczne mogą uczynić człowieka szczęśliwym?
Czy nakazy i wytyczne mogą uczynić człowieka szczęśliwym?
Odpowiem pytaniem na pytanie. A co z ludźmi, którzy nie stosują się do 10 Przykazań? Czy szczęśliwymi można nazwać ludzi, którzy wynoszą różne rzeczy z pracy? Może w pierwszej chwili będą się lepiej czuć, bo są bardziej przebiegli od innych i sprawią wrażenie zaradnych życiowo… tylko, że po jakimś czasie sumienie daje o sobie znać i okazuje się, że owszem, ci ludzie mają trochę więcej pieniędzy i może nawet uznanie czy lepszą pozycję, ale mimo to wewnątrz nie są szczęśliwi… podświadomie zdają sobie sprawę że coś jest nie tak. Droga w labiryncie okazała się ślepa.
Czy szczęśliwymi można nazwać ludzi, którzy rozbijają małżeństwa i niszczą rodziny przez zdrady? Po chwilowej przyjemności okazuje się, że przyniosło to o wiele więcej problemów niż radości… kolejna droga zaprowadziła donikąd.
Czy szczęśliwymi można nazwać ludzi, którzy zabijają? Czasami można zabić kogoś słowem - mówiąc coś przykrego, rozsiewając nieprawdziwe informacje, czy wyśmiewając kogoś słabszego. Chwilowa poprawa nastroju, podwyższenie swojej pozycji wśród znajomych, a w środku taki dziwny niepokój i lęk przed odwetem… czyżby kolejna ślepa uliczka?
Tu i teraz
Często nasze myśli krążą wokół dawnych spraw, z których przebiegu nie jesteśmy zadowoleni. Jakże często obwiniamy się, że mogliśmy zrobić coś inaczej. Gdy mamy dość analizowania błędów z przeszłości, to biegniemy w przyszłość. Niejednokrotnie podczas spotkania ze znajomymi w głowie obmyślasz, co będziesz robić jutro w pracy, albo oglądając ciekawy film zastanawiasz się jak przemeblować pokój.
To tak, jakby czytając książkę, co chwilę przerzucać kartki do tyłu i do przodu - prędzej czy później zgubisz sens tego, co czytasz. Podobnie jest z życiem. Jeśli wciąż będziesz się trzymać wahadła przyszłości i przeszłości, zapomnisz o tym co najważniejsze.
Warto żyć tu i teraz. Jeśli jesteś na Mszy - módl się. Jeśli jedziesz autem - prowadź, jeśli pracujesz - pracuj. Żyj teraźniejszością i nie zadręczaj się myślami, bo i tak niewiele to zmieni.
Gdy już wszystko zawiedzie
Wiele razy zdarzyło się, że miałem bardzo udany tydzień - sukcesy w szkole czy w pracy, wyśmienite spotkanie ze znajomymi i bardzo udana randka. Mimo to pod koniec tygodnia byłem smutny i nieco przygnębiony… czyżby jednak jeszcze czegoś brakowało? Dodatkowo przez wiele lat krążyła w mojej głowie wątpliwość… Czemu starsi ludzie dużo czasu spędzają na modlitwie i w kościele? Niedawno mnie oświeciło… Odpowiedź jest banalnie prosta.
Starsi ludzie i dużo czasu spędzają na modlitwie i w kościele… bo dla nich przeminęło wszystko to co ziemskie - młodość, zdrowie czy codzienne zabieganie. Dzieci wyfrunęły z gniazda rodzinnego, zaczyna brakować sił na pracę czy podróże… więc okazało się, że pogoń za ziemskimi dobrami to jednak nie wszystko.
Dlatego powinniśmy od czasu do czasu zatrzymać się na chwilę i rozejrzeć się, czy rzeczywiście droga którą wybiera każdy z nas, przypadkiem nie prowadzi w ślepy zaułek. Dbajmy o nasze relacje z Bogiem i pamiętajmy, że są sprawy ważniejsze niż kłótnie o bzdury, potrzeba zarobienia dodatkowej stówy, czy złamany paznokieć.
Jeśli o tym zapomnimy, prędzej czy później będziemy musieli wypowiedzieć słowa "gdyby można było cofnąć czas…" Na zakończenie pragnę przytoczyć cytat z jednej z homilii w mojej parafii:
"Dwie sąsiadki często odwiedzały pewną kobietę. Jedna z nich przychodziła, aby zapytać co słychać… druga za każdym razem przychodziła pożyczyć szklankę cukru. Zastanów się, którą z sąsiadek jesteś w relacji z Bogiem…".
Zbyszek Chęciński - zawodowo - specjalista w międzynarodowej firmie, prywatnie - miłośnik psychologii, samorozwoju, motywacji i poszerzania strefy komfortu. W młodości dość nieśmiały i skryty. Od 2012 roku intensywnie pracuje nad swoim charakterem. Z czasem poszerzanie strefy komfortu oraz dążenie do zwiększenia pewności siebie, przerodziły się w jego hobby. Nadal pracuje nad najlepszą wersją siebie i jednocześnie pomaga innym w znalezieniu drogi do satysfakcjonującego życia
Skomentuj artykuł