Zbójnicka droga prosto do nieba
Zbójnik - ulubiony bohater karpackiego folkloru słownego - był hojny, sprawiedliwy, silny i niezwyciężony. W legendzie równał świat, zabierając doczesne dobra bogatym i obdarowując nimi biednych, mógł więc, jak sądzono, liczyć na opiekę Niebios.
Zbójnikom patronował w Karpatach Zachodnich św. Jan Chrzciciel (24 czerwca), we Wschodnich św. Jerzy (23 kwiecień), a podania i pieśni opowiadają o pobożności dobrych chłopców - jak ich pod Tatrami nazywano, której przejawem były między innymi fundacje kościołów i kapliczek.
Prawdziwy obraz karpackiego zbójnika wyłaniający się z kart kronik i akt sądowych jest daleki od jego wizerunku utrwalonego w ludowej tradycji. To często okrutny, brutalny, przestępca, który nie tylko rabuje żydowskie karczmy, dwory, bogatych gazdów, kupców i podróżnych, ale również ubogie zagrody i pasterskie szałasy. Jego łupem padają także kapłani, plebanie i wiejskie świątynie, gdzie zagarnia pieniądze z kościelnej skarbony, wota, naczynia liturgiczne.
Jedną z pierwszych informacji o zbójnickim napadzie na duchownego zapisano w aktach sądowych miasta Sanoka w roku 1565. Kolejne wzmianki o najściach na świątynie i księży to wiek XVII. Jest wśród nich łacińskojęzyczny list z 1645 r., skierowany przez duchowieństwo dekanatu pszczyńskiego do biskupa krakowskiego, którego autorzy informują zwierzchnika o zaistniałej na terenie dekanatu sytuacji, opisując jakich prześladowań i szyderstw doznali wielebny kler oraz kościoły diecezji krakowskiej ze strony świętokradzkich zbójników.
Wiadomości o napadach na duchownych i świątynie przynosi również XVIII stulecie. Rabunki takie miał na sumieniu także ulubieniec podtatrzańskiej legendy Jerzy Janosik z Terchowej; między innymi na początku 1713 r. jego kompani zastrzelili proboszcza we wsi Domaniża w Górach Strażowskich (Słowacja).
Z kolei około 1735 r. zbójnicka kompania najsłynniejszego harnasia Beskidów Zachodnich - Józefa Baczyńskiego zwanego Skawickim - napadła na sanktuarium maryjne w Inwałdzie niedaleko Żywca. Tu, jak wynika z zeznań rabusia, złożonych przed sądem grodzkim w Krakowie, zachował się on niczym bohater zbójnickiego mitu. Gdy gospodarz sanktuarium tłumaczył brak pieniędzy dużymi wydatkami związanymi z remontem kościoła Baczyński, by to sprawdzić, wtargnął z kompanami do świątyni, kazał zaświecić świece na ołtarzu i otworzyć obraz, przed którym nabożnie się modlił (!). Następnie nie tknął parafialnego dobra, żądając, aby kapłan oddał mu swoje własne mienie. Ponieważ ksiądz nic wartościowego nie posiadał, zbójnicy zadowolili się strzelbą oraz gąsiorem wina i flaszą wódki.
W 1792 r. grupa innego słynnego zbójnickiego hetmana Proćpaka z Kamesznicy (Jerzego Fiedora), działająca na terenie Beskidów Zachodnich, Orawy i Śląska, dokonała śmiałego napadu na plebanię w Zawoi pod Babią Górą. Wieczorem do miejscowego organisty przyszło sześciu ludzi z prośbą o ostatnią posługę dla chorego. Gdy ten wyszedł z domu by powiadomić księdza, zbójnicy grożąc mu pistoletem, kazali zaprowadzić się na plebanię. Kiedy gospodyni, słysząc znajomy głos, otworzyła drzwi, napastnicy wtargnęli do środka, pochwycili kobietę i wsadzili ją do wielkiej drewnianej kadzi po kapuście stojącej w sieni, a następnie wepchnęli do niej także kapłana, wieko zaś przyłożyli deską i kamieniem, by uwięzieni nie mogli się szybko wydostać. Po splądrowaniu plebanii wyruszyli w kierunku Babiej Góry, zabierając organistę z sobą. Puścili nieszczęśnika dopiero daleko poza wsią. Pod koniec 1795 r. kompanię Proćpaka ujęto, a wśród sądzonych rabusi znalazł się także organista oskarżony przez zbójników jako ich wspólnik. Uratowali mu życie proboszcz Jeleśni, ksiądz Pawluszkiewicz, który na podstawie spowiedzi skazańca zażądał rewizji wyroku, i dwaj zbójnicy, którzy przed egzekucją odwołali oskarżenie.
Ciekawą informację o stosunku zbójników do spraw niebieskich znaleźć można w aktach sądowych Żywca. Otóż żywiecki harnaś Martyn Portasz, idąc na śmierć wraz ze swoim bratem Pawłem (zginęli z ręki kata na górze Grojec nad Żywcem w styczniu 1796 r.), prosił spowiednika, księdza Jana Urbanowicza, aby po śmierci wpisano ich do Bractwa Różańcowego (sic!). Życzeniu skazańca stało się zadość i obaj zbójnicy zostali zaliczeni w poczet jego członków.
Legendy o zbójnikach opowiadają też, że składali oni w kościołach wota za pomyślność wypraw, fundowali świątynie i kapliczki. Na całym Podkarpaciu istnieje wiele obiektów sakralnych, które według tradycji powstały za zbójnickie dobro, chociaż informacje te nie mają potwierdzenia w źródłach pisanych. Na Podhalu zbójnicką fundacją ma być cmentarny kościółek pod wezwaniem św. Anny w Nowym Targu, której dokonali podobno nawróceni przez dwóch pustelników zbójnicy. Oni też umieścili w głównym ołtarzu obraz św. Anny zrabowany gdzieś na Węgrzech. Także kościół w Dębnie Podhalańskim został wzniesiony przez zbójników w miejscu, gdzie ukazał się im z napomnieniem św. Marcin.
Na Orawie znaną zbójnicką fundacją ma być kościół parafialny w Lipnicy Wielkiej. Tak odwdzięczył się Niebu harnaś za udzielenie ostatniego namaszczenia przez tutejszego księdza chorej ukochanej frajerce. Dziewczyna wyzdrowiała, zbójnik sypnął złotem na budowę nowej świątyni, a w ołtarzu jako wotum zawiesił swój bunkoś, czyli maczugę. Podobne fundacje znane są także po południowej stronie Karpat. Tak na przykład o kościele św. Anny pod Podolińcem tradycja mówi, że ufundował go nawrócony przez zakonnika bernardyna zbójnik, który dokonał tu żywota jako nabożny pustelnik.
Zbójnicki rodowód ma też w legendzie szereg przydrożnych kapliczek. Mówi się, że na Podhalu powstało ich niegdyś dwanaście z fundacji dwunastu zbójników nawróconych na odpuście w Ludźmierzu. Do zbójnickich kapliczek należy też kaplica stojąca na skraju polany Stare Kościelisko w Tatrach, powstała podobno za pieniądze miejscowego zbójnika Pawła Gąsienicy, który sprawił też do niej naczynia i szaty liturgiczne. W rzeczywistości wznieśli ją górale na miejscu starszej, zbudowanej przez hutników pracujących w tutejszych hamerniach. Zbójnicka kaplica pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela - pokutne wotum - stoi również po północnej stronie Babiej Góry, w Zawoi, w przysiółku Policzne.
W zbójnickich opowieściach, zwłaszcza na Podtatrzu, powtarza się też motyw nawrócenia rabusia. Łaski tej dostępuje on dzięki dobrym uczynkom (post, jałmużna, uratowanie życia) i modlitwom, często dzięki pomocy Matki Bożej Ludźmierskiej - miłosiernej Gaździny Podhala, którą tutejsi zbójnicy uważali za swoją opiekunkę.
Skomentuj artykuł