Zwierzęta przecież nie chodzą do kina
Ale i tak tam często są, bo my lubimy je w nim oglądać, tyle że na ekranie oczywiście. Często sprawiają filmowym bohaterom wiele kłopotów, zdarza się jednak, iż są bardzo pomocne, a nawet ratują im życie. Bywa i tak, że i ludzie są gotowi poświęcić dla nich bardzo wiele.
Bodajże najsłynniejszą historią przyjaźni psa z człowiekiem jest ta o owczarku collie imieniem Lassie. Opisał ją Eric Knight w opowiadaniu wydłużonym potem do rozmiarów powieści (1940), ta natomiast posłużyła za kanwę filmu "Lassie wróć". Jego fabuła mówi o rodzinie zmuszonej z powodów finansowych sprzedać ukochaną sukę, która - kierowana miłością do swoich panów, a w szczególności do małego Joe - ucieka od nowego właściciela i po wielu przygodach wraca do domu. Po tę historię filmowcy sięgali wielokrotnie i wierna Lassie doczekała się w sumie jedenastu pełnometrażowych ekranizacji swoich przygód.
Zbliżoną do Lassie postacią jest delfin Flipper. W filmie z 1963 r. ten zraniony harpunem morski ssak trafia pod opiekę pewnego chłopca; przyjaźni owych dwojga nie jest jednak przychylny ojciec bohatera, który pracuje jako rybak i w nowym pupili syna widzi konkurenta w walce o ryby.
O ludzko-zwierzęcej przyjaźni opowiada "Duże zwierzę" (2000) Jerzego Stuhra (na zdjęciu), tym razem jest to jednak historia mocno zaprawiona goryczą. Szanowany obywatel pewnej górskiej miejscowości (sam JS) przygarnia pewnego dnia... wielbłąda. Jego podopieczny budzi jednak lęk i zawiść większości społeczności. Ta bowiem twierdzi, że zwierzę rozprasza uwagę uczących się dzieci, zanieczyszcza ulice, pojawiają się również obawy co do afrykańskich chorób... wenerycznych, jakie może przenosić. Za swoje przywiązanie do baktriana (wielbłąd dwugarbny, jedno to dromader) bohater musi zapłacić wysoką cenę.
Również w poważniejszym tonie (choć bardziej przy okazji innego problemu) podejmuje relacje człowiek ze zwierzakiem "Umberto D." (1952) Vittorio De Sici będący jednym z największych arcydzieł włoskiego neorealizmu.
Jego bohaterami są stary człowiek usiłujący utrzymać się w ówczesnym Rzymie oraz towarzyszący mu uroczy piesek imieniem Flik. Emeryt nie mogąc rozwiązać swoich finansowych problemów, postanawia razem ze swoim pupilem skoczyć pod koła pociągu. W ostatniej chwili zwierzę wyrywa się mu, ratując siebie i starca przed niepotrzebną śmiercią.
Komedia kryminalna "K-9" (1989) przedstawia niecodzienną parę: policyjnego detektywa (James Belushi) oraz przydzielonego mu psa o imieniu Jerry Lee. Współpracuje im się nieźle, ale nie bez trudności, których częstym powodem jest kapryśne usposobienie zwierzęcia. Bowiem nie dość, że JL działa tylko wtedy, kiedy przyjdzie mu na to ochota, to jeszcze demoluje dom swojego partnera i wciąż psuje mu kontakty z kobietami. Koton, bo tak nazywał grający w filmie owczarek niemiecki, był prawdziwym psem policyjnym i zginął dwa lata po nakręceniu filmu w czasie jednej z akcji.
Zaledwie trzy miesiące po premierze "K-9" na ekrany wszedł inny obraz traktujący o tandemie tworzonym przez policjanta i przedstawiciela psowatych - "Turner i Hooch". Ten pierwszy (Tom Hanks) jest pedantem, ten drugi to wielki i zaśliniony pies, który był świadkiem morderstwa. Początkowo Hooch wprowadza w życie Turnera chaos, ale jednakowoż to dzięki niemu bohater nawiązuje romans z pewną panią weterynarz. Mało z tego, porządne psisko oddaje za niego życie.
Innym psem pomagającym ludziom na służbie (i to jakiej!) był Szarik - członek załogi czołgu "Rudy" znanej z kultowego polskiego serialu wojennego "Czterej Pancerni i Pies" (1966-1970). Tak naprawdę w filmie grały go trzy psy: Trymer, Spik i Atak. Chociaż jego imię po rosyjsku oznacza tylko "kuleczkę", to wielokrotnie wykazuje się odwagą, jest mądry i pomocny, a nawet ratuje życie swoim panom. Swoją drogą w ZSRR tytuł tego popularnego także tam serialu nagminnie przekręcano jako "Trzej Polacy, pies i Gruzin", (tej narodowości był Grigorij Saakaszwili). Innym sławnym polskim wilczurem serialowym był tytułowy bohater "Przygód psa Cywila" (1968-1970).
Udany duet stworzyli w nim Krzysztof Litwin w roli flegmatycznego, nieporadnego sierżanta MO oraz wilczur Bej.
W samotnych chwilach zwierzęta okazują się świetnymi kompanami, nawet jeśli reprezentują dzikie, ba, wręcz niebezpieczne gatunki. Przekonał się o tym protagonista pochodzący z westernu "Tańczący z wilkami", któremu przychodzi zaopiekować się opustoszałym placówką wojskową. Właśnie tam zaprzyjaźnia się z samotnym wilkiem i nadaje mu imię "Dwie Skarpety", co później sprawia, że Indianie obdarzają go tytułowym przezwiskiem.
Nasuwa się jednak pytanie: który z widzów miałby na tyle odwagi, żeby spróbować oswoić drapieżnika? Zazwyczaj nawet obserwować dzikie zwierzęta decydujemy się z bezpiecznej odległości, w zoo lub co przychodzi nam najłatwiej na rozmaitych ekranach. I tak jest lepiej zarówno dla nas, jak i przedstawicieli fauny.
Domowe zwierzęta mogą trafić na linię frontu wojny małżeńskiej - przykładem amerykańska komedia "The War of the Roses" (1989) oraz znacznie poważniejszych i starszy (1971) francusko-włoski "Kot" z Jeanem Gabinem i Simone Signoret.
Z braku miejsca chciałbym tylko przypomnieć o tak wyjątkowych produkcjach jak "Grizzly Man" czy "Goryle w mgle". Obie skończyły się dla ich ludzkich bohaterów źle i to naprawdę, gdyż obie oparto na faktach...
Chciałem też Państwa zapewnić, że pamiętam o całej masie innych "dzieł", ale dajmy sobie spokój z seriami o Beethovenie (w roli tytułowej bernardyn; 6 filmów) czy wysportowanym psie rasy golden retriever imieniem Bud (6 kontynuacji plus rozmaite mniej lub bardziej naciągane ciągi dalsze) oraz skandaliczna ekranizacja przesławnych powieści pokazywana jako "Dr. Dolittle" - 5 filmów. Ciekawe jak by sobie poradził ten doktorek z Cujo, czyli morderczym bernardynem z powieści Stephena Kinga i późniejszej ekranizacji.
Skomentuj artykuł