Bieda to stan umysłu. Leon XIV: ubóstwo nie jest wyborem

Fot. Depositphotos

Opadł już kurz po aferze u Wojewódzkiego, kiedy Julia Wieniawa zgodziła się z tezą, że bieda to stan umysłu. Drama ta wywołała tak duże oburzenie społeczne, że wyszła poza bańkę światka celebrytów. Tymczasem sam papież Leon XIV jakby postanowił odpowiedzieć Julii, pisząc w swojej pierwszej adhortacji Dilexi Te: „Ubóstwo nie jest wyborem. Są jednak wciąż tacy, którzy ośmielają się tak twierdzić, wykazując się ślepotą i okrucieństwem.” (DT 14) Wydaje się oczywiste, że człowiekowi nie przybędzie pieniędzy od samego myślenia o nich, ale czy jednak przewrotnie nie może okazać się, że w tej kontrowersyjnej tezie jednak coś jest?

A co gdyby powiedzieć, że „niewola to stan umysłu”? Zewnętrznie nie możemy oczywiście siłą naszych myśli rozerwać krępujących nas łańcuchów, ale to nie znaczy, że przestaliśmy być wewnętrznie wolni. Wiktor Frankl w swoich wspomnieniach z obozu w Auschwitz pisze o tym, że człowiekowi można zabrać wszystko, ale nie można zabrać mu możliwości wyboru tego w jaki sposób postąpi. W każdym położeniu można okazać się szlachetnym albo podłym. Można wznieść się ponad otaczającą rzeczywistość, co pokazywali więźniowie dodający innym otuchy i oddający swój ostatni kawałek chleba, żeby komuś uratować życie. Można jednak również dać się wciągnąć w otchłań okrucieństwa i jako współwięzień okazać się bardziej bezwzględnym niż niejeden SS-Man. Na tę decyzję w momencie skrajnego doświadczenia wpływać będzie szereg wydarzeń z naszego życia, ale to właśnie wtedy objawić się może szczyt naszego człowieczeństwa. Nie inaczej dzieje się w codziennym życiu, kiedy możemy w pełni skorzystać z naszej wolności i postąpić właściwie, a możemy ulec oczekiwaniom innych, naszym własnym lękom albo żądzom i ostatecznie postąpić źle.

DEON.PL POLECA

 

 

Czy zatem bieda nie może być również stanem umysłu? Czy nie przyznalibyśmy racji temu, co mawiał Bob Marley, że „niektórzy ludzie są tak biedni, że mają tylko pieniądze”? Czy prawdziwie bogatym nie okaże się kiedyś ten, kto na ziemi miał niewiele, bo skarby gromadził sobie w Niebie? Znowu warto spojrzeć bardziej na to, co dzieje się w naszym sercu, niż na zewnętrzny stan naszego portfela. Wszak może być milioner całkowicie wolny wobec swoich milionów, a ktoś inny może być tak przywiązany do swojego jedynego kubka do kawy, że gotów jest za niego zabić. Praktyka jednak pokazuje, że im więcej się posiada, tym trudniej o dystans wobec pieniędzy. Sam Jezus mówi, że „łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa Bożego” (Łk 18,25). Dlatego też błogosławieni są ubodzy w duchu, czyli ci, którzy wobec tego co posiadają są wolni i pamiętają, że wszystko jest łaską i darem od Pana. Są ubodzy, bo wszystko mają „u Boga”. Papież Leon, cytując Jana Chryzostoma i św. Ambrożego, przypomina nam, że „nie dzielić się własnymi dobrami z ubogimi znaczy okradać ich i pozbawiać życia. Posiadane przez nas dobra nie są naszymi, ale ich dobrami. (…) Nie obdarowujesz przecież biedaka ze swego, lecz zwracasz mu to, co jest jego własnością. Sam bowiem przywłaszczasz jedynie sobie to, co należy do wszystkich” (DT 42-43).

Kiedy sami mamy pod dostatkiem, łatwo jest zamknąć się w swoim świecie i nie zauważać, że w istocie nic nie należy do nas. „Trzeba powiedzieć, że rozwinęliśmy się pod wieloma aspektami, ale jesteśmy analfabetami w towarzyszeniu, opiece i wspieraniu najsłabszych i najbardziej wrażliwych w naszych rozwiniętych społeczeństwach. Przyzwyczailiśmy się do odwracania wzroku, do przechodzenia obok, do ignorowania sytuacji, chyba że dotyczą nas bezpośrednio” (Fratelli Tutti 64) Dlatego co jakiś czas robię sobie rachunek sumienia i zastanawiam się jak to jest możliwe, że ja tu sobie spokojnie żyję i nic mi nie brakuje, podczas gdy tak wielu ludzi nie ma za co wyżywić rodziny albo pracują tylko po to żeby przetrwać. Szukam wokół siebie Łazarzów, którzy czekają na okruchy z mojego ucztowania, ale łapię się nie raz na myśleniu tego świata, które podpowiada, że przecież uczciwie sobie zarobiłam i mogę zrobić z tym co zechcę.

Wydaje się jednak, że dzielenie się dobrami materialnymi nie jest jeszcze najważniejszą lekcją do przerobienia. Jest jeszcze ta, by nie patrzeć z góry. Papież Leon przywołując wielu świętych, zauważa, że „każdy z nich na swój sposób odkrył, że najubożsi są nie tylko przedmiotem naszego współczucia, ale nauczycielami Ewangelii. Nie chodzi o to, by „przynosić im” Boga, ale by spotkać Go przy nich. Wszystkie te przykłady uczą nas, że służba ubogim nie jest gestem wykonywanym „z góry ku dołowi”, ale spotkaniem równych sobie, gdzie Chrystus się objawia i jest adorowany.” (DT 79) Trzecią lekcją do odrobienia jest jeszcze trudniejsza. Usłyszałam ostatnio, że to co odróżniało Samarytanina od kapłana i lewity, było to, że on miał czas. W życiu zaplanowanym pod linijkę z kalendarzem po prostu nie ma przestrzeni, by kochać tych, którzy nas potrzebują. Jezus wielokrotnie pokazywał, że Jemu nigdzie się nie spieszy. Skoro On miał czas, to czemu ja miałabym go nie mieć? Czy rzeczywiście to, co mam do zrobienia, jest tak szalenie ważne i potrzebne, że nie mieści się już tam drugi człowiek? Prawdziwie biedny jest ten, kto okazuje się zbyt zajęty, by mieć czas na to, co naprawdę ważne. A zatem to stan umysłu. Nie ma wątpliwości.

DEON.PL POLECA


Ewa Bartosiewicz - informatyk i teolog. Podróżniczka i marzycielka. Wielka fanka serialu The Chosen i zielonej herbaty. Nieustannie zakochana w Jezusie i zapalona do głoszenia Jego Ewangelii. Prowadzi bloga "Spojrzenie serca".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Bieda to stan umysłu. Leon XIV: ubóstwo nie jest wyborem
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.