Nie mam bliskiej relacji z Maryją. Czy jestem wybrakowaną katoliczką?

Fot. depositphotos.com

Gdy przeczytałam na Instagramie pytanie o to, czy jakaś święta kobieta jest dla mnie inspiracją i wzorem, spodziewałam się trochę tego, co wywoła moja odpowiedź. Zgodnie z prawdą stwierdziłam, że ani się świętymi kobietami nie inspiruję, ani nie są one dla mnie wzorem w codziennym życiu. Dostałam kilkanaście wiadomości, napisanych z nutką pretensji i oburzenia. „A Maryja? Jako katoliczka powinnaś się Nią inspirować, wzorować na Niej, powinna być dla ciebie najważniejsza!” – tak można by zamknąć przesłanie tych wiadomości. Tak, spodziewałam się tego, że ktoś strzeli wezwaniem do brania wzoru z Maryi. Mimo to dziś odpowiedziałabym podobnie – nie mam bliskiej i zażyłej relacji ze świętymi kobietami, w tym z Maryją. Czy jestem przez to wybrakowaną katoliczką? Nie sądzę…

Od lat obserwuję w mediach społecznościowych swoistą bańkę idealnej katoliczki. Maryja jest wzorem w każdej dziedzinie życia, trzeba regularnie odnawiać wszelkie zawierzenia. Warto znać na pamięć wypowiedzi kardynała Wyszyńskiego, nosić sukienki (oczywiście w stylu retro i za kolano, nie inne!), gotować dwudaniowe obiady, nie pracować zawodowo i być kapłanką domowego ogniska (oczywiście w określonym stylu i ramach), a dzieci koniecznie powinny rozwijać się w edukacji domowej. Obserwuję na Instagramie kobietę, która nosi sukienki, zna nauczanie kardynała Wyszyńskiego i wychowuje dzieci, świadomie rezygnując z kariery zawodowej – ale nie jest to efekt mody, ale potrzeby jej serca.

DEON.PL POLECA

 

 

Widać w tym jej autentyczność, spełnienie i pasję, jej drogę, na której rozkwita jako człowiek i która pociąga i inspiruje innych. Jednak częściej widać pewne nieudolne kopie, które starają się wyglądać jak wspomniana instagramerka, ale czuć, że nie mam w tym głębi, że to wciskanie w jakieś ciasne ramki mody, dziwacznych oczekiwań wobec samej siebie, bycia lepszej we własnych oczach… I nie wiadomo czego jeszcze… Wtedy rzeczywiście może razić taka Urbańska w spodniach, czytająca książki współcześnie żyjących autorów, mówiąca wprost, że Maryja nie jest najważniejszą kobietą jej życia…

Jutro przypada w Kościele ważna uroczystość – Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny – to jedno z najważniejszych świąt maryjnych w całym roku liturgicznym. Myślę, że to dobry – idealny wręcz! – moment, by zobaczyć jaka moja relacja do/z Maryją jest. Szczerze, nie trzeba narażać się na hejt, mówiąc o tym głośno, ale zadać to pytanie samemu sobie warto.

Maryja jest ważna. Relacja z Nią również. Nigdy tego nie negowałam i nie neguję. Nie oznacza to jednak, że muszę relację z Nią stawiać na piedestale… Relacje mają to do siebie, że są różne, mają swoją intensywność, blaski i cienie. Lubię modlić się Litanią do Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Jej wezwania są dla mnie bliskie, cenne, bardzo życiowe. Gdy je wypowiadam, stają mi przed oczami konkretni ludzie i sytuacje. Świadomie powierzam to wszystko Maryi, bo wiem, że Ona jest jak mama – nie narzuca się, ale czeka w blokach startowych, by tylko ruszyć z odsieczą, gdy ta będzie potrzebna. Z drugiej strony nie praktykuję pierwszych sobót miesiąca, nie lubię Litanii Loretańskiej, a odmawianie różańca jest dla mnie trudne (mimo to odmawiam go w ramach zobowiązania z Róży Różańcowej, choć robię to po swojemu…). Czy mogę powiedzieć w związku z tym, że mam bliską relację z Maryją i się na Niej wzoruję? Nie… Z drugiej strony nie odrzucam Jej, nie uważam, że osoby, które mają z Nią bliską relację są lepsze czy gorsze. Po prostu przeżywają coś inaczej niż ja…

Nie dajmy się wciskać w nie swoje ubranka. Sukienki są śliczne, ale jeśli noszone są z gracją. Podobnie może być w życiu duchowym, rodzinnym, społecznym. Każdy z nas jest inny, ma prawo przeżywać wiarę na swój indywidualny sposób, nie ma co się czepiać i negować, dopóki ktoś nie odszedł poza ramy nauczania Kościoła. Nie oznacza to, że jest gdzieś z tyłu i musi dojrzeć, doskoczyć do jakiejś poprzeczki (w ogóle kto je ustawia innym i dlaczego?). Nie mamy prawa oceniać innych przez swój pryzmat. Nawet jeśli coś nas bardzo karmi i ubogaca, mamy w sobie wyłącznie dobre intencje i po prostu pragniemy podobnego spełnienia dla innych. Drugi człowiek może spełniać się w czymś zupełnie odmiennym. Jest tyle dróg do Boga, ile ludzi na świecie. Pozwólmy drugiemu iść jego własną drogą, nawet jeśli jest inna niż moja.

DEON.PL POLECA


Spójrzmy też na ile to, czym żyjemy wypływa rzeczywiście z głębi serca, a na ile jest ślepym podążaniem za jakąś modą. Wszak szczerość w relacji to jedna z podstaw do tego, by była ona naprawdę życiodajna i inspirująca… A Maryja – to kochająca Mama. Jeśli mamy takie pragnienie, warto się Jej zawierzać, ale niech płynie to z serca oraz świadomego przekonania i decyzji. Wtedy ma to sens…

Z wykształcenia pedagog i doradca rodzinny. Z wyboru żona, matka dwóch synów. Nie potrafi żyć bez kawy i dobrej książki. Autorka książki "Doskonała. Przewodnik dla nieperfekcyjnych kobiet". Prowadzi bloga oraz Instagram.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Nie mam bliskiej relacji z Maryją. Czy jestem wybrakowaną katoliczką?
Komentarze (16)
AE
Anna Elżbieta
19 sierpnia 2025, 14:11
Przez lata miałam - jeśli tak można powiedzieć - problem z Maryją. Nie czułam jej obecności, nudziłam się przy różańcu, kompletnie nie potrafiłam rozważać konkretnej tajemnicy, równocześnie wypowiadając słowa modlitwy: "Zdrowaś Maryjo". Po prostu odklepywałam różaniec, mając przy tym duży dyskomfort. Szacunek do Matki Najświętszej miałam zawsze. I tylko tyle. I kiedyś podczas spowiedzi powiedziałam o tym mojemu kierownikowi duchowemu. On znając mnie i to, czym żyję, powiedział: To jest ważne, że jesteś chrystocentryczna, więc nie martw się. Miłość do Maryi przyjdzie z czasem. Nie robił problemu, nie namawiał. I rzeczywiście tak sie stało. W pewnym momencie, po latach, nagle zauważyłam, że coś się zmieniło, odmawianie różańca przestało być odklepywaniem, stało się rozważaniem, byciem razem z Maryją... Jestem wdzięczna Bogu i Matce Najświętszej za ten darmo dany dar.
ŚT
~Średnia Teresa
17 sierpnia 2025, 00:14
Wyczuwam lekki cynizm - czy tylko jedna influencerka jest autetyczna nosić sukienki retro, kochać Matkę Bożą i dbać o dom? Reszta to podróba. Nie sądzę. O Pani nikt nie pisze artykułów o podróbie nowoczesnej Matki Katoliczki. Na szczęście nie tracę czasu na podglądanie cudzego życia na Insta ale spotykam się z mamami z różnych światów, wspólnot i choć mamy różne duchowości- łączy nas miłość do Chrystusa i wzajemny szacunek. Tego też Pani życzę.
BZ
~Bruno z Arymatei
16 sierpnia 2025, 14:21
"Nie może mieć Boga za ojca kto nie ma Maryi za matki". Słowo "powinno" to szkodliwy moralizm, tak typowy u Polaków niestety. Natomiast "dobrze by było" i "warto" prosić i odkrywać relację do Maryi jako macierzyńskiej miłości Boga do każdego człowieka. Skoro Chrystus na krzyżu podarował Ją swojemu uczniowi, a w nim każdemu z nas, byłoby naiwnością ot tak to sobie zwyczajnie bagatelizować. Każdy jednak dojrzewa w swoim czasie. Pozdrawiam.
RF
~Robert Forysiak
17 sierpnia 2025, 20:02
"Nie może mieć Boga za ojca kto nie ma Maryi za matki". To już herezja, niezgodna z Symbolem Apostolskim. Bóg Ojciec, Maryja Matka, Chrystus Syn - nie ma takiej Trójcy. Grzech przeciw 1. przykazaniu.
NW
~Nikt Ważny
18 sierpnia 2025, 19:21
Fakt. To jest spory problem, że dla niektórych Trójca Święta może być taka jak wymieniłeś.
JG
~Jefte Gileadczyk
19 sierpnia 2025, 12:54
Bruno, czasami takie słowa jak "musi", "powinno" nie są faryzeizmem, ale próbą wyrażenia jakiejś rzeczywistości lub podkreśleniem wagi i wartości czegoś. "Nie może mieć Boga za Ojca kto nie ma Maryi za matkę" może równie dobrze oznaczać, że Maryja rodzi nas do relacji z Chrystusem zanim sobie uświadomimy, że istotnie jest naszą Matką, a niekoniecznie wezwaniem do topornego odmawiania różańca i litanii loretańskiej 4 razy dziennie :) Tak samo słowa "jeśli się nie nawrócicie wszyscy tak samo zginiecie" raczej nie są straszeniem czy nakładaniem ciężarów, ale odzwierciedlają pewną konieczność, zasadność, czy dynamikę duchową :)
NW
~Nikt Ważny
15 sierpnia 2025, 22:04
Jak ja to rozumiem. Uważam Najświętszą Maryję Pannę (Jej imię niech zawsze będzie błogosławione) za najdoskonalsze stworzenie Boże. Oddaję Jej cześć hyperdulii, ale świadomie też dokładam wszelkich starań by nie był to kult latrii. Ten jest zastrzeżony dla Boga. Najważniejszy dla mnie jest Jezus Chrystus i Jego Ewangelia. Mój jedyny Pan i jedyny Zbawiciel. I paradoksalnie mam w sercu spokojną pewność, że Święta Boża Rodzicielka (Jej imię niech zawsze będzie błogosławione) dokładnie tego ode mnie oczekuje. Że wierność Jezusowi Chrystusowi i Jego Ewangelii jest najdoskonalszą formą czci wobec Najświętszej Maryi Panny (Jej imię niech zawsze będzie błogosławione). Bo wybierając Chrystusa jako Zbawiciela i próbując dochować Mu wierności, uznajemy Jej życie i Jej wybory. Bo Ona po to przyszła na świat by powiedzieć Bogu: Amen i dać światu Zbawiciela. Dlatego wierzę, że wierność Chrystusowi i Jego Ewangelii jest wspanialszym hołdem niż wszystkie różańce, nabożeństwa, obrazy czy figury. (cdn)
NW
~Nikt Ważny
15 sierpnia 2025, 22:02
(cd): Bo tak się stajemy prawdziwie Jej dziećmi. Wszak jak powiedział nasz Pan, Jezus Chrystus: "Bo kto pełni wolę Ojca Mojego, ten Mi jest bratem, siostrą i matką". Czyli gdy pełnimy wolę Boża będąc wiernymi Chrystusowi, to jesteśmy Jego braćmi i siostrami. A z tego wynika, że jako rodzeństwo mamy wspólną Matkę - Matkę Zbawiciela i naszą Matkę (Jej imię niech zawsze będzie błogosławione). cnd
EN
~Ewa Niezgodna
15 sierpnia 2025, 10:03
Szukanie Boga i relacji z Nim , odnajdywanie bliskości z Maryją i innymi świętymi, czy błogosławionymi niech pozostanie pozostanie każdemu dobrowolnie , bez oceniania przez innych
AG
~Agata G
14 sierpnia 2025, 23:08
Też nie mam bliskiej relacji z Maryją, w sumie prawie żadnej relacji. A na dodatek pochodzę z Częstochowy ;) Nie jestem maryjna i nie sadzę, zeby sie to kiedys zmienilo. Szanuję ją, bo jest Matką mojego Boga. Nie czuje sie wybrakowana katoliczka.
BZ
~Bruno z Arymatei
16 sierpnia 2025, 14:22
Nie czujesz, bo nie znasz tego braku. Odwagi.
AS
~Antoni Szwed
14 sierpnia 2025, 22:48
Doświadczeń religijnych konkretnych osób nie da się sprowadzić do wspólnego mianownika. Relację wiary do Maryi (podobnie jak i Pana Jezusa) każdy przeżywa indywidualnie, a więc każdy trochę inaczej niż ktoś inny. Te relacje oparte są na ludzkiej wolności, więc przynajmniej do pewnego stopnia muszą się między sobą różnić. Ale wystarczy trzymać się nauki Kościoła o Matce Bożej. Ta nauka jest ogólna i przez to dotyczy wszystkich. Przez wieki była ona rozwijana w Kościele. Ostatnimi czasy czynił to św. Jan Paweł II. Dziś ona uległa zapomnieniu. Jeśli mówi się o Matce Bożej (rzadko zresztą), to raczej na sposób uczuciowy i taki, jakby ona była tylko Patronką kobiet. To nieporozumienie: Ona jest Matką dla nas wszystkich jako Orędowniczka przed Bogiem w Trójcy Świętej, jest ucieczką grzeszników i wszystkich tych, którzy szukają drogi do Jezusa Chrystusa.
MK
~M K
14 sierpnia 2025, 14:25
Różna jest nasza droga dochodzenia do świętości i dojrzewania duchowego. Możemy być na różnym etapie tej drogi. Zastanawiam się jednak czy to powód do dumy, że gdzieś jeszcze nasza duchowość nie jest dojrzała? Nie rozumiem celu tego artykułu. Podobnie według mnie jest z chodzeniem na psychoterapię. Nie ma się czego wstydzić, ale czy to powód do dumy? Czasem jest to potrzebne ale generalnie wolelibyśmy by tej potrzeby nie było.
NW
~Nikt Ważny
15 sierpnia 2025, 21:39
A ja rozumiem go doskonale. Bo w naszym polskim katolicyzmie wszystko musi być pod szablon: nabożeństwa majowe, czerwcowe, różańcowe. Wszyscy mają przeżywać wiarę tak samo. Gdy przygotowuje się dzieci do sakramentów, to wymaga się odgórnie takich samych praktyk religijnych. I jeszcze się to sprawdza. (!) A to tak nie działa. Czy jeśli wolę cichą adorację Najświętszego Sakramentu niż nabożeństwo różańcowe to nie jestem katolikiem? Czy nie wolno mi preferować modlitwy na cmentarzu za zmarłych niż nabożeństwa majowego? Wolno mi. Bo Bóg dał mi wolna wolę i moją indywidualną pobożność. A mój katolicyzm polega na tym, że przeżywam to w Kościele Katolickim.
NW
~Nikt Ważny
15 sierpnia 2025, 21:41
A dlaczego uważasz, że to co napisała autorka oznacza, "że gdzieś jeszcze nasza duchowość nie jest dojrzała"?
JG
~Jefte Gileadczyk
14 sierpnia 2025, 11:27
Po prostu ktoś, kto odkrył cudowność Maryi, jest zdumiony, że ktoś może się Nią nie zachwycać, tak jak neofici dziwią się ludziom że nie poznają miłości Boga (zapominając że do niedawna byli jak "ci bezbożnicy) :) To często nie jest faryzeizm czy stawianie komuś poprzeczki, ale miłość powodująca ślepotę na to, że ktoś mógł tej perły jeszcze nie odnaleźć - coś w rodzaju sytuacji, w której oblubieniec owładnięty miłością do kobiety dziwi się mężczyznom całego świata, że nie zauważają cudowności jego oblubienicy :) my, którzy nie odkryliśmy majestatu miłości, jesteśmy zgorszeni jak brat syna marnotrawnego, gdyż zazdrościmy tej perły nie tylko znanym mistykom, ale prostaczkom żyjącym w pełnym i nieudawanym zaufaniu w Jej macierzyńską czułość :) Niemniej tekst ważny - czasami warto przyznać, że czegoś nie widzimy, albo że coś jest dla nas niezrozumiałe, a być może nawet gorszące :)