Abp Gądecki: Synod powinien wspierać rodzinę

(fot. PAP/EPA/CLAUDIO PERI)
Radio Watykańskie / KAI / pk

"Naszym głównym zadaniem duszpasterskim jest wsparcie rodziny, a nie uderzanie w nią" - powiedział Radiu Watykańskiemu przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, abp Stanisław Gądecki. Przedstawiamy tekst autoryzowanego wywiadu metropolity poznańskiego dla papieskiej rozgłośni.

Radio Watykańskie: Księże Arcybiskupie, zakończył się właśnie pierwszy etap Synodu Biskupów na temat rodziny. Pojawiło się na nim wiele tematów. Czy można w jakiś sposób ten pierwszy etap podsumować?

Abp Gądecki: Po głosach ojców synodalnych, audytorów świeckich i wreszcie po głosach ekumenicznych, przyszedł czas na podsumowanie pierwszej części Synodu. Tym podsumowaniem jest tekst "Relatio post disceptationem" przygotowany w sobotę i niedzielę przez komitet redakcyjny.

DEON.PL POLECA

Lektura tego tekstu zrodziła wątpliwości co do głównego celu Synodu. Czy celem tym jest duszpasterskie wsparcie rodziny, czy też są nim kazusy trudne, którymi Synod powinien się zająć? Między tymi dwoma celami waha się praca Synodu. Jedni idą bardziej w kierunku duszpasterskim, co jest właściwsze, inni chcą się koncentrować na kazusach specjalnych i im poświęcić szczególną uwagę.

Naszym głównym zadaniem duszpasterskim jest wsparcie rodziny, a nie uderzanie w nią. Eksponowanie trudnych sytuacji, które istnieją, nie przekreśla konieczności wsparcia, jakie powinniśmy dać dobrym, zwykłym rodzinom, które walczą o wierność. I tutaj pojawia się właśnie pytanie: Czy człowiek dzisiaj może być wierny na stałe? Czy można domagać się małżeństwa nierozerwalnego od ludzi, którzy żyją pod tak wielką presją kultury bieżącej? Czy mamy się poddać kulturze bieżącej i ustąpić, czy też odwrotnie, będziemy - z pomocą małżeństwa i rodziny - ewangelizować kulturę. Naturalnie charakter misyjny nie dotyczy wszystkich rodzin, bo to jest niemożliwe, ale odnosi się do niektórych rodzin w stowarzyszeniach, jak np. w neokatechumenacie, gdzie misyjne posłanie jest bardzo silne. Te rodziny decydują się opuścić dom, pracę, pieniądze i udać się w nieznane, żeby tam świadczyć o tym, że życie rodzinne może być piękne. A chociaż jest trudne, to jednak niesie ze sobą wiele radości.

Opublikowany w poniedziałek dokument podsumowuje pierwszy tydzień pracy Synodu. Jest on, powiedzmy szczerze, trochę zaskakujący. Pojawia się tam sporo elementów nie tylko związanych z rodziną czy z małżeństwem, ale także sposobu akceptacji osób homoseksualnych w Kościele i troski duszpasterskiej o nich. Jakby za mało jest tam o treści o rodzinie jako takiej, np. o rodzinach wielodzietnych ten dokument właściwie nie mówi nic. Czy zatem odzwierciedla on rzeczywisty przebieg dyskusji? Czy też ma jakiś inny cel? Wiemy oczywiście, że nie jest dokument końcowy Synodu.

Natychmiast po odczytaniu tego tekstu wielu mówiło, że dobrze oddaje on atmosferę debat, które były prowadzone, ale pewne wątpliwości jednak się zrodziły.

Odnosząc się do spraw małżeństwa i rodziny zastosowano dwa kryteria, które budzą wątpliwość. Pierwszym z nich jest kryterium stopniowości. Miało ono, i słusznie, ułatwić podejście do tych trudnych przypadków, ukazanie szacunku i otwartości Kościoła, nie odpychania nikogo. Lecz kryterium to - znane z "Familiaris cosortio" - dotyczy stopniowego dojrzewania małżonków do świętości:

"Także i małżonkowie, w zakresie swego życia moralnego, są powołani do ustawicznego postępu, wiedzeni szczerym i czynnym pragnieniem coraz lepszego poznawania wartości, które prawo Boże chroni i rozwija, oraz prostą i szlachetną wolą kierowania się nimi w konkretnych decyzjach. Nie mogą jednak patrzeć na prawo tylko jako na czysty ideał osiągalny w przyszłości, lecz powinni traktować je jako nakaz Chrystusa do wytrwałego przezwyciężania trudności. A zatem "tego, co nazywa się «prawem stopniowości» nie można utożsamiać ze «stopniowością prawa», jak gdyby w prawie Bożym miały istnieć różne stopnie i formy nakazu dla różnych osób i sytuacji. Wszyscy małżonkowie są powołani do świętości w małżeństwie według woli Boga, a to powołanie realizuje się w miarę, jak osoba ludzka potrafi odpowiedzieć na przykazanie Boże, ożywiona spokojną ufnością w łaskę Bożą i we własną wolę" (Familiaris consortio, 34).

Tymczasem w "Relatio post disceptationem" zostało zastosowane w zupełnie innym sensie.

Podobnie też drugie kryterium o ziarnach prawdy rozsianych po innych religiach i kulturach zostało niefortunnie dopasowane do trudnych przypadków (np. ludzi rozwiedzionych). W pierwszym przypadku idzie o ludzi, którzy - bez własnej winy - nie poznali Chrystusa. W drugim przypadku - o ludzi ochrzczonych, którzy Chrystusa poznali i zlekceważyli Jego dar (chodzi oczywiście o tych, którzy porzucili współmałżonka, a nie o tych, którzy zostali porzuceni). Czy rzeczywiście można konkubinat traktować jako drogę do świętości?

Zwrócono również uwagę na to, że w dziwny sposób doktryna, która została zaprezentowana w tym tekście, pominęła w ogóle temat grzechu. W tekście w ogóle on się nie pojawia. Tak sprawia wrażenie jakby wszystko było tylko niedoskonałością, która prowadzi do doskonałości. To też jest trudność tego tekstu, który zamiast być zachętą do wierności, zamiast podkreślić wartość rodziny, zamiast zachęcać do wysokiego lotu, właściwie sprawia wrażenie pochwalania sytuacji smutnych.

Zwrócono też uwagę nie tyle na to, co ten dokument mówi, ile na to, czego on nie mówi. Praktycznie koncentruje się on na wyjątkach, natomiast zostawia w cieniu Ewangelię rodziny. Punkty, które dotyczą powierzenia dzieci parom jednopłciowym, są sformułowane w taki sposób, jakoby pochwalały tę sytuację.

Poza tym powstaje wrażenie, że dotąd nauczanie Kościoła było niemiłosierne, podczas gdy teraz zacznie się nauczanie miłosierne. Według niektórych uczestników Synodu, tworzenie wyjątków prowadzi nieuchronnie do tego, że wyjątki staną się regułą.

Pojawiają się też głosy by uprościć procedury dotyczące stwierdzania nieważności zawartego małżeństwa, a nawet zastosowania tu zwykłej procedury administracyjnej. Czy zdaniem Księdza Arcybiskupa to jest dobra droga?

Jeśli to wszystko, co czynią dotychczas trybunały kościelne, gdzie pracują ludzie do tego przygotowani, podchodzący do spraw trudnych z rozwagą, przeniesie się do decyzji biskupa diecezjalnego, sprawi to wrażenie traktowania trudnej sprawy małżeńskiej w sposób mało poważny. Inaczej mówiąc, chcielibyśmy w ten sposób włożyć na barki biskupów to, z czym do tej pory sądy kościelne z biedą sobie radziły.

Czy takie przyklepywanie wszystkiego, zgadza się rzeczywiście z powiedzeniem Chrystusa "tak, tak, nie, nie"? Czy mówienie o tym, że nie możemy iść w rozwiązania ekstremalne, tylko musimy iść drogą pośrednią, zgadza się z nauczaniem Chrystusa, który miał w swoich mowach ten element podnoszący na duchu i uzdrawiający, ale miał też element sądu i nie godził się na grzech, i do jawnogrzesznicy powiedział: "Idź, i odtąd już nie grzesz więcej"? Mówił krytycznie i wcale nie przebierał w słowach. Nie wiem, czy to zgadza się z nauczaniem Jana Pawła II.

Ponadto mało mówi się o strukturach grzechu. Istnieją takie struktury, nad którymi nie można przechodzić obojętnie: biznes pornograficzny, prostytucja, to wszystko uderza w rodzinę i małżeństwo. Zrodziły się więc u niektórych nawet wątpliwości, czy nie kryje się w tym jakaś nieświadoma ideologia antymałżeńska.

I jeszcze jedna rzecz, mianowicie: co znaczy słowo "przyjęcie"? Ono z jednej strony może znaczyć coś pozytywnego, ale z drugiej strony coś negatywnego. Mówił św. Augustyn, żeby nie kochać grzechu w człowieku, tylko kochać człowieka. To jest reguła, która powinna kierować naszym postępowaniem.

Tyle moich obserwacji. Być może są one nieco pesymistyczne. Być może poprawki naniesione przez grupy językowe sprawią, że wersja ostateczna przeznaczona dla Ojca Świętego będzie bardziej wyważona. Pamiętajmy też, że to, co zostało opublikowane nie jest dokumentem przegłosowanym przez Synod, a jedynie zbiorem specyficznie dobranych opinii ojców synodalnych. Jest rodzajem workshopu.

Ksiądz Arcybiskup użył takiego sformułowania: czy nie kryje się w tym jakaś nieświadoma ideologia antymałżeńska. To dosyć mocne sformułowanie. Czy to oznacza, że tradycyjna rodzina znalazła się jakby na marginesie obrad Synodu?

Ten Synod został zwołany w trosce o rodzinę. Ma być ostatecznie rodzajem pomocy, towarzyszenia, "przyjęcia". Poza tym musimy sobie jasno zdać sprawę z tego, że istnieje silna walka ideologiczna w tym świecie, czego dowodem jest choćby to, że do wielu krajów dochodzą podobne naciski. Jeśli ustąpimy teraz, w odniesieniu do sprawy sakramentu małżeństwa, to przyjdzie czas, kiedy będziemy musieli ustąpić z nauczania kościelnego w wielu innych sprawach. To sprawia, że ostatecznie Synod nie jest stowarzyszeniem miłych ludzi, którzy troszczą się o poprawność polityczną, ale o to, by nauka Kościoła nie doznała uszczerbku.

A zatem życzymy obradom w małych grupach językowych, by były owocne i w jakiś sposób dostosowały do rzeczywistej sytuacji te wstępne założenia proponowanego dokumentu. Bardzo dziękuję za spotkanie i rozmowę w studio Radia Watykańskiego.

Rozmawiał ks. Leszek Gęsiak SJ, Radio Watykańskie

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Abp Gądecki: Synod powinien wspierać rodzinę
Komentarze (21)
X
xxx
15 października 2014, 19:52
wybraństwo w chcreścijaństwie oznacza służbę wobec innych, nie tworzenie katolickiej sekty gdzie sie wygodnie siedzi jak u Pana Boga za piecem, a jak ktoś sobie sp...życie to katolik własnie jest od tego żeby sie nad nim scylić i iść z nim tak długo aż sobie to życie poskleja. Ale duszpasterzom i " wiernym" daleko do takiej postwy bo to wymaga wysiłku, zmiany myślenia i uznania, że wszyscy jesteśmy grzesznikami. Nie ma lepszych i gorszych. Wybraństwo tak eklezjanie szumnie nazywanego  ludu wybranego jest służbą na wzór Chrystusa.
.W
...ciągle w drodze...
15 października 2014, 20:02
Zgadzam się, jeśli to "iść z nim tak długo aż sobie to życie poskleja" oznacza iść z nim do Chrystusa - i po to właśnie potrzebny jest "zdrowy" Kościół, żeby było dokąd iść. Jeśli zaś "iść z nim tak długo aż sobie to życie poskleja" oznacza iść dokądkolwiek indziej, tam gdzie owemu "mu" się iść zechce, to trudno nawet zrozumieć czego tu można chcieć od Kościoła.
15 października 2014, 20:18
Chrześcijaństwo jest służbą wobec każdego drugiego człowieka. Jak wiec służą wobec innych ci, co będąc chrześcijanami sami dobrowolnie odrzucili swoje chrześcijaństwo, całkowicie dobrowolnie opuścili Kościół, a teraz żądają szczególnej uwagi wyjątkowej troski dla siebie. Ale nie  tylko nie chcą sami służyć innym, np. rodzinom w potrzebie, czy tym co podobno maja się dobrze, ale też uważają, iż innych nie można wspierać, bo przecież w ocenie "chorych na własne życzenie" inni to mają sie dobrze, zamykają się i tworzą w dodatku sektę wygodnickich. Nie wiesz, czym jest życie w zgodzie z wyznawana wiarą, bo każdy, kto choć chwilę tak żył wie, ile wysiłku wymaga odrzucanie pokus świata. Nie jest to wiec jakieś super wygodne życie. Nie zazdrość wiec czegoś, czego nie znasz, ale poświęć swoje życie służbie tym, co w Twojej opinii mają tak dobrze. Choćby poprzez codzienną modlitwę w intencji pierwszego frontu walki o swoją duszę, czyli duszpasterzy naszego Kościoła.
15 października 2014, 19:02
Na poczatku każdej Mszy sw. głosimy "moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina. Rytuał bez znaczenia? Czy szczere uznanie swojej grzesznosci w każdym temacie? Tego zycia nie jak maż/żona choć zwanego przez niektórych małżeńśtwem tez?
X
xxx
15 października 2014, 17:16
nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci który się żle mają . Znajome słowa bp. Gądecki czy nie bardzo?
H
H
15 października 2014, 18:28
Jeśli potrzebujesz takiego lekarstwa, to wystarczy żałować za grzechy, postanowić poprawę, wyspowiadać się, powstrzymać się od nich i zadośćuczynić. Lekarz na ciebie czeka. Żaden polski biskup nie stoi na drodze do konfesjonału.
15 października 2014, 18:54
Te głosy z lekarzem itd. Pewnie pochodzą po części od tych, co stchórzyli przed trudnościami, poddali się w walce o własne małżeństwo i znaleźli ukojenie swego cierpienia w ramionach osoby nie będącej poślubionym małżonkiem. A teraz potrzebują takiego lekarza, co ma ich pochwalić i powiedzieć, ze dobrze czynią odrzucając nierozerwalność swojego małżeństwa. W dodatku dyskredytują potrzebę opieki nad tymi co codziennie dzięki Bogu w wierze wypełniają raz dane słowo. Wbrew światu, czasami wbrew wiarołomnemu małżonkowi. A ostatnio także wbrew tym wszystkim „katolikom” co wołając o lekarza zapominają o tym ile ran zadali swoim najbliższym, dzieciom, rodzinie. Żądają lekarza, który pochwali, powie dobrze robicie, bo takiego, co wskaże jedyną prawdziwą i skuteczną kuracje wiodącą poprzez uznanie swoich win nazywają faryzeuszem, katolem i wyrzucają za drzwi po pozorem rzekomego  braku miłosierdzia.
.W
...ciągle w drodze...
15 października 2014, 18:59
Żeby jednak lekarz mógł skutecznie zadziałać sam musi być zdrów, musi mieć zdrowy personel, lekarstwa i bezpieczne miejsce, w którym przyjmie chorego, jeśli tylko ten zgłosi się do niego na terapię i zechce wyzdrowieć. To bezpieczne miejce musi mieć solidny fundament. O takie właśnie warunki terapii zabiegają biskupi na synodzie - w tym Abp. Gądecki. Chwała Panu.
P
Przemek
15 października 2014, 20:18
Jest taka scena w J 13. Jezus doznaje głębokiego wzruszenia i mówi, że jeden z uczniów go zdradzi. Jakim gestem wskazuje zdrajcę? Bierze kawałek chleba, zanurza w misie i podaje Judaszowi. Ten gest ma głębokie, symboliczne znaczenie zarówno dla Starozakonnych jak i dla nas, chrześcijan. Naszego nie będę tłumaczył, bo analogia z Eucharystią jest oczywista. Dla Żydów ten gest oznaczał pokozanie komuś, że jest jego najbliższym, jedynym umiłowanym, urastał wręcz do rangi zaręczyn i zaślubin. Judasz więc dostaje z rąk Miłosiernego Chrystusa Eucharystię i jest przez niego poślubiony. JUDASZ!  A potem jeszcze Pan każe mu uczynić czymprędzej to, co zamierza, bierze na siebie jego grzech i niesie go na krzyż. Czy Judasz żałował wtedy swojego grzechu? Ile miłosierdzia ma dziś Kościół dla ludzi rozwiedzionych, żyjących w nowych związkach? Dla tych, którzy zdradzili, porzucili człowieka, który ich nie kochał a może krzywdził. No ile? Tyle, ile miał Chrystus dla zdrajcy Judasza, dla człowieka który zdradził Świętego Boga? A może mniej? A jeśli mniej, to może nie jest to zgodne z prośbą Pana "miłujcie się wzajemnie, jak ja was umiłowałem"? Czy zasada nierozerwalności małżeństwa stoi ponad tą prośbą o doskonałą miłość? Na pewno? Jak sądzicie? Jeśli więc "najczarniejszy charakter" nowego testamentu dostępuje łaski Eucharystii bez jakiegokolwiek żalu za grzech, to Twoje Tomaszu stwierdzenie "pozór rzekomego braku miłosierdzia", które opisuje sytuację konkubentów zawiera o dwa słowa za dużo. Wiesz które?
15 października 2014, 20:41
To jest dobre pytanie, które napisałeś powyżej. Ja bym je tylko troszeczkę zmodyfikował i napisał cała prawdę: Ile miłosierdzia ma dziś Kościół dla ludzi pokroju Judasza, którzy zdradzili i to nie raz Jezusa, zadali Mu rany, śmiertelne rany? Ile to razy ten zdrajca, niegodny miana ucznia dostaje przebaczenia, ile razy wbrew podstawowej ludzkiej sprawiedliwości się to dzieje. Mordercy, złodzieje, cudzołożnicy, kłamcy maja wybaczane całe judaszowe zło, które popełnili. Wystarczy jedynie, iż sami w swoim sumieniu uznali że popełnili zło i za to zło niedoskonale żałowali. Czy wiec można powiedzieć, iż Kościół nie ma miłosierdzia dla jakiegoś grzesznika? Skoro ma je nawet dla tego, który rozerwie nierozerwalne małżeństwo, nawet dla tego który latami będzie żył w cudzołóstwie, ale mało akceptowane przez ludzi dla tego, który pił, bił zonę, niszczył psychicznie dzieci.  Kościół ma dla każdego miłosierdzie. Bo przeciez wielu nie o milosierdzie chodzi, choc tak tym słowem "miłosierdzie" walą na prawo i lewo.
.W
...ciągle w drodze...
15 października 2014, 20:41
Może znaczenie ma dalszy tok wydarzeń i słowa Jezusa: "Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane".
P
Przemek
15 października 2014, 20:46
I tak się dzieje, czyż nie?
.W
...ciągle w drodze...
15 października 2014, 20:51
Tak. Pokuta, w jej ramach żal za grzechy, zadośćuczynienie i postanowienie poprawy, stały sie jednak odtąd drogą do Eucharystii. Znakiem miłosierdzia jest zaś możliwość ciągłych powrotów i to, że jest dokąd wracać.
P
Przemek
15 października 2014, 20:58
Nie odpowiadasz na moje pytania, tylko je modyfikujesz i odpowiadasz na swoje. Tak wygodniej? Nie rozumiesz o czym ja napisałem? To Ci wytłumaczę. Napisałem, że Chrystus wybacza Judaszowi większy grzech, niż grzechy konkubentów. Wybacza bez żalu Judasza, a wielu konkubentów żałuje, że nie potrafili kochać tak aby ich małżeństwo trwało. Wybacza, gdy wydaje się, że jest jeszcze możliwość naprawy, bo Judasz musiałby tylko swoje wasne postanowienie zmienić aby nie doszło do zdrady. Kościół nie daje dziś rozgrzeszenia tym, którzy nie mogą naprawić rozbitego małżeństwa, bo przed wolną wolą człowieka (ich małżonka) zatrzymuje się nawet Bóg. Więc ponawiam swoje pytanie - czy Kościół ma dziś mniej miłosierdzia niż Chrystus a jeśli tak to dlaczego? Jeśli chcesz się podzielić swoim poglądem na TEN temat - zapraszam.
P
Przemek
15 października 2014, 21:17
A ja myślę, że miarą miłosierdzia są warunki, na których te powroty są możliwe. Apostołowie i ich następcy wzięli Ducha Świętego i te warunki w Nim rozeznają. Dziś różni Biskupi rozeznają je różnie. Oby po synodzie to rozeznanie było zgodne z głosem Ducha. Obyśmy po synodzie byli jedno.
15 października 2014, 21:54
Drogi Przemysławie. Oczywiście iż Kościół daje rozgrzeszenie nawet tym, co nie mogą naprawić małżeństwa. Daje nawet rozgrzeszenie tym, którzy popełniają tak wielkie zło iż jest objęte najwyższą karą, czyli ekskomuniką. Czyli zdecydowanie gorsze czyny ludzkie, niż zdrada, rozerwanie małżeństwa, życie latami w cudzołóstwie (konkubinacie) są w miłosierdziu rozgrzeszane. Nie opowiadaj wiec kłamstw. Przecież nie o miłosierdzie i rozgrzeszenie chodzi. Ale o uznanie życia w grzechu za coś dobrego. A bajdurzenie o braku miłosierdzia Kościoła, o lekarstwach itp to jest tylko zasłona dymna kłamstwa.
MAŁGORZATA PAWŁOWSKA
15 października 2014, 23:34
Jeśli stawiasz się w sytuacji Judasza i dokonujesz analogii pomiędzy jego zdradą a rozerwanym małżeństwem, to zważ też jaki był koniec Judasza. Eucharystia była jego ostatnią szamsą na zawrócenie z drogi zdrady. Nie pomogła - zwyciężyło rozczarowanie osobą Jezusa i własna wizja zwycięstwa. Ostatecznie skończył jako syn Zatracenia. Wniosek: największe miłosierdzie nie pomoże, jeśli człowiek nie chce być dobry na wzór Chrystusa. Radziłabym poważnie rozważyć inny, lepiej rokująccy przykład miłosierdzia: obietnica Raju dla skruszonego lotra.
MAŁGORZATA PAWŁOWSKA
15 października 2014, 23:56
Napisałem, że Chrystus wybacza Judaszowi większy grzech, niż grzechy konkubentów. Kto to zważył? Skąd wiesz, jakie grzechy są bardziej obrzydliwe w oczach Boga? Waż słowa. To, że jakiś grzech jest powszechny jeszcze nie znaczy, że jest mniejszy niż zdrada Judasza. To prawda, że Judasz wydał Pana Jezusa tylko raz. Z drugiej strony każdy nasz grzech to zdrada na wzór tej Judaszowej i tak samo boli. Każdy grzech jest nasieniem śmierci. Bardzo niewielu to niestety pojmuje w gąszczu egoistycznych, zwodniczych interesów i całego mnóstwa usprawiedliwień. Ratuje nas tylko Boże Miłosierdzie, które czasem przebija się z łaską zrozumienia i nawróceniia.
O
open
15 października 2014, 17:12
tak, piwnien wspierać, każdą rodzinę w biedzie, kłopotach, zagubieniu i w nawracianiu się jeje członków. Każdą rodzinę!!!! tą z dala od Kośioła przede wszystkim !!, po to by bezpiecznie mogła do niego wrócić.Koścól nie jest sektą dla wybranych, wyjątkowych i wszystko wiedzących.
15 października 2014, 18:58
DLaczego ktoś, kto sam rozwala swoje życie, niszczy życie swoich najbliższych ma wracać na swoich warunkach do wspólnoty, ktorą przecież jawnie odrzucił. Pokora zamiast wielkiej pychy "nieskaramentalnych". Szczegolnie tych, co zniszczyli swoje małzeńśtwo. Uznanie swoich win zamiast żadania uznania grzesznego zycia za jakieś wyjatkowe dobro. To jest droga powrotu.
.W
...ciągle w drodze...
15 października 2014, 19:20
Ależ tak, Kościół jest właśnie dla wybranych, a kluczem wyboru jest odpowiedź "tak" na wezwanie Jezusa. W tym "tak" jest zgoda i =11.8181819915771pxzobowiązanie do życia ewangelią, niezależnie od tego ile to kosztuje.