Bp Budzik o "gorszących podziałach" w Kościele
Sprzeciwiam się twierdzeniu o podziałach w Episkopacie, tym bardziej o „podziałach gorszących” – mówi KAI sekretarz generalny Episkopatu, komentując list o. Ludwika Wiśniewskiego OP. „Jest owszem różnica zdań, dyskusja, nawet polemika. Ale to jest rzeczą normalną, naturalną, a nawet konieczną. Jest to zwyczajna droga dochodzenia do słuszności i prawdy” - wyjaśnia.
KAI: O. Ludwik Wiśniewski OP jest jedną ze znanych postaci Kościoła w Polsce o wielu zasługach. Teraz publikuje krytyczne uwagi o stanie Kościoła. Czy dla Księdza Biskupa ten głos jest atakiem na Kościół, od którego należy się odciąć, czy początkiem dyskusji, którą warto podjąć?
Bp Budzik: Matka Teresa z Kalkuty, odpowiadając na pytanie dziennikarza, co ma się zmienić w Kościele, powiedziała: ja i ty! Gdybyśmy ją naśladowali, to nasze dyskusje o Kościele byłyby mniej emocjonalne, a bardziej rzeczowe.
Dyskusja w Kościele nieustannie trwa. We wszystkich gremiach, w których uczestniczę jako sekretarz Episkopatu, zadajemy sobie ciągle pytania: W jaki sposób coraz lepiej wypełniać chrześcijańskie powołanie, jak skuteczniej trafiać do ludzi z ewangelicznym przekazem?
Najistotniejszą kwestią dla Kościoła jest wierność Ewangelii. Jej zasadniczym przesłaniem jest miłość i prawda. Każdy chrześcijanin powinien robić sobie rachunek sumienia, czy postępuje w prawdzie i odnosi się z miłością do innych.
Św. Augustyn – który jest moim mistrzem duchowym – mówił, że dopóki wędrujemy po drogach tej ziemi, codziennie musimy prosić Pana: Odpuść nam nasze winy!
O. Ludwik stawia tezę, że w polskim Episkopacie nastąpił „gorszący podział polegający na „popieraniu inicjatyw i dzieł formalnie katolickich, a w rzeczywistości pogańskich, bo jątrzących i dzielących społeczeństwo i Kościół”. Czy rzeczywiście możemy mówić o „podziale” Episkopatu?
- Nie każda różnica zdań czy odmienny punkt widzenia musi być od razu podziałem. „Różnić się” i „dzielić” to nie jest to samo. Sprzeciwiam się więc twierdzeniu o podziałach w Episkopacie, tym bardziej o „podziałach gorszących”. Podziały są typowe dla polityki. Poszczególne partie, mające własne programy rozwiązywania spraw państwowych i społecznych, starają się zdobyć władzę, aby te programy realizować. Tak funkcjonuje demokracja.
W Episkopacie takich podziałów nie widzę. Jest owszem różnica zdań, dyskusja, nawet polemika. Ale to jest rzeczą normalną, naturalną, a nawet konieczną. Jest to zwyczajna droga dochodzenia do słuszności i prawdy.
Już w Dziejach Apostolskich czytamy o różnicach wśród pierwszych chrześcijan. Św. Piotr i św. Paweł przeszli różne drogi i mieli różne koncepcje głoszenia Ewangelii, nawet spierali się między sobą. Ale obaj w tym samym dniu – jak głosi tradycja – oddali życie za Chrystusa i stali się fundamentem Kościoła. Dochodzenie do sformułowań dogmatycznych na soborach powszechnych zawsze było poprzedzone dyskusją i ostrą nieraz polemiką.
Hans Urs von Balthasar mówi, że prawda jest symfoniczna. Ma wiele wymiarów i aspektów, które dopiero razem wzięte przybliżają nas do zrozumienia tajemnic wiary.
Odnieśmy to do Episkopatu. W kwestiach doktrynalnych sporu nie ma. W jakich zatem jest? W czym biskupi tak pięknie się różnią?
- W docieraniu do tego samego celu różnymi drogami. Od siedmiu lat uczestniczę w zebraniach plenarnych, a od czterech jako sekretarz Episkopatu biorę udział w spotkaniach także innych ważnych gremiów: Rady Biskupów Diecezjalnych, Rady Stałej i Prezydium. Proszę mi wierzyć, że wymiana zdań cechuje się zawsze szacunkiem dla współrozmówców i troską o znalezienie najlepszych rozwiązań. Aby je wypracować potrzebna jest dyskusja, wysłuchanie różnych argumentów, przemyślenie różnych koncepcji.
Czy te różne koncepcje – o których mówi Ksiądz Biskup – dotyczą kwestii duszpasterskich, sposobu w jaki Kościół przemawia do współczesnego świata?
- Są owszem różne koncepcje pracy duszpasterskiej. Ale wszystkie one składają się na tę symfonię, o której wspominaliśmy. W teologii mówi się także o komplementarności. Np. na podstawowe pytanie: „Kim jest dla nas Jezus Chrystus?” padały i padają różne odpowiedzi. Już autorzy Nowego Testamentu odkrywali w niezgłębionym bogactwie Chrystusa różne wymiary, które dopiero wzięte w całości pozwalają sformułować adekwatną odpowiedź.
Tak samo dzisiaj w przekazie Dobrej Nowiny istnieje potrzeba różnych podejść i sposobów przekazywania. Za ich pomocą docieramy do różnych ludzi, do odmiennych grup i środowisk. Wcale się nie martwię, że wśród biskupów istnieją różne koncepcje duszpasterskie. W Polsce istnieją środowiska o odmiennej wrażliwości, nic więc dziwnego, że na forum Episkopatu znajdują one swe odbicie.
Każde z tych środowisk ma swoje miejsce w Kościele, ma swoje zasługi i swoje wady. A wszyscy powinniśmy zadawać sobie pytanie: Czy nie odchodzimy od Ewangelii, od miłości i od prawdy? Czy mamy szacunek dla innych ujęć i odmiennych dróg, czy dążymy do komplementarności i symfonii?
A czy Kościołowi nie jest potrzebny lider, który by wyrażał wspólne stanowisko? Jak można wyjaśnić przyjętą zasadę kolegialności?
- Dziwię się często powtarzanemu wołaniu o „przywódcę” Kościoła w Polsce. W czasach trudnej konfrontacji Kościoła z komunizmem był potrzebny taki przywódca i wyrósł nam w osobie kard. Stefana Wyszyńskiego. Wówczas pełnił on praktycznie rolę nuncjusza, skupiał w sobie funkcje prymasa, przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski oraz metropolity warszawskiego i gnieźnieńskiego. W czasach normalnych – jakie teraz mamy – koncepcja działania Kościoła jest inna.
Przypomnijmy, że w Kościele są trzy stopnie odpowiedzialności terytorialnej: proboszcz jest odpowiedzialny za parafię, biskup za diecezję, a papież za cały Kościół. Kościół powszechny wcale nie dąży do tego, aby poszczególne Kościoły narodowe miały swoich przywódców. Istotną rolę odgrywają Kościoły lokalne, diecezje wraz ze swymi pasterzami pozostającymi w łączności z Następcą św. Piotra. Mówiąc językiem administracji można powiedzieć, że w wymiarze krajowym struktur kościelnych mamy do czynienia z decentralizacją i autonomią.
Taka sytuacja może utrudniać podejmowanie i realizowanie inicjatyw w skali całego kraju, bo wymagają one szerokiego konsensusu. Ale z drugiej strony struktura ta chroni Kościół w danym kraju przed niebezpieczeństwem popełnienia błędów na wielką skalę w ramach przesadnej centralizacji.
Ale z tego powodu każdy biskup wypowiada się odmiennie na tematy społeczne czy polityczne, a wierni czują się zagubieni...
- Nie rozumiem tego typu zarzutów. Tym bardziej, że często słychać je ze strony środowisk, które cenią sobie pluralizm, różnicę stanowisk i głoszą tolerancję. Natomiast od Kościoła zamiast „symfonii” oczekuje się „monotonii”, domaga się, aby wszyscy na każdy temat mówili jednym głosem. Przecież nawet w wymiarze religijnym istnieją różne drogi prowadzące do wiary w Boga. A co dopiero w kwestiach społecznych czy politycznych!
Czeka nas nowy rok pracy duszpasterskiej. Na jakie zatem sprawy Kościół w Polsce winien zwrócić szczególną uwagę?
- Drogą Kościoła jest człowiek. Zadaniem Kościoła jest więc troska o człowieka, o jego dobro duchowe, ale także materialne i społeczne, o jego życie i godność, o jego wiarę i miłość. Poczynając od ludzi młodych, którzy są przyszłością Kościoła i Ojczyzny, poprzez rodziny, przekazujące wiarę i miłość, po ludzi starszych, samotnych i cierpiących. W Polsce potrzebujemy większej aktywności ludzi świeckich, aby ich głos był bardziej słyszany – w Kościele, za który powinni się czuć odpowiedzialni, oraz w przestrzeni publicznej. Kościół powinien stać się domem dla wszystkich.
Wiąże się to z hasłem duszpasterskim Kościoła w Polsce na najbliższe lata. Mamy czynić Kościół „domem i szkołą komunii”. Mówiąc o komunii mamy na myśli wspólnotę, która nie bazuje na wspólnych interesach czy programie politycznym, ale jest ugruntowana w osobistej relacji każdego człowieka z Bogiem. Mamy budować komunię z Bogiem, z której rodzi się komunia między ludźmi.
Chcemy uczynić Kościół domem, gdzie wszyscy mają prawo głosu, gdyż przed Bogiem są równi, mając różne charyzmaty i różne powołania. Z drugiej strony winniśmy czynić Kościół szkołą, która uczy komunii – wspólnoty opartej na miłości – nie tylko swoich wyznawców, ale także innych, stojących poza Kościołem. Chodzi tu o Kościół jako „znak”, mający zadania wobec świata, wobec ludzkości.
Jak to realizować?
- W teologii mówi się o dwóch metodach, o dwóch drogach, które mogą mieć swoje odzwierciedlenie w duszpasterstwie. Pierwsza to droga oddolna, która wychodzi od konkretnych ludzkich problemów, pytań i szuka na nie odpowiedzi w świetle Ewangelii. Druga droga ma charakter odgórny. Wychodzi od Słowa Bożego, które należy głosić „w porę i nie w porę”, niezależnie od współczesnych trendów.
Każda z tych dróg ma swe zalety i niebezpieczeństwa. W pierwszej istnieje możliwość pewnego „naciągania” Ewangelii do naszych upodobań i gustów, natomiast druga grozi tym, że nasze słowo nie dotrze do człowieka, nie poruszy jego serca i nie przemieni jego postawy. Dlatego powinniśmy być otwarci na radości i nadzieje, smutki i problemy dzisiejszego człowieka, a z drugiej strony zachować całkowitą wierność Bożemu słowu. Ono powinno stanowić krytyczną instancję, której osądowi się poddajemy, zgodnie z którą winniśmy kształtować nasze postawy. Mamy czynić słowo Boże „lampą dla naszych kroków i światłem na naszej ścieżce” (por. Ps 119,105).
Skomentuj artykuł