Czy katolicy nie zrozumieli waldensów?
Mylą się ci wszyscy, którzy w stanowisku Kościoła waldensów doszukują się policzka wymierzonego biskupowi Rzymu.
Wręcz przeciwnie, swoją odpowiedzią na apel papieża Franciszka włoscy ewangelicy podali braciom w Chrystusie pomocną dłoń. Dzięki niej wspólnota rzymskokatolicka ma szansę wyrwać się z zaklętego kręgu przepraszania wszystkich za wszystko.
"Ta nowa sytuacja nie upoważnia nas do tego, by zastąpić tych, którzy zapłacili krwią i innym cierpieniem za swoje świadectwo wiary ewangelicznej i przebaczyć w ich imieniu" - media na całym świecie ekscytują się tym zdaniem wyjętym ze stanowiska synodu Kościoła waldensów. Niepotrzebnie.
Jest ono logiczne, niczym nie zaskakuje i - co najważniejsze - nie jest kluczowe. Bowiem Kościół waldensów natychmiast dodaje: "Nasze Kościoły są gotowe napisać razem tę historię, nową także dla nas". Rozpoczyna tym samym nową epokę w niełatwych relacjach między włoskimi chrześcijanami.
Pytanie, czy tę propozycję przyjmie strona rzymska? Gdy słyszę opinie wyrażane przez niektóre środowiska katolickie mam wątpliwości.
Nawet Radio Watykańskie grzmi, że waldensi "odrzucili papieską prośbę o przebaczenie" i w miłości bliźniego dodaje natychmiast, że "na marginesie trzeba zaznaczyć, że waldensi od dawna oddalają się od Ewangelii". Ich interpretacje gestu waldensów są równie głębokie, jak interpretacje mediów liberalnych. Szkoda.
Skrzywdzonych i krzywdzicieli nie ma wśród nas. Nie ma więc tych, których powinno się przeprosić i tych, którzy przeprosić powinni. To, co pozostaje nam, współczesnym, to budowanie wspólnej przyszłości i dawanie wspólnego świadectwa o Jezusie Chrystusie.
Katolik powie, że to perspektywa protestanckiego tu i teraz, a jego Kościół wtedy i teraz jest ten sam. Ale przy takim podejściu jaki sens miała w ogóle próba przeprosin?
Tekst pochodzi z portalu ekumenizm.pl
Skomentuj artykuł