Czy w Lublinie wydarzył się cud? Kościół go nie uznał, ale również nie odrzucił

PAP/mk

3 lipca 1949 r. wierni dostrzegli zmiany na znajdującej się w lubelskiej katedrze kopii obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. Tak zaczęła się historia wydarzeń określonych jako "cud lubelski", która doprowadziły do represji komunistycznych władz wobec katolików. Do dziś Kościół nie potwierdził, ani nie zaprzeczył, by w Lublinie doszło do nadprzyrodzonych zdarzeń.

Po popołudniowej mszy świętej w niedzielę 3 lipca 1949 r. jedna z sióstr zakonnych zauważyła na obrazie łzę pod prawym okiem Maryi i zawiadomiła kościelnego. Następnie zjawisko zauważyły także inne osoby w katedrze i zaczęły się głośno modlić.

- Komunistyczne władze szybko się zorientowały, że „cud lubelski” z 1949 r. nie jest dla nich wydarzeniem korzystnym; rozpoczęły się represje, a Lublin został otoczony kordonem wojska, milicji i KBW - powiedziała PAP autorka książki pt. „Cud. W 1949 r. Lublin stał się Częstochową” Mariola Błasińska.

DEON.PL POLECA

Informacja o "cudzie" błyskawicznie obiegła miasto

O nadzwyczajnym wydarzeniu w katedrze błyskawicznie zaczęto rozmawiać w całym mieście. Równie szybko, bo około pół godziny po zauważeniu łzy, meldunek o ludziach gromadzących się w katedrze znalazł się na lubelskim komisariacie milicji.

- Tego samego dnia do wieczora w katedrze gromadziły się tłumy. Księża do później nocy mieli problem, żeby usunąć pielgrzymów z katedry i zamknąć drzwi. Następnego dnia, od bladego świtu, już były kolejki do zobaczenia tego zjawiska - podała Błasińska.

Dzień po zdarzeniu, wskazała autorka, wieść o zjawisku dotarła m.in. do Szczecina i Wrocławia.

- Już po dwóch dniach pielgrzymi przyjeżdżali do Lublina z innych części Polski - powiedziała Bałasińska. Po kilku dniach dojazd o Lublina stał się utrudniony. - Władze szybko się zorientowały, że nie jest to dla nich korzystne wydarzenie. Każde zbiorowisko niekontrolowane władza uważała za niebezpieczne dla siebie - wyjaśniła. Tydzień po dostrzeżeniu zmian na obrazie Matki Boskiej do lubelskiej katedry przybyło ok. 40 tys. pielgrzymów.

Meldunki trafiały do ministerstwa w Warszawie

Jak podała autorka, z dokumentów udostępnionych przez IPN wynika, że w tłumach pielgrzymów od początku byli funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa badający nastroje społeczne i kontrolujący rozwój wypadków. „Meldunki trafiały do Warszawy, do Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego” – dodała.

Wyjaśniła, że kontrolowana przez komunistów prasa publikowała artykuły krytykujące osoby wierzące i Kościół. - Narracja była taka: przekupki targowe i prostacka wiejska ludność przybywa do Lublina oglądać "cuda", wszystko to jest wymierzone w państwo, społeczeństwo, rozwój, a kler pod przykrywką "cudu" buduje zaplecze antypaństwowe - wyjaśniła Mariola Błasińska, dodając, że tego typu artykuły opisujące Lublin jako ciemnogród pojawiały się w prasie codziennie.

Wbrew temu co wypisywała ówczesna prasa, wskazała autorka, w cud uwierzyli nie tylko ludzie prości. Z list osób zatrzymanych przez milicję wynika, że wśród wiernych był cały przekrój ówczesnego społeczeństwa - od rolników do profesorów. Wśród nich m.in. światowej klasy lwowski filozof prof. Stefan Świeżawski, który później powoływał się na doświadczenie cudu w Lublinie.

Panika pod katedrą. Czy to była prowokacja?

13 lipca wśród zgromadzonym przed katedrą wybuchła panika, w tłumie zginęła młoda kobieta, kolejnych 19 osób zostało rannych. Zdaniem Błasińskiej, nie sposób ustalić czy był to wypadek czy prowokacja.

- To wydarzenie spowodowało oficjalną reakcję władz na szeroką skalę - powiedziała.

W kolejnych dniach zakazano wjazdu do Lublina, rozpoczęły się aresztowania a zgromadzenia wiernych były rozpędzane. - Miasto zostało otoczone kordonem wojska, milicji, Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Wszystkie drogi dojazdowe zostały zablokowane. Do Lublina nie można było wjechać pociągiem ani kupić biletu - opisała sytuację Mariola Błasińska, dodając, że osoby wracające z wakacji miały problem z powrotem do domów.

Pielgrzymki piesze były zawracane, ale miejscowi próbowali dostać się do miasta polnymi drogami. Niekiedy złapana grupa pielgrzymów była ładowana na ciężarówkę i wywożona 100-200 km poza Lublin. Część świadków utrzymywała, że represje komunistycznych władz przypominały im łapanki z czasów okupacji niemieckiej. Z przeprowadzonej przez Błasińską analizy dokumentacji zgromadzonej w IPN wynika, że w ramach walki z wiernymi sądy skazały ok. 600 osób na pozbawienie wolności w wymiarze od kilku miesięcy do sześciu lat więzienia. Jedna z uwięzionych osób nie przetrwała kary i zmarła w więzieniu.

Biskup nie stwierdził nadprzyrodzoności zjawiska

Dzień po „cudzie” ówczesny bp lubelski Piotr Kałwa powołał - złożoną m.in. z lekarza, chemika, artystki-malarki, prawnika i księży - komisję do zbadania zjawiska. - Dowiedziono, że ciecz na obrazie była i nie została na nim umieszczona z zewnątrz - wyjaśniła autorka książki "Cud. W 1949 r. Lublin stał się Częstochową”. 6 lipca bp Kałwa wydał odezwę, w której nie stwierdził nadprzyrodzoności zjawiska.

Zdaniem Marioli Błasińskiej mogło to wynikać z kilku przyczyn: brak możliwości przeprowadzenia rzetelnych badań i wrogą Kościołowi postawę państwa. - Bp Kałwa prawdopodobnie zdawał sobie sprawę, że każdy nieprzemyślany ruch i słowo może być wykorzystane przeciwko Kościołowi. Był to czas, kiedy władze rozpoczynały jawną i ostrą walkę z Kościołem - podkreśliła. Wskazała, że z jednej strony cud nie został uznany, ale z drugiej - nie zaprzeczono mu i nie został odrzucony.

- Relacje ludzi i ich indywidualne przeżycia sprawiają, że w kategoriach indywidualnych możemy to traktować jako cud - zauważyła Błasińska. Jako przykład przypomniała świadectwa osób doświadczających uzdrowień fizycznych i nawróceń po 10-50 latach od utraty wiary. - Mnóstwo jest relacji, że kapłani nie mogli wyjść z konfesjonałów, bo wierni im nie pozwalali. Tak wiele było osób przystępujących do spowiedzi - wskazała.

W archikatedrze lubelskiej obchodzone jest święto Najświętszej Maryi Panny Płaczącej

Zdaniem Błasińskiej, „cud lubelski” wywarł wpływ na współczesną kulturę, czego dowodem jest m.in. umieszczenie wizerunku Matki Boskiej Płaczącej na sztandarze 2 Lubelskiej Brygady Obrody Terytorialnej i na relikwiarzu św. Jana Pawła II znajdującym się w kościele akademickim KUL.

Przypomniała, że papież Jan Paweł II uznał autentyczność kultu maryjnego w Lublinie i bullą z 1988 r. zezwolił na ukoronowanie obrazu Matki Boskiej w katedrze lubelskiej koronami papieskimi.

Od 2014 roku 3 lipca w archikatedrze lubelskiej obchodzone jest święto Najświętszej Maryi Panny Płaczącej. Świątynia została ustanowiona jej sanktuarium.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czy w Lublinie wydarzył się cud? Kościół go nie uznał, ale również nie odrzucił
Komentarze (1)
AN
~Andrzej Nowiński
4 lipca 2022, 15:41
Jakie były dalsze losy Obrazu. Czy łzy pojawiły się tylko jeden raz, czy pojawiały się ponownie?