"Darwin nigdy by się nie nazwał ateistą"
„Darwin nigdy by się nie nazwał ateistą” – mówił w Krakowie prof. John F. Haught z Georgetown University w Waszyngtonie. Podczas spotkania zorganizowanego przez franciszkanów wczoraj wieczorem pokazał stosunek różnych środowisk do twórcy teorii ewolucji.
Jedno skrajne środowisko – nowi ateiści - uważają, że Darwin wbił ostatni gwóźdź dla poglądów religijnych, że od tego momentu nie ma miejsca dla teologii, że staje się ona niepotrzebna, zaś drugie skrajne środowisko – religijni konserwatyści - odmawiają darwinizmowi bycia nauką i uznają go za materialistyczną ideologię.
Haught mówił też o innych stanowiskach wobec ewolucji – pośrednich, które istniały już od czasów Darwina. Jedno mówiło o ułomności ludzkiej, niedostateczności naszej wiedzy, ograniczoności naszego umysłu, która nie pozwala wystarczająco zgłębić, zrozumieć zachodzącej przypadkowości. Drugie stanowisko dostrzegało w ewolucji boską pedagogikę, program dydaktyczny uczenia się i dojrzewania.
Profesor ze Stanów Zjednoczonych zauważył, że choć Kościół na przełomie XIX i XX w. był zdecydowanym oponentem Darwina, to jednak nigdy go nie potępił. Teoria ewolucji umiarkowanej z punktu widzenia teologii jest do przyjęcia. (W Encyklice „Humani Genesis” z 1950 roku czytamy: „Urząd nauczycielski Kościoła nie zabrania uczonym przyrodnikom i teologom odpowiednio do dzisiejszego stanu nauk świeckich i teologicznych zajmować się w swoich badaniach i dyskusjach teorią ewolucji, mianowicie o ile ona bada początki ciała ludzkiego, powstałego z już istniejącej i żyjącej materii” – przyp. red.).
Na pytanie, za kogo uważał się sam Darwin - czy za człowieka wierzącego, czy jednak za ateistę, prof. Haught bez cienia wątpliwości odpowiedział: „Darwin nigdy by się nie nazwał ateistą. Odrzucił Boga Miłość, ale nie z powodu głoszonej teorii, tylko z powodu śmierci jego dziesięcioletniej, ukochanej córeczki, po którym to wydarzeniu nigdy się już nie pozbierał. Ale nie porzucił jednak idei Boga - odległego Stwórcy”.
Skomentuj artykuł