"Dobre dziennikarstwo opiera się na faktach"
- Dobre dziennikarstwo to takie, które opiera się na faktach - podkreślił abp Henryk Hoser. Na przedświątecznym spotkaniu z dziennikarzami biskup warszawsko-praski wyraził satysfakcję, że - wbrew powszechnym niegdyś przewidywaniom - w Polsce nie doszło do masowej laicyzacji. Odnosząc się do zorganizowanego 13 grudnia marszu w obronie demokracji przypomniał, że duchownych obowiązuje dystans wobec inicjatyw o charakterze partyjnym.
Nawiązując do obecnej sytuacji Kościoła w Polsce, abp Hoser zwrócił uwagę, że wbrew licznym prorokom nieszczęścia nie doszło w naszym kraju do masowej laicyzacji społeczeństwa. - Nie spełnił się u nas scenariusz, który miał miejsce w wielu krajach Europy Zachodniej, gdzie kościoły i seminaria duchowne opustoszały, a dziś są masowo zamykane z powodu braku możliwości ich utrzymania - mówił abp Hoser.
Wskazał, że wiele osób, w tym duchowni, odwiedzając Polskę w latach 80. i widząc pełne kościoły, wyrażało przypuszczenie, że gdy nasz kraj odzyska wolność - szybko się zlaicyzuje. Tymczasem to się nie sprawdziło - mówił abp Hoser. Jego zdaniem, stało się tak dlatego, że w czasach komunistycznych, w przeciwieństwie do sytuacji w Czechosłowacji, Rumunii czy Albanii, nasz Kościół był wyjątkowy, bowiem istniał w swoich podstawowych strukturach. - W Polsce były diecezje i parafie, a to, czego był pozbawiony, to dostęp do szkolnictwa i dzieł charytatywnych - przypomniał.
Biskup warszawsko-praski wskazywał, że co roku media żyją wskaźnikami praktyk religijnych w Polsce, przy czym "ekscytują się tym w duchu hiobowym, za każdym razem anonsując upadek Kościoła". Przyznał, że niewątpliwie można mówić o spadku religijności, ale nie jest on dramatyczny lecz bardzo powolny i mający swoje uzasadnienie. Przypomniał, że w Polsce mamy najwyższy wskaźnik dominicantes: ok. 40 proc. zobowiązanych chodzi do kościoła co niedziela.
Abp Hoser zwrócił uwagę, że badania dotyczące wskaźnika religijności nie uwzględniają ważnych czynników demograficznych. Nie wolno np. zapominać, że ok. 2 mln Polaków wyjechało z ojczyzny oraz o tym, że polskie społeczeństwo się starzeje - jest coraz więcej osób niedołężnych, chorych, a więc nie będących w stanie przyjść do kościoła.
O ile jednak powoli spada liczba dominicantes, to wzrasta comunicantes - tych, którzy przystępują do sakramentów. To, co odróżnia nasz kraj od Zachodu to fakt, że w Polsce ludzie masowo się spowiadają - podkreślił abp Hoser dodając, że w żadnym innym kraju nie widział kolejek do konfesjonału.
Biskup warszawsko-praski zauważył też, że Kościół w Polsce nie przeżył kryzysu posoborowego i bardzo łagodnie przeżył reformę liturgiczną, która była wprowadzana sekwencyjnie, zwłaszcza przez kard. Stefana Wyszyńskiego.
Wspomniał, że przez niektóre kręgi inteligencji katolickiej Prymas Polski był oskarżany o to, że jest "hamulcowym", że opóźnia reformy itd. - Okazało się jednak, że dzięki temu wolnemu wprowadzaniu zmian nie doszło do tego, co wydarzyło się na Zachodzie, mianowicie desakralizacji liturgii - powiedział abp Hoser dodając, że "jeśli z religii ewakuuje się sacrum, to się kończy śmiercią religii", zaś na Zachodzie ten właśnie proces następował.
Zdaniem hierarchy, dopiero po 1989 r. zaczęła napływać do Polski postchrześcijańska kultura wyrosła z rewolucji kulturalnej 1968 roku. Abp Hoser wspomniał też o wydanej przed 20 laty książce ks. prof. Michela Schooyansa pt. "Dryf totalitarny liberalizmu". Dodał, że tezy tej książki zyskują dziś potwierdzenie.
- Jesteśmy wobec takiego dryfu, któremu służą głównie media. To one decydują o wyborach, a nie spotkania z wyborcami organizowane w świetlicach czy remizach. Dziś to media są tą absolutnie dominującą władzą - zaznaczył mówca.
Zdaniem abp Hosera, jedną ze słabości Kościoła w Polsce jest obecnie nieumiejętność wyjaśnienia wiernym zasad moralnych. - Kościół nie potrafi wyjaśnić: dlaczego. Nie wystarczy mówić, że takie jest przykazanie, ale wyjaśniać: dlaczego. Tego 'dlaczego' drastycznie nam brakuje - przyznał biskup warszawsko-praski.
Uznał też, że "fatalna jest sytuacja przygotowania do małżeństwa", bowiem reformy w tej dziedzinie nie było od lat 60. ub. wieku. Wymaga zaś ona "gruntownej naprawy i poprawy" w duchu adhortacji "Familiaris consortio", która ukazuje "globalną perspektywę przygotowania do małżeństwa i jego formacji, a więc duszpasterstwa postmatrymonialnego".
Biskup warszawsko-praski ocenił, że polskie społeczeństwo jest społeczeństwem narcystycznym, przeżywającym lęk i depresję. Widać to chociażby po wskaźnikach demograficznych - ludzie boją się przyszłości, więc nie inwestują w dzieci.
Pytany przez dziennikarzy o stosunek do udziału, a następnie wycofanie się pięciu biskupów z Komitetu Honorowego Marszu w Obronie Demokracji i Wolności Mediów, abp Hoser stwierdził, że sam chodzi jedynie w procesjach oraz uczestniczy w Marszu Świętości Życia. Dodał, że marsz ten rokrocznie wyrusza sprzed katedry warszawsko-praskiej i idzie aż do kościoła św. Krzyża na Krakowskim Przedmieściu.
Odpowiadając na zarzut o zbyt słabe zaangażowania się Kościoła w Polsce w życie publiczne, abp Hoser powiedział, że nigdy nie zrezygnuje ze swojej roli. Wyraził przy tym ubolewanie, że głos Kościoła jest coraz słabiej słyszany, m.in. wskutek bardzo wyraźnego dezawuowania Kościoła w opinii publicznej.
Przypomniał, że do angażowania się w życie polityczne powołani są ludzie świeccy. - Jedną z bolączek Kościoła w Polsce jest właśnie bierność laikatu. Z naszych danych wynika, że w samej diecezji warszawsko-praskiej w życie wspólnoty Kościoła zgodnie z deklaracjami angażuje się zaledwie 8 proc. wiernych, natomiast faktycznie zaangażowanych jest tylko ok. 5 proc. - wspomniał abp Hoser.
Przyznał, że w Polsce obecny jest klerykalizm, będący pozostałością po czasach komunistycznych, natomiast nie tłumaczy to mimo wszystko bierności ludzi świeckich.
Podczas spotkania z dziennikarzami abp Hoser wyraził też opinię, że obecna polityka światowa jest zbyt krótkowzroczna. - Nie tylko w Polsce nie ma mężów stanu, nie mają ich również inne kraje Europy zachodniej, jak Francja czy Włochy - ocenił.
Arcybiskup zwrócił uwagę, że proces globalizacji wprowadza ogromne rozwarstwienie społeczeństw: 80 procentami majątku światowego zawiaduje dziś zaledwie 20 proc. populacji.
Skomentuj artykuł