"Drzwi naszych parafii będą otwarte dla każdego"
(fot. PAP / Darek Delmanowicz)
KAI / ml
Wywiad z abpem Eugeniuszem Popowiczem, nowym metropolitą przemysko-warszawskim Kościoła greckokatolickiego.
Paweł Bugira (KAI): "Nie mam potrzeby obawiać się czegokolwiek, nie jestem sam, ale z Panem Bogiem" - mówił Ksiądz Arcybiskup w dniu przyjęcia święceń biskupich. Po dwóch latach od wypowiedzenia tamtych słów z biskupa pomocniczego staje się Ksiądz zwierzchnikiem metropolii.
Abp Eugeniusz Popowicz: Są jakieś obawy wewnętrzne, ale nie wynikają z obawy przed pracą, ale ze świadomości wielkiej odpowiedzialności. Nie jestem sam. Jest druga diecezja z biskupem Włodzimierzem Juszczakiem. Mamy wspólne plany, ale za wcześnie, żeby o nich mówić. Są także ludzie świeccy, którzy chcą uczestniczyć w życiu Kościoła i pomagać. Na pewno będę podejmował decyzje kolegialnie. Taka jest zresztą struktura Kościoła wschodniego - wszystkie ważniejsze decyzje podejmuje sobór diecezjalny.
Od 1996 r. do 2013 r., czyli chwili chirotonii biskupiej łączył Ksiądz Arcybiskup funkcję proboszcza z funkcją wikariusza generalnego. Zdążył więc Ksiądz poznać problemy oraz siłę archidiecezji. Przygotowanie merytoryczne zatem jest.
Problemem jest rozmieszczenie naszych parafii na bardzo dużym obszarze od Bieszczad po Warmię i Mazury. Te parafie są stosunkowo małe. Czasem ciężko jest utrzymać zabytkową cerkiew albo prowadzić normalne duszpasterstwo. Średnia liczba parafian to 200 - 300 osób, ale Bogu dzięki, potrafią utrzymać świątynię, kapłana i jeszcze różne instytucje w parafii. To jest jakiś fenomen.
Parafie są od siebie oddalone, księżom nie jest łatwo pracować. Zebrać kapłanów na konferencję duchowieństwa albo rekolekcje też nie jest prosto. Muszą przebyć spore odległości, ale robią to. Spotykamy się kilka razy w roku. Podziwiam naszych kapłanów i wiernych, którzy mimo różnych trudności robią rzeczy wielkie.
Atutem jest to, że w tych małych wspólnotach wszyscy siebie znamy. To są takie rodziny parafialne. Oczywiście różnie bywa, jak to w rodzinie, ale na ogół jedni drugim pomagają. Nikt nie jest anonimowy. Parafie są solidarne wewnątrz wspólnoty, ale też między sobą. Dwa razy do roku odbywa się zbiórka ofiar na fundusz bratniej pomocy, aby pomóc parafiom w potrzebie.
Ordynariusz musi umiejętnie łączyć funkcję administratora diecezji z ewangelizacją. Będzie to trudne zadanie?
Nie, bo ja do tej pory byłem proboszczem, który niejako z urzędu ma ewangelizować, a jednocześnie pracowałem w kurii jako wikariusz generalny. Prowadziłem duszpasterstwo, a równocześnie zajmowałem się administracją. To samo robiłem jako biskup pomocniczy - dalej prowadziłem kurię, ale jeździłem również w teren z misją pastoralną. Lubię głosić Ewangelię, odczuwam wewnętrzną radość, kiedy widzę, że wierni słuchają. Jako biskup pomocniczy bardzo często jeździłem do różnych parafii. Tych wyzwań akurat się nie boję.
Wedle statystyk archieparchia przemysko-warszawska to ok. 30 tys. wiernych, 84 parafie, ponad 50 kapłanów, 12 kleryków i ponad 80 sióstr zakonnych. Liczba parafii będzie jednak wzrastać, ponieważ napływ ludności z Ukrainy stał się w ostatnim czasie silniejszy. To chyba pierwsze i główne wyzwanie stojące przed Kościołem greckokatolickim w Polsce?
Te 30 tysięcy to liczba podawana na podstawie kartotek parafialnych. Jeżeli chodzi o rzeczywistą liczbę wiernych, to trudno ją konkretnie podać, ale sądzę, że jest ich kilkaset tysięcy ze względu na wspomnianą falę emigracji.
Założyliśmy w ostatnim czasie trzy nowe parafie. Są oczekiwania na kolejne, ale to wymaga pracy, bo potrzebne jest miejsce i księża. Napływ zarobkowy jest tak duży, że musimy się tymi wiernymi zająć. Zresztą oni sami się tego domagają. Część emigrantów przyjeżdża tylko na sezon, ale spora grupa zostaje. W okolicach Warszawy pracuje teraz około 30 tysięcy robotników stałych i sezonowych, głównie z zachodniej Ukrainy. Musimy dla nich stworzyć normalne duszpasterstwo, ponieważ chodzi o życie duchowe ludzi. Jeśli ktoś kilka miesięcy nie będzie w kościele, czy cerkwi, to zobojętnieje, a miesiące przerodzą się w lata.
Ponadto wspólnoty greckokatolickie dotykają te same trudności, co wszystkich ludzi mieszkających w Polsce. To m.in. brak pracy, czy laicyzacja społeczeństwa. Jak zachowywać się wobec tych problemów?
Brak pracy dla naszych parafii, które leżą na ścianie wschodniej, jest szczególnie dotkliwy. Emigracji nie zatrzymamy, każdy chce zapewnić byt dla siebie i swojej rodziny. Nasi wierni, tak jak ich sąsiedzi Polacy, wyjeżdżają do pracy w Anglii, Niemczech, Włoszech. Bardzo często szukają kontaktu z naszymi parafiami, które tam są. Jeszcze będąc wikariuszem generalnym, otrzymałem maila od młodego mężczyzny, który prosił, żeby mu wskazać w Irlandii adres parafii położonej najbliżej Dublina.
Jeśli chodzi o wiernych w Polsce, najbardziej potrzebującym służy Caritas naszej diecezji oraz różne fundacje działające w Polsce. Są i takie przykłady, jak w Bartoszycach. Żona kapłana (bo nasi księża w większości są żonaci) prowadzi restaurację, która codziennie wydaje dla wszystkich 100 darmowych obiadów. Przy parafii św. Mikołaja w Żelichowie proboszcz z wiernymi założył fundację , której celem jest niesienie pomocy potrzebującym. W Henrykowie mamy dom pomocy społecznej.
Jaką rolę ma dziś do spełnienia duchowieństwie?
Cieszę się z tego, że nasze duchowieństwo jest bardzo zaangażowane w życie parafii. Księża często mieszkają daleko od siebie, ale robią rzeczy wielkie w oczach Bożych. Robią wszystko, żeby te parafie były żywe. Zaangażowanie duchownych jest duże. Przez 20 lat zdążyłem wszystkich poznać na wylot i wiem, że każdy pracuje odpowiedzialnie i robi rzeczy bardzo dobre dla całego Kościoła.
A co z młodzieżą?
Tak jak z każdą młodzieżą. Wymagać będzie specjalnej troski, ponieważ - tak jak młodzież polska - wyjeżdżając na studia i za pracą, niestety traci kontakt z parafiami. Mamy dobrych duszpasterzy młodzieżowych, którzy są zaangażowani w komitecie organizacyjnym Światowych Dni Młodzieży. Są małe wspólnoty zaangażowane w życie całego Kościoła. Mam na myśli Bractwo Młodzieży "Sarepta", które w okresie wakacyjnym na swoich obozach formacyjnych przyjmuje ponad 400 osób. To nie jest mało. Na pewno problemem są duże ośrodki akademickie. Są grupy aktywne, ale większość żyje swoim życiem studenckim, a potem o Kościele przypomina sobie, gdy przyjeżdża do domu rodzinnego.
Sprawy młodzieży będą moją szczególną troską, bo jestem świadomy tego, że jest to nasza przyszłość. Musimy z młodymi ludźmi być i rozmawiać. Nie uciekniemy od problemów, z którymi boryka się współczesny świat i współczesna kultura: od problemów uzależnień i wolnych związków. Ale współpracując z młodzieżą, pomożemy im elastycznie przejmować odpowiedzialność za Kościół. Już teraz w każdej radzie parafialnej obecni są młodzi ludzie.
Na pewno nie będziemy przed nikim drzwi zamykać. Drzwi naszych świątyń i parafii będą otwarte dla każdego, kto zechce w nich być. Mało tego - każdy ksiądz i wierny świecki będzie poproszony, aby być misjonarzem we własnej wspólnocie, aby odnaleźć tych, którzy błądzą, szukają albo czują się osamotnieni.
A co z pomysłem utworzenia trzeciej eparchii, obejmującej północne tereny Polski. Jej stolica miałaby się znajdować w Warszawie lub w innym mieście położonym jeszcze bardziej na północ. Co Ekscelencja sądzi o tej koncepcji?
O tym pomyśle się mówiło już przy tworzeniu metropolii przemysko-warszawskiej. Zdecydowano się wtedy na dwie diecezje. Na pewno decydujące było to, że trzy byłyby małe liczebnie. Dzisiaj znowu się wraca do myśli o trzeciej diecezji albo raczej - żeby na północy był obecny biskup. Sobór diecezjalny, który odbył się w ubiegłym roku w Przemyślu również poddał taką myśl, aby w tamtej części Polski Kościół hierarchiczny był obecny.
Jest to wyzwanie i na pewno nie będziemy przed tym uciekać. Mam świadomość, że ta duża część diecezji nie może być pozostawiona sama sobie i nie jest. Jako biskup pomocniczy dwa razy w miesiącu byłem na północy diecezji. Oczekuje się jednak kogoś na stałe. Jeśli uda nam się stworzyć w Warszawie jakiś ośrodek jako konkatedrę, docelowym byłoby, żeby ktoś tam rezydował i miał pod opieką tamtą część diecezji.
O ewentualnym powstaniu nowej eparchii będzie decydować synod biskupów i Stolica Apostolska. Muszą być spełnione określone warunki. Oczywiście potrzeby duszpasterskie są, a jak będą rozwiązane, zobaczymy. Może zostać stworzony wikariat lub archiprezbiterat z odpowiednią jurysdykcją. Arcybiskup senior również dostrzegał ten problem. Będziemy się nad tym pochylać, biorąc pod uwagę dobro wiernych.
Jak Ksiądz Arcybiskup postrzega relacje z duchowieństwem i wiernymi Kościoła rzymskokatolickiego?
Nigdy nie miałem negatywnych doświadczeń ani z duchownymi, ani ze świeckimi. Wkrótce po moim przybyciu do Przemyśla, pierwszym łacińskim kapłanem, który mnie odwiedził był ks. Stanisław Bartmiński z Krasiczyna. Zaprosił mnie wtedy na odpust parafialny. Współpracujemy z kurią łacińską i nigdy mi nie odmówiono pomocy. To samo seminarium duchowne. Jego rektor - biblista - głosi teraz nauki katechetyczne u nas w katedrze.
To, co było złe w historii, zostawmy historii. O ofiarach pamiętajmy, bo trzeba je zawsze uczcić, ale nigdy nie róbmy tego z chęcią odwetu i nienawiści. To nic nie da. Zło przynosi kolejne zło.
Wiemy już, jak pracuje nowy metropolita. A w jaki sposób odpoczywa?
Moją fascynacją jest czytanie książek. Zawsze lubiłem czytać. Gdziekolwiek jestem, zawsze mam dwie - trzy różne książki i jak mam wolną chwilę to czytam. Staram się, żeby to była dobra literatura, zarówno fachowa, jak i powieści oraz literatura piękna. Bardzo lubię sport. Jako proboszcz w katedrze przemyskiej jeździłem na basen. Pływanie jest moim żywiołem, ale teraz należy już do przeszłości. Jakaś forma rekreacji jest konieczna. Czuję po sobie, że czasem człowiek musi znaleźć chwilę wytchnienia dla siebie.
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Skomentuj artykuł