"Dziennik Polski": Tłok w kościelnych sądach

PAP / psd

Lawinowo rośnie liczba wniosków do kościelnych sądów o stwierdzenie nieważności małżeństwa - w 2013 r. w Polsce złożono ich prawie 15 tys. Wyprzedziliśmy pod tym względem Włochy - pisze "Dziennik Polski".

Jak zgodnie mówią księża, pośrednią tego przyczyną są wyjazdy Polaków za granicę "za chlebem", które niszczą więzi rodzinne.

Ks. dr Zbigniew Rapacz z Sądu Metropolitalnego w Krakowie, przyznaje, że napływa do niego coraz więcej takich spraw. Nie ma w tym nic dziwnego, im więcej rozwodów cywilnych, tym więcej mamy pracy - wskazuje.

A to powoduje prawdziwy wysyp firm i osób doradzających, jak przedstawić sprawę przed sądem duchownym, by uzyskać stwierdzenie nieważności związku.

Stwierdzenie nieważności małżeństwa to procedura, podczas której wykazuje się, że "wystąpiły przeszkody uniemożliwiające ważne zawarcie związku". Czyli m.in. zawarcie go pod przymusem lub presją, nieświadomość sakramentalnej wagi i nierozerwalności małżeństwa, ukrycie przed współmałżonkiem ważnych faktów (np. poważnej choroby). Najczęściej jest to jednak "psychiczna niezdolność do podjęcia obowiązków małżeńskich", niedojrzałość ludzi wchodzących w związek - wylicza dziennik.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Dziennik Polski": Tłok w kościelnych sądach
Komentarze (6)
AB
~Arletta Bolesta
25 grudnia 2020, 07:19
Efekt większej świadomości dr Arletta Bolesta adwokat kościelny
G
gość
13 listopada 2014, 19:49
Mam rozwód kościelny a wcześniej dziecko. Przyznam, że byłem bardzo zaskoczony wyrokiem, bo małżeństwo "skonsumowane". Cel osiągnąłem ale uczucie jakieś takie dziwne i nijakie miałem. Czy Pan Bóg się pomylił? Dużo się modliłem o dobrą żonę i dobrą rodzinę. Miałem przedmioty o rodzinie na studiach, taki wstyd, dlaczego. Po rozwodzie cywilnym, który akurat żona złożyła, uświadomiłem sobie jak wielkie błędów popełniłem a nawet jak widziałem złe symptomy, to przymykałem oko, bo nikt nie jest idealny. Z czasem zrozumiałem, że Pan Bóg dał mi wolność działania, widział co robię i ostrzegał przez innych, w swoim Słowie. Rozwód przyjmuję jako drugą szansę na ułożone życie. Za to akurat dziękuję duchownym. Moje życie duchowe jest dla mnie bardzo ważne a bez tego uporządkowania bym się pewnie bardzo męczył. Składając pozew do sądu biskupiego motywowałem się jedynie przywróceniem porządku w moim życiu wewnętrznym. Najbliższa rodzina znała sprawę i mi współczuli. Sąsiadów się nie wstydziłem, bo mają jeszcze lepsze historie. Zrobiłem to dla siebie i naprawdę się cieszę. Dziękuję za to księżom. 
A
Aneta
13 listopada 2014, 13:36
Dla mnie, choć jestem rozwiedziona (cywilnie) dziwna jest ta procedura unieważniania. Nie wiem, ale pasowałoby tu znaleźć jakieś inne rozwiązanie. No bo jak można tak okłamywać samego siebie?! Czyli, że wszystko nieważne było co było, wszystko się zdawało czy jak?? A jak były (są) dzieci, to też są nieważne czy jakby nieślubne na to wychodzi?! I powiedzieć kiedyś dziecku że jest nieślubne (bo na to wskazywałoby) to też bardzo niechrześcijańskie po takim unieważnieniu. To jakieś błędne koło, jeszcze nie daj Bóg drugi rozwód i co też nieważny? Jakoś nie mogę się w tym połapać, a chodzi pewnie o samą ideę stanięcia po raz drugi w ładnych dekoracjach przed ołarzem, co też wydaje mi się zakłamane. W Biblii w ogóle nie ma formuły unieważniania, są za to wyraźne wskazówki, kiedy małżeństwo ma moc sakramentalną. Cała procedura jest wymysłem świeckim jak rozwody cywilne. Ja po prostu w duchu przebaczyłam swojemu "byłemu" mężowi i żyjemy w zgodzie, we względnym spokoju choć bez siebie. Myślę, że to bardziej chrześcijańskie od unieważniania.
J
Jen
13 listopada 2014, 11:51
"Jak zgodnie mówią księża, pośrednią tego przyczyną są wyjazdy Polaków za granicę "za chlebem", które niszczą więzi rodzinne." Chwila, przecież to nie ma znaczenia dla stwierdzenia nieważności małżeństwa! Księża przyznali, że te "stwierdzenia nieważności" to de facto rozwody i tak je należy traktować. Wreszcie głośno przyznali to, co wszyscy od dawna wiedzieli. Niestety, przez to, że KK dopuścił te "miękkie" przyczyny nieważności małżeństwa, jak niedojrzałość małżonków (co to właściwie znaczy?), to mamy wysyp pozwów. Gdyby pozostano przy takich oczywistych powodach jak błąd, groźba bezprawna, pokrewieństwo itd. to do takich sytuacji by dzisiaj nie dochodziło, że są osoby, które już 2 razy uzyskały rozwód kościelny. To robienie kpiny z sakramentu. Teraz jeszcze procedura pewnie zostanie uproszczona i właściwie, to nie będzie już problemu pt.: "związki niesakramentalne". Wszystko da się załatwić, wystarczy odpowiednio dużo pieniędzy i cierpliwości. Wierni zadowoleni, bo mogą żyć po bożemu, Kościół też, bo biznes się kręci i owieczki nie uciekną. Już mnie bardziej bawi niż wkurza ta hipokryzja. Ile razy już krzyczano z ambony o tych złych rozwodach cywilnych, jak to dzieci cierpią przez rozpad małżeństwa. A nawet się nie zająkną, gdy rzecz dotyczy stwierdzeń nieważności! A przecież dzieci wtedy tak samo cierpią, o ile nie bardziej, bo mówi się im, że rodzice nigdy nie byli małżeństwem.
T
tdk
13 listopada 2014, 13:26
Kluczowym stwierdzeniem jest "pośrednią tego przyczyną" i "które niszczą więzi rodzinne" - emigracja nie stanowi powodu, dla którego stwierdza się nieważność małżeństwa a jedynie staje się przyczyną, dla której ludzie się rozwodzą, ponieważ ich więzi słabną.
F
Fabian
13 listopada 2014, 11:06
Efekt Franciszka działa...