Ex Oriente Lux: o międzyludzkich relacjach

Ex Oriente Lux: o międzyludzkich relacjach
Logo źródła: Radio Watykańskie Radio Watykańskie

W programie: Anioł Pański z Papieżem, rozmowa o. M. Raczkiewicza CSsR z Dominikiem Kustrą z Fundacji Pomoc Kościołowi w Potrzebie oraz kolejny odcinek cyklu "Ex Oriente lux" ks. R. Zarzecznego SJ.

W naszych audycja o Etiopii wiele już mówiliśmy o życiu jej mieszkańców. Było zatem między innymi o dzieciach, było o ich mamach, było o edukacji i wychowaniu. Dzisiaj słów parę o międzyludzkich relacjach, czyli o tym, jak Etiopczycy traktują siebie nawzajem, jak ze sobą rozmawiają i o tym, że w ogóle bardzo lubią ze sobą przebywać. Zapraszam dziś zatem na krótki kurs socjologii i psychologii społecznej na Rogu Afryki.

Trzy słowa przychodzą mi na myśl, gdy mowa o ludzkich relacjach w Etiopii, mianowicie: życzliwość, szacunek i zaufanie. W związku z tym opowiem pewną historyjkę. Pamiętam, że gdy pierwszy raz lądowałem w Addis Abebie akurat była noc. Mój samolot spóźnił się dobre dwie godziny, więc umówionego taksówkarza na lotnisku już nie zastałem. Poczułem się trochę nieswojo, bo przecież był środek afrykańskiej nocy, lotnisko znajduje na dalekim przedmieściu miasta, którego nie znałem, lokalnego języka też nie, zaś adres, pod który miałem się zgłosić, bardziej przypominał wytyczne do marszruty na azymut. Co robić? Na szczęście nie musiałem gimnastykować się bardzo: na parkingu przed terminalem stało kilka samochodów, a przy nich kilku Etiopczyków żywo o czymś rozprawiających. Spytałem czy ktoś mnie podwiezie? Zgłosili się wszyscy, i zaraz prawie miedzy sobą pobili, bo przecież mogłem jechać tylko z jednym. Czy się nie bałem? Może trochę, ale co tam: witaj przygodo! Jeździliśmy po mieście budzący się właśnie do życia chyba przez godzinę, wypytując po drodze napotkanych przechodniów, strażników a nawet żebraków śpiących pod murem. W końcu dotarłem na miejsce, cały i zdrowy, już całkiem zaprzyjaźniony z kierowcą, który w czasie tej godziny zdążył mi opowiedzieć łamaną angielszczyzną o całej swojej rodzinie i o życiu w Etiopii. Za podwiezienie natomiast zażądał równowartość pięciu dolarów, ot byle się za benzynę zwróciło. Dałem drugie tyle. Później nie raz jeszcze korzystałem z jego pomocy, myśląc sobie, że Etiopczykowi można ufać, nawet w środku nocy.

Posłuchaj Magazynu Radia Watykańskiego

DEON.PL POLECA

[-polacco_2_20120805_210525.mp3-]

Bo Etiopczycy to lud bardzo przyjazny i niezwykle kontaktowy. Tłumaczył mi któryś z etiopskich przyjaciół, że oni na tym świecie często nie mając niczego wszystkie swoje uczucia przelewają na ludzi. I tak chyba właśnie jest: Abisyńczycy lubią siebie po prostu, ufają sobie i wzajemnie szanują, bo inaczej żyć się nie daje. Nie raz miałem wrażenie, że, niezależnie od wieku, są niczym dzieci: zawsze wobec siebie mili, uśmiechnięci i lgnący do siebie nawzajem. Przyjacielskie relacje nawiązują błyskawicznie. I choćby się nawet nie znali, to i tak spoglądają na siebie z życzliwością i z uśmiechem, niezależnie od miejsca i okoliczności: na przystanku i w autobusie, w kolejce po cukier i w drodze. Nikt tam na nikogo nie patrzy spode łba, za to każdy do każdego się uśmiechnie i głową skinie z szacunkiem. Jeszcze bardziej na wsi, gdy spotykają kogoś po drodze, to zatrzymują się wtedy z uśmiechem, wymieniają pozdrowienia, wypytując jak minęła noc i poranek, czy wszystko dobrze w rodzinie, czy pole obrodziło i jakie dziś ceny na targu. Potem za wszystko dziękują Panu Bogu i wzajemnie życzą sobie błogosławieństwa. Przecież nigdy wcześniej się nie spotkali, dlaczego zatem mieliby być wobec siebie niemili?

Etiopczycy wprost uwielbiają przebywać w grupie. Byłem kiedyś wolontariuszem w hospicjum sióstr od Matki Teresy z Kalkuty. Przez trzy miesiące mieszkałem wśród siedmiuset Etiopczyku, którzy codziennie zaskakiwali mnie na nowo. Co do jednego nigdy nie było wątpliwości: nasi podopieczni zupełnie nie znosili samotności. Każdy z tych biedaków i niezależnie od wieku zawsze siedział obok kogoś, zawsze z kimś gadał, grał z kimś w karty albo i w kapsle, czasami jeden czytał drugiemu, jeden drugiemu reparował sandały, jeden drugiemu opowiadał historie. A jeśli który był obłożnie chory albo jakoś upośledzony, to drugi go karmił cierpliwie, tak by nikogo bez pomocy nie zostawić. Widziałem więc nie raz, jak siedzieli w takich grupkach, obok siebie a czasami wręcz na sobie, przytuleni do siebie albo trzymając się za ręce, byle tylko podtrzymać kontakt i wzajemną relację. To trzymanie się za ręce może nas trochę dziwić, w Etiopii jest to jednak widok więcej niż powszechny: ludzie chodzą po ulicach trzymając się za ręce. A ściślej mówiąc: mężczyźni chodzą za rękę z mężczyznami, a kobiety z kobietami. Nie ma w tym nic zdrożnego, nie potrzeba też dodatkowych skojarzeń, bo tak jak na całym Bliskim Wschodzie nie oznacza to nic innego jak tylko, że są dla siebie przyjaciółmi. Jeśli natomiast spotykamy mężczyznę idącego za rękę z kobietą oznacza to, że są małżeństwem, albo narzeczonymi przynajmniej, bo przyzwoitość na nic więcej nie pozwala. Trzeba bowiem i to powiedzieć, że w Etiopii świat mężczyzn i świat kobiet do dwie oddzielne rzeczywistości, które łączą się tylko pod szczególnymi warunkami. Mężczyźni mają swoje sprawy, kobiety swoje, a to co wspólne, to rodzina i wszystko co z nią związane. Ta zaś jest święta, więc otoczona specjalnymi prawami.

Na Rogu Afryki wyłączenie ze społeczności, powodowane infamią czy groźną chorobą, jest praktycznie równoznaczne śmierci, tej cywilnej a nawet i tej fizycznej. Etiopczycy nie potrafią być sami, nie radzą są sobie w pojedynkę, dlatego zawsze szukają sobie podobnych. Może też i dlatego tak bardzo szanuje się tam mnichów, ludzi dobrowolnie żyjących z dala od świata, w samotności i bez rodziny. Tych uważa się za prawdziwych męczenników, oddających się najwyższym wyrzeczeniom. Mnisi zatem, bardziej nawet niż inni, mogą liczyć na pomoc, gdy jej potrzebują. Mnichom wszyscy kłaniają się z daleka, ustępują im miejsca, obdarzają uśmiechem i proszą o wstawienniczą modlitwę. Bo Etiopczycy wiedzą, że aby przetrwać w trudnych czasach powinni być sobie wzajemnie życzliwi, że muszą się szanować i ufać sobie na wzajem. Wiedzą też doskonale, że dopiero tak postępując mogą liczyć na błogosławieństwo od Boga, którego potrzeba i we dnie i w nocy.

Rafał Zarzeczny SJ

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ex Oriente Lux: o międzyludzkich relacjach
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.