Jaka jest religijność europejczyków?

(fot. Josh Kenzer / Foter / CC BY-NC-SA 2.0)
KAI / kn

Opublikowane niedawno dane Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego (ISKK) nt. religijności polskich katolików każą zadać pytanie o miejsce Polski na mapie religijności Europy.

Wśród państw Unii Europejskiej wiara w Boga jest najbardziej powszechna na Malcie, w Rumunii i na Cyprze, najmniej zaś w Estonii, Szwecji i Czechach. Według danych Eurobarometru z 2010 r., Polska z 79 proc. mieszkańców deklarujących wiarę w Boga znajduje się na czwartym miejscu (ex aequo z Grecją).

Mieszkańcy Europy w zdecydowanej większości uważają się za chrześcijan (76, 2 proc. w 2011 r.). W samej Unii Europejskiej jest to 72 proc. (według Eurobarometru z 2012 r.), w tym 48 proc. katolików, 12 proc. protestantów, 8 proc. chrześcijan wschodnich i 4 proc. innych wyznań.

Wiara i niewiara w Boga

Najwięcej Europejczyków wierzących w Boga mieszka na Malcie (94 proc.), więcej niż 90 proc. jest ich także w Turcji i Rumunii, a ponad 80 proc. na Cyprze. Najmniej wierzących wśród swych obywateli mają Czechy (16 proc.), Szwecja i Estonia (po 18 proc.), a także Norwegia (22 proc.). Unijna średnia wynosi 51 proc.

W stosunku do danych z 2005 r. liczba wierzących w Boga w Europie zmniejszyła się. Najbardziej zmieniła się na niekorzyść sytuacja w Portugalii, gdzie deklaracje wiary w Boga spadły z 81 do 70 proc., w Austrii (z 54 do 44 proc.) i Norwegii (z 32 do 22 proc.). Znacząco wskaźnik ten spadł w także w Finlandii (o 8 punktów procentowych), Islandii ( o 7), Francji (o 7), Belgii (o 6), Holandii (o 6), Słowenii (o 5) i Szwecji (o 5). Są też kraje, w których nastąpił wzrost liczby wierzących w Boga, ale zaledwie o dwa punkty procentowe (Rumunia, Chorwacja, Słowacja, Luksemburg, Estonia) albo jeden (Węgry i Łotwa).

Największy odsetek niewierzących notuje się we Francji (40 proc.), powyżej 30 proc. jest ich w Czechach, Szwecji i Holandii (30 proc.), a powyżej 25 proc. - w Estonii, Norwegii, Niemczech, Belgii, Słowenii, Wielkiej Brytanii. Najmniejszy procent niewierzących odnotowano zaś w Rumunii (1 proc.), na Malcie (2 proc.), Cyprze (3 proc.), w Grecji (4 proc.), Polsce (5 proc.), we Włoszech (6 proc.) oraz w Chorwacji i Irlandii (po 7 proc.). Unijna średnia wynosi 20 proc.

Ciekawe są dane dotyczące ludzi, którzy deklarują wiarę w bliżej nieokreśloną "siłę duchową lub życiową", a więc zwykle nie związanych z żadną określoną religią. Choć w całej Unii jest ich średnio 26 proc., to w niektórych państwach przewyższają nawet liczbę wierzących w Boga, stanowiąc najliczniejszą grupę wyznaniową. Tak jest np. w Islandii (49 proc. wobec 31 proc. teistów), na Łotwie (48 proc. wobec 38 proc.), w Danii (47 proc. wobec 28 proc.), Szwecji (45 proc. wobec 18 proc.), Czechach (44 proc. wobec 16 proc.), Bułgarii (43 proc. wobec 36 proc.) czy Finlandii (42 proc. wobec 33 proc.). W Polsce takich ludzi jest 14 proc.

Praktyki religijne

Nieco inny obraz wynika z danych statystycznych dotyczących znaczenia religii w życiu obywateli. Według Eurobarometru, zaledwie 6 proc. mieszkańców Unii Europejskiej wymienia religię jako jedną z wartości, którymi kierują się w życiu. Dzieje się tak mimo, że wierzących jest tu w sumie 77 proc. (51 proc. w Boga plus 26 proc. w "siłę duchową lub życiową").

O to, czy religia zajmuje ważne miejsce w życiu pytał też instytut Gallupa. Okazało się, że negatywnej odpowiedzi udzieliło aż 84 proc. mieszkańców Estonii, 83 proc. - Szwecji, 80 proc. - Danii i 78 proc. - Norwegii. Najmniej negatywnych odpowiedzi zanotowano na Malcie (16 proc.), w Rumunii (18 proc.) i Macedonii (20 proc.). Polska znalazła się na czwartym miejscu od końca z 23 proc. negatywnych odpowiedzi.

Sam fakt wiary w Boga nie przekłada się więc automatycznie na obecność wyznawanej religii w codziennym życiu. Świadczą o tym także statystyki dotyczące praktyk religijnych.

Już w 2008 r. ankieta European Values Study, przeprowadzona w 47 państwach Europy, wykazała, że 27,9 proc. jej obywateli w ogóle nie uczestniczy w obrzędach religijnych. Więcej niż raz w tygodniu robiło to zaledwie 4,8 proc., raz w tygodniu 13,5 proc., raz w miesiącu 11 proc., tylko z okazji niektórych świąt 25,9 proc., raz w roku 7 proc., jeszcze rzadziej 9,9 proc. Nadal jednak ważne było dla tych ostatnich nabożeństwo z okazji ważnych wydarzeń życiowych, takich jak: narodziny dziecka (71,3 proc.), ślub (73,2 proc.) i śmierć członka rodziny (81,9 proc.).

Według Europejskiego Sondażu Społecznego (European Social Survey) z tego samego roku, największy procent ludzi nigdy nie uczestniczących w obrzędach religijnych zanotowano w Czechach (niemal 65 proc.), ponad 50 proc. we Francji, Wielkiej Brytanii i Belgii, a ponad 40 proc. w Holandii i Hiszpanii. Polska znalazła się pod koniec z 5 proc. tych, co nie uczestniczą w żadnych obrzędach religijnych.

Ciekawym przypadkiem jest Rosja. W latach 2006 - 2009 liczba prawosławnych w tym kraju zwiększyła się z 70 do 75 proc. Według Ogólnorosyjskiego Instytut Badania Opinii Publicznej osiągnęła ona w ten sposób najwyższy pułap zanotowany od czasu rozpoczęcia prowadzenia tego typu statystyk. Islam wyznaje tam 5 proc. respondentów (wcześniej było to 7 proc.), zaś katolicyzm, protestantyzm, judaizm i buddyzm - po mniej niż 1 proc.

Jednocześnie o połowę zmniejszyła się liczba ateistów, spadając w latach 2006 - 2009 z 16 do 8 proc. Zdecydowana większość Rosjan uważających się za prawosławnych jest ochrzczona (84 proc.). Ale chrzest przyjęła również ponad jedna trzecia (39 proc.) osób deklarujących się jako ateiści.

Natomiast jeśli chodzi o praktyki, w Rosji 27 proc. robi to tylko w święta, a 28 proc. okazjonalnie, 3 proc. raz w tygodniu, a 4 proc. codziennie (dane z 2010 r.).

Polska na tle Europy

W Polsce jedną z podstaw badania religijności są dane dotyczące dominicantes (czyli osób uczestniczących w niedzielnej liturgii) i communicantes (czyli osób przyjmujących Komunię św.). Dotyczą one jednak wyłącznie katolików. Według danych ISKK, w 2013 r. na niedzielną Mszę przychodziło 39,1 proc. zobowiązanych do tego wiernych, co oznacza to spadek liczby dominicantes (w 2012 r. było ich 40 proc.). Do Komunii zaś przystępowało 16,3 proc., co świadczy o nieznacznym wzroście liczby communicantes (16,1 proc. przed rokiem).

W poprzednich latach było to odpowiednio: dla dominicantes w latach 1980-1990 ok. 50 proc. (w 1987 r. 55,3 proc.), w latach 1991-2007 43-46 proc., w 2008 r. 40,4 proc, w 2009 r. 41,5 proc., a 2010 r. 41 proc., zaś dla communicantes: w latach 1980-1990 - 7,8-10,7 proc., w latach 1991-2007 - 10,8-17,6 proc., a w latach 2008-2010 - 15,3-16,4 proc. Zmniejszająca się systematycznie liczba dominicantes sprawia, że w ciągu ostatnich 10 lat (2003-2013) na niedzielną Mszę św. przychodzi już 2 mln Polaków mniej.

Jak polska religijność przedstawia się na tle innych państw naszego kontynentu? Niestety - jak zauważył przed laty ówczesny dyrektor ISKK ks. prof. Witold Zdaniewicz - większość krajów w ogóle takich badań nie prowadzi.

O ile można znaleźć, choć nie zawsze aktualne, dane dotyczące udziału w niedzielnych nabożeństwach, to zazwyczaj nie bada się w ogóle częstotliwości przystępowania do Komunii św., po części dlatego, że w krajach Europy Zachodniej zazwyczaj przyjmują ją niemal wszyscy uczestnicy Mszy, niezależnie od uzyskanego wcześniej (bądź nie) sakramentalnego rozgrzeszenia. Ponadto odpowiedź "raz w tygodniu" na pytanie "jak często uczestniczysz w nabożeństwach?" wcale nie musi oznaczać obecności na niedzielnej Mszy, niekoniecznie są to więc dominicantes w polskim znaczeniu. Czasem dane dotyczą jedynie katolików, innym razem wszystkich chrześcijan lub ludzi wierzących w Boga, mieszkających w danym kraju. Rozproszone i nie zawsze porównywalne dane zbiera portal Eurel, prowadzony przez francuskich badaczy z Krajowego Ośrodka Badań Naukowych (CNRS).

Najogólniej można powiedzieć, że tylko na Malcie wskaźnik uczestniczących w Mszy jest wyższy niż u nas (ponad 52 proc. w 2005 r.), nieco mniejszy jest na Cyprze, w Irlandii i we Włoszech (powyżej 30 proc.), a na tle takich krajów, jak Niemcy czy Hiszpania, Polska zdecydowanie się wyróżnia.

Natomiast obserwowany w naszym kraju spadek liczby dominicantes nie jest niczym wyjątkowym, dotyczy bowiem także innych państw Europy. Dotychczas regularnie praktykujący przechodzą obecnie do kategorii "raz w miesiącu" lub "kilka razy w roku" (czyli z okazji najważniejszych świąt, chrztu, ślubu, pogrzebu itp.).

Najbardziej spektakularny spadek odnotowała Irlandia. O ile w latach 70. i 80. XX w. na niedzielne Msze chodziło tam jeszcze około 90 proc. katolików, to w 1999 r. było ich już 65 proc., a w 2006 r. - 56 proc., w 2007-2008 r. 44 proc., w 2010 r. 45,2 proc., a w 2011 r. tylko 30 proc.

W Belgii, gdzie w 1980 r. praktykowało jeszcze ponad 26 proc. katolików, to w 2006 r. już tylko 7 proc. W kraju tym zresztą obserwuje się drastyczny spadek liczby ludzi wierzących: w ciągu 28 lat (1981-2009) procent katolików spadł z 72 do 50, znacznie zwiększyła się natomiast liczba ateistów (z 2,5 do 9,2 proc.) oraz ludzi bez przynależności religijnej (z 21,5 do 32,6 proc.).

Z danych opublikowanych w lipcu br. przez katolicki episkopat Niemiec wynika, że w ubiegłym roku na niedzielne Msze św. chodziło 10,8 proc. katolików tego kraju, podczas gdy w 2012 r. 11,7 proc., a w 2006 r. - jeszcze 14 proc.

W niejednokrotnie porównywanej z Polską Chorwacji liczba praktykujących przynajmniej raz w tygodniu katolików spadła z 31 proc. w 1999 r. do 26 proc. w 2008 r., a w Wielkiej Brytanii - z 11 proc. w 1980 r. do 7 proc. w 2005 r. (dane te obejmują wszystkich chrześcijan, nie tylko katolików).

W Hiszpanii liczba regularnie praktykujących wynosiła w 2011 r. 13 proc. W Finlandii jest ich zaledwie 6 proc., a w Szwecji - 3 proc. (75 proc. wiernych Kościoła luterańskiego uczestniczy w nabożeństwie "przynajmniej raz w roku").

W Rosji dwie trzecie mieszkańców uważa się za praktykujących (66 proc.). Jednak 27 proc. robi to tylko w święta, a 28 proc. okazjonalnie, 3 proc. raz w tygodniu, a 4 proc. codziennie (dane z 2010 r.).

Przedstawione tu dane upoważniają do stwierdzenia, że mimo obserwowanego stałego zmniejszania się liczby osób uczestniczących w niedzielnych Mszach św., Polska wciąż znajduje się w europejskiej czołówce, gdy chodzi o religijność jej obywateli. Spadek udziału w praktykach religijnych jest bowiem tendencją ogólnoeuropejską.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jaka jest religijność europejczyków?
Komentarze (13)
ŚS
świeccy szafarze stop!
25 lipca 2014, 12:33
Orędzie z dnia 17.09.2006 r. Zofia Grochowska pyta Pana Jezusa :Drogi i kochany Jezu, jak długo będziesz krzyżowany na ludzkich rękach, jak długo będziesz poniewierany. Jesteś Panem Wszechświata, przyjdź i pociesz nas,bo już większej zniewagi nie dokona nikt, tylko człowiek obecnego  czasu.  Mówi Pan Jezus:      Tak córko, okazał człowiek, że nie potrzebuje Mnie Stwórcę Boga. Lud Mnie krzyżował przez wiele lat zbrukanymi rękami. Tylko kapłani namaszczonymi rękami mogli wziąć Moje Ciało. Dochodzi czas do mety zniewagi Przenajświętszego Sakramentu.       Zostałem na tej świętej ziemi, aby być z człowiekiem, którego stworzył Bóg. Na nic mądrość Boża, bo lud odrzucił ją.      Zapamiętajcie ludy i narody, zgotowaliście sobie zagładę która już nie będzie odwołana. Krzyżowali Mnie Jezusa robiąc krzyż z własnych rąk, ręce dałem im do innego celu.     Wiele milionów codziennie krzyżuje Mnie, ale odpłacę się ludowi swojemu krzyżem z którego się nie podźwigną wszystkie narody. Mój Krzyż jest Tronem Bożym a nie ludzkich rąk zbrukanych wszelką nieprawością.     Zapewniam tych, którzy wprowadzili, abym Ja, Jezus był tak czczony i uwielbiany przez człowieka. Dziewczęta nie są do posługi w prezbiterium, dla takich, które chcą służyć Bogu jest miejsce w zakonach. Ostrzegam wszystkie narody bo czasu mało !
Paweł Tatrocki
25 lipca 2014, 09:22
Radek zbawca świata - przy piwie i telewizorze, może komputerze.
R
radek
25 lipca 2014, 04:36
XsaweryRicci, od dziecka jestes porabany, czy poszedles na kurs ?
Paweł Tatrocki
24 lipca 2014, 22:44
Wiara jeszcze zabłyśnie w Europie, po zapaści nastąpi odrodzenie. Apostołowie zaczynali od zera i pełnego pogaństwa a doszli do niemalże 100% wierzących w wiekach średnich. Nie potrwa to rok czy nawet dekadę, ale Katolicyzm się odrodzi. Dobrobyt nie będzie bożkiem, choć będzie. I będzie można połączyć służbę Bogu z doczesną pomyślnością. Z Bogiem jeszcze nikt nie wygrał i nie wygra.
M
marcudi
24 lipca 2014, 23:33
Twój bóg ma 2000 lat. Człowiek żyje na niej 200 tys. lat, Ziemia ma 4,6 mld lat, Wszechświat ponad 13,5 mld lat. Twój bóg to więc gówniarz. Jeszcze mu nikt pożądnie w dupę nie nakopał. twój katolicyzm w Europie zdycha, a to, że się odrodzi to są Twoje pobożne majaczenia religijnego dewota. Twój bóg jest nam ludziom potrzebny jak rybie rower. 
Paweł Tatrocki
25 lipca 2014, 02:12
Mój Bóg stworzył wszechświat, który ma 13,5 mld lat, stworzył człowieka, który żyje na ziemi około 2,5 mln lat (homo sapiens ma 250 tys. lat około), stworzył prawa i wszechświat, dzięki którym zaistniała Ziemia licząca 4,5 mld lat. Więc mój Bóg jest najstarszy na świecie. Od czasów wieży Babel na ziemi a walki aniołów z aniołami zbuntowanymi w niebie mój Bóg nakopał wszystkim, którzy mu podskoczyli. Dokopał komunizmowi, skopie i satanizm i współczesny materializm. Mój Katolicyzm ma się nieźle jak na zajadłą nagonkę jaką się na niego prowadzi. I będzie się miał coraz lepiej w sensie duchowym. Za jakiś czas się odrodzi widzialnie i Niepokalane serce Maryi zatriumfuje nad piekłem. Mój Bóg jest tak potrzebny ludziom jak rybie woda z tlenem, jak pokarm dla niej o czym oni doskonale wiedzą, gdy przepijają swoje życie, topiąc je w piwie i wódce, żeby zapić nieznośną pustkę jaka się w nich rodzi po odrzuceniu Boga. Takie pobożne życzenia nie raz już wypowiadali różni masoni, ateiści, komuniści i sataniści, i zawsze wiara się odradzała. Teraz też tak będzie tyle, że proces odrodzenia będzie dużo boleśniejszy niż do tej pory. Jako podsumowanie polecam do obejrzenia filmik od Medjugorje http://www.youtube.com/watch?v=-K8K5GFWFME . Powinno to ci trochę dać do myślenia czy przypadkiem nie mówisz jak nawiedzony psychol.
M
Marcudi
24 lipca 2014, 22:11
Niedługo w Europie będą powstawać skanseny katolicyzmu, gdzie będzie sobie mozna obejrzeć ostatnich tubylców biorących udział w starodawnych rytułałach oddawania niewolniczej czci ich bogowi. W każdym razie dobrze się dzieje, że ludzie odrzucają boga w Europie i chcą się rozwijać dla własnego dobrobytu!
Paweł Tatrocki
24 lipca 2014, 21:03
Osobiście wszystkie pieniądze świata, jak bym je miał, władzę absolutną nad światem, sławę z pierwszych stron głównych gazet na całym świecie, seks z miss świata, która byłaby moją żoną, oddałbym za posiadanie zmartwychwstałego ciała jakie miał Chrystus po Zmartwychwstaniu i za świętość większą niż wyobrażenie Matki Bożej o świętości. Cóż przy takich rzeczach znaczą, kariera, pieniądze, po ludzku rozumiana władza, seks z piękną żoną? O takie rzeczy warto się modlić. Jak je zdobędę to powiem wszystkim, którzy będą chcieli, jak je osiągnąć :))). Moim zdaniem brak takich rzeczy uzyskanych przez kogokolwiek poza Chrystusem na ziemi jest przyczyną tego, że zło się panoszy na ziemi. Moim zdaniem jest konieczne dla ludzi, podobnie jak było w przypadku Chrystusa, aby ludzie mieli dobra duchowe zarówno tu na ziemi jak i w niebie. I to takie jakie miał Jezus jako człowiek. Czy to jest możliwe? Moim zdaniem tak, zresztą sam Jezus powiedział, że będziemy czynić rzeczy większe niż On, bo On idzie do Ojca. Zatem cóż nam zostaje? Droga na Mount Everest, wejście na szczyt świętości i pokazanie innym, którzy będą chcieli, jak tam wejść. Czyli ktoś się musi poświęcić i chcieć tam wejść. A jak odpadnie od ściany i zacznie spadać? Duch Święty widząc dobre chęci i szczery zamiar nie pozwoli spadającemu zginąć. Człowiek spadnie na poduszkę Ducha Świętego (np. nosząc Szkaplerz). Współpracując z wolą człowieka Bóg wie co jest w jego zasięgu a co nie. Może ten zasięg poszerzyć, nawet aż na sam szczyt. Każdy ma własny szczyt świętości i nie tylko, na który chce wejść. Jednym pomaga Bóg innym piekło. Chyba nadszedł czas otwartej konfrontacji duchowej Boga z piekłem, podobnej jaka miała miejsce na Golgocie, tyle, że w ciszy naszych serc i póki co w zwyczajnym, szarym życiu.
Paweł Tatrocki
24 lipca 2014, 22:23
Do listy tego co bym oddał za posiadanie zmartwychwstałego ciała można dodać tysiąc nagród Nobla z różnych dziedzin, tysiąc medali Fieldsa (to ,,nobel" wśród matematyków), tysiąc lat byciem absolutnym mistrzem świata w szachach. Kto ma jaką wyobraźnię to niech sobie dopisze ziemskie sukcesy czy osiągnięcia, które przeważa zmartwychwstałe ciało razem z odpowiednim stopniem świętości. Taka wschodnia bajka się nam zrobiła. Ale tak to wygląda, bo przecież jest napisane: choćbyś cały świat zyskał a stratę na duszy poniósł cóż byś zyskał? Albo: ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują. Zatem starajmy się o takie rzeczy a przede wszystkim o wiarę jak ziarnko gorczycy, której posiadanie jest bramą do osiągania tego wszystkiego, o czym napisałem. Wtedy nie będzie dla nas nic niemożliwego. Dla jednych może to być stek bzdur, dla innych wzruszenie ramion, jakiś chory, nawiedzony maniak. Ale cóż może ktoś jeszcze ma podobne pragnienia i może zechce je zacząć realizować. Wtedy bym nie był sam. Z drugiej strony co zwykły człowiek ma do roboty. Praca, rodzina, działka - wystarczy? I tak zrzęzić do 70-tki, może 80-tki i umrzeć. Takie życie, dobrze przerzyte nie jest łatwe. Np. dobrze wychować własne dzieci, na dobrych Katolików, patriotów, dobrych ludzi. Rzetelnie wykonywać swoją pracę za skromne pieniądze. A przy tym wszystkim znaleźć czas dla Boga i uczynić Go najważniejszą Istotą swojego życia. To wszystko jest ważne. Jednak jeśli myślę o takich zwykłych rzeczach to czuję, że to nie to, że można dać z siebie więcej. Nawet jak się poniesie porażkę to i tak moim zdaniem warto wziąść udział w takiej przygodzie z Bogiem i ze świętymi.
Paweł Tatrocki
24 lipca 2014, 20:18
Pytanie jest jednak takie, stawiane przez niewierzących wierzącym: czy to uczciwe jest odkładanie nagrody na po śmierci, czyli do chwili, która jest niesprawdzalna. Jako próba wiary jest uczciwa, taką próbą wiary była śmierć Chrystusa, z chwilą śmierci na Krzyżu wydawało się po ludzku, że cała Jego działalność została przekreślona. Jednak Chrystus zmartwychwstał i pokonał nie tylko śmierć, piekło i szatana, ale po ludzku rozumianą beznadziejność. Pokonał wszelkie ludzkie kalkulacje. Nie była to co prawda sytuacja niewiedzy czlowieka, gdyż Chrystus doskonale wiedział jaki będzie kres Jego śmierci i miał wgląd w sprawy nieba już za życia skoro przemienił się na Górze Tabor. Pytanie jest więc takie, czy my tu na ziemi możemy być w podobnej sytuacji jak Chrystus, tzn. mieć nie tylko wiarę o niebie, ale i wiedzę na ten temat? Wydaje się, że tak skoro mieli ją wybrani święci. I to też jest zarzut pod adresem Boga, że ma wybrańców, którym udziela łask, a zwykłe szaraczki muszą się zadowalać zwykłymi ochłapami. Tymczasem piekło nie jest takie wybredne - opętuje każdego, kto mu się odda. I jak teraz uzasadnić wybranie niektórych z tym, że Bogu jeszcze bardziej zależy na człowieku skoro swego Syna za niego oddał. Pytanie tylko jest takie: co ja z tego mam już tu na ziemi, ze śmierci Chrystusa? Odpowiedź jest taka, że wielu ludzi się modli i ma charyzmaty, czynią cuda, uzdrawiają. Ale jeśli jestem zainteresowany czymś co może dać piekło np. nieśmiertelnością, pieniędzmi, władzą, wskrzeszaniem umarłych, nadprzyrodzonym umysłem, seksem? Rzeczy same w sobie dobre. Więc co mam zrobić. Cóż, nikt nie był w Kościele do tej pory nieśmiertelny. Co więc robić, żeby takie rzeczy osiągać? Rada jest taka. Ktoś musi jako pierwszy się poświęcić, osiągnąć je (może wszystkie rzeczy naraz) i nauczyć żyć tak innych, aby takie rzeczy osiągali.
WW
wygrać walkę z gender
24 lipca 2014, 20:09
Choć mamy świadomość, jak bardzo zły duch atakuje czystość i niewinność dzieci i młodzieży, wiemy, że nasze zwycięstwo jest w Chrystusie. Pamiętamy także słowa zapisane w Ewangelii: mścicielem grzechów dokonywanych wobec dzieci będzie sam Bóg: „Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia; lecz biada temu, przez którego przychodzą. Byłoby lepiej dla niego, gdyby kamień młyński zawieszono mu u szyi i wrzucono go w morze, niż żeby miał być powodem grzechu jednego z tych małych. Uważajcie na siebie!” (Łk 17,1-2)
Paweł Tatrocki
24 lipca 2014, 20:02
Pytanie dlaczego niebo nie rządzi na ziemi tylko piekło mimo iż wygrało z piekłem walkę o niebo oraz mimo zwycięstwa odniesionego przez Chrystusa? Odpowiedź jest taka, że piekło daje ludziom oddanym sobie szybciej, daje każdemu w zasadzie  natychmiast, może nie tak jak u Harry'ego Pottera za skinieniem różdżki i wypowiedzeniem zaklęcia, ale w ciągu paru miesięcy dla naprawdę oddanych piekłu piekło jest w stanie zrobić wiele. Bóg i niebo tak nie działają. Bóg wymaga całkowitego oddania się sobie (podobnie jak piekło) z tym, że trzeba go prosić latami o ważne rzeczy 20 czasami 30 lat. Są święci, którzy twierdzą, że Boga trzeba prosić do śmierci i umrzeć z prośbą na ustach, żeby osobiście ją zanieść przed tron Boga. A ludzie są wygodni, leniwi, niecierpliwi, chciwi, pyszni, zazdrośni, chcą szybko i tanim kosztem. Wszelki trud, kalectwo, cierpienie, niepowodzenie, ruinę życia odbierają jako piekło na ziemi, nie potrafią przekuć tych porażek życiowych na bycie żertwą całopalną przed Bogiem, na ofiarowanie Mu swojego życia właśnie takim jakie jest. Mało tego, za nieszczęścia obarczają Boga i wybierają potępienie zamiast zbawienia. Wolą wieczne potępienie bo jak mówią Bóg ich do piekła już na ziemi przyzwyczaił, więc po śmierci nie będzie to nic wielkiego. Pytanie czy Bóg jest godzien oddania Mu się pośród naszego często zrujnowanego po ludzku życia? Tak jest godzien, mało tego św. Paweł pisze, że teraźniejszych cierpień nie można porównywać z późniejszymi nagrodami. Nagrody za wierność Bogu są olbrzymie.
G
gienek
24 lipca 2014, 19:49
Liczby, cyfry, sondaże ! A historia każdego z nas jest indywidualna. Staniemy się wyspami niedługo ale przecież niechodzi o ilośc tylko o wspólnotę - gdzie dwaj albo trzej ... :)