Kapłan, który przeżył burzę na Giewoncie: myślałem, że jestem spalony. Prosiłem Boga, żeby mnie zabrał

(fot. Agencja KAI / twitter.com / Janusz Maniak / Unsplash)
Polsat News / KAI / PAP / pk

"Na głos rozgrzeszyłem ludzi, którzy byli wokół, bo podejrzewałem, że może być źle, że mogą być jacyś umierający. Zrobiłem to, co do mnie należało" - mówi kapłan, który został trzy razy porażony piorunem.

Ks. Jerzy Kozłowski, wikariusz parafii pw. Maryi Matki Kościoła w Dzierżoniowie, został porażony piorunem podczas tragicznej burzy w Tatrach. Stan kapłana jest stabilny, obecnie przebywa on w szpitalu w Zakopanem. Najbliżsi polecają go dalszej modlitwie.

O tym, co zdarzyło się w czwartek na Giewoncie, kapłan opowiedział dziennikarzom "Interwencji", którzy dotarli do niego w szpitalu.

DEON.PL POLECA

Ksiądz Jerzy przyznaje, że na początku nic nie zapowiadało tego, że ma nadejść burza. "Gdy byłem już pod krzyżem, to w oddali było słychać grzmoty, od razu bardzo się zaniepokoiłem. Miałem złe przeczucia" - wspomina ks. Jerzy na łamach Polsat News.

Wkrótce po tym, kapłana pierwszy raz uderzył piorun. "Musiało mną rzucić, uderzyłem w skałę. Poczułem ogromny ból przeszywający całe ciało, iskry, nawet nie potrafię tego opisać, jakby rozsadzało mi klatkę piersiową". Dodał, że w tym momencie rozerwany został but na jego lewej nodze.

"W takim impulsie wstałem i na głos rozgrzeszyłem ludzi, którzy byli wokół, bo podejrzewałem, że może być źle, że mogą być jacyś umierający. Zrobiłem to, co do mnie należało" - powiedział ks. Jerzy dziennikarzom "Interwencji".

Tragedia w Tatrach. Turyści na Giewoncie rażeni przez piorun>>

Wkrótce w księdza uderzył drugi piorun. Tym razem było to bezbolesne; mężczyzna porównał to uderzenie do działania respiratora. Przy trzecim uderzeniu było inaczej. "Moje morale upadło wtedy zupełnie. Myślałem, że jestem spalony. Prosiłem Boga, żeby mnie zabrał, ból był tak ogromny".

O modlitwie w intencji poszkodowanego kapłana zapewnił bp Ignacy Dec. "Cieszę, się, że ks. Jerzy żyje, ale oczywiście proszę Boga o jego szybki powrót do zdrowia. (...). Przekazałem mu zapewnienie o swojej modlitwie. Ks. Jurek podziękował również za wsparcie modlitewne diecezjan" - poinformował biskup świdnicki.

Osoby, które znają księdza Jerzego przekazywały informacje o jego stanie na portalach społecznościowych. "Właśnie wyszliśmy od ks. Jurka ze szpitala jest przytomny, choć poturbowany, trwają badania. Stan określają jako stabilny. Polecamy go dalszej modlitwie, jak i pozostałych poszkodowanych. Pozostałe osoby uczestniczące z nim w wyjeździe nie ucierpiały. Polecamy tez personel szpitala i wszystkich zaangażowanych w akcje ratunkową, widzieliśmy ogrom ich pracy i wysiłku" - napisano na jednym z portali społecznościowych.

O stanie ks. Jerzego poinformowała również siostra kapłana. "Żyje, ma poranione nogi. Został rażony piorunem. Jest stabilnie. Na zewnątrz widać dość pokaźne rany: limo, zszyty łuk brwiowy i spuchnięta twarz. Cały jest też posiniaczony, a w łopatce ma dziurę" - relacjonuje.

Szlak na kopułę szczytową Giewontu zamknięty do odwołania>>

Ks. Jerzy Kozłowski święcenia kapłańskie przyjął w 2015 r. w Świdnicy. Następnie pracował w parafii pw. św. Michała Archanioła w Mieroszowie. Potem w Wałbrzychu w parafii pw. MB Nieustającej Pomocy w Wałbrzychu, a obecnie jest wikariuszem w parafii pw. Maryi Matki Kościoła w Dzierżoniowie.

Podczas czwartkowej burzy w Tatrach zostało poszkodowanych ponad 150 turystów. W wyniku gwałtownych wyładowań atmosferycznych zmarły cztery osoby, w tym dwoje dzieci. Po słowackiej stronie gór zginął czeski turysta. Ponad 20 osób nadal przebywa w małopolskich szpitalach. Stan zdrowia części hospitalizowanych określany jest jako ciężki.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kapłan, który przeżył burzę na Giewoncie: myślałem, że jestem spalony. Prosiłem Boga, żeby mnie zabrał
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.