Kapłan, który przeżył burzę na Giewoncie: myślałem, że jestem spalony. Prosiłem Boga, żeby mnie zabrał
"Na głos rozgrzeszyłem ludzi, którzy byli wokół, bo podejrzewałem, że może być źle, że mogą być jacyś umierający. Zrobiłem to, co do mnie należało" - mówi kapłan, który został trzy razy porażony piorunem.
Ks. Jerzy Kozłowski, wikariusz parafii pw. Maryi Matki Kościoła w Dzierżoniowie, został porażony piorunem podczas tragicznej burzy w Tatrach. Stan kapłana jest stabilny, obecnie przebywa on w szpitalu w Zakopanem. Najbliżsi polecają go dalszej modlitwie.
O tym, co zdarzyło się w czwartek na Giewoncie, kapłan opowiedział dziennikarzom "Interwencji", którzy dotarli do niego w szpitalu.
Ksiądz Jerzy przyznaje, że na początku nic nie zapowiadało tego, że ma nadejść burza. "Gdy byłem już pod krzyżem, to w oddali było słychać grzmoty, od razu bardzo się zaniepokoiłem. Miałem złe przeczucia" - wspomina ks. Jerzy na łamach Polsat News.
Wkrótce po tym, kapłana pierwszy raz uderzył piorun. "Musiało mną rzucić, uderzyłem w skałę. Poczułem ogromny ból przeszywający całe ciało, iskry, nawet nie potrafię tego opisać, jakby rozsadzało mi klatkę piersiową". Dodał, że w tym momencie rozerwany został but na jego lewej nodze.
"W takim impulsie wstałem i na głos rozgrzeszyłem ludzi, którzy byli wokół, bo podejrzewałem, że może być źle, że mogą być jacyś umierający. Zrobiłem to, co do mnie należało" - powiedział ks. Jerzy dziennikarzom "Interwencji".
Tragedia w Tatrach. Turyści na Giewoncie rażeni przez piorun>>
Wkrótce w księdza uderzył drugi piorun. Tym razem było to bezbolesne; mężczyzna porównał to uderzenie do działania respiratora. Przy trzecim uderzeniu było inaczej. "Moje morale upadło wtedy zupełnie. Myślałem, że jestem spalony. Prosiłem Boga, żeby mnie zabrał, ból był tak ogromny".
O modlitwie w intencji poszkodowanego kapłana zapewnił bp Ignacy Dec. "Cieszę, się, że ks. Jerzy żyje, ale oczywiście proszę Boga o jego szybki powrót do zdrowia. (...). Przekazałem mu zapewnienie o swojej modlitwie. Ks. Jurek podziękował również za wsparcie modlitewne diecezjan" - poinformował biskup świdnicki.
Osoby, które znają księdza Jerzego przekazywały informacje o jego stanie na portalach społecznościowych. "Właśnie wyszliśmy od ks. Jurka ze szpitala jest przytomny, choć poturbowany, trwają badania. Stan określają jako stabilny. Polecamy go dalszej modlitwie, jak i pozostałych poszkodowanych. Pozostałe osoby uczestniczące z nim w wyjeździe nie ucierpiały. Polecamy tez personel szpitala i wszystkich zaangażowanych w akcje ratunkową, widzieliśmy ogrom ich pracy i wysiłku" - napisano na jednym z portali społecznościowych.
O stanie ks. Jerzego poinformowała również siostra kapłana. "Żyje, ma poranione nogi. Został rażony piorunem. Jest stabilnie. Na zewnątrz widać dość pokaźne rany: limo, zszyty łuk brwiowy i spuchnięta twarz. Cały jest też posiniaczony, a w łopatce ma dziurę" - relacjonuje.
Szlak na kopułę szczytową Giewontu zamknięty do odwołania>>
Ks. Jerzy Kozłowski święcenia kapłańskie przyjął w 2015 r. w Świdnicy. Następnie pracował w parafii pw. św. Michała Archanioła w Mieroszowie. Potem w Wałbrzychu w parafii pw. MB Nieustającej Pomocy w Wałbrzychu, a obecnie jest wikariuszem w parafii pw. Maryi Matki Kościoła w Dzierżoniowie.
Podczas czwartkowej burzy w Tatrach zostało poszkodowanych ponad 150 turystów. W wyniku gwałtownych wyładowań atmosferycznych zmarły cztery osoby, w tym dwoje dzieci. Po słowackiej stronie gór zginął czeski turysta. Ponad 20 osób nadal przebywa w małopolskich szpitalach. Stan zdrowia części hospitalizowanych określany jest jako ciężki.
Skomentuj artykuł