Kard. Müller: ta książka wyjaśniła moje wątpliwości wobec "Amoris laetitia"
O eseju wprowadzającym do książki znanego włoskiego filozofa Rocco Buttiglione - "Risposte amichevoli ai critici di Amoris laetitia" [Przyjacielskie odpowiedzi krytykom Amoris laetitia] oraz o możliwości udziału w sakramentach osób rozwiedzionych, żyjących w nowych związkach, rozmawiał znany włoski watykanista Andrea Tornielli z emerytowanym prefektem Kongregacji Nauki Wiary, kard. Gerhardem Ludwigiem Müllerem.
Całość wywiadu przytaczamy w tłumaczeniu na język polski:
Andrea Tornielli : Dlaczego Ksiądz Kardynał poparł książkę filozofa Rocco Buttiglione o "Amoris laetitia"?
Kard. Gerhard Ludwig Müller: Zamiarem mojego przyjaciela Rocco Buttiglione jest przedstawienie w tej książce kompetentnych odpowiedzi na pytania, sformułowane w sposób kompetentny. Chciałem wesprzeć ten wkład w uczciwy dialog bez uprzedzeń i kontrowersji. W języku niemieckim jest takie powiedzenie: "Kto chce pogodzić dwie strony, zbiera cięgi od obydwu". Uważam jednak, że musimy zgodzić się na to ryzyko z miłości do prawdy Ewangelii i jedności Kościoła.
Czy Eminencja sądzi, że książka profesora Buttiglione odpowiedziała na słynne "dubia" sformułowane przez czterech kardynałów?
Jestem przekonany, że rozwiał on wątpliwości kardynałów i wielu katolików, którzy obawiali się, że w "Amoris laetitia" dokonała się istotna zmiana doktryny wiary zarówno co do sposobu dobrego i owocnego przyjmowania Komunii świętej, jak i o nierozerwalności małżeństwa ważnie zawartego między ochrzczonymi.
Czytając tekst pięciu "dubia" kardynałów odnosimy wrażenie, że nie mamy do czynienia z prawdziwymi pytaniami, to znaczy wątpliwościami, aby uzyskać odpowiedź w takim czy innym sensie, ale raczej z pytaniami nieco retorycznymi, które prowadzą do już ustalonego kierunku. Co Ksiądz Kardynał o tym sądzi?
Zawsze zajmując stanowisko, o które proszono mnie z różnych stron, starałem się przezwyciężyć polaryzację i sposób myślenia o nich jak o przeciwstawnych obozach. Dlatego profesor Buttiglione poprosił mnie o wstęp do swojej książki, zatytułowany "Dlaczego można i należy interpretować Amoris laetitia w sensie ortodoksyjnym". Teraz jednak nie powinniśmy tracić czasu na pytanie, jak doszło do tej sytuacji pełnej napięcia, ale raczej skupić się na tym, jak możemy się z niej wydostać. Potrzebujemy więcej zaufania i bardziej życzliwego szacunku jedni dla drugich. Jako chrześcijanie nie powinniśmy wątpić w dobrą wolę naszych braci, "lecz w pokorze oceniać jedni drugich za wyżej stojących od siebie" (Flp 2,3) - tak Apostoł napomina nas, abyśmy mieli wszyscy te same uczucia w miłości.
W eseju wprowadzającym do książki Rocco Buttiglione, mówi Eminencja o przynajmniej jednym wyjątku odnośnie udziału w sakramentach osób żyjących w drugim związku, a mianowicie dotyczącym osób, które nie mogą uzyskać stwierdzenia nieważności małżeństwa w sądzie biskupim, ale są przekonane w sumieniu o nieważności pierwszego małżeństwa. Hipotezę tę rozważał już w roku 2000 ówczesny prefekt Kongregacji kardynał Joseph Ratzinger. Czy w tym przypadku można otworzyć drogę do sakramentów? Czy adhortację Amoris laetitia można uznać za rozwój tego stanowiska?
W obliczu często niewystarczającej znajomości doktryny katolickiej i w zsekularyzowanym środowisku, w którym małżeństwo chrześcijańskie nie jest już przekonującym wzorem życia, pojawia się problem ważności także małżeństw zawartych według obrzędu kanonicznego. Istnieje naturalne prawo do zawarcia małżeństwa z osobą płci przeciwnej.
Odnosi się to również do katolików, którzy oddalili się od wiary lub utrzymują jedynie powierzchowną więź z Kościołem. Jak rozważać sytuację tych katolików, którzy nie doceniają sakramentalności małżeństwa chrześcijańskiego, albo wręcz jemu zaprzeczają?
Kardynał Ratzinger chciał, aby się nad tym zastanowić, nie mając gotowego rozwiązania.
Nie chodzi jednak o sztuczne skonstruowanie jakiegoś pretekstu, ażeby można było dać Komunię św. Kto nie uznaje lub nie traktuje na serio małżeństwa jako sakramentu w tym sensie, jaki nadaje mu Kościół, nie może też - i to jest najważniejsze - otrzymać w Komunii świętej Chrystusa, który jest podstawą sakramentalnej łaski małżeństwa. Tutaj powinno być najpierw nawrócenie na całą tajemnicę wiary. Tylko w świetle tych rozważań dobry duszpasterz może wyjaśnić sytuację rodzinną i małżeńską.
Możliwe, że penitent jest przekonany w sumieniu i na podstawie słusznych racji o nieważności pierwszego małżeństwa, chociaż nie może przedstawić na to dowodu kanonicznego. W tym przypadku małżeństwem ważnym przed Bogiem byłoby drugie, a duszpasterz mógłby udzielić sakramentu, oczywiście z zachowaniem odpowiednich środków ostrożności, aby nie zgorszyć wspólnoty wiernych i nie osłabić przekonania o nierozerwalności małżeństwa.
Stoimy w obliczu coraz większej liczby przypadków małżeństw celebrowanych bez prawdziwej wiary między osobami, które potem po kilku latach (czasami kilku miesiącach) odchodzą od siebie. A może później, po zawarciu nowego związku cywilnego, naprawdę napotykają wiarę chrześcijańską i podejmują drogę wiary. Jak postępować w takich przypadkach?
Tutaj nie mamy jeszcze ugruntowanej odpowiedzi. Powinniśmy jednak opracować kryteria bez popadania w pułapkę kazuistyczną. Teoretycznie dość łatwo zdefiniować różnicę między niewierzącym ochrzczonym a tak zwanym "chrześcijaninem tylko z imienia", który osiąga później pełnię wiary. Trudniej to zweryfikować w konkretnej rzeczywistości poszczególnego człowieka w jego pielgrzymce życia. Kościół wierny Słowu Bożemu nie uznaje żadnego rozwiązania więzi małżeńskiej, a zatem żadnego jej rozdzielenia.
Małżeństwo sakramentalne ważne przed Bogiem i przed Kościołem nie może być rozwiązane przez małżonków lub władzą Kościoła, i oczywiście nie może być ono rozwiązane przez rozwód cywilny, po którym następuje nowe małżeństwo. Czymś innym jest przypadek, o którym już wspominaliśmy, małżeństwa nieważnego od samego początku z powodu braku prawdziwej zgody. Tutaj nie mamy do czynienia z rozwiązaniem czy też nie uznaje się za nieistotne ważnego małżeństwa. Po prostu uznaje się, że to, co wydawało się małżeństwem, nim tak naprawdę nie jest.
W swoim eseju wprowadzającym do książki Buttiglione, mówi ksiądz Kardynał także o zmniejszonej "przypisywalności winy" osobie, która "nie jest jeszcze w stanie wypełnić wszystkich wymagań prawa moralnego". Co to znaczy?
Grzech śmiertelny odbiera nam życie nadprzyrodzone w łasce. Jego zasadą formalną jest chęć przeciwstawienia się świętej woli Bożej. Do tego dołącza się "materia" czynów poważnie sprzecznych z doktryną wiary Kościoła i jego jedności z papieżem i biskupami, świętością sakramentów i przykazaniami Bożymi.
Katolik nie może usprawiedliwić się mówiąc, że nie zna wszystkich tych rzeczy. Są jednak ludzie, którzy bez swojej ciężkiej winy nie otrzymali wystarczającej wiedzy religijnej i żyją w środowisku duchowym i kulturowym, które zagraża sentire cum Ecclesia [myślenia w Kościele i z Kościołem].
Tutaj potrzebujemy dobrego duszpasterza, który tym razem nie powinien odpędzać wilków za pomocą swego kija, ale - zgodnie z wzorem miłosiernego Samarytanina - wlać olej i wino w rany i wyleczyć rannego w gospodzie, którą jest Kościół.
W swoich uwagach wstępnych przypomina Eminencja również tradycyjną doktrynę, zgodnie z którą "aby przypisać winę w Bożym sądzie należy brać pod uwagę czynniki subiektywne, takie jak ukształtowane sumienie i świadomą zgodę w poważnym niedopełnieniu przykazań Bożych". A więc mogą być przypadki, w których z powodu braku ukształtowanego sumienia i świadomej zgody odpowiedzialność się zmniejsza?
Kto w sakramencie pokuty prosi o pojednanie z Bogiem i z Kościołem, musi wyznać wszystkie swoje grzechy ciężkie, o których pamięta po dokładnym rachunku sumienia.
Tylko Bóg może zmierzyć powagę grzechów popełnionych przeciwko Jego przykazaniom, ponieważ tylko On zna serca ludzi. Okoliczności, które tylko Bóg zna, zmniejszające winę i karę przed Jego trybunałem, są innego rodzaju niż te, które można osądzić z zewnątrz, takie jak te, które mogą podważyć ważność małżeństwa.
Kościół może udzielać sakramentów jako narzędzi łaski tylko zgodnie ze sposobem, w jaki ustanowił je Chrystus. Św. Tomasz z Akwinu odróżnia sakrament pokuty od Eucharystii, ponieważ ten pierwszy jest lekiem, który oczyszcza (medicina purgativa), podczas gdy drugi jest lekiem, który buduje (medicina confortativa). Jeśli się je zamienia jeden za drugi wyrządza się szkodę choremu lub zdrowemu. Ci, którzy przypominają sobie o grzechu ciężkim, muszą przede wszystkim przyjąć sakrament pokuty. Dlatego konieczna jest skrucha i postanowienie unikania okazji do grzechu. Bez tego nie jest udzielane przebaczenie sakramentalne. Taka jest w każdym razie doktryna Kościoła.
We wstępie do książki Buttiglione, przytoczyłem również odpowiednie fragmenty najbardziej autorytatywnego magisterium. Jednak wierzący mają również prawo do starannego towarzyszenia, które odpowiadałoby ich osobistej drodze wiary.
W towarzyszeniu duszpasterskim, a zwłaszcza w sakramencie pokuty, kapłan musi pomagać w dokonywaniu rachunku sumienia. Wierzący nie może sam decydować w sumieniu, czy uznać Boże przykazania za słuszne i dla niego wiążące. Przeciwnie, badamy w sumieniu nasze myśli, nasze słowa, nasze czyny i nasze zaniedbania w świetle Jego świętej woli. Zamiast usprawiedliwiać się sami, pokornie prosimy Boga i z "duchem skruszonym" (Ps 51, 19) o odpuszczenie grzechów, o których popełnieniu nie wiemy. W ten sposób możliwy jest nowy początek.
W jaki sposób można przezwyciężyć przeciwstawne zagrożenia subiektywizmu i legalizmu? W jaki sposób uwzględnia się poszczególne losy życia, czasem dramatyczne?
W wizji katolickiej sumienie poszczególnej osoby, przykazania Boże i autorytet Kościoła nie są izolowane jedno wobec drugiego, ale są powiązane jedno z drugim, w starannie zrównoważonej więzi wewnętrznej.
Wyklucza to zarówno legalizm, jak i autoreferencyjny indywidualizm. Naszym zadaniem nie jest usprawiedliwianie nowego związku, który przypomina małżeństwo z osobą, która nie jest prawowitym małżonkiem. Nie wolno nam w naszym myśleniu uważać "światowo", że Jezus nie mógłby tak poważnie potraktować nierozerwalności małżeństwa, lub że nie można już dłużej tego żądać od dzisiejszego człowieka, który z powodu przedłużenia życia nie może tak długo trwać z jednym tylko małżonkiem.
Ale istnieją rzeczywiście sytuacje dramatyczne, z których trudno znaleźć wyjście. Tutaj dobry duszpasterz dokładnie odróżnia uwarunkowania obiektywne i subiektywne oraz udziela porad duchowych. Ale nie wynosi się przed Panem ponad sumienia innych. Tutaj musimy łączyć zbawcze słowo Boga, które w doktrynie Kościoła jest jedynie przekazywane, z konkretną sytuacją, w której człowiek znajduje się w swojej pielgrzymce.
Warto przypomnieć tutaj również starą zasadę, że spowiednik nie powinien naruszać sumienia penitenta w dobrej wierze, zanim nie dojrzeje on w wierze i znajomości doktryny chrześcijańskiej do tego stopnia, że będzie w stanie rozpoznać własny grzech i sformułować postanowienie, że już go nie będzie popełniał. Między posłuszeństwem Chrystusowi Panu a naśladowaniem Chrystusa Dobrego Pasterza nie ma albo - albo, ale tylko jedno tak - tak.
Wytyczne pastoralne Amoris laetitia biskupów regionu Buenos Aires, pochwalone przez papieża, zostały opublikowane w Acta Apostolicae Sedis. Jak to ocenia Wasza Eminencja?
Jest to pytanie, na które nie chciałbym się wypowiadać. W mojej przedmowie do książki Buttiglione mówiłem ogólnie o związku między magisterium papieskim a autorytetem wytycznych duszpasterskich biskupów diecezjalnych.
Nie są to decyzje dogmatyczne ani przypadek jakiegoś rodzaju ewolucji dogmatu. Jest to tylko możliwa praktyka udzielania sakramentów, biorąc pod uwagę, że w tak poważnych przypadkach sakrament pokuty musi poprzedzać przyjęcie Komunii św.
W tym względzie należy jednak pamiętać, że zgodnie z wiarą katolicką ofiary eucharystycznej, Mszy św., nie można sprowadzać do przyjęcia (ustami) Komunii św. Sobór Trydencki mówi o trojakim sposobie przyjęcia sakramentu: zgodnie z pragnieniem (in voto); przyjęcie ustami Hostii świętej (komunia sakramentalna); wewnętrzne zjednoczenie łaski z Chrystusem (komunia duchowa).
tłum. o. Stanisław Tasiemski
Skomentuj artykuł