Chcecie młodych w Kościele? To zainwestujcie - prawdziwe pieniądze

Światowe Dni Młodzieży w Krakowie, 2016 r. (fot. © Mazur/episkopat.pl)

Nie da się wychować dzieci, nie wydając pieniędzy. I nie da się wychować, ukształtować młodego Kościoła na dobrych, wierzących, służących światu swoją wiarą i dobrem ludzi, nie wydając pieniędzy.

Kilka lat temu ktoś wyliczył, że wychowanie trójki dzieci kosztuje tyle, co wybudowanie domu. Jeśli ktoś ma trójkę dzieci, doprowadzenie ich z sukcesem do dorosłości teoretycznie pozbawia go jednej nieruchomości. A mimo to rodzice bez zastanowienia dzielą się zyskiem, jaki wypracowują, ze swoimi dziećmi. Mądrzy robią to hojnie na miarę swoich możliwości: nie tak, by niczego nie odmawiać, ale tak, by nie pozbawiać możliwości rozwoju, wspierać talenty swoich dzieci, dopinać im skrzydła.

DEON.PL POLECA

I tak trzeba patrzeć na Kościół. Nie kiedyś. Teraz, już, zanim będzie za późno.

Ostatnie dni spędzam jako obserwator w towarzystwie symboli Światowych Dni Młodzieży: niemal czterometrowy krzyż i ciężka ikona podróżują busem po Polsce od diecezji do diecezji. Od młodych do młodych. A ja słucham. Patrzę. Zastanawiam się, jak jest z młodymi w Kościele; dlaczego tyle się woła o tym, że odchodzą, dlaczego faktycznie są na mapie Polski miejsca, w których ich w kościele nie zastaniemy, a gdzie indziej przyjdą z radością i duchową potrzebą, by modlić się, adorować, być we wspólnocie. Co sprawia tę różnicę? Co takiego dzieje się w jednych miejscach, a w innych nie, że są duszpasterstwa mimo pandemii rosnące w ludzi, a inne kurczą się w oczach?

Na gorąco widzę dwie odpowiedzi.

Pierwsza: to podejście do pieniędzy, temat skrajnie w Kościele niewdzięczny. Bo z młodymi w Kościele musi być jak z dziećmi w rodzinie: na nich się nie zarabia. Na nich się traci. Pieniądze wydane na eventy, duszpasterstwa, koncerty uwielbienia i dni skupienia zostaną wydane, przejedzone, przepadną. Nie wrócą do tego, kto je wyasygnował, jako zysk.

Dlatego na pieniądze wydawane „na młodych” trzeba patrzeć jak na inwestycję. Pogodzić się z tym, że będzie długoterminowa i może się wcale nie zwróci. Trzeba zaryzykować. I na szczęście wciąż jeszcze mamy w Kościele decyzyjnych księży na różnych szczeblach, którzy nie boją się wydać ani swoich, ani parafialnych, ani diecezjalnych pieniędzy na to, co jest konieczne, by młody Kościół nie tyle wegetował, ale się rozwijał. By młodym dopinać skrzydła wiary. Dawać im przestrzeń, w której poczują się u siebie i zapragną być blisko z Jezusem i ze wspólnotą. Dawać im warunki do głębokiego doświadczenia relacji z żywym Bogiem. Niezależnie od tego, ile to będzie kosztować. Niezależnie od pozornej, mierzonej stosunkiem wydatków do liczby uczestników skuteczności.

I tu jest druga odpowiedź. Dopóki kieruje nami przywiązanie do statystyk, dopóki uważamy wydarzenie za ważne i udane tylko wtedy, gdy pojawia się na nim przynajmniej kilkaset osób - jest pokusa, by wszystko, co nie zwróci się ani w gotówce, ani w satysfakcjonujących liczbach, traktować jako nieudane.

Adoracja krzyża przygotowana dla młodych, na której młodych jest siedmioro, a z reszty obecnych czterdziestu osób większość jest młodych duchem i trzecią młodością - czy to się opłaca? Czy opłaca się jechać kilkaset kilometrów, wydawać pieniądze na paliwo, organizację, wszystkie przygotowania, by zrobić imprezę dla siedmiu osób z grupy docelowej?

Nikt rozsądny nie powie, że tak. Większość zakwestionuje sens. Ta sama większość, która będzie potem płakać, że młodzi uciekają z Kościoła. I słusznie: bo starzejący się Kościół powinien być przyczyną naszej rozpaczy. I intensywnych działań. Które po pierwsze pokażą młodym, że są w Kościele „rodzice”, którym na nich zależy. Nie tylko wtedy, gdy przychodzą na adorację, mszę czy nabożeństwo. Także wtedy, gdy przychodzą do ciepłej salki spotkać się ze sobą, pograć w planszówki, pogadać, nabałaganić i zepsuć ekspres do kawy. Gdy trzeba na nich wydać, nic nie zyskując. I co ważniejsze, pokażą rzecz o kolosalnej wadze: wiarę tych „kościelnych” rodziców. Wiarę w to, że ludzkie działania to nie wszystko, na co Kościół stać. Że jeśli wierzymy w to, że Kościół jest rzeczywistością bosko-ludzką, musimy przyjmować, że nasze działania są przez Boga uzupełniane Jego działaniem. I że efektów możemy w młodych wcale nie zobaczyć, bo zobaczy je kto inny, za kilka lat, gdy droga, na którą weszli, biorąc udział w kosztownym evencie dla malutkiej grupki, doprowadzi ich do takiej wiary, która zachwyca i zmienia świat.

Marta Łysek - dziennikarka i teolog, pisarka i blogerka. Poza pisaniem ogarnia innym ludziom ich teksty i książki. Na swoim Instagramie organizuje warsztatowe zabawy dla piszących. Twórczyni Maluczko - bloga ze Słowem. Jest żoną i matką. Odpoczywa, chodząc po górach, robiąc zdjęcia i słuchając dobrych historii. W Wydawnictwie WAM opublikowała podlaski kryminał z podtekstem - "Ciało i krew"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Chcecie młodych w Kościele? To zainwestujcie - prawdziwe pieniądze
Komentarze (19)
JJ
~Jan Jan
31 sierpnia 2021, 03:22
~Jan Jan 30 sierpnia 2021, 04:45 15 I rzekł do nich: «Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! 16 Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony. 17 Tym zaś, którzy uwierzą, te znaki towarzyszyć będą: w imię moje złe duchy będą wyrzucać, nowymi językami mówić będą; 18 węże brać będą do rąk, i jeśliby co zatrutego wypili, nie będzie im szkodzić. Na chorych ręce kłaść będą, i ci odzyskają zdrowie». Oto zadanie dla KK . 0 0 Twój komentarz został zapisany. Czeka na weryfikację przez moderatora.
SZ
~Szymon Zieliński
30 sierpnia 2021, 17:21
Problem nie leży w pieniądzach, ale prawdzie, autentyczności, szczerości. I to nie tylko księży, o których, różnych dziwnych zachowaniach już tony napisano. Ale także zwykłych ludzi, uczestników tej wspólnoty, którzy są naszymi sąsiadami, kolegami z pracy, znajomymi ze szkoły, rodzicami innych dzieci z klasy itp. Oni wszyscy dają świadectwo tej prawdy i jeżeli w kościele pięknie się modlą, a na co dzień żyją jakby w innym, równoległym świecie to nikt tego nie kupi, bo to jest fałsz. A kto chciałby być oszukuwany? I takie ekspresy do kawy i inne inwestycje mogą też szybko stać się takim tanim marketingiem.
PW
Przemysław Włodarski
30 sierpnia 2021, 10:16
Bardzo ciekawa i słuszna teza - wychowanie, także do wiary do inwestycja. Jednak, to czego, w mojej opinii, brakuje równie mocno, jeśli nawet nie bardziej: Brakuje zrozumienia młodych. Brakuje umiejętności mówienia w sposób dla nich zrozumiały. Brakuje umiejętności pokazania im, że ta salka z tym ekspresem jest i na nich czeka. A co ważniejsze, że są mile widzianym gościem.
MR
~Magdalena R.
29 sierpnia 2021, 09:33
Smutne jest niestety to, że już za Wojtyły, kiedy pod kościołem zbierała się grupka dziewcząt z gitarami, często nawet kot proboszcza do nich nie wychodził... To zniechęciło wielu obecnych 30-latków, którzy po prostu pouciekali z Kościoła. Z podziwem patrzę na mojego proboszcza, który chociaz nie prowadzi konkretnych duszpasterstw (niewielka parafia ok. 1000 osób), zawsze ma czas żeby zagadać do młodszych i starszych parafian, a nawet podróżnych w dom przyjąć. I w tej niewielkiej parafii ciekawych, nietuzinkowych osób żyjących Ewangelią jest o wiele więcej, niż w wielkim parafialnym molochu, w obrębie którego kiedyś mieszkałam. Bo tam księża po prostu wytykają palcami, jak ktoś przyjdzie do kościoła bez maseczki, albo ma pół centymetra za krótką sukienkę. Tu księża są bardziej taktowni i maseczki czekają w przedsionku, a w kościele wisi plakat na temat odpowiedniego przyodziewania się. Oni są jak ewangeliczny pasterz, a w molochach często idzie się na ilość.
MS
Michał Strużyna
29 sierpnia 2021, 07:53
Niedoceniacie inteligencję młodzieży która widzi zakłamanie kk. Że kościół w Polsce odchodzi nawet od tego co mówi nawet Papież.
LK
~Lemon Kosta
31 sierpnia 2021, 18:30
Haha powiem więcej, Kościół w Polsce odchodzi nawet od tego co mówi Pismo Święte. Takich mądrych mamy pasterzy! Choć słowo pasterz w tym momencie jest sporym naduzyciem. Trzeba by raczej powiedzieć... pastuch.
~Wielki Żal
29 sierpnia 2021, 04:53
Ten artykuł jest przykładem jednej z form ucieczki przed prawdą, niestety bardzo częstej w polskim Kościele. Problem poruszony przez Autorkę ("niedoinwestowania") jest trzeciorzędnym wobec zła trawiącego polski Kościół: pychy, obłudy, zakłamania i głupoty. Kościół, który powinien być znakiem dla świata, solą ziemi nie tylko ulega zepsuciu tego świata, ale i dokłada swoją cząstkę do tego zepsucia.
LK
~Lemon Kosta
31 sierpnia 2021, 18:35
Popieram. Kościół w Polsce zupełnie, ale to ZUPEŁNIE odkleił się od rzeczywistości i od ludzi. Hierarchia żyje dla samych siebie. Oni pasą tylko i wyłącznie swoje własne brzuchy! To zaprzecza wszelkim założeniom dla których Kościół w ogóle został przez Jezusa powołany. Jak im nie wstyd!
IJ
~Irena J
28 sierpnia 2021, 21:08
Kościelnych rodziców są pełne kościoły. Przecież większość wiernych praktykujących ma dzieci, bezdzietnych wciąż jeszcze jest mniej niż rodziców.
TB
~Tomasz Berger
28 sierpnia 2021, 21:07
Jak to jest, że sknera zawsze będzie mówił: "nie, nie - to nie jest kwestia pieniędzy, tylko czegoś innego. Zróbcie tak żeby było dużo młodych, ale bez wy=dawania na to kasy"
JZ
~Joanna Zielińska
28 sierpnia 2021, 16:51
Nie będę polemizować z Autorką, czy rzeczywiście pieniądze są decydującym czynnikiem w przyciąganiu młodych do Kościoła. Z moich obserwacji wynika, że młodzi ludzie poszukują autentyczności, przestrzeni, w której będą przyjęci, znajdą wsparcie w rozwiązywaniu swoich problemów, które nierzadko dotyczą wchodzenia w niełatwy dla nich świat ludzi dorosłych. Oni chcą żyć ideałami, bardzo często mając wiele deficytów wyniesionych z życia rodzinnego. Poszukują miejsca karmiącego różne "głody", które w sobie noszą. Środowiska kościelne, które nie są zdolne do tworzenia miejsc, w których autentycznie dominują wartości ewangeliczne, choćby i dysponowały niemałymi pieniędzmi, młodych w swoich progach chyba raczej nie spotkają.
KP
~katolik posledniego sortu
29 sierpnia 2021, 00:15
Dziecko potrzebuje dwoch rzeczy: milosci i wzorow do nasladowania. Moge sluzyc literatura gdzie to czytalem.
JS
~Jakub Szymczyk
30 sierpnia 2021, 16:58
Ale tu się rozmawia o młodzieży a nie o dzieciach czyli jak mniemam mniej więcej okres liceum i studiow.
KP
~katolik posledniego sortu
30 sierpnia 2021, 22:41
Dzieckiem jest sie zawsze, co sie tyczy liceum i studiow to o czym pan mowi o tych uniwersytetach zajmujacych 600, 700, 800 miejsca w rankingach? Nie ublizaj pan tym z czolowki, Polska jest zacofana od poczatku istnienia.
ŁM
~Łukasz Morawski
28 sierpnia 2021, 10:51
Ciekawy artykuł, ale wątpię że pieniądze cokolwiek tu zmienią, a jeśli zainwestujemy pieniądz żeby ładną oprawą kupić troszkę młodych, to ich wiara będzie jak domek z kart. Do młodych trzeba docierać, jako że siedzą w internecie, to pewnie przede wszystkim przez internet, zaprosić do kościoła, nie obnosić się pychą i arogancją.
JL
Jerzy Liwski
28 sierpnia 2021, 09:59
Popełnia Pani duży błąd. Uzależnia Pani rozwój Kościoła od wydawanych pieniędzy. Nie tędy droga...
GW
~Gocha Wójcik
28 sierpnia 2021, 14:21
Byłabym ostrożna w takim pochopnym osądzie. Jezus też przyciągał ludzi rozdając im chleb i ryby aż najedli się do syta. Głoszenie domaga się konkretnego zrwnętrznego znaku. Dlatego uważam, że intuicja autorki jest słuszna - bądźmy hojni dla młodych, dajmy im to, co najlepsze. Jak inaczej przekonamy ich, że są dla nas ważniejsi niż materialne zasoby Kościoła?
TT
~Tom Tom
29 sierpnia 2021, 09:46
Mysle, ze nie chodzi tutaj o inwestowanie pieniedzy w jakies wymyslne inicjatywy, ale zapewnienie godnych warunkow do rozwoju. Czy uwaza Pan ze mlodzi beda sie gromadzic w miejscu gdzie gdzie proboszcz szkoduje na grzejnik, wylancza swiatlo bo za drogo, zamyka kosciol zeby miec wygode i spokoj? Czy uwaza Pan ze zapewnienie jakiejs goracej herbaty czy postawienie czegos na stol to jest nadto?
LK
~Lemon Kosta
31 sierpnia 2021, 18:47
Do Jerzy Liwski: Skoro nie tędy, to którędy? Może jakąś sugestię szanowny pan zapoda... W mojej dawnej parafii było tak, że proboszcz otwierał plebanię i młodzieży było ok. 40-50 osób. Były spotkania, ogniska, filmy - wszystko na koszt proboszcza (parafii) . Potem przyszedł inny jaśnie oświecony proboszcz, plebanię oddzielił od ludzi kratami, zamontował domofon, kupił sobie 2 psy i.. kupa! Od 20 lat parafia umiera śmiercią naturalną..