Co Franciszek powie w Meksyku?

(fot. © Mazur/catholicnews.org.uk)
Jacek Siepsiak SJ / DEON.pl

Papież jedzie do Meksyku. Mógłby ktoś powiedzieć: Co nas to obchodzi, to przecież daleko? Inna kultura, inne problemy. To prawda, że daleko. Ale to, co papież tam powie, gesty, które wykona, to, na co rzuci światło, co wyciągnie z cienia, to i nam powinno dać do myślenia.

Imigranci. Msza św. celebrowana pod murem odgradzającym od USA. Meksyk to nie tylko kraj, z którego ludzie uciekają do Stanów. To również kraj tranzytowy dla emigrantów z Ameryki Południowej. Przez ten kraj "przepływa" wielu obcokrajowców w poszukiwaniu pracy. My, Polacy, też jesteśmy trochę w takiej sytuacji. Z jednej strony boimy się fali imigrantów, zastanawiamy się, co z nimi zrobić. Widzimy, jak wielu tylko się u nas zatrzymuje, a potem "ucieka" dalej do bogatszych, zasobniejszych. A z drugiej strony nie możemy wyrzucić z naszej świadomości tego, że wielu naszych rodaków wyemigrowało do tych bogatszych i zasobniejszych. To tak jak w Meksyku.

Zobaczymy, co powie Franciszek. Ale przyznanie, że problem imigracji nie jest znowu taki jednostronny, to zauważenie, że imigrant to także brat. I należy mu się co najmniej próba zrozumienia.

Zobaczymy, co powie Franciszek. Ale pewnie spyta o nasze bycie uczniem Chrystusa. Takie wyzwania, jak fala migracyjna, to sprawdzian. Czy rzeczywiście jesteśmy narodem katolickim? Czy Ewangelia coś dla nas znaczy? Co nazywamy wartościami chrześcijańskimi? Odpowiedzi na te pytania nie niosą przede wszystkim statystyki i sondaże, lecz konkretne zachowania podczas kryzysów.

Jest to związane również z polityką. Bo polityka to próba zarządzania dobrem wspólnym. Pytanie: na ile kieruje się nauczaniem Chrystusa, a na ile je zniekształca i nadużywa? Wielu komentatorów podkreśla, że ta wizyta w Meksyku ma ogromny wpływ na wybory w Stanach Zjednoczonych. Nieprzypadkowo jej kulminacja ma nastąpić pod amerykańską granicą. My też obecnie niejako "rewidujemy" nasze relacje z bogatym Zachodem (utożsamianym często z UE). Zwykliśmy porównywać nasze chrześcijaństwo z tym "zachodnim", chwaląc się pełnymi kościołami. Ale okazuje się, że i nasze kościoły nie są już takie "pełne", a m.in. także kryzys migracyjny obnażył słaby stopień wpływu Ewangelii na nastroje i reakcje społeczne, mimo chrześcijańskich etykietek.

Bardzo ciekawe jest to, że przed Meksykiem będzie jeszcze lotnisko w Hawanie. Czyli spotkanie i wspólna deklaracja Franciszka i Cyryla (głowy Patriarchatu Moskiewskiego - prawdziwej potęgi w prawosławiu). Do tej pory, pomimo wysiłków Jana Pawła II i nieskrywanej sympatii Cyryla do Benedykta XVI, nie doszło do takiego spotkania. Rozmowy na poziomie teologicznym toczyły się. Dialog trwał. Ale zaplecze Cyryla było tak mocno przeciwne kontaktom ze zlaicyzowanym Zachodem, że w praktyce nie chciało też oficjalnego spotkania z przedstawicielem zachodniego chrześcijaństwa, czyli papieżem.

Teraz, jak podkreślają czynniki rosyjskie, papież pochodzący z Ameryki Południowej (gdzie istnieje wielka diaspora prawosławna odwiedzana właśnie przez Cyryla), mający wrażliwość tamtego Kościoła (ludową, związaną z ubogimi, tradycyjną) i do tego odnoszący się krytycznie do bogatych "imperialistów" (używając języka moskiewskiego) stał się kimś, z kim można oficjalnie rozmawiać bez narażenia się "dołom" prawosławia rosyjskiego, bardzo wrogo nastawionym do bogatego i laickiego Zachodu.

Jak się okazuje, akcenty stawiane przez Franciszka, a tak mocno krytykowane przez niektóre koła polityczno-biznesowe w USA, równocześnie otwierają drogę do dialogu z zamkniętym do tej pory prawosławiem rosyjskim. Upraszczając: Amerykanie w imię religii krytykują niektóre aspekty nauczania Franciszka, a Rosjanie w imię religii chwalą te same aspekty. Oczywiście jest w tym polityka. Nie mam najmniejszej ochoty na wskazywanie możliwych wyborów politycznych dla naszego kraju. Natomiast zastanowiła mnie ogromna wrażliwość na "głos ludu". Ktoś może to nazwać kunktatorstwem. Ale pewnie i u nas przydałoby się, by przedstawiciele Kościoła, zanim zabiorą publicznie głos, jednak wsłuchali się w nastroje, jakie panują w "stadzie".

I jeszcze jedno. Franciszek jedzie do kraju niezwykle ciężko dotkniętego przemocą. Wiele lat krwawych rewolucji i wojen domowych sprawiło, że i teraz przechodzi się do porządku dziennego nad morderstwami związanymi z kartelami, z tanią siłą roboczą (zabójstwa pracownic), z wykorzystaniem Indian... Może i dla nas znajdzie się przestroga: jakość naszego życia publicznego, przyzwolenie na agresję (choćby tylko słowną), na zohydzanie przeciwników, na nadużywanie religii (w również maryjnym kraju) prowadzą do eskalacji i zobojętnienia na nawet najcięższe zbrodnie.

Zobaczymy, co powie Franciszek.

Jacek Siepsiak SJ - redaktor naczelny kwartalnika "Życie Duchowe"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Co Franciszek powie w Meksyku?
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.