Co mi po pięknym kazaniu o Janie Pawle II, jeśli ksiądz, który głosi, nie lubi ludzi?

Fot. Depositphotos.com

Cóż mi po pięknym wizerunku Jana Pawła II wystawionym w kościele, albo po płomiennym kazaniu o heroizmie życia i śmierci ks. Popiełuszki, jeśli ksiądz, który o nim opowiada, nie lubi ludzi i czuć to od niego na kilometr? Cóż mi po nabożeństwach, gdy nie znam nauczania tych, do których się zwracam? Czy nie czas trochę odkurzyć nasze spojrzenie na tych, którzy byli autorytetami, po to byśmy sami stawali się coraz bardziej dojrzali w swojej wierze i człowieczeństwie?

Kolejny dzień papieski za nami. W kościołach wystawiono obrazy z wizerunkiem Jana Pawła II, wielu księży nawiązało w swoich homiliach do jego osoby i nauczania. W najbliższą sobotę, 19 października, wspominamy w Kościele bł. ks. Jerzego Popiełuszkę. Dwaj wybitni Polacy, którzy mieli ogromny wpływ na nasz Kościół. Ci, którym dziś stawia się pomniki, zapominając często o tym, że te symbole nic nie znaczą, jeśli nie idzie za nimi konkretna treść.

Takie słowa z ust nastolatka, ofiary przemocy, powodują na plecach ciary

Czytałam w wakacje biografię księdza Popiełuszki. Przyznaję, że zabierałam się do niej długo, bo to bardzo opasła i szczegółowa publikacja („Błogosławiony ks. Jerzy Popiełuszko. Biografia”, Ewy K. Czaczkowskiej i Tomasza Wiścickiego). Cieszę się jednak, że nie przeczytałam jej wcześniej, bo jej lektura zbiegła się z czasem, gdy walczyłam z przemocą wobec mojego dziecka. Z jednej strony cierpiałam jako mama, wobec głupoty i okrucieństwa innych dorosłych i ich dzieci, którzy zamienili się w oprawców niczemu winnych kolegów. Z drugiej czytałam o człowieku, który swoim życiem pokazywał, jak zło zwalczać dobrem. Niezła jazda bez trzymanki. Zaczęłam prosić ks. Popiełuszkę żeby pomógł znaleźć mi rozwiązanie naszej sytuacji, która w pewnym momencie wyglądała na beznadziejną. Dziś mój syn jest bezpieczny, a to, co rozkłada mnie na łopatki najbardziej to fakt, że sam – jako wielki pasjonat historii współczesnej – sięgnął po tę samą biografię. Chciał czytać o działaniu komunistów, a dziś przychodzi ze słowami, jak bardzo porusza go postawa księdza Jerzego. Takie słowa z ust nastolatka, ofiary przemocy, powodują na plecach ciary…

DEON.PL POLECA

Na nic nam porywające kazania, które nie wypełnią pustki w sercu

Można powiedzieć, że sytuacja dość skrajna, że nasz przypadek wyjątkowy. Nieprawda. Wszyscy potrzebujemy dziś świadków. Na nic nam kolejne teorie, kazania choćby nie wiem jak porywające, czy pomniki. To nie wypełni pustki, którą wielu z nas nosi. Potrzeba nam żywego świadectwa. Potrzeba kolejnych ludzi w Kościele, którzy nie będą ani Wojtyłą, ani Popiełuszką, ale będą kimś kto pociągnie do Boga innych, ze swoją historią, charyzmatem, tam gdzie dziś żyją. Potrzeba nam osób prawdziwie żyjących Ewangelią.

Można uczyć innych tego, czego nauczał nasz święty papież. Można też powoływać się na odwagę i zasady ks. Jerzego, ale to tylko kropla w morzu. Kropla, która owszem – może pobudzić to, co uśpione – ale która ma być jak zaczyn. Reszta należy do nas, żyjących tu i teraz. Przeczytanie biografii to początek, ale podjęcie decyzji, że wybaczam oprawcom własnego dziecka to już zupełnie inna bajka, prawda? Czy jednak nie na tym powinien polegać kult świętych? No właśnie.

Żaden pomnik nie zastąpi osobistej decyzji

Możemy mnożyć litanie, spisywać kolejne biografie, stawiać pomniki i wieszać obrazy. To wszystko jest dobre, może prowadzić do czegoś więcej. Nie zastąpi jednak mojej osobistej decyzji, że i ja chcę żyć tak, jak pokazali choćby nasi święty i błogosławiony. Nie zastąpi tego, że to ja podejmuję decyzję, jak żyję. Możemy udawać, że Polacy to taki wspaniały naród i dalej się o wszystko kłócić, zapominać, że ksiądz Popiełuszko oddał życie za mówienie prawdy, a papież Jan Paweł II nawoływał nieustannie do obrony katolickich wartości, w tym do obrony życia nienarodzonego. Możemy żyć w pewnej dwulicowości… Pytanie po co i dlaczego tak łatwo przychodzi nam odpuszczanie ignacjańskiego magis – więcej, mocniej, lepiej.

Znam kapłana, który za mówienie trudnej prawdy nie jest zbyt lubiany. Jednak, gdybym miała jakiś poważny problem, poszłabym właśnie do niego. Znam tych, którzy nie tylko mówią o obronie życia, ale też pomagają rodzicom dzieci niepełnosprawnych. Spotykam ludzi, którzy swoją radością i otwartością, sprawiają, że ludzie pytają: „skąd on to ma?”, a ich postawa jest owocem wiary. Znam też przeciwieństwa takich osób, spotykam ich na niedzielnej mszy. Sama więc robię sobie rachunek sumienia – czy moje życie jest żywym świadectwem i drogą do świętości (dla mnie i dla tych, którzy żyją obok), czy kolejnym betonowym pomnikiem, który może i z zewnątrz jakoś wygląda, ale w środku jest zimny i martwy? Warto sobie czasem takie pytania zadać.

Z wykształcenia pedagog i doradca rodzinny. Z wyboru żona, matka dwóch synów. Nie potrafi żyć bez kawy i dobrej książki. Autorka książki "Doskonała. Przewodnik dla nieperfekcyjnych kobiet". Prowadzi bloga oraz Instagram.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Co mi po pięknym kazaniu o Janie Pawle II, jeśli ksiądz, który głosi, nie lubi ludzi?
Komentarze (3)
JG
~Jefte Gileadczyk
20 października 2024, 13:18
Osobista wiara nie jest zależna od tego, czy kapłan sprawujący Eucharystię jest godny, czy nie. Jestem na Eucharystii, bo Obecność Boża daje mi życie. Zresztą jeśli nawet kapłan nie lubi ludzi, to przynajmniej warte jest docenienia, że przekazuje życiorysy, które są inspirujące dla owieczek. Co byłoby z tego, że lubi ludzi, jakby nie siał ziarna Słowa? Bóg sam pociąga człowieka - a jeśli oczekujemy od innych świętości, która pociągnie ludzi ku Bogu, to chyba skręcamy w stronę klerykalizmu. Czasami nasze rozważania są szukaniem dziury w całym :)
MK
~Mariusz Kwiatkowski
19 października 2024, 14:40
Sw. Pawel, sw. Jakub i inni Apostolowie, choc z ich listow wynika, ze byli raczej szorstcy i opryskliwi wzgledem ludzi, ale jakos ich do tej wiary prowadzili.
PR
~Ppp Rrr
17 października 2024, 12:18
Lubić, szanować, a nawet kochać kogoś NIE oznacza zgadzać się z nim zawsze i wszędzie i brać za wzór. Inny człowiek, inna sytuacja, inne czasy, inne opcje - w ostateczności trzeba myśleć samodzielnie. Pozdrawiam.