Co szeregowy katolik rozumie ze zmartwychwstania Chrystusa?

(fot. depositphotos.com)

Najczęściej sądzimy, że chodzi o powrót do normalnego życia, coś na podobieństwo Łazarza, który wyszedł z grobu. Nie bardzo jednak widać związek tego z naszym obecnym życiem.

Co szeregowy katolik rozumie ze zmartwychwstania Chrystusa i naszego? W świątecznym czasie miałem kilka krótkich rozmów na ten temat. Otóż najczęściej sądzimy, że chodzi o powrót do normalnego życia, coś na podobieństwo Łazarza, który wyszedł z grobu. Nie bardzo jednak widać związek tego z naszym obecnym życiem. Po drugie, często pojawia się konsternacja, ponieważ wierni słyszą, że Jezus zwyciężył śmierć i grzech, a przecież, jak niektórzy słusznie zauważają "nadal umieramy i grzeszymy". O jaką więc śmierć chodzi? Już w samym słowie "z-martwych-wstanie" kryje się pewna zagadka. Jezus nie powstał do życia będąc tylko martwym, lecz wyszedł spomiędzy martwych. Słowo "zmartwychwstanie" mówi o grupie nieżywych ludzi. Poza tym, cała ta prawda wydaje się wielu wiernym nieco abstrakcyjna, kompletnie oderwana od życia. Zwróćmy uwagę, jak przedstawia się zmartwychwstanie w obecnej kulturze. Kojarzy się ono z jajeczkiem, zajączkiem, baziami. Pięknie, ale czy wiadomo, dlaczego?

Myślę, że po części spowodowane jest to zatraceniem w głoszeniu Ewangelii tego, co najistotniejsze w zmartwychwstaniu. Nie w teorii, bo liturgia i nauczanie oficjalne o tym wspomina. Kuleje coś w przepowiadaniu. I chyba przyczyniły się do tego także podziały w Kościele, jak również zredukowanie życia i śmierci w świadomości współczesnych do wymiaru biologicznego.
W Kościele Katolickim na Zachodzie na ikonach i obrazach eksponujemy grób, nad którym zwykle unosi się zwycięski Chrystus, sam. Ewentualnie wokół grobu leżą przerażeni strażnicy. I tyle. Czasem tylko pojawiają się jacyś święci ewangeliczni: Maria Magdalena, Piotr, Jan. Natomiast pusty grób to zaledwie skutek zmartwychwstania, które dokonało się gdzie indziej, poza czasem i przestrzenią.

(fot. domena publiczna)

DEON.PL POLECA

Tymczasem na ikonach Kościoła Wschodniego w centrum pozostaje otchłań, z której wychodzi zwycięski Chrystus w otoczeniu sprawiedliwych Starego Przymierza. Zwycięzca wyciąga najpierw za rękę Adama i Ewę. Zmartwychwstanie dotyczy nie tylko Chrystusa, ale też innych ludzi, nas. Nie kiedyś, lecz już teraz. Na ikonach nie pojawia się grób, lecz Chrystus depczący bramy śmierci i samego szatana. Tutaj nie chodzi o śmierć biologiczną, lecz duchową. Prawdopodobnie by odróżnić się od prawosławnych na obrazach Kościoła Zachodniego nie pokazuje się Otchłani. Podobnie później, aby dać odpór protestantom w praktyce za bardzo skupiono się na uczynkach, zadośćuczynieniach i wynagrodzeniach, a nie na wierze, darmowości daru Chrystusa. Za każdy podział płaci się słono.

(fot. domena publiczna)

Zmartwychwstanie w Kościele Wschodnim podkreśla, że krzyż to brama, pierwszy etap dzieła Chrystusa. Decydująca walka odbyła się po śmierci biologicznej Jezusa, w krainie zmarłych oddzielonych od Boga. A jak my lubimy podkreślać samą mękę i cierpienie w czasie Wielkiego Postu. I, co ciekawe, nawet w czasie oktawy odprawiamy Nowennę do Miłosierdzia Bożego, prosząc Ojca o miłosierdzie "dla Jego (Syna) bolesnej Męki". Ani słowa o zmartwychwstaniu, czyli także o zwycięstwie w Otchłani. "Dla Jego bolesnej Męki" to oczywiście pewien skrót myślowy, niemniej pozostawiony bez wyjaśnienia pomija coś istotnego.

Ikony wschodnie zwracają uwagę, że nasz prawdziwy problem to nie śmierć, która zabiera nam oddech, lecz ta, która pozbawia nas Boga. Ta pierwsza jest tylko konsekwencją drugiej. O duchowej mówi Jezus w przypowieści o ojcu miłosiernym. Ojciec zwraca się do starszego syna po powrocie marnotrawnego syna, że "był umarły, a ożył". Ojciec nie mówi o życiu i śmierci w sensie biologicznym, lecz duchowym. "Być umarłym" według Biblii to najczęściej być oddalonym, odseparowanym od Boga i od człowieka. Gdy ludzie pokłócą się ze sobą na dobre, nie chcą się widzieć na oczy. Między nimi powstaje mur. To jest obraz śmierci duchowej. Powstanie z martwych to najpierw przezwyciężenie śmierci duchowej, a dopełnieniem jest otrzymanie nowego ciała po śmierci biologicznej. Śmierć duchowa zaczyna się podczas życia w ciele, podobnie jak życie wieczne zaczyna się w obecnym czasie. Po śmierci biologicznej następuje dalszy ciąg albo śmierci duchowej, czyli oddzielenia od Boga, albo życia wiecznego, czyli bycia przed Bogiem razem z innymi braćmi i siostrami.

Jeśli skupiamy się głównie na pustym grobie, co skutecznie czynimy w Kościele Zachodnim, a nie będziemy wyjaśniać zgodnie z Credo, co znaczy, że "trzeciego dnia powstał z martwych, jak oznajmia Pismo", czyli Stary Testament, to wypływa z tego szereg konsekwencji. Na czoło wysuwa się przede wszystkim widzialny aspekt dzieła Chrystusa, czyli fizyczne cierpienie i śmierć biologiczna. Nie widzimy tego, co stało się za zasłoną krzyża, chociaż śpiewamy o tym właściwie w Orędziu Wielkanocnym: "Chrystus, skruszywszy więzy śmierci, jako Zwycięzca wyszedł z Otchłani". Co jednak śpiewamy w naszej tradycyjnej pieśni "Zwycięzca śmierci"? Że "wychodzi z grobu (nie z Otchłani) dnia trzeciego z rana". My śpiewamy o skutku - pusty grób jest konsekwencją zwycięstwa w Otchłani. Teologia wschodnia sięga więc nieco głębiej. Dlatego potrzeba nam, jak mawiał św. Jan Paweł II obu płuc: Kościoła Zachodu i Wschodu.

W związku z tym mamy też kłopot z rozumieniem grzechu, który postrzega się głównie jako przekroczenie prawa albo w sumie niewinną i niegroźną sprawę. Nie widzi się w grzechu oddzielenia człowieka od Boga, lecz głównie złamanie prawa. Pojawia się również kłopot ze zrozumieniem znaczenia chrztu. Św. Paweł pisze przecież, że w chrzcie umarliśmy i już powstaliśmy z martwych. Przy biblijnym rozumieniu śmierci duchowej jest to zrozumiałe, ale jeśli śmierć rozumiemy biologicznie, to zdanie św. Pawła brzmi dziwnie. Wtedy w świadomości wielu wiernych zmartwychwstanie jest czymś, co może wydarzy się dopiero po śmierci biologicznej. Wówczas właściwie także chrzest i Eucharystia nie mają zbyt dużego związku z obecnym życiem.

Dariusz Piórkowski SJ - rekolekcjonista i duszpasterz. Pracuje obecnie w Domu Rekolekcyjnym O. Jezuitów w Zakopanem

Rekolekcjonista i duszpasterz. Autor książek z zakresu duchowości. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Co szeregowy katolik rozumie ze zmartwychwstania Chrystusa?
Komentarze (54)
PS
Piotrek Szymek
8 maja 2019, 08:38
Te "dwa płuca" trawi ten sam, nieuleczalny juz chyba niestety nowotwór - odejście od nauk Jezusa na rzecz ludzkich filozofii. Juz z tego artykułu wybrzmiewa całkowite niezrozumienie czym był dar łaski jaki otrzymaliśmy od Jezusa Chrystusa poprzez Jego śmierć i zmartwychwstanie. Nie jest to generalnie problem "szeregowego katolika", bo takowego średnio to obchodzi i sam się w taką temtykę raczej nie zagłebia, ale jest to problem "nauczycieli", którzy nie chcą głosić Prawdy, nie mogą albo sami Jej nie znają. * Pisze Pan "W związku z tym mamy też kłopot z rozumieniem grzechu, który postrzega się głównie jako przekroczenie prawa albo w sumie niewinną i niegroźną sprawę. Nie widzi się w grzechu oddzielenia człowieka od Boga, lecz głównie złamanie prawa." Dlaczego tak się dzieje? Bo nadal głosi się zbawienie z uczynkowości. Jezus zmył Swoją krwią wszystkie nasze grzechy, spłacił CAŁY list dłużny. A zatem zbawienie jest z łaski, to dar, który albo przyjmiemy, albo nie. Uczynki to tylko konsekwencja tego, że wpuściliśmy do siebie Ducha Świętego, zaprosiliśmy Jezusa. Człowiek zbawiony nie może życ dotychczasowym ziemskim, grzesznym życiem. oczywiście, że upada, bo jest tylko człowiekiem, ale z tego upadku jest podnoszony.
PS
Piotrek Szymek
8 maja 2019, 08:38
cd * Pisze Pan "Pojawia się również kłopot ze zrozumieniem znaczenia chrztu. Św. Paweł pisze przecież, że w chrzcie umarliśmy i już powstaliśmy z martwych. Przy biblijnym rozumieniu śmierci duchowej jest to zrozumiałe, ale jeśli śmierć rozumiemy biologicznie, to zdanie św. Pawła brzmi dziwnie. Wtedy w świadomości wielu wiernych zmartwychwstanie jest czymś, co może wydarzy się dopiero po śmierci biologicznej. Wówczas właściwie także chrzest i Eucharystia nie mają zbyt dużego związku z obecnym życiem." Przecież sam Jezus już w rozmowie z Nikodemem wskazuje nam Drogę do życia wiecznego. Jest nią śmierć i nowonarodzenie. Nie po śmierci biologicznej, bo wtedy może być za późno. Nowonarodzenie za życia. Każdy jest grzeszny, każdy musi się nawrócić i narodzić na nowo w Chrystusie. Chrzest wodny jest symbolem obmycia się z grzechów, a chrzest Duchem Świętym wejściem w nowe życie. I to nie przez wymyślone sakramenty, w których ktoś komuś co daje. Daje tylko i wyłacznie Jezus i tylko i wyłacznie tym, którzy tego daru oczekują. Każdy dozna zmartwychwstania, z tym że jedni zmartwychwstaną zbawieni, a inni zmartwychwstaną na sąd. Dltego tez oba te "płuca" są trwione rakiem. Stało się tak przez odejście od Prawdy, a wejście w religijne działania oparte na liturgiach, celebracjach, sakramentach, świętych miejscach, świetych pośredników stojących po drodze do zbawienia itp. itd.
DM
Danuta Moskal
7 maja 2019, 10:28
Nie ma takiego czegoś jak "szeregowy katolik". To niezrozumiałe i oderwane od rzeczywistości wyrażenie. Przynajmniej dla mnie. Może sa wierzący i niewierzący chodzący do kościoła. Może są glęboko wierzący ale mający słabą wiedzę teologiczną. Nie wiem. Ale jeśli rzeczywiście większość uczęszczających na niedzielne msze św. nie rozumie zmartwychwstania to chyba znaczy, że większość księży niedoststecznie lub niewłaściwie naucza? Dlaczego?
Patryk Gliński
6 maja 2019, 21:43
nie ma to jak moralizm dla szeregowych katolików, tych małych nieogarniętych ludzi
5 maja 2019, 13:26
Powstanie z martwych to najpierw przezwyciężenie śmierci duchowej, a dopełnieniem jest otrzymanie nowego ciała po śmierci biologicznej. Śmierć duchowa zaczyna się podczas życia w ciele, podobnie jak życie wieczne zaczyna się w obecnym czasie. Po śmierci biologicznej następuje dalszy ciąg albo śmierci duchowej, czyli oddzielenia od Boga, albo życia wiecznego, czyli bycia przed Bogiem razem z innymi braćmi i siostrami. Często mówi się o kimś, że zmienił się nie do poznania, bije od niego blask, wręcz promienieje jasnością i przejrzystością. Nawet zmarszczki na twarzy wygładzają się, pięknieje, a obcowanie z kimś takim przynosi pokój i człowiek zadaje sobie pytanie czy to ta sama osoba. To jest właśnie zmartwychwstanie i nie jest to spraa żadnych operacji plastycznych czy specjalnych zabiegów upiększających. To efekt wyjścia ze swojego grobu niby w tym samym a jednak odmienionym i ciele i wnętrzu.
5 maja 2019, 13:20
Szeregowy katolik nie zrozumie zmartwychwstania, nie zrozumie niczego, tak samo szergowy ksiądz, szeregowy biskup, nawet szeregowy papież. Tylko "oświeceni", "wtajemniczeni", ci, którzy wiedzą jak być powinno. Gratuluję. Pan Jezus się chyba "pomylił" objawiając św. Faustynie, że Święto Bożego Miłosierdzia ma być w II niedzielę wielkanocną. Trzeba Mu o tym powiedzieć, drogi Oświecony. No i teraz rozumiem, że świętość św. Jana Pawła II też jest "wątpliwa", bo się nie konsultował z "oświeconymi". No i dzienniczki św. Faustyny, to chyba wymysł jej wyobraźni, bo są tam takie miejsca (a jest ich dużo), które dzisiaj, przy poprawności politycznej, nie przeszły by cenzury, a były by odczytane jako mowa nienawiści, itp. Ja tam wolę być szeregowym katolikiem, wiernym temu co Pan Jezus mówi mi przez świętych, (św. JPII, św. Faustyna i tylu innnych), niż temu, co mówią "oświeceni", "wtajemniczeni". Ich panreligia, która mówi o jakimś tam bogu, wcale mnie nie interesuje. Pozdrawiam. Jezus żyje dziś i teraz. I to mi wystarczy. Pokonał już wszystko, co było do pokonania i mnie zaprasza bym szedł pokornie za nim. A zrozumienie tej największej tajemnicy przyjdzie z czasem, według Jego woli. On pokornym łaskę daje a pysznym się sprzeciwia. 
5 maja 2019, 13:37
Pokonał już wszystko, co było do pokonania i mnie zaprasza bym szedł pokornie za nim. Dobrej drogi.
Dariusz Piórkowski SJ
5 maja 2019, 14:00
Jasne. Przecież najważniejsze jest, aby każdy szedł za swym sumieniem, byleby nie chciał, żeby jego sumienie obowiązywało wszystkich:)
Dariusz Piórkowski SJ
5 maja 2019, 14:33
Poza tym, jak to pięknie, że przypomina Pan to wspaniałe imię chrześcijanina:"oświecony". To dziwne, że tak się Pan trzyma świętych, a nie wie, że Ojcowie Kościoła nazywali wszystkich ochrzczonych oświeconymi i wtajemniczonymi. Niedawno była Wigilia Paschalna, i też nam o tym przypomniała. W każdym razie dziękuję, że dał mi Pan powód do podziękowania Panu Jezusowi za dar bycia oświeconym i wtajemniczonym, nawet jeśli Pan zrobił to z wyraźnym sarkazmem. Ale Bóg posługuje się różnymi narzędziami.
Maria Łada
5 maja 2019, 00:15
Ja nie jestem pewna czy istnieje ktoś taki jak szeregowy katolik. Każdy z nas jest inny i stanowi prywatny duchowy kosmos, nieraz może żenujący ,ale jednak niepowtarzalny. Jeśli istnieje to tylko w świadomości księży, mówiących do niego i dlatego te kazania są takie beznadziejne. Ten tekst jest akurat w mojej ocenie bardzo dobry, ale każdy, kto chodzi w Polsce do kościoła wie co mam na myśli. Część moich przodków była prawosławna i czasem modlę się z prawosławnymi poprzez internety. Kiedyś przestałam ale przyśniło mi się kilku mnichów z monasteru Valaam i mieli do mnie żal, że już się z nimi nie modlę. Więc znowu zaczęłam i oglądam Święty Ogień w Wielką Sobotę. To jest to, o co mogę się oprzeć, kiedy w polskim kościele czuję się zażenowana albo zaszczuta. Więc może to jest moje zmartwychwstanie, ale brzmi patetycznie. Nie przeniosę się tam, choć może bym i chciała, ale konwersja to musi być bardzo mocny wstrząs, a ja nie lubię mocnych wrażeń. 
Dariusz Piórkowski SJ
5 maja 2019, 08:04
Nie istnieje. Ale zawsze wystarczy tylko jedna osoba, by nie powiedzieć, że wszyscy coś robią. Jasne, że nie robią wszyscy. To uogólnienie.
4 maja 2019, 23:55
Ojcze Dariuszu, jedno pytanie: ten zestaw opinii i sposobu rozumowania przeciętnego katolika został utworzony na podstawie jakichś badań czy został zsufitowany na podstawie prywatnego mniemania. W drugim przypadku przyjeta metoda podważa sens i wartość całego artykułu. Polecam metodologię ks. prof. Władysława Piwowarskiego - najpierw porządne badania, a potem wnioski do publicznej wiadomości.
Dariusz Piórkowski SJ
5 maja 2019, 08:02
Tak, na potrzeby krótkiego felietony przeprowadziłem badania socjologiczne w całym kraju. Pyta Pan, jakby nie widział różnicy między pracą naukową a felietonem. Wiadomo, że to uogólnienie i że nie ma czegoś takiego jak "szeregowy katolik". Ale nawet święci pasterze i sobór piszą "człowiek dzisiejszy" czy "współczesny". Robili jakieś badania? 
5 maja 2019, 23:25
Dzięki za to wyjaśnienie. Może mój wpis wybrzmiał jako przytyk, ale nie było to moim celem. Chodziło mi tylko o potwierdzenie tego, co napisał Ojciec we wstępie (sonda wśród znajomych). Uważam, że podanie przez ojca sposobów rozumienia zmartwychwstania przez ludzi i ocena przepowiadania (oraz ich generalizowanie) zupełnie nie są potrzebne w tym artykule. Praktycznie nic nie wnoszą i mają wątłe fundamenty. Natomiast świetna jest analiza ikon i wskazanie co w nich można wyczytać, a także przypomnienie prawd teologicznych. Nie zgodzę się też z tezą, że sobór czy papieże pisząc o człowieku współczesnym, nie bazują na konkretnych badaniach i pracach. To prawda, że ich nie cytują, ale nie oznacza to ich pomijanie.
4 maja 2019, 13:15
szeregowy katolik bardzo niewiele ,jesli cokolwiek rozumie z tej calej katolickiej religi,   zdecydowana wiekszosc chodzacych do kosciola nie bedzie znac dziesieciu przykazan , malo kto widzial biblie na oczy  religijnosc w Polsce to chodzenie do kosciola i bezmyslne klepanie paciorkow,  plus drogie samochody wielebnych
Dariusz Piórkowski SJ
4 maja 2019, 13:57
Uogólnienie zawsze jest tylko uogólnieniem. Ale nie sposób tego uniknąć. Przyznam rację, że dla wielu katolików chrześcijaństwo rzeczywiście ogranicza się do chodzenia do kościoła. Odpowiedzialność za to ponoszą także i księża, które przekazują taką a nie inną wizję Kościoła i Ewangelii. Ten model Kościoła powoli umiera, bo nie przemienia życia, naturalnych odruchów. Co z tego, że człowiek chodzi do kościoła, skoro twierdzi, że ma prawo do stosowania przemocy, ponieważ inni ją stosują. I on musi też tak odpowiedzieć. Taki jest naturalny odruch, ale Jezus mówi, że mamy inaczej postępować.  Natomiast jest też rosnąca grupa bardziej świadomych wierzących. I oni dbają o wiarę, nie traktują jej rytualnie lub jak etykietkę. Ja już nie liczą na Kościół masowy. To przeszłość.
JK
Jacek K
4 maja 2019, 14:48
Chyba problem jest właśnie w przemienianiu życia. Czy Bóg działa na tym świecie? Chyba wielu ludzi ma wątpliwości. Chrześcijanie niczym statystycznie nie różnią się od innych, jeśli chodzi o praktykowanie miłości. Mi kiedyś wydawało się, że seminarium duchowne zmienia człowieka, ale potem spotkałem tylu beznadziejnych księży, praktycznie niewierzących, nielubiących ludzi, wywyższających się - więc zrozumiałem, że formacja seminaryjna to ściema. Na czym więc polega formacja chrześcijańska? Myślę, że mało na wkuwaniu prawd wiary, których i tak nie potrafimy zrozumieć.  Może nie wierzymy, bo biskupi nie czynią cudów jak apostołowie?  Kim jest świadomy wierzący? Dla mnie wielu świadomych wierzących praktykuje dość osobliwą neurotyczną odmianę religijności. 
Dariusz Piórkowski SJ
4 maja 2019, 16:11
Formacja chrześcijańska polega najpierw na pielęgnowaniu żywej relacji z Trójcą Świętą. Na rozmowie z Bogiem, na modlitwie, na poznawaniu Pana działającego w świecie i objawiającego się w Słowie i w świecie. Z tego dopiero można żyć trudną Ewangelią. Dlaczego miałbym nie stosować jakichkolwiek form przemocy, bo tak powiedział Jezus, skoro Mu nie ufam, że jest blisko, że jest dobry, że jest Bogiem? Najpierw muszę Mu ufać, że chce dla mnie i świata dobrze, aby Go posłuchać i chcieć żyć tak jak On. Potem muszę stale przyjmować Jego łaskę, miłość, pomoc, bo życie Ewangelią jest bardzo trudne. Kryterium bycia chrześcijaninem jest niestosowanie przemocy i służba nawet wobec tych, którzy na to nie zasługują. Jak to robić, skoro tak wiele we mnie sprzeciwia się temu wezwaniu? Bez Ducha Świętego nie ma szans. W Europie od kilku wieków rozdzielamy to, co duchowe od tego, co materialne. Nauka i zmysły stały się jedynym źródłem poznania. I dlatego rozdziela się religię od codziennego życia. Tej pokusie ulegają także księża i wierni. A przecież jeszcze jest zaufanie, piękno, literatura, mistyka, kontemplacja. To jest radykalnie zaniedbane, także w Kościele. Formacja polega na wprowadzaniu w doświadczenie tego, co niewidzialne. Ile ludzi ceni muzykę, dobrą literaturę, sztukę, malarstwo? Statystycznie garstka. Bo konsumpcja i wrażenia zdają się dawać wszystko. To oszustwo.
JK
Jacek K
4 maja 2019, 16:27
Gdyby KK tak nauczał przez ostatnie 2000 lat: "Kryterium bycia chrześcijaninem jest niestosowanie przemocy i służba nawet wobec tych, którzy na to nie zasługują" to bylibyśmy w innym miejscu. Obawiam się, że gdyby zrobić wśród polskich księży ankietę w której znalazłoby się to kryterium wśród innych - to wskazało by na nią pewnie poniżej 1% respondentów. Wśród biskupów mogłoby by być jeszcze gorzej. :-) Moim zdaniem KK jest w swoich strukturach instytucją przemocową niestety.  Wspominam o tym, nie dlatego, zeby się użalać, tylko dlatego żeby zrozumieć dlaczego formacja chrześciajńska nie działa. To o czym ojciec napisał, nie było i nie jest poważnie traktowanym w KK punktem widzenia. Swoją drogą Jezus nie był znawcą dobrej literatury, muzyki, sztuki i malarstwa.
Dariusz Piórkowski SJ
4 maja 2019, 16:55
Jezus nie musiał być znawcą dobrej literatury, podobnie chrześcijanin, ale był kontemplatykiem. Dostrzegał piękno w człowieku, w stworzeniu, w liliach itd. No i nie miał dostępu do tylu pięknych rzeczy, co my. Ale podziwiał to, co miał. Wystarczy wsłuchać się w Jego przypowieści. Mnie tylko chodziło o to, że stępiona jest jakaś wrażliwość na to, co niewidzialne. Kompletna niewrażliwość na piękno idzie często (choć nie musi) w parze z niewrażliwością na sferę ducha. Dlaczego tak jest, że sie nadal żyje według naturalnych czy jeszcze starotestamentalnych zasad? Bo Ewangelia jest bardzo trudna do wdrożenia w życie. Można ją głosić, ale nią nie żyć. Można składać ofiary, odprawiać nabożeństwa, być pobożnym i pomiatać drugim człowiekiem, patrzeć na niego z góry, nie widzieć potrzebującego. Przecież wszyscy prorocy o tym trąbią. Jezus też krytykuje rytualizm. To stała pokusa
JK
Jacek K
4 maja 2019, 18:35
Proszę Ojca, ewangelia jest trudna do wdrożenia, ale jak widać, jest też trudna do głoszenia. Taką ewangelię głosi papież Franciszek i kto najgłosniej się z nim nie zgadza? Wcale nie dlatego, moim zdaniem, że to trudne, ale dlatego, że takie głoszenie słowa jest zaskakujące i niezgodne z tym, o czym wierni słyszeli od swoich pasterzy wcześniej. Papież uważany jest za lewaka, a to ktoś gorszy niż Żyd przed wojną dla Polaka, albo Samarytanin dla Żyda dwa tysiące lat temu.
Dariusz Piórkowski SJ
4 maja 2019, 19:24
No i właśnie dlatego, że nie głosiliśmy pełnej Ewangelii tylko jakieś "dobre rady" i moralność, jest tak jak jest w Europie. A czy za czasów proroków i Jezusa ludzie religijni chętnie zmieniali swoje poglądy? Nie. W Kościele jest podobnie. Pismo św. to nie księga historyczna, lecz duchowa. Opisuje postawy, które ciągle odżywają w człowieku, nawet jeśli uważa się za wierzącego.
JK
Jacek K
4 maja 2019, 20:38
Pełna zgoda :-)
Oriana Bianka
4 maja 2019, 21:17
Uważam, podobnie jak Ojciec, że zaufanie jest bardo istotne. Nie wszystko do końca wiem, ale ufam Bogu. Bóg jest wśród nas, nie tylko jest dla chrześcijan, ale dla wszystkich ludzi. Nie jest tak, że chrześcijanie są lepsi w praktykowaniu miłości od innych ludzi, bo nie tylko chrześcijan Bóg obdarza łaską miłości. Ufam Jezusowi, bo jest sens w tym, co mówił, zgadzam się z przesłaniem Ewangelii. Jeśli nie zgadzałabym się, to nikt by mnie nie zmusił, bym ją przyjęła. Inna sprawa, że nie wszystkie interpretacje Ewangelii dokonywane przez ludzi wydają mi się własciwie. Siostra Borkowska powiedziała, że obchodzi ją Bóg, a nie religia. Słusznie, bo religia została stworzona przez ludzi, którzy wprowadzili wiele praw, korzystnych dla tych, którzy te prawa formowali. Teraz, gdy papież Franciszek zachęca, aby zastanowić się, czy wszystkie te przepisy są słuszne i zgodne z duchem Ewangelii, wywołuje to u wielu sprzeciw i opór. 
JK
Jacek K
4 maja 2019, 12:32
Moim zdaniem mamy kłopot z doświadczeniem spotkania z Bogiem. Bez tego doświadczenia nie można zrozumieć doświadczenia oddzielenia się od Boga.  Piecuszek w komentarzu poniżej określa całą historię śmierci i zmartwychwstania Jezusa słowem "bajka- jakich wiele". Nie lekceważyłbym tego zdania. Mam wątpliwości czy jakkolwiek na zdrowy rozum ktokolwiek potrafi wytłumaczyć sens ofiary Jezusa. Ja jej nie rozumiem, choć pewnie spokojnie mógłbym napisać jakąś wyprawkę na ten temat. Problemem jest to, że słowa jakimi bym to opisywał całkowicie oderwane są od moich doświadczeń życiowych. 
Dariusz Piórkowski SJ
4 maja 2019, 13:23
Zgoda. Nie wyjaśnimy satysfakcjonująco ani zmartwychwstania ani ofiary Jezusa na krzyżu. Z prostego powodu, nie doświadczamy Boga bezpośrednio tak jak wszystkiego, co stworzone. To jest inny rodzaj doświadczenia. Dlatego im więcej człowiek ma, im więcej wrażeń, im mniej milczenia, pustki, tym trudniej dostrzec jakąkolwiek inną rzeczywistość, bo zmysłowe doświadczenie daje poczucie spełnienia. Przynajmniej na chwilę, ale ciągle się to powiela. Jeśli ktoś mówi, że bycie z Bogiem w niebie, będzie nudne, to porównuje Boga do rzeczy, do stworzeń. Nikt z nas nie ma pojęcia, jak zupełnie inne doświadczenie daje bycie z Bogiem. Ale to już tutaj jest możliwe. Zmysły są tylko bramą, a my się często zatrzymujemy na progu i twierdzimy, że to już wszystko.
IC
Iwona czaplicka
4 maja 2019, 13:29
Czyli klasyczna wymowka -jak sie nie da wytlumaczyc - to tajemnica.
Dariusz Piórkowski SJ
4 maja 2019, 13:44
Tak. Nie da się wszystkiego wytłumaczyć. Potrafi Pan wytłumaczyć, dlaczego człowiek decyduje się na życie z kimś np. w małżeństwie, nie znając go na wylot i nie wiedząc, czy za rok, dwa się coś nie zmieni? A potrafi Pan wytłumaczyć, dlaczego nie wszystko sprawdzamy (chyba że żyjemy w systemie totalitarnym) i potrafimy zaufać innym ludziom, nawet jeśli bywamy zawiedzeni? Czy wszystko opiera się w tym życiu na wiedzy i całkowitym poznaniu? Jeśli Pan mnie przekona, że tak, to ja Panu przyznam rację, że nie istnieje tajemnica.
IC
Iwona czaplicka
4 maja 2019, 15:33
Pani, jak juz. Nie mozna opierac systemu wartosci na czyms niepewnym. Malzenstwo,  kariere tak. A tu bajki gorsze chyba od innych swietych ksiag -upadlajace czlowieka, stawiajace go w roli wiecznie winnego dluznika. Skamlacego o milosierdzie.
Dariusz Piórkowski SJ
4 maja 2019, 16:13
Nie, Bóg objawiony przez Jezus nikomu nie każe skamlać, lecz ufać. To różne postawy. Bóg nikogo nie poniża. I to On najpierw przebacza, wychodzi naprzeciw, nie człowiek. Jest różnica między poniżaniem siebie a uznaniem, że potrzebuję pomocy, nie dlatego, że jestem beznadziejny, ale wprost przeciwnie: jestem kimś wielkim w oczach Bożych.
Dariusz Piórkowski SJ
4 maja 2019, 16:16
Ale wiara też nie opiera się na czymś niepewnym. Jezus żył historycznie. Mogę Mu wierzyć lub nie. To inna sprawa. Mogę uznać apostołów za kłamców, że sobie coś wymyślili. Ale dlaczego mieliby to robić? Każdy człowiek w życiu czemuś ufa. Ten, kto twierdzi, że sam jest źródłem wszystkiego, chyba jest najbiedniejszy z wszystkich.
IC
Iwona czaplicka
4 maja 2019, 16:57
O ile pamietam wciaz mi kazano skamlec-panie, nie jestm godzien i tym podobne
IC
Iwona czaplicka
4 maja 2019, 17:00
Podobno nawet kilku Jezusow. Populare imie w tym czasie. A nawiedzonych kaznodziei tez sporo bylo -kto by nie chcial gwiazdorzyc, zyc dobrze bez pracy. Czemu by mieli tak robic? Wrocic do ciezkiej pracy, biedy? jak sie przwyczaili do bycia gwiazdami? Do dostatniego, wygodnego zycia.
JK
Jacek K
4 maja 2019, 17:07
Napisał ojciec coś z czym ja się nie zgadzam. Nie wiem jak to tam było historycznie z Jezusem. Nie mogę np. w żaden sposób sprawdzić, czy anioł Maryi się obawił i co od niego usłyszała. Mogę natomiast wskazać w swoim życiu doświadczenia, których nie umiem sobie wytłumaczyć inaczej niż działaniem Boga. Mam kilka takich przeżyć różnego kalibru. To trzyma moją wiarę.
IC
Iwona czaplicka
4 maja 2019, 17:11
Mam setki dziwnych zdarzenw zyciu -prawo wielkiej liczby. Ludzie lubia przypisywac zznaczenie przypadkowym zdarzeniom.
Dariusz Piórkowski SJ
4 maja 2019, 18:12
Jeśli się rozpozna, kim jest prawdziwy Bóg, a nie Jego karykatura, to nie jest to żadne skamlanie. Nie jesteśmy jak Bóg, różnimy się od Niego nieskończenie, a on do nas przychodzi pierwszy. Jeśli zważę, że jest to Stwórca całego wszechświata, to chyba powinno mnie to dziwić. "Nie jestem godzien" to nie postawa Tołdiego z "Gumisiów". Ale postawa zdziwienia i kontrastu mnie małego i wielkiego Boga. Na żaden dar człowiek nie zasługuje. Niczym nie zasłużyliśmy, żeby zaistnieć i niczym nie zasługujemy, by przyjąć Pana w komunii świętej. To dar. Najgorsze, co moglibyśmy zrobić, to się poniżać przed Bogiem. To jest pycha.
Dariusz Piórkowski SJ
4 maja 2019, 18:14
Mnie chodzi o to, że historycznie jest potwierdzone, że Jezus żył i istniał. A zjawienie się Maryi aniołowi jest kwestią wiary. Samo istnienie Jezusa nie. Chyba że ktoś podważa nawet pogańskie źródła.
Dariusz Piórkowski SJ
4 maja 2019, 18:15
Jeśli się nie widzi czyjejś twarzy w internecie, to nigdy nie wiadomo, czy człowiek pisze szczerze, czy prowokuje.
JK
Jacek K
4 maja 2019, 18:27
Istnienie Jezusa historycznego a wiara Bogu, to zupełnie inne katogorie wg mnie. Piecuszek pytała o to co jest fundamentem wiary - jakimś pewnikiem. Moim zdaniem nie Jezus z Nazaretu historyczny, ale Jezus dziś spotykający się z Piecuszkiem. Ona ma setki dziwnych zdarzeń w życiu, ale żadne nie dotknęło jej serca w taki sposób, który dla niej samej byłby jakimś wewnętrznym wstrząsem.  Wiara nie jest empirycznie weryfikowalna, ale jedynie subiektywnie. To tak samo jak nasze przekonania odnośnie bardzo wielu faktów są albo wyłącznie subiektywne (np. przekonanie, że ktoś mnie kocha) lub jedynie są spekulacją ontologiczną (np. że ludzie mają wolną wolę). Prawda o rzeczywistości nie da się zredukować do twardej prawdy naukowej, która zresztą nie jest taka twarda, bo dowód naukowy oznacza jedynie zgodność z założeniami a nie z rzeczywistością. :-) Więc w życiu nic pewne nie jest.
IC
Iwona czaplicka
4 maja 2019, 18:45
Flawiusz pisal duzo dawniej - i o tym ze Zydzi w kogos takiego wierza. A nie ze ktos taki byl.
IC
Iwona czaplicka
4 maja 2019, 18:48
To zektos kocha mozna zweryfikowac empirycznie. Rezczywistosc da sie zredukowac do prawdy naukowej - chyba ze masz watpliwosci co do mozliwosci ludzkiego mozgu. Jezeli w zyciu nic pewne nie jest - solipsyzm. Prosze bardzo - wszystko, z religia wlacznie.
JK
Jacek K
4 maja 2019, 20:46
Ciekawe jak chcesz zweryfikować empirycznie miłość. Przychodzi dziewczyna do specjalisty i się żali, że chłopak jej nie kocha. No dobrze - mówi specjalista - ale konkretnie czego nie robi? No, nie kupuje mi kwiatów! OK! biorą chłopaka na terapię. Za kupienie kwiatów dziewczynie dwie puszki piwa dostaje, więc się nauczył. Ale dziewczyna nadal niezadowolona. Co byś więc chciała - pyta się specjalista? No, zeby komplementy mi prawił! No więc nauczycli go komplementy prawić, a dziewczyna nadal, ze to nie tak! Więc o co pani w zasadzie chodzi? No, zeby mu serce na mój widok szybciej biło! Podłączają więc chłopaka do aparatury i pokazują mu zdjęcia dziewczyny. Przyspieszenie bicia serca gratyfikowane było mozliwością obejrzenia meczu ukochanej drużyny. Dość szybko chłopak uwarunkował się w ten sposób, ze na widok dziewczyny serce zaczynało mu bić szybciej.  Nauka może wszysko!
JK
Jacek K
4 maja 2019, 20:50
Nie można przedstawić, żednego dowodu na to, że rzeczywistość da się zredukować do prawdy naukowej. Zresztą nie trzeba na to dowodu. Większość prawdy nie ma charakteru naukowego. Zresztą nie wiemy co to jest prawda, jeżeli mówimy o rzeczywistości. Nie da się obalić solipsyzmu, ale nie da się udowodnić polipsyzmu. Żadnego światopoglądu nie da się udowodnić naukowo. Poprawnie zbudowany światopogląd jest neutralny wobec wszyskich rozstrzygnięć naukowych. Nauka nic nigdy nie powie na temat tego czy istnieje Bóg, ani na temat tego czy istnieje np. wolna wola. To nie są pytania naukowe.
IC
Iwona czaplicka
5 maja 2019, 07:11
Kazde uczucie da sie zweryfikowac. Neurologia sie klania. Co cikawe u zwierzat te uczucia powstaja identycznie.
JK
Jacek K
5 maja 2019, 08:22
Chodzi ci o to, że uczucia mają swoje neurologiczne podłoże? Oczywiście! Ale to zupełnie coś innego niż nasze pytania o uczucia bliskich nam osób. Nauka nie odpowie ci na twoje życiowe dylematy.
IC
Iwona czaplicka
5 maja 2019, 15:41
Wiec mamy dwie odpowiedzi - albo wszystko dzieje sie wewnatrz naszego umyslu i wtedy nie ma co sobie zawracac glowy religia, jakimkolwiek dzialaniem i tak dalej. Albo swiat zewnetrzny istnieje i nasze zmysly w wiekszosci wypadkow go odzwierciedlaja. Wtedy pozostaje tylko metoda naukowa. Z problemem solipsyzmu poradzialm sobie dosc wczesnie - Lem, "Profesor Corcoran". Jezeli bo go wyznawac na serio to polozyc sie i umierac. Jak widzimy wali sie filozofia czy psychologia - oparte na chciejstwie. Teologia jest zbyt szacowna zeby zarzucic jej nieprawdziwosc, ale to tez nie nauka.
IC
Iwona czaplicka
4 maja 2019, 11:26
A co tu rozumiec. Bajka - jakich wiele. Bez sensu - Bog mogl zbawic ludzi bez tego. Przeciez podobno jest wszechmogacy. Wiec po co? Sado- masochizm? Zeby ludzi tym szantazowac? Oba powody ohydne. I z jakich niby grzechow to nas wybawilo? Pierworodny nie, wymaga chrztu. A popelnione - spowiedzi i pokuty.Wiec to tez szwindel.
MR
Maciej Roszkowski
4 maja 2019, 19:35
Chiorzy na nenawiść  i pogardę najbardziej szkodzą sobie
4 maja 2019, 23:47
Piecuszek, a więc tu cię boli. Widzę masz problem z grzechami i z wiarą. No cóż, brak wiary, nienawiść do Boga i Kościoła Katoliciego, do tego totalna ignorancja, nieznajomość Pisma Świętego. Idealny materiał na trolla na stronach mówiących o wierze.
IC
Iwona czaplicka
5 maja 2019, 15:43
Oprocz niewiary nie grzesze. Nie molestuje dzieci, nie kradne, nie zabijam. Nigdy z grzechem problemu nie mialam.
IC
Iwona czaplicka
5 maja 2019, 15:44
Wykaz gdzie moja nieznajomoc Pisma Swietego. Inaczej -jestes klamca.
6 maja 2019, 10:38
Poczytaj komentarze pod poprzednimi Twoimi wpisami, masz tam kilka wskazówek dlaczego ludzie mogę uważać, że nie wiesz o czym piszesz.
IC
Iwona czaplicka
6 maja 2019, 17:18
Czekam na konkret, klamczuszku.
IC
Iwona czaplicka
6 maja 2019, 17:20
Pelni nienawisci i pogardy sa katolicy. Nie tylko Polacy. Uwazaja ze sa swieci, wszystko im wolno. Katolik zaszkodzi komus tylko dlatego ze moze.