Co szeregowy katolik rozumie ze zmartwychwstania Chrystusa?
Najczęściej sądzimy, że chodzi o powrót do normalnego życia, coś na podobieństwo Łazarza, który wyszedł z grobu. Nie bardzo jednak widać związek tego z naszym obecnym życiem.
Co szeregowy katolik rozumie ze zmartwychwstania Chrystusa i naszego? W świątecznym czasie miałem kilka krótkich rozmów na ten temat. Otóż najczęściej sądzimy, że chodzi o powrót do normalnego życia, coś na podobieństwo Łazarza, który wyszedł z grobu. Nie bardzo jednak widać związek tego z naszym obecnym życiem. Po drugie, często pojawia się konsternacja, ponieważ wierni słyszą, że Jezus zwyciężył śmierć i grzech, a przecież, jak niektórzy słusznie zauważają "nadal umieramy i grzeszymy". O jaką więc śmierć chodzi? Już w samym słowie "z-martwych-wstanie" kryje się pewna zagadka. Jezus nie powstał do życia będąc tylko martwym, lecz wyszedł spomiędzy martwych. Słowo "zmartwychwstanie" mówi o grupie nieżywych ludzi. Poza tym, cała ta prawda wydaje się wielu wiernym nieco abstrakcyjna, kompletnie oderwana od życia. Zwróćmy uwagę, jak przedstawia się zmartwychwstanie w obecnej kulturze. Kojarzy się ono z jajeczkiem, zajączkiem, baziami. Pięknie, ale czy wiadomo, dlaczego?
(fot. domena publiczna)
Tymczasem na ikonach Kościoła Wschodniego w centrum pozostaje otchłań, z której wychodzi zwycięski Chrystus w otoczeniu sprawiedliwych Starego Przymierza. Zwycięzca wyciąga najpierw za rękę Adama i Ewę. Zmartwychwstanie dotyczy nie tylko Chrystusa, ale też innych ludzi, nas. Nie kiedyś, lecz już teraz. Na ikonach nie pojawia się grób, lecz Chrystus depczący bramy śmierci i samego szatana. Tutaj nie chodzi o śmierć biologiczną, lecz duchową. Prawdopodobnie by odróżnić się od prawosławnych na obrazach Kościoła Zachodniego nie pokazuje się Otchłani. Podobnie później, aby dać odpór protestantom w praktyce za bardzo skupiono się na uczynkach, zadośćuczynieniach i wynagrodzeniach, a nie na wierze, darmowości daru Chrystusa. Za każdy podział płaci się słono.
(fot. domena publiczna)
Zmartwychwstanie w Kościele Wschodnim podkreśla, że krzyż to brama, pierwszy etap dzieła Chrystusa. Decydująca walka odbyła się po śmierci biologicznej Jezusa, w krainie zmarłych oddzielonych od Boga. A jak my lubimy podkreślać samą mękę i cierpienie w czasie Wielkiego Postu. I, co ciekawe, nawet w czasie oktawy odprawiamy Nowennę do Miłosierdzia Bożego, prosząc Ojca o miłosierdzie "dla Jego (Syna) bolesnej Męki". Ani słowa o zmartwychwstaniu, czyli także o zwycięstwie w Otchłani. "Dla Jego bolesnej Męki" to oczywiście pewien skrót myślowy, niemniej pozostawiony bez wyjaśnienia pomija coś istotnego.
Ikony wschodnie zwracają uwagę, że nasz prawdziwy problem to nie śmierć, która zabiera nam oddech, lecz ta, która pozbawia nas Boga. Ta pierwsza jest tylko konsekwencją drugiej. O duchowej mówi Jezus w przypowieści o ojcu miłosiernym. Ojciec zwraca się do starszego syna po powrocie marnotrawnego syna, że "był umarły, a ożył". Ojciec nie mówi o życiu i śmierci w sensie biologicznym, lecz duchowym. "Być umarłym" według Biblii to najczęściej być oddalonym, odseparowanym od Boga i od człowieka. Gdy ludzie pokłócą się ze sobą na dobre, nie chcą się widzieć na oczy. Między nimi powstaje mur. To jest obraz śmierci duchowej. Powstanie z martwych to najpierw przezwyciężenie śmierci duchowej, a dopełnieniem jest otrzymanie nowego ciała po śmierci biologicznej. Śmierć duchowa zaczyna się podczas życia w ciele, podobnie jak życie wieczne zaczyna się w obecnym czasie. Po śmierci biologicznej następuje dalszy ciąg albo śmierci duchowej, czyli oddzielenia od Boga, albo życia wiecznego, czyli bycia przed Bogiem razem z innymi braćmi i siostrami.
Jeśli skupiamy się głównie na pustym grobie, co skutecznie czynimy w Kościele Zachodnim, a nie będziemy wyjaśniać zgodnie z Credo, co znaczy, że "trzeciego dnia powstał z martwych, jak oznajmia Pismo", czyli Stary Testament, to wypływa z tego szereg konsekwencji. Na czoło wysuwa się przede wszystkim widzialny aspekt dzieła Chrystusa, czyli fizyczne cierpienie i śmierć biologiczna. Nie widzimy tego, co stało się za zasłoną krzyża, chociaż śpiewamy o tym właściwie w Orędziu Wielkanocnym: "Chrystus, skruszywszy więzy śmierci, jako Zwycięzca wyszedł z Otchłani". Co jednak śpiewamy w naszej tradycyjnej pieśni "Zwycięzca śmierci"? Że "wychodzi z grobu (nie z Otchłani) dnia trzeciego z rana". My śpiewamy o skutku - pusty grób jest konsekwencją zwycięstwa w Otchłani. Teologia wschodnia sięga więc nieco głębiej. Dlatego potrzeba nam, jak mawiał św. Jan Paweł II obu płuc: Kościoła Zachodu i Wschodu.
W związku z tym mamy też kłopot z rozumieniem grzechu, który postrzega się głównie jako przekroczenie prawa albo w sumie niewinną i niegroźną sprawę. Nie widzi się w grzechu oddzielenia człowieka od Boga, lecz głównie złamanie prawa. Pojawia się również kłopot ze zrozumieniem znaczenia chrztu. Św. Paweł pisze przecież, że w chrzcie umarliśmy i już powstaliśmy z martwych. Przy biblijnym rozumieniu śmierci duchowej jest to zrozumiałe, ale jeśli śmierć rozumiemy biologicznie, to zdanie św. Pawła brzmi dziwnie. Wtedy w świadomości wielu wiernych zmartwychwstanie jest czymś, co może wydarzy się dopiero po śmierci biologicznej. Wówczas właściwie także chrzest i Eucharystia nie mają zbyt dużego związku z obecnym życiem.
Dariusz Piórkowski SJ - rekolekcjonista i duszpasterz. Pracuje obecnie w Domu Rekolekcyjnym O. Jezuitów w Zakopanem
Skomentuj artykuł