Co z porzuconymi?

(fot. m_i_s_c_h_e_l_l_e / flickr.com / CC BY-NC 2.0)
Materiał nadesłany

"Ile miejsca na Waszym portalu, w innych środach masowego przekazu, w listach biskupów, lub księży, jest poświęconych tej drugiej stronie? Piszę tu o osobach porzuconych przez swego małżonka/małżonkę - zostawionych często nie ze swojej winy."

Otrzymaliśmy niedawno świadectwo, którego autor pragnie pozostać anonimowy. Oto one:

"Wiele jest na Waszej stronie - ale także w innych katolickich mediach - wiadomości, felietonów, listów, komentarzy księży, słów wsparcia, skierowanych do małżeństw niesakramentalnych i osób żyjących w różnych związkach, po rozpadzie swojego małżeństwa. Media katolickie i świeckie chętnie podejmują tematykę bardzo ostatnio popularną, w której zastanawiają się, czy Kościół zezwoli na przyjmowanie Komunii Świętej takim osobom. Ze swojej strony dodam, że takie wsparcie dla tych osób jest niezwykle ważne i istotne. Niestety pojawia się tu także pewna wątpliwość, a może nawet żal związany z pytaniem: Ile miejsca na Waszym portalu, w innych środach masowego przekazu, w listach biskupów, lub księży, jest poświęconych tej drugiej stronie? Piszę tu o osobach porzuconych przez swego małżonka/małżonkę - zostawionych często nie ze swojej winy; o osobach, które trwają w wierności, niejednokrotnie wiedząc, że ich mąż/żona mają już nowe rodziny; o ludziach, którzy zmagają się czasem z wielkim trudem samotności, której same nie wybierały; o trwających w powołaniu do małżeństwa, nie mogąc się w nim praktycznie w żaden sposób realizować; o kobietach i mężczyznach, którzy w efekcie porzucenia, czują się kompletnie niepotrzebni. Oni w przeciwieństwie do osób żyjących w małżeństwach niesakramentalnych, nie mają tak po ludzku dla kogo żyć - oczywiście piszę tu o braku najbliższych. Rano nikogo nie przywitają, nikomu nie zrobią śniadania, nikogo nie zawiozą do przedszkola, dla nikogo nie zrobią obiadu i z nikim go nie zjedzą, do nikogo się nie przytulą i ich nikt nie przytuli, dla nikogo nie będą wsparciem i sami wsparcia nie otrzymają, każdej nocy tą najbliższą osobą będzie poduszka, tęsknota, a często i łza.

Piszę o tych, którzy doświadczając cierpienia wydającego się ponad ich siły, czasem sami sobie zadają różne pytania. Nie tylko: "Dlaczego?" ale może nawet: "Jak długo jeszcze to potrwa?", co jednak rodzi kolejne wątpliwości, także te związane z wiarą. Chcąc dochować wierności, a doświadczając pustki, samotności i lęku, pojawia się kolejne pytanie: "Co jest nie tak z moja wiarą? Musi być wyjątkowo marna, skoro brak mi szczęścia" lub: "Co jest nie tak z moim zaufaniem w Boży plan?".

DEON.PL POLECA


Czy po lekturze artykułu "Białe małżeństwo uratowało naszą wiarę" nie pojawi się kolejna wątpliwość? To może jednak wybrałam/wybrałem źle? Może trzeba korzystać z życia i poszukać sobie nowego męża lub nowej żony? A gdy zostaniemy obdarzeni łaską urodzenia się dzieci, wtedy można zdecydować się na "białe małżeństwo"? Wtedy doświadczymy wielkiego wsparcia Kościoła. Wtedy będziemy się czuli prowadzeni przez Kościół drogą ku zbawieniu, wtedy zaufamy Jego Boskiemu Miłosierdziu i wszystko będzie pięknie. Może wtedy nie będziemy doświadczali braku sensu i braku nadziei? Może ja zwykła frajerka/frajer jestem?

Czy dziś Kościół nie zajmuje się bardziej tymi, którzy skrzywdzili, a nie tymi skrzywdzonymi? To jest to wsparcie, o którym pisał wiele lat temu Jan Paweł II w adhortacji "Familiaris consortio"? Wiele dziś jest wspólnot działających przy Kościele, dla małżeństw niesakramentalnych, wiele rekolekcji głoszonych specjalnie dla nich. A co z tymi porzuconymi? Jest ledwie kilka stron, najczęściej czytam tam, że te osoby mają się modlić za swoich małżonków, którzy ich zostawili. Doradza się im, by się realizowali w pomocy innym, by zajęli się biednymi itp….

Poruszę jeszcze kwestię spraw o stwierdzenie nieważności małżeństwa. Być może część z osób porzuconych, wiąże jakieś nadzieje, z tą możliwością, którą dają sądy duchowne. Niestety i na tej drodze jest wiele trudności. Takie sprawy ciągną się często latami. Dla mnie to bardzo smutne, gdy osoba porzucona, korzystając z tej opcji i tu nie doświadcza wsparcia. Może ten czas jest wyjątkowo ciężki. Może się jej wydawać, że gdy mąż/żona, który odszedł i już dawno ma nową rodzinę, a ta osoba przekonana o nieważności sakramentu - ale dochowująca wierności - czeka tak potwornie długo, w poczuciu braku empatii ze strony Kościoła. Może i tu stawia sobie pytanie: "Dlaczego Kościół, tak chętnie pomagający osobom będącym w związkach niesakramentalnych, nie stara się skrócić tego strasznego czasu?". Tak, ten czas może się dramatycznie długo ciągnąć.

Na koniec napiszę do was, porzuconych i opuszczonych. Niech Bóg ukoi wasz ból, niech otrze wasze łzy, niech skróci cierpienie i nada mu sens, niech doda wam sił, niech On was przytuli każdej samotnej nocy. Niech postawi na waszej drodze takich księży, którzy wam udzielą wsparcia, zamiast suchego, oczywistego stwierdzenia, że Bóg nie jest temu winien. Niech On nie pozwoli wam poczuć, że wasz krzyż jest zbyt wielki. Niech zamieni wasz lęk w zaufanie do Siebie. Niech doda wam wiary i niech pozwoli wam przyjąć do serca Swoją Miłość."

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Co z porzuconymi?
Komentarze (91)
AZ
~Anna Zalewska
17 stycznia 2021, 11:00
Przez to, że Kościół zajmuje się głównie tymi, co kosztem drugiej osoby wybrali cudzołóstwo i żyją sobie w zadowoleniu w nowych związkach (za nich się modli - o zgrozo!!! a nie za tych co codziennie płaczą od lat w poduszkę i żyją na skraju duchowej śmierci, bo nie chcą żyć w cudzołóstwie) przez to, przestaję mieć do Kościoła szacunek. Zauważyłam nawet, że dla Kościoła bardziej liczy się ta cudzołoźnicza „rodzina”, bo urodziły się w tym związku dzieci, niż ten samotny, porzucony współmałżonek, który nie miał szansy urodzić dzieci, bo ten, który wybrał kochankę, pozbawił go tej możliwości, nie liczy się ten, który codziennie musi patrzeć na rozpustę współmałżonka, ale ten co tę rozpustę promuje i pokazuje wszem i wobec, że to jest w porządku, bo nawet Kościół jest im przychylny, tak wiele dla nich robi.
AZ
~Anna Zalewska
17 stycznia 2021, 02:04
To święte słowa. Mimo swoje głębokiej wiary coraz mniej szanuję Kościół za to, że stawia że stawia związki niesakramentalne (cywilne), a więc cudzołożnice ponad porzuconego współmałżonka, które marnuje swoje lata na życiu w wierności. Zostałam porzucona w wieku 33 lat i trwam w wierności już 10 lat podczas gdy mój mąż założył z kochanką rodzinę i śmieje mi się w twarz nazywając mnie głupią katoliczką. Zdradzając mnie paradował nawet z kochanką do kościoła i opowiadał wszystkim jakim to on jest przykładnym katolikiem, bo chodzi do kościoła. Jako osoba wierząca, nie zgadzałam się do samego końca na rozwód, ale Sąd orzekł go, mimo wyłącznej winy męża, dla tzw. dobrego społecznego, bo zrobił sobie z kochanką dziecko. Nieważność małżeństwa ciągnie się latami, a ja zmarnowałam najlepsze lata swojego życia na założenie rodziny i urodzenie dzieci, trwając przy przykazaniu Nie cudzołóż, nie potrafiłabym żyć w cudzołóstwie związku cywilnego.
A
AS
13 lutego 2015, 17:00
Zapominacie, że w kolejnym związku może być też osoba porzucona, wyrzucona, skrzywdzona przez małżonka sakramentalego...
M
M.
9 lutego 2015, 22:14
Dojrzałych katolickich plotkarzy zapraszam na nowy odcinek "Świat według Kiepskich" a plotkującą młodzież na „Świnie w kosmosie”  ;-)
TB
To bardzo niedobrze :(
9 lutego 2015, 18:08
01:30:43 | 2015-02-07 W diecezji katowickiej tez istnieje taka wspólnota, jest oparta na donosicielstwie i arbitralnym wyrzucaniu osób, które nie spodobały się faworycie księdza prowadzącego.
A
Aleksandra
8 lutego 2015, 03:48
JEST WTM SYCHAR - wspaniała. Wiele już ognisk w całej Polsce. Proponuję wspisać słowo Sychar.org lub kryzys, jest ich strona. warto poczytać!
O
ola
8 lutego 2015, 11:33
Sychar to organizacja pozakościelna. Niedługo straci rację bytu, gdy synod uzna że rozwodnicy w drugich związkach, którzy wychowują dzieci, mają prawo do komunii.
A
Aleksandra
8 lutego 2015, 12:58
Nie straci, bo słowa Jezusa są oczywiste w tym temacie
O
ola
8 lutego 2015, 13:40
Dla kardynałów niemieckich słowa Jezusa nie są oczywiste. I kto ma rację, Bóg raczy widzieć. 
A
Anka
9 lutego 2015, 10:31
Wspólnota Sychar jest wspólnotą działającą w Kościele katolickim jej zadaniem jest wspieranie tych, którzy chcą pozostać wierni sakramentowi małżeńskiemu - niezależnie od tego, jaką decyzję podjęła druga strona. Takie zadanie nie straci na aktualności, nawet gdyby dozwolono przystępować do komunii osobom rozwiedzionym...
A
Anka
9 lutego 2015, 10:36
W skład synodu nie wchodzą sami kardynałowie niemeccy. I nie są oni jedynymi członkami Kościoła - ani nawet najważniejszymi. Głową wciąż pozostaje Jezus, wciąż działaw nim Duch Święty. Zachęcam, by się Pani sama poczuła członkiem Kościoła - może wtedy Pani zrozumie, że ma Pani tak naprawdę ogromny wpływ na to, co się w nim dzieje - zarówno dobrego, jak i złego. Jak mówi św. Paweł: jesteśmy jednym ciałem.
P
pixi
10 lutego 2015, 21:32
~ola Sychar to wspólnota nie organizacja i nie pozakościelna tylko świecka chrześcijańska, nie pisz bzdur. A komunii dla rozwodników w związkach niesakramentalnych w Kościele nigdy nie będzie, 2000 lat Kościół broni prawd Ewangelii to i teraz paru zawirwanych niemieckich biskupów tego nie zmieni. "  (18) Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. Mt. 16;18"
FM
Fuks MIrosław
7 lutego 2015, 21:11
To smutny problem Ktoś mi powiedział że trzeba spojrzeć co było na początku jak było na początku.W ewangeli J 1r -1 wers jest napisane."Na Początku było Słowo .Jeżeli na początku nie było Jezusa w sercach młodych i nie tylko a Jezus był tylko obrzędową przykrywką to tu tkwi odpowiedz .Dlaczego są porzuceni .Proponuje więć takim parom porośić o roztrzygnięcie. Są odpowiednie zajmujące się w Kościele służby bo każdy taki związek jest inny .Gdy na początku jest naprawde Jezus w sercach młodych i nie tylko to nigdy taki problem nie powstanie bo jest on niemożliwy  do zaistnienia.Jezus gdzieś  w jakimś  pewnym prywatnym objawieniu  powiedział " Moje związki małżeńskie się nigdy nie rozpadają".Jak widać więć- kto niepoważnie podchodzi do sakrum na początku sprowadza na siebie tragedie.Ja też tej tragedi- dramatu byłem ofiarą .Ale PAN to naprawił.Dziś jestem na powrót szczęśliwym człowiekiem- aczkolwiek wiele przedemną czekajcych mnie wyzwań aby uporządkowąć tą trudną moją przeszłość.myśle żę do dnia PANA wiele się da uczynić.Tak więć tu proszę nie załamujcie sie tlko weżcie odpowiedzialność w swoje ręce poweirzcie się sami Jezusowi i te sprawy i niech Jego Duch Święty was prowadzi gdyz on leczy nasze złamane serca. i daje moć w tej drodze ,Powiem na koniec, wszystko trwało przynajmniej u mnie 14 lat ale było warto nawet wtedy gdy były kryzysy i zwątpienia i wprowadzanie w błąd. Duch Pana twardo parł do przodu.Pozdrawiam wszystkich i życze w mocy Ducha Jezusa rozwiązania waszych nabrzmiałych problemów.Podam też na koniec dobrą skuteczną recepte na są  takie słowa .PS 51 można go przeczytąć i odmówić samemu  zaczyna się tak .Zmiłuj się Panie na demną bo zgrzeszyłem przeciwko Tobie ...ale zaznaczam podejdzcie z sercem i uczuciem nie fakultatywnie . 
S
Słaba
7 lutego 2015, 21:03
Nie skasowano komentarzy. Jak przewiniecie wpisy "puste", które tu wrzuca ktoś specjalnie, to zobaczycie, że komentarze są. Po prostu cierpliwie przewińcie. Odwiedza nas tu na forum osoba, która próbuje rozbijać dyskusje i stwarzać wrażenie, że komentarze zostały skasowane. Robi to w prosty sposób - wstawia literę na początku i końcu, a pomiędzy nimi puste linijki (czyli tyle "enterów", ile znaków może zawierać komentarz minus dwa, na literę początkową i końcową). Gdyby nie dawała liter na początku i końcu, to puste linijki zostałyby automatycznie wycięte i nie byłoby problemu pustych długich wpisów. Ostatnio ta osoba podczepiła jeszcze "komentarz do komentarza" i przerwa robi się 2 razy dłuższa. Jeśli będzie dodawać po 20 "komentarzy do komentarzy", to rozłoży całe forum. Z całą pewnością jest to celowe działanie. Moderacja powinna zadziałać, a tego nie robi (zgłaszałam kilkukrotnie). Proszę zgłaszajcie to również!
D
dlaczego
7 lutego 2015, 21:14
dlaczego ktoś to robi?
S
Słaba
7 lutego 2015, 22:01
Nie wiem dlaczego. Ale nie jest to dobrem. Widziałam to też na jakichś dwóch innych wątkach.
P
po
7 lutego 2015, 13:34
p p p
G
Gość
8 lutego 2015, 19:56
Panie  "po" co Pan wyprawia na forum Pan ma chyba problem psychiaryczny.czemu Pan rozbija forum.
S
Staszek
9 lutego 2015, 20:04
Trochę to dziwne, że Pan od razu mówi o ewentualnym problemie psyhiatrycznym u tej osoby
G
Gość
11 lutego 2015, 19:34
Owszem ale z pzoru -bo jakby Pan się poczuł gdybym Panu zrobił coś podobnego.Są zasady wszelkie odchylenia od pewnych klasycznych zachowań sugerują zaburzenia typu psychiczno -emocjonalnego czynić szkode przez złośliwośc i uprzykrzać innym konwersacje to nie jest normalne  może własnie dlatego.Pozdrawiam. 
P
po
7 lutego 2015, 13:30
p p p
7 lutego 2015, 11:01
Droga wierności wobec swojej, danej świadomie i dobrowolnie, przysiegi małżeńskiej jest jedyną normalną drogą życia. Jest tylko jedno wielkie Ale. Otóż nie szukajcie zrozumienia czy wsparcia w tej drodze wierności we współczesnym Kościele (rozumianym jako wspólnota wiernych). Bo obecnie modne jest bycie slabym, ułomnym, grzesznym. Bo modne jest fałszywe miłosierdzie głoszone przez ludzi słabych w wierze. Ludzi, któzy uznali, iż muszą życ w grzechach. I takie postawy sie promuje. Promuje sie łamanie przysiegi małżeńskiej, promuje się życie w jakiś konkubinatach (fałszywie nazywanych małzeństwami). Współczesny Kościół nie wierzy, iż można życ w zgodzie z Dekalogiem. Współczesny Kościoł nie wierzy już w Sakrament Małżeńśtwa zawarty raz i trwajacy dozgonnie. Co lepsza, bo to widać w tej dyskusji, wielu będzie Was, atakować, szukac dziury w całym. Bo postawa wiernosci zagraża ich pojęciu zycia, życia w grzechu. Bo Wasze życie staje sie ich wyrzutem sumienia. Znajdą wiec wiele argumentów, aby Was oczerrnić, aby Wam wmówić, iz jednak życje w jakimś grzechu, choćby żalu, czy gniewu. Ale to nie jest prawdą, znam kilkanascie osób samotnych z przymusu. Żyja nie gniewem czy zalem, ale wiernością Panu.
AK
adwokat kościelny B.Barańczuk
6 lutego 2015, 17:33
Pragnę się odnieść jedynie do kwestii stwierdzenia nieważności zawarcia małżeństwa. Niestety procesy czasami się przeciągają, jednak muszę z całą stanowczością podkreślić, że nie jest to zasadą! W dużej mierze sądy kościelne rozpatrują sprawy w terminach przewidzianych przez kodeks. Jednak na długość trwania procesu ma wpływ wiele czynników - nie jest to system 0 v 1 (zły v dobry Sąd). (poruszam między innymi tę kwestię na moim blogu: http://niemarozwoduwkosciele.pl/category/obalanie-mitow/)  **** Na marginesie jeszcze tylko dodam, że obecnie trwają nad reformą przepisów w tym zakresie - właśnie w kierunku, usprawnienia procesu jego długości. Trzeba jednak pamiętać, że w procesie rozważamy kwestię ważności sakramentu i dlatego proces nie może być przeprowadzony na "łapu capu". 
P
pytek
6 lutego 2015, 21:18
I jak często korzystacie na dziś z wytrychu-furtki K.1095? A co na to Jezus Chrystus? Ty tez bierzesz w tym udział? Czy "tylko" reklamujesz swój blog?
S
Staszek
6 lutego 2015, 21:36
Czy ten post to reklama?
AK
adwokat kościelny B.Barańczuk
6 lutego 2015, 22:05
Nie, to nie jest reklama. Przynajmniej nie chciałem, żeby tak to zostało odebrane. Widzisz Staszku, zwyczajnie zależy mi, żeby katolicy poznali czym jest naprawdę "stwierdzenie nieważności małżeństwa". Nie chcę, żeby żyli mitami. Nie godzę się ze zwrotami typu "rozwód kościelny", bo coś takiego nie istnieje. To promocja wiedzy (w pewnym sensie edukacja), mająca na celu rozwój świadomości nas, wiernych, na temat prawa kanonicznego - zwłaszcza z zakresu prawa małżeńskiego. Mam nadzieję, że nie uraził Cię mój wpis. Pozdrawiam! I zapraszam na blog w wolnych chwilach! ;)
AK
adwokat kościelny B.Barańczuk
6 lutego 2015, 22:12
Pytek :) zerknij proszę na odpowiedź, którą udzieliłem Staszkowi, po części odnosi się również do Twojej odpowiedzi. Jeżeli jednak chodzi o ów "fytrych" zapewniam Cię, że w niedalekiej przyszłości odniosę się do Tego szerzej na moim blogu ;) 
S
Staszek
6 lutego 2015, 22:22
Dziekuję za odpowiedź. Zastanawiam się zarazem, czy - hipotetycznie - gdyby ta sama para stawała przed kilkoma różnymi sądami w dokładnie tej samej sprawie, starając się o stwierdzenie nieważności małżeństwa, czy w zależności od składu orzekającego i przedstawicieli stron moglibyśmy mieć do czynienia z różnymi orzeczeniami (stwierdzającymi nieważność bądź nie). Innymi słowy: czy treść orzeczenia sądu kościelnego może być różna w zależności od tego, którzy sędziowie je wydadzą. Chodzi nie tylko o konkretne osoby, ale też np. o konkretne kraje. To tylko moja refleksja, nie musi Pan oczywiście odpowiadać. Dobranoc
P
pytek
6 lutego 2015, 22:31
Moje to raczej były pytania, a nie odpowiedzi. Sam od lat czynnie uczestniczę w portalu sychar.org , więc "abecadło" tych zagadnień nie jest mi obce. Pytałem o statystyki z orzecznict ww. tematu. Jeśli Twój post nie jest kryptoreklamą, to poproszę o odpowiedź niekoniecznie na blogu, ale tutaj, w tym wątku :)
A
anonim
6 lutego 2015, 22:46
Aby odpowiedzieć na Twoje pytanie nie trzeba być adwokatem kościelnym. Nie jest żadną tajemnicą, że proces toczy się najpierw przed jedną instancją (sądem), a potem przed drugą, i sprawa kończy się na tym jedynie wtedy gdy obie instancje wydadzą identyczne orzeczenie. A to oznacza że w tej samej sprawie przynajmniej teoretycznie możliwe są dwa różniące się orzeczenia. I jak są różne to trafia do trzeciej instancji (Trybunału Roty Rzymskiej) której orzeczenie przesądza.
S
Słaba
7 lutego 2015, 00:03
Odwiedziłam twój blog. Przykro mi się czyta te teksty. Jako prawnik zapewne jesteś dobry i rzetelny. Ale sąd kościelny, to nie tylko prawo. Przecież chodzi o sakrament i o dramat żywego człowieka. A tu luzik i szpan... Nie wiem, czy jest to specyfika twojego pisania, jako młodego człowieka, czy jest to ogólna atmosfera w sądach kościelnych. Jeśli to drugie, to jeszcze bardziej przykre.
V
Vega
7 lutego 2015, 09:52
Tak słaba. Z pewnością ci przykro, tyle,  że powód twojej przykrości to zwyczajna zazrdość i zajadłość. Po pierwsze: każdy tekst zawiera "specyfikę" - jak to nazwałaś piszącego autora. POza tym co znaczy: "ogólna atmosfera?" Bo dzisiaj np. "ogóna pogoda" nie sprzyja oplaniu na plaży, co nie oznacza, że ogólnie nie można dziś korzytać ani z plaży ani z opalania. Myślę, że jak wiekszość kościółkowców wypisałaś "ogólne bzdety" byleby tylko psuć komuś krew, zniechecać i tepić cudzą pracę, tylko dlatego, że ty się nie możesz niczym innym poza  głupiokrytykanckim komentarzem wykazać. Napisałaś taki ogólny HEJT pod adresem czyjegoś bloga. Cóż przede mną też nie tak dawno o. Żmudziński OSTRZEGAŁ publicznie. Też tak całkiem "ogólnie", dla "ogólnego niszczenia bez powodu", choć sam zbyt ambitnego bloga nie prowadzi a na portalu zawsze pieniądze się znajdą. Nawet za wyemitowanie "ogólnych wydumek o niczym, ogólnie zahaczających o jakiś temat". Ależ w końcu to takie na topie w zgniłych i zajm,ujących piedestały kręgach kk. I bynajmniej nie mam zamiaru nikogo bronić.  A terez czekam na jad. Bo to dla ludzi waszego pokroju "ogólna reakcja naturalna".
V
Vega
7 lutego 2015, 10:01
A luzik i szpan - to w oczach normalnych ludzi profesjonalizm, radość z pisania i poczucie misji dzielenia się z innymi swoją wiedzą. Cóż, na taką wypowiedź jak Twoja stać z reguły ludzi bez autorytetu.  Achaaa!!!! jakby co, to Cię skrytykowałam a nie "naskoczyłam". A taki język zawarty w "ogólnej" krytyce - ja jako inny bloger uważam za bezczelność.
B
bogusia
8 lutego 2015, 20:42
Pani adwokatko. Niech pani nie szuka tutaj klientów dla swojej działalności. Każdy wie że pani chodzi tylko o pieniądze.
B
bogusia
8 lutego 2015, 20:46
TAK. Ten "adwokat" kościelny wszędziwe pisze gdzie tylko może bo szuka naiwnych żeby zarobić.
T
tomi04
6 lutego 2015, 15:52
Ludzie. Gadacie tak, Kosciol tymi sie opiekuje, tymi wiecej, tymi miniej a tymi wcale. A Kosciol to kto? Kosciol to takze wy jestescie. Skoro jest problem to trzeba znalezc rozwiazanie. Zbiera sie grupa ludzi z takim problemem i organuja wsparcie. Jest internet wiec komunikacja nie jest taka trudna. Przy parafiach jest duzo roznych sal i salek, a ile roznych domow tzw rekolekcyjnych stoi pustych, mozna to wykorzystac. Macie wspolny problem i wspolnie go rozwiazujecie udzielajac sobie wsparcia. A ksiedza znajdziecie, nie tu to tam, a jak jakies problemy to krzyczec na cale gardlo. Psychologa tez mozna z jakis zrzut zorganizowac, w przypadku problemow budzetowych zawiazac jakies tam stowarzyszenie, fundacycje, i Kosciol ma wam w tym pomoc, ma ku temu srodki i sposoby. Cos organizowac robicie zrzute albo upominacie sie o wsparcie u tych ktorzy maja.  
G
gng
6 lutego 2015, 19:00
Chyba z Ameryki piszesz albo nie próbowałeś nigdy proboszcza o salkę prosić na cokolwiek: raz zobaczysz paniczny strach w takich oczach i starczy na długo.  
A
anonim
6 lutego 2015, 15:37
W tym artykule moją szczególną uwagę zwróciło kilka fragmentów... [...] o osobach, które trwają w wierności, niejednokrotnie wiedząc, że ich mąż/żona mają już nowe rodziny [...] --- Często odnoszę nieodparte wrażenie, że jednym ze źródeł cierpienia porzuconych jest właśnie to iż wiarołomca ma nową rodzinę. Gdyby nie miał nowej rodziny, gdyby nie był w niej szczęśliwy to porzucona osoba mniej by cierpiała. Źródłem cierpienia dla porzuconej osoby jest nie tyle własne nieszczęście ile szczęście krzywdziciela... Doradza się im, by się realizowali w pomocy innym, by zajęli się biednymi itp…. [...] Niech Bóg ukoi wasz ból, niech otrze wasze łzy, niech skróci cierpienie i nada mu sens, niech doda wam sił, niech On was przytuli każdej samotnej nocy. --- W/w cytaty padały w różnych kontekstach ale wg mnie dotyczą tego samego. Najpierw autor krytykuje tych którzy dają pokrzywdzonym pobożne rady, a potem na koniec sam serwuje im pobożne pocieszenie. I aby nie było, pocieszenie podane przez autora uważam za piękne i słuszne. Ale tak samo dobre było to pocieszenie krytykowane przez autora - należy mniej myśleć o sobie rozpamiętując swoje krzywdy, a zacząć myśleć o bliźnich.
S
Staszek
6 lutego 2015, 22:01
Anonimie, Autor jako człowiek, który znalazł się w tej trudnej sytuacji, zdecydowanie lepiej rozumie ból i cierpienie niż ci, którzy patrzą na to jedynie z boku. Jego pocieszenie jest wiarygodniejsze od Twojej rady.
6 lutego 2015, 22:07
Anonimie, w słowach pobożnego pocieszenia wychwyciłam dokładnie to samo co Ty. Jakkolwiek piękne i słuszne, w starciu z realiami wydają się jednak po prostu zachowawcze.
S
Słaba
6 lutego 2015, 22:48
Często odnoszę nieodparte wrażenie, że jednym ze źródeł cierpienia porzuconych jest właśnie to iż wiarołomca ma nową rodzinę. Gdyby nie miał nowej rodziny, gdyby nie był w niej szczęśliwy to porzucona osoba mniej by cierpiała. Źródłem cierpienia dla porzuconej osoby jest nie tyle własne nieszczęście ile szczęście krzywdziciela... To jest chyba zwyczajne ludzkie uczucie. Tym bardziej, jeśli szczęście krzywdziciela jest zbudowane na nieszczęściu osoby skrzywdzonej, jak jest w przypadku porzucenia, bez winy porzuconego Jest też inna sprawa, chyba cięższa: Stworzenie drugiej szczęśliwej rodziny z dziećmi, czyni sytuację "nieodwracalną", zamyka możliwość powrotu bez krzywdy kolejnych osób. I "utrwala" nieszczęście pokrzywdzonego (brak bliskiej osoby). A swoją drogą, to i radość ze szczęścia małżonka w innym związku jest problematyczna. I obojętność też... Ciężka sprawa...
A
anonim
6 lutego 2015, 23:13
Oczywiście masz rację że to zwyczajne uczucie, powiem więcej całkiem naturalne. Ale niszczące!!! Nie sądzę aby istne znaczenie miało to przesądzenie i utrwalenie. W znanych mi przypadkach żadna z porzuconych osób po paru latach nie wyobraża sobie aby wiarołomca miał wrócić i mieszkać pod jednym dachem czy o zgrozo spać w jednym łóżku. A o radości i szczęściu wiarołomcy w kolejnym związku nie da się powiedzieć nic pewnego. Nie da się autorytatywnie orzec że u nikogo w mózgu nie siedzi jak kolec i nie odzywa się czasem myśl o tym, że jednak skrzywdził małżonka i dzieci, i że nie jest to jak kropla w dziegciu w beczce miodu
P
pytek
6 lutego 2015, 23:25
Anonimie cenię zawsze sobie Twoje posty, ale pozwól, ze z tą wypowiedzią nie do końca się zgodzę. Ból przy rozstaniach jest zawsze i odbierany jest oczywiście przez kazdego indywidualnie. A przesłanie z tego artykułu to właśnie wszelka pomoc dla tych porzuconych-samotnych. Są jeszcze inne aspekty tych zagadnień, choćby dzieci!
P
pytek
6 lutego 2015, 23:33
"Jest też inna sprawa, chyba cięższa: Stworzenie drugiej szczęśliwej rodziny z dziećmi, czyni sytuację "nieodwracalną", zamyka możliwość powrotu bez krzywdy kolejnych osób. I "utrwala" nieszczęście pokrzywdzonego (brak bliskiej osoby)." Niekoniecznie, posłuchaj proszę: [url]https://www.youtube.com/watch?v=M6FaotoITQs&feature=youtu.be[/url]
A
anonim
7 lutego 2015, 10:02
Dziękuję za uznanie, ale i bez tego masz prawo nie zgadzać się ze mną, zwłaszcza że tylko nie do końca ;-) Zgadzam się z Tobą że przesłaniem tego artykułu jest pomoc dla tych porzuconych, ale w moim przekonaniu nie stoi to w żadnej kolizji z tym co napisałem poprzednio. Nie bardzo jednak wiem o co Ci chodzi z tymi innymi aspektami w postaci dzieci.
V
Vega
7 lutego 2015, 10:07
Słaba. Kup sobie może jakieś ćwiczenia z logiki, posiedź z pół roku a potem pisz. Już pomijam merytoryczną znajomość tematu.
P
pytek
8 lutego 2015, 21:33
Sorki za zwłokę w odpowiedzi :) Moja niezgoda z Twoją wypowiedzią ograniczała sie do tych słów: "Ale tak samo dobre było to pocieszenie krytykowane przez autora - należy mniej myśleć o sobie rozpamiętując swoje krzywdy, a zacząć myśleć o bliźnich. "   Trauma spowodowana rozstaniem z małzonkiem jest porównywalna z traumą  w przypadku jego śmierci. To bardzo ciężkie przeżycia. Tak więc każda pomoc (dobre słowo też) w tym stanie jest wskazana. Rozłąka z dziećmi tylko ją potęguje, bo zawsze tylko jeden rodzic po rozstaniu ze współmałżonkiem zyje z dziećmi na codzień. To chyba tyle. Pozdrawiam.
R
rafi
6 lutego 2015, 14:04
Właśnie dlatego zostawienie współmałżonka, rozwód, cudzołóstwo jest potwornością, jest ciężkim grzechem. Bóg nigdy nie jest obojętny na ludzkie cierpienie.
Ż
żal
6 lutego 2015, 13:20
Z obserwacji i doświadczenia wiem, że osoby samotne, porzucone sa tzw. drugą kategorią (a może i trzecią) w Kościele. Duszpasterstwo dla takich osób nie istnieje. Lepiej byłoby, aby mąż/żona stosował przemoc, były w rodzinie patologie, to wtedy może chciałby ktoś sie pochylić, a raczej użalać. Obojętnie jak jest, ale masz męża, to jesteś kimś. A jak cię zostawił, to ty jesteś winna, a nie on - niestety taka jest mentalność księży. Radź sobie sama!!! Wolą zajmować się niesakramentalnymi (bo przecież oni są skrzywdzeni i mają teraz dzieci...). I co? Nie trzecia kategoria??? Ale pieniądze na kolędzie, to bardzo chętnie od takich osób biorą... żal...
R
racja
6 lutego 2015, 13:40
po co się tym przejmujesz?Mentalności księży i tak nie zmienisz, mówią to, co im pasuje, a nie tobie.
A
anonim
6 lutego 2015, 13:42
Twoje poczucie krzywdy tak Cię zaślepia, że pałasz wręcz nienawiścią i jesteś gotowa obwiniać o wszystko cały świat. Ale to Cię zżera i zabija! A z obserwacji i doświadczenia wiem, że będzie tak póki nie zdobędziesz się na przebaczenie swojemu krzywdzicielowi. Wiem że to niełatwe, ale będziesz bezsensownie cierpieć póki nie przebaczysz i nie będziesz mu szczerze życzyć wszystkiego najlepszego.
B
B.
6 lutego 2015, 14:05
Czy naprawdę zależy Tobie żeby się ktoś nad ową "trzecią kategorią" użalał? Trzecia kategoria? "Ostatni będą pierwszymi[...]" polecam przeczytać 1 list Pawła do Koryntian rozdział siódmy. Duszpasterstwo, fakt, przydałoby się. A co do kolędy odkąd pamiętam ksiądz w moim domu nie przyjął ani złotówki. Dopóki w domu uczą się dzieci. A nawet gdyby brał, niemasz? Nie dawaj! Nikt nie odejmuje sobie od ust dając na kolędę... Mentalność księży? Mocne stwierdzenie, znasz wszystkich? Warto czasem reflektować nad sobą, innych powierzając Bogu. Pozdrawiam, pokój.
A
AS
6 lutego 2015, 18:33
Piszesz po prostu nieprawdę albo nie wiesz, że takie duszpasterstwo/wspólnoty istnieją. Wbij w google "wspólnota Sychar" i przekonasz się, że tacy małżonkowie nie są sami. Najbardziej znanym duszpasterzem takich wspónot jest x. Dziewiecki. U niego słyszałem, gorzkie uwagi o tworzeniu się wspólnot wsparcia dla "niesakramentalnych" szybciej niż dla dla opuszczonych, którzy bez dwóch zdań wymagaja wsparcia jako pierwsi. Każdy przypadek jest inny i o obarczanie wyłączną winą za rozpad małżeństwa tylko tego/tą co odszedł jest zbyt dużym uproszczeniem, co nie znaczy, że należy ich głaskać po głowie. Do tanga trzeba dwojga, więc często wina jest tu obu stronach i jakkolwiek to brutalnie brzmi, tak to właśnie jest. 
A
ALA
6 lutego 2015, 20:51
Wpisz w google duszpasterstwa dla niesakramentalnych i znajdziesz je w kazdej diecezji, zorganizowane w ramach duszpasterstwa rodzin. Ale nie ma w diecezjach żadnych wspólnot sychar dla samotnych. Sychar to oddolna inicjatywa stworzona przez grupę porzuconych małżonków, poza tym straci rację bytu, gdy nadal będzie się nagłaśniać sprawę komunii dla rozwodnków w drugich związkach. Kto jeszcze będzie chciał życ samotnie i po co? 
A
A.
6 lutego 2015, 12:40
A co mają powiedzieć osoby samotne,które nawet męża i żony nie miał?A Kościól o takich mało kiedy wspomina.
A
A+
6 lutego 2015, 13:09
Bo niestety - według księży - oni są bez znaczenia. Przykre, ale prawdziwe!!!
A
A.
6 lutego 2015, 13:13
Chociaż na modlitwie wiernych były ostatnio wspomniane osoby bezżenne.
L
lektor
6 lutego 2015, 13:15
Właśnie, są wybrane dla Boga i przecież jest dużo grup modlitewnych dla singli, samotnych. Organizuje się imprezy, spotkania dla samotnych i singli w kościele. Nie jest tak źle.
A
A.
6 lutego 2015, 21:51
Prawda , w naszej diecezji też taka wspólnota funkcjomuje.
S
single
7 lutego 2015, 01:30
W diecezji katowickiej tez istnieje taka wspólnota, jest oparta na donosicielstwie i arbitralnym wyrzucaniu osób, które nie spodobały się faworycie księdza prowadzącego. 
A
A.
9 lutego 2015, 12:17
Single,a byłeś/byłaś tam?
M
MIETEK
6 lutego 2015, 12:13
 W KOŃCU MĄDRE GŁOWE ZACZYNAJĄ WIDZIEĆ OFIARY A NIE SPRAWCÓW TYLKO
S
SEBA
6 lutego 2015, 11:26
Wkoncu ktos sensownie pisze sam od 2 lat jestem w takiej sytuacji i niezgodze sie nigdy zeby stawiac zwiazki homoseksualne na rowni z zwiazkami niesakramentalnymi ta osoba ktora jest porzucona ma prawo do tego by ulozyc sobie zycie na nowo a pomagac mozna zawsze ba nietylko biednym ale kazdemu kogo sie spotka a kiedy ktos ma szanse na uniewaznienie niech korzysta a jak jest szczesliwy bez tego niech poprostu jest !!!!
A
anonim
6 lutego 2015, 11:24
Autor ma częściowo rację mówiąc iż w sferze zainteresowań Kościoła leżą przede wszystkim związki niesakramentalne a nie samotne osoby porzucone. Ale ma ją tylko częściowo, gdyż w sferze zainteresowań Kościoła leżą przede wszystkim grzesznicy i osoby zagrożone odejściem z Kościoła i utratą wiary, a nie jakieś związki takie czy inne. Całkiem więc logiczne jest że Kościół przede wszystkim interesuje się osobami które z racji swoich działań stają w sytuacji braku możliwości życia sakramentalnego. Identyczną sytuację mamy w przypowieści w której Dobry Pasterz pozostawia całe stado które wiernie szło w ślad za Pasterzem, a idzie szukać tej jednej zagubionej owcy odłączonej od stada. I bardziej cieszy się z tej jednej odnalezionej niż z całego stada nie zagubionego.
M
M
6 lutego 2015, 12:59
Niby tak. Ale Kościół to nie tylko sąd grzeszników itp., ale wspólnota wierzących, która powinna nawzajem sobie pomagać. Jeśli ktoś jest załamany, często nawet nie jest w stanie prosić o pomoc. Co z tego, że teoretycznie nie odchodzi z Kościoła, jeśli tak naprawdę w swojej samotności i braku wsparcia coraz bardziej traci sens życia? Mnie się artykuł podoba. Trzeba w Kościele miejsca, dla porzuconych - czy to dotyczy małżeństw czy po prostu osób, które z jakichś powodów doświadczają wykluczenia, samotności.
A
anonim
6 lutego 2015, 13:33
Masz oczywiście rację mówiąc, że wspólnota wierzących powinna sobie nawzajem pomagać. Ale powtórzę to co już nie raz na tym forum pisałem (nawet w tym wątku): nie ma absolutnie żadnych powodów dla których osoby porzucone miałyby być szczególnie traktowane, a nie tylko osoby porzucone potrzebują pomocy. Powiem więcej! Wspólnota wiernych powinna pomagać nie tylko sobie! Zobacz do słynnego Kazania na Górze (Mt 5,43-47) : "43 Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. 44 A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; 45 tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. 46 Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? 47 I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią?" To oczywiste że w Kościele trzeba miejsca dla porzuconych - czy ktokolwiek im tego miejsca odmawia? Ale w Kościele trzeba miejsca nie tylko dla porzuconych. W Kościele trzeba miejsca dla wszystkich.
A
AM
6 lutego 2015, 16:31
Ale często te zabiegi Kościoła osiągaja przeciwny skutek. Ludzie grzeszą i uważają że wszystko jest OK. Czekają z nawróceniem do czasu aż nie będą mogli grzeszyć ze względu na starość. Tylko czy żałują tego co robią, a przecież to jest warunek uzyskania rozgrzeszenia.Wydaje mi się że przez działanie duszpasterstwa niesakramentalnych więcej osób znajdzie się w piekle niż by ich tam było bez tego duszpasterstwa, a to dlatego że rozmywa się tam pojęcie grzechu i wypacza Boże Miłosierdzie.
A
anonim
6 lutego 2015, 18:12
Równie dobrze mógłbyś dowodzić, że sakrament spowiedzi osiąga przeciwny skutek, gdyż ludzie grzeszą, idą do spowiedzi, znowu grzeszą i uważają że wszystko jest OK, a z nawróceniem czekają aż nie będą mogli grzeszyć ze względu na starość. Nawet poddajesz w wątpliwość ich żal za grzechy będący przecież warunkiem rozgrzeszenia. Czy zamierzasz więc również twierdzić, że przez działania spowiedników więcej osób znajdzie się w piekle niż by ich tam było bez sakramentu spowiedzi?
I
isia
6 lutego 2015, 22:28
Otóż to, duszpasterstwa dla niesakramentalnych stępiły wrazliwość na grzech. Autor powołuje się na niedawny artykuł o białym małżeństwie, gdzie właśnie widać taki proces.
J
Jola
6 lutego 2015, 10:39
Na tym portalu interesują się przede wszystkim parami w związkach niesakramentalnych oraz osobami żyjącymi w nieczystości.
A
anonim
6 lutego 2015, 11:06
Na tym portalu tak jak i we wszystkich innych mediach newsem nie jest to że pies poglryzł dziecko ale że dziecko pogryzło psa. Po prostu osoby żyjące w czystości lub w małżeństwach sakramentalnych budzą znacznie mniejsze emocje - i w związku z tym znikome zainteresowanie czytelników i komentatorów - niż osoby żyjące w nieczystości czy w związkach niesakramentalnych.
?
??
6 lutego 2015, 13:36
kto to są osoby żyjące  " w nieczystości?" Co to w ogóle jest za określenie i co ono oznacza? W dzisiejszych czasach ktoś żyje w brudzie, w nieczystościach? O czym ty piszesz?
A
anonim
6 lutego 2015, 18:20
Wydaje mi się nieprawdopodobne by ktokolwiek nie widział co to znaczy żyć w nieczystości. Ale odpowiem traktując pytanie poważnie. Osoba żyjąca w nieczystości to taka osoba która ma nieuporządkowaną seksualność, tzn. popełnia grzechy związane z seksualnością człowieka.
A
Antosia
6 lutego 2015, 10:37
Dość często osoby porzucone zostają same z dziećmi. Obok problemów duchowych, emocjonalnych, psychicznych wynikających z porzucenia są ogromne problemy finansowe, z którymi najczęściej borykają się samotnie wychowujące dzieci kobiety. Oczywiście są im przyznane alimenty, ale często nie są płacone przez byłych mężów. Takie kobiety zmuszone są do żebrania o jedzenie w różnych instytucjach społecznych. Szczególnie te kobiety, które mają więcej niż dwójkę dzieci.
A
anonim
6 lutego 2015, 11:14
Problemy duchowe, emocjonalne i finasowe mają nie tylko osoby porzucone. I nie ma żadnych powodów dla których to akurat osoby porzucone miałyby być szczególnie traktowane. Niestety, nie raz spotkałem się z tym, że u osób które przynajmniej w ich mniemaniu spotkała jakaś niezasłużona krzywda występuje przekonanie, że ich krzywda jest wyjątkowa i z racji tej wyjątkowej krzywdy należą im się wyjątkowe względy.
A
Antosia
6 lutego 2015, 12:33
Te kobiety muszą sobie poradzić nie tylko ze swoimi psychicznymi, społecznymi, emocjonalnymi i duchowymi problemami. One muszą sobie poradzić z takimi problemami występującymi (niekiedy z dwojoną siłą) u porzuconych dzieci. Z buntem porzuconego młodego mężczyzny - nastolatka, z brakiem poczucia własnej wartości u małej dziewczynki. Obserwując te kobiety i podziwiając pytam się skąd czerpią na to siły, wiem że tylko od Boga.
A
anonim
6 lutego 2015, 13:20
Antosiu, ja w żaden sposób nie zamierzam kwestionować czy umniejszać problemów które mają osoby porzucone. Choć nie doświadczam tego osobiście to znam osoby znajdujące się w takiej sytuacji i borykające się z wszelakimi problemami. I również podziwiam przynajmniej niektóre z tych znanych mi osób. Oświadczam jednak ponownie, że nie tylko osoby porzucone mają przeróżne problemy, a licytowanie się w stylu "a ja mam gorzej" jest bez sensu, choć jest znamienne dla osób z poczuciem krzywdy.
A
Antosia
6 lutego 2015, 13:42
Problem w tym, że takim osobom trudno odnaleźć się nie tylko w społeczeństwie, ale również w kościele. Szczególnie w „fazie” zaraz po porzuceniu – gdzie stan porzuconego jest bardzo zły. Na początku takie osoby de facto zostawione są samym sobie lub dalszej rodzinie/ znajomym. Często takie osoby przygarnia się do grup z formacją dla rodzin lub singli. Jednak oni się w nich zupełnie nie odnajdują. Z czasem rany się zabliźniają i te osoby jakoś odnajdują się w strukturach kościoła. Generalnie myślę jednak, (choć może jestem w błędzie) że są wspólnoty z formacją dla małżeństw, dla singli, dla młodych również dla pra żyjących w związkach niesakramentalnych. Natomiast mało jest, lub mało się mówi o grupach z formacją dla osób porzuconych.
A
anonim
6 lutego 2015, 13:58
Masz rację mówiąc o problemach tych osób, ale odpowiem Ci to samo co i przedtem :-) Nie tylko osobom porzuconym przez sakramentalnego małżonka trudno odnaleźć się nie tylko w społeczeństwie, ale również w Kościele i nie ma żadnych powodów dla których to akurat te osoby miałyby być szczególnie traktowane. Zadaniem Kościoła jest dusz-pasterstwo, a więc wspomaganie ludziom w nawracaniu się i dążeniu do zbawienia, a nie prowadzenie psychoterapii dla skrzywdzonych czy choć mających poczucie krzywdy. Stwierdzasz że mało się mówi o grupach z formacją dla osób porzuconych - ale domyślam się że chodzi Ci o porzuconych małżonków. Ale dlaczego tylko małżonków? A porzuceni narzeczeni? A porzucone pierwsze miłości? I dlaczego wyłącznie porzuconych? Dlaczego nie z formacją dla singli? Dlaczego nie z formacją dla owdowiałych? Z formacją dla powtórnie zamężnych/żonatych? A co z formacją dla hodowców kanarków czy dla filatelistów? Dlaczego dla jednych powinna być osobna formacja a dla innych nie?
A
Antosia
6 lutego 2015, 14:18
Mój drogi elokwentny anonimie, choćby, dlatego że na porzuconych małżonkach sakramentalnych: - spoczywa wielka odpowiedzialność dobrego wychowania porzuconych dzieci do życia w rodzinie – tak, aby w swoim dorosłym już życiu nie powielały złych wzorców. Zresztą powinno się tu wziąć pod uwagę również małżonków i ich dzieci wobec których stosuje się przemoc w rodzinie. -porzuceni małżonkowie sakramentalni muszą do końca swego życia żyć w samotności, jeśli chcą przyjmować komunię podczas Eucharystii. Jak pisałam wcześniej jest formacja dla singli, młodych, rodzin itd. Dla porzuconych małżonków sakramentalnych jest ich niewiele.
A
anonim
6 lutego 2015, 14:33
No cóż, jak nie dotarło to i nie dotrze, ale powtórzę po raz kolejny. Nie tylkona porzuconych małżonkach sakramentalnych spoczywa wielka odpowiedzialność za [tu wstawić za co, zależnie od potrzeb] i nie tylko oni muszą do końca życia nosić swoje ciężary jeśli chcą przyjmować Komunię św.. I kompletnie nie widzę powodów dla których porzuceni małżonkowie mieliby być jakoś szczególnie traktowani. A jak pisałem wcześniej, zadaniem Kościoła jest dusz-pasterstwo, a więc wspomaganie ludziom w nawracaniu się i dążeniu do zbawienia, a nie prowadzenie psychoterapii dla skrzywdzonych czy choć mających poczucie krzywdy.
O
ona2
6 lutego 2015, 19:50
anonim; Ale to jest temat o samotnych i porzuconych. Może, anonimie, zamiast kontestować wypowiedzi tych osób, pozwolisz im  na wyrażenie swojego bólu? Przykre jest ciągłe   powtarzanie, że inni też cierpią, więc ty porzucony nie skarż się i nie domagaj duszpasterstw, bo inni też nie mają. Po co to robisz, anonimie? Czy chcesz zamknąć usta porzuconym? Oni rzadko mają okazję zgłosić swoje problemy, a mają ich duzo wiecej niż pary niesakramentalne (które ciągle są oczkiem w głowie choćby ostatniego synodu rodzin).
O
ona2
6 lutego 2015, 20:00
anonimie, ponieważ temat porzuconych Cię nie dotyczy (jak sam stwierdziłeś) więc zapewne nie wiesz, że porzuceni mogą mieć więcej problemów duchowych, zwiazanych z utratą wiary, niż możesz sobie wyobrazić. Problem z wiarą dotyczy też w większym stopniu dzieci wychowywanych przez samotnych rodziców, niż dzieci wychowywanych przez dwoje rodziców.
A
anonim
6 lutego 2015, 21:45
~ona2, trochę zmodyfikowałaś moją wypowiedź więc przypomnę: "Choć nie doświadczam tego osobiście to znam osoby znajdujące się w takiej sytuacji i borykające się z wszelakimi problemami." I powtórzę po raz kolejny: Nie tylko porzuceni mogą mieć więcej problemów duchowych, związanych  z utratą wiary, niż możesz sobie wyobrazić. A więc nie widzę żadnego powodu dla którego mieliby być traktowani w szczególny sposób. To że ktoś uważa się za wyjątkowego, cierpiącego jak nikt inny i mającego jak nikt inny wyjątkowe problemy - również duchowe, związane z utratą wiary - wcale nie oznacza że rzeczywiście cierpi jak nikt inny.
A
anonim
6 lutego 2015, 22:13
~ona2, czyżbyś zamierzała twierdzić iż wypowiadają się tutaj jedynie samotni i porzuceni? To nie jest ani portal ani forum dla samotnych i porzuconych więc aby się na nim wypowiadać nie trzeba być ani samotnym ani porzuconym. Czy ja nie pozwalam komukolwiek na wypowiadanie się tutaj? Albo komuś zamykam usta? To TY próbujesz mi zamknąć usta sugerując że nie powinienem tu się wypowiadać. Ale może jednak pozwolisz i mnie się wypowiadać zamiast kontestować moje wypowiedzi? Nie wydaje mi się aby forum dyskusyjne służyło do wylewania bólu. Forum to nie psychoterapia. Ale niech tam, jak muszą to niech się wyżalą, ale niech nie robią tego kosztem innych, oskarżając cały świat o wszelkie winy. Nie wydaje mi się również aby forum dyskusyjne służyło do zgłaszania problemów. Zgłaszać problemy to można tym którzy winni się nimi zająć. Ale nie mam nic przeciwko temu aby dzielili się swoimi problemami, byleby to było rzeczywiście dzielenie problemami, a nie jedynie wyrażanie zawiści że wiarołomca jest szczęśliwy zamiast cierpieć. Widzę jednak że ciągle żywy jest tu tzw problem starszego brata, który miał pretensje do ojca że z taką miłością przyjął syna utracjusza. Owce "porządne", które trzymają się stada mają pretensje do pasterza że jest dobrym pasterzem i idzie szukać i ratować te zaginone "złe" owce. Stawiają nawet zarzut twierdząc, że to te złe są oczkiem w głowie. Ale póki nie zrozumieją że to je zżera i zabija to będą cierpieć zupełnie bez sensu. I będą cierpieć tak póki nie zdobędą się na przebaczenie swojemu krzywdzicielowi. A jak z rozpędu nigdy nie przebaczą i nie zaczną szczerze życzyć dobra krzywdzicielowi, to nawet niebo będzie dla nich piekłem jeśli będą widzieć szczęście swojego krzywdziciela.
G
Galla
6 lutego 2015, 22:38
Anonimie, piszesz to samo w każdym z komentarzy poświęconym porzuconym. A mianowicie o kwestii wylewania żali, łącznie "z zawiścią że wiarołomca jest szczęśliwy zamiast cierpieć". Jednak ta zawiść o której piszesz rzadko występuje.
A
anonim
6 lutego 2015, 23:03
No bez przesady, nie w każdym, ale rzeczywiście dość często. A dlaczego? Bo co rusz to wyłazi we wpisach. Nie wiem jak często to występuje, widzę jak często wyłazi we wpisach. Jak ktoś się żali, że bardzo cierpi, a tymczasem on sobie żyje szczęśliwy z nową rodziną, to nie da się tego inaczej interpretować/rozumieć. Zwłaszcza że znam to nie tylko z forum ale i z reala. To jest pewna prawidłowość, i w sumie dość naturalna, że jak się kogoś kochało, a on zawiódł i skrzywdził, to gorąca miłość przeradza się w równie gorącą nienawiść. I to raczej nie do uniknięcia. Krzywda domaga się kary dla krzywdziciela, krzywdziciel ma cierpieć za swą niegodziwość, a tymczasem to ja cierpię, a nie on, on ma się dobrze i jest szczęśliwy, im bardziej szczęśliwy (przynajmniej z pozoru) tym bardziej cierpi strona porzucona, ta rażąca niesprawiedliwość dobija - tak to widzi/przeżywa strona porzucona. Problem pojawia się jednak wtedy gdy to się przeciąga, bo uwierz mi, te niezdoloność wybaczenia i nienawiść wprost zżerają i zabijają! Dopiero wybaczenie przynosi ulgę! Dlatego to tak punktuję.
G
Galla
7 lutego 2015, 00:05
Ja tej zawiści we wpisach nie znajduję. W realu też znam kilka porzuconych osób. Nienawiści w nich nie widzę. Na początku jest żal, później obojętność. Choć ktoś kiedyś powiedział, że właśnie obojętność jest gorsza od nienawiści. A co ty o tym myślisz anonimie? Czy obojętność jest rzeczywiście gorsza?
A
anonim
7 lutego 2015, 09:28
Oczywiście nie ma nienawiści zadeklarowanej wprost. Jak widać różnimy się odbiorem tych tekstów, zapewne mamy inne doświadczenia z reala. Masz prawo odbierać inaczej niż ja. Obojętność, pewna apatia czy wręcz depresja to są stany które rzeczywiście mogą niestety występować. Akurat znam przypadek kobiety która porzucona przez męża samotnie wychowywała niepełnosprawne dziecko, a jej mąż związał się z inną z którą dorobił się dziecka. Ta porzucona przez wiele lat na każde wspomnienie jego osoby zaczynała płakać i jako tako funkcjonować (pracować i zajmować się dzieckiem) mogła jedynie na psychotropach. Jej stan był czymś pośrednim pomiędzy apatią a depresją i w związku z tym trudno już było mówić o nienawiści, ale nie była w stanie mu przebaczyć. Poprawa nastąpiła wtedy gdy dojrzała do tego by mu przebaczyć. Skończyły się reakcje płaczem na jego wspomnienie, psychotropy przestały być niezbędne na co dzień. A odpowiadając na pytanie co gorsze. To trudno porównywać. Ale nienawiść, choć jest czymś złym, to jednak świadczy o problemie domagającym się rozwiązania, a obojętność to już rozwiązanie problemu, tyle że złe rozwiązanie. To tak jak z bólem zęba domagającym się leczenia. Należy ząb wyleczyć i gdy wyleczony przestanie boleć to jest OK. Jeśli jednak bez leczenia przestaje boleć to znaczy że stał się martwy i prędzej czy później zacznie się proces rozkładu. Więc chyba jednak obojętność będzie gorszym rozwiązaniem.
A
ALA
7 lutego 2015, 09:37
Nie krytykuj porzuconych że nie mogą przebaczyć. Pzebaczenie to proces, który może trwać bardzo długo. Tym dłużej, im dłużej trwało małżeństwo.
A
anonim
7 lutego 2015, 10:11
To co Ty nazwałaś krytyką ja uważam za zwykłe stwierdzenie faktu. Masz rację że przebaczenie to proces który może trwać bardzo długo. W dodatku zależy on od wielu różnych czynników i nie znając ich nie mam zamiaru osądzać porzuconych. Zwłaszcza, że nawet Kościół nie mówi że absolutnie muszą przebaczyć - Kościół wzywa do przebaczenia, ale jeśli ktoś nie potrafi to ma prawo nawet oddalić niewiernego małżonka i żyć w separacji. Nie zmienia to jednak faktu, że brak przebaczenia jest niszczący dla tego kto nie potrafi przebaczyć.