Nie żyje ks. Franciszek Kołacz, cicha legenda krakowskiego Kościoła
Nie żyje ks. Franciszek Kołacz. Zmarł w wieku 93 lat. Informację o jego śmierci podała w mediach społecznościowych parafia św. Józefa w Krakowie-Podgórzu. Nie jest jeszcze znana data pogrzebu.
Kim był ks. Franciszek Kołacz?
Franciszek Kołacz księdzem zostawał w warunkach mocno niesprzyjających - i ta trudna sytuacja nie zmieniła się przez wiele lat. Przed papieską pielgrzymką do Polski w 1987 roku SB miała go na liście księży niebezpiecznych i robiła wszystko, by go zniszczyć. Przez 27 lat był proboszczem krakowskiej parafii św. Józefa. Gdy przeszedł na emeryturę, uznał to za świetną okazję, by spełnić stare marzenie i pojechać na misje do Odessy. Blisko współpracował z ks. Franciszkiem Blachnickim, był twórca pierwszych kręgów Domowego Kościoła, a później przez wiele lat był moderatorem diecezjalnym i krajowym wspólnoty. Nie był celebrytą: pracował z mocą, ale po cichu. W 2018 roku został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.
- Myślę, że w jakiś sposób, choć trochę, posłużyłem Kościołowi. Niewiele, ale w miarę możności - podsumowywał swoje życie w jednym z wywiadów.
SB nie spuszczała go z oka. To go nie powstrzymywało
Urodził się w 1931 roku w podkrakowskim Łęgu, wsi dziesięć lat później przyłączonej do Krakowa. Wyświęcony w 1956 roku, należał do najliczniejszego rocznika swoich czasów: było ich dwudziestu pięciu. Historia początków jego kapłaństwa to część mało znanej historii zmagań polskiego Kościoła z komunistycznym systemem traktującym katolicyzm jak wroga.
Był na liście duchownych, którzy przed pielgrzymką Jana Pawła II do Polski w 1987 roku zostali uznani przez SB za niebezpiecznych, obok ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, ks. Adolfa Chojnackiego czy ks. Kazimierza Jancarza. W związku z tym był nieustannie inwigilowany, a z jego otoczenia werbowani byli agenci - zarówno świeccy, jak duchowni, oraz poddawany działaniu tzw. gier operacyjnych, których celem było zdyskredytowanie księdza przez rozsiewanie fałszywych informacji o jego moralności czy złym zarządzaniu finansami oraz skłócenie z przełożonymi.
Proboszczem u św. Józefa był 27 lat. "Początki były bardzo trudne"
Bycie proboszczem rozpoczął od... remontu piwnic. - W lutym 1978 roku przyszedłem do parafii św. Józefa. Oj, początki były bardzo trudne. Nie było gdzie uczyć, nie było gdzie mieszkać. Dwóch księży wikarych mieszkało na mieście. Na plebanii mieszkała dawna gospodyni z pomocnicą. Nie było salki, nie było się gdzie spotkać, nie było w ogóle miejsca, nawet w kościele nic się nie dało zorganizować, bo był ciemny i zimny - mówił w wywiadzie dla parafialnej gazety. Jak opowiadał, w piwnicach, gdzie wikary robił wigilię z młodzieżą, też było zimno i mokro. - Po ścianach w jednym pomieszczeniu lała się woda, a drugie było zamurowane. Wchodziło się od sąsiedniego budynku. Tak mi się wtedy spodobały te podziemia. Pomyślałem, że to jest rzecz, którą trzeba wykorzystać.
Potem przez kolejne 27 lat doprowadzał kościół i jego okolice do porządku - tak skutecznie, że obecnie to tętniąca życiem parafia i perełka w krakowskim krajobrazie.
Razem z ks. Blachnickim tworzył Domowy Kościół
Zaprzyjaźniony z twórcą Ruchu Światło-Życie, ks. Franciszkiem Blachnickim, włączał się w działanie Ruchu od samego początku. Przez czternaście lat, od 1996 do 2000 roku był moderatorem krajowym Domowego Kościoła - czyli "głównodowodzącym" rodzinnej gałęzi Ruchu na całą Polskę. Wcześniej, w latach osiemdziesiątych, służył jako moderator diecezjalny wspólnoty.
- W Krościenku, w 1972 roku, z ks. Blachnickim odprawiłem rekolekcje młodzieżowe. Mieliśmy z ks. Blachnickim bardzo bliski kontakt - opowiadał w wywiadzie dla gazety parafialnej z Czyżyn. Gdy został proboszczem w parafii św. Józefa, zaczął spotykać się z rodzinami i zakładać kręgi Domowego Kościoła. - To był czas entuzjastycznej pracy z Domowym Kościołem - podsumowywał.
O roli, jaką odegrał w ich życiu, opowiada wiele małżeństw ze wspólnoty DK. Historią związaną z ks. Kołaczem dzielili się m.in. Halina i Czesław Chytrowie, których przygoda z Ruchem zaczęła się w 1972 roku. - Tak prawdę mówiąc, na ludzi wyprowadzili nas dwaj Franciszkowie. Jeden, ks. Franciszek Blachnicki, nas zaszczepił, a drugi - ks. Franciszek Kołacz nas uformował - mówili w jednym ze świadectw. Opowiadali o "pobożnym oszustwie" ks. Kołacza i podstępie, dzięki któremu wysłał ich na pierwsze rekolekcje DK.
Bardzo pragnął zbliżać ludzi do Boga
- Zaproponował nam wyjazd na „wczaso-rekolekcje” do Krościenka. Przez kilka dni nie mogliśmy pojąć – gdzie są te „wczasy”, o których mówił nam ks. Kołacz? Żona nawet wzięła ze sobą strój kąpielowy - mówił pan Czesław. - Dopiero po kilku dniach nastąpiło olśnienie i miłe zaskoczenie, że nie są to „wczaso-rekolekcje”, lecz prawdziwe spotkanie z samym Bogiem. Zdaliśmy sobie wtedy sprawę z tego, że było to „pobożne oszustwo” ze strony ks. Kołacza - żartował. Jak podkreślali małżonkowie, to właśnie ks. Kołacz miał duży udział w ich wieloletnim życiu w stanie łaski uświęcającej.
- Gdy został moderatorem diecezjalnym, pragnął uczestników Domowego Kościoła bardzo zbliżyć do Pana Boga. Czynił to przez organizowanie jak najczęstszych spotkań członków ruchu, a każde spotkanie połączone było z Eucharystią - mówili małżonkowie. Jak wspominali, to właśnie za sprawą ks. Franciszka Kołacza w 1989 roku rozpoczęła się comiesięczna adoracja Najświętszego Sakramentu w kościele św. Józefa w Krakowie, która w nieco zmienionej formie i w innym miejscu odbywa się do dziś.
Na emeryturze spełnił swoje stare marzenie
Gdy skończył 75 lat i osiągnął wiek emerytalny, uznał to za świetną okazję, by pojechać na misje. Do Odessy, na Krym.
- W 2003 r. spędziłem część urlopu w Odessie - mówił w 2007 roku wywiadzie dla "Niedzieli". Poznał wtedy problemy nowopowstałej diecezji, obejmującym obszar wielkości Polski i mającej na pokładzie zaledwie trzydziestu kapłanów. - Wtedy zaświtała mi myśl, że jeśli Pan Bóg da zdrowie, to włączę się kiedyś do pracy w tej diecezji. (...) Kropkę nad „i” postawił Ojciec Święty Benedykt XVI, mówiąc do kapłanów w Warszawie: „Kapłani polscy, nie bójcie się opuścić waszego bezpiecznego i znanego świata, by służyć tam, gdzie brak kapłanów i gdzie wasza wielkoduszność przyniesie wielokrotne owoce”. Uznałem, że Papież mówi też do mnie. Gdy więc wiek emerytalny zwolnił mnie z obowiązków proboszczowskich, czym prędzej wyjechałem, by choć troszeczkę jeszcze być „misjonarzem”, spełniając dawne marzenia - opowiadał.
W 2018 roku za wybitne zasługi w pracy duszpasterskiej, propagowanie wartości patriotycznych i działalność społeczną został uhonorowany przez prezydenta Polski Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.
"Nagroda jest taka, że później można mieć mnóstwo wiernych przyjaciół"
- Gdyby mi dzisiaj przyszło wybierać, na pewno wybrałbym ten sam kierunek i to samo powołanie. Na pewno… Myślę, że w jakiś sposób, choć trochę, posłużyłem Kościołowi, niewiele, ale w miarę możności. Cóż, nie miałem na tyle zdolności, nie miałem możliwości kształcić się, uczyć, zdobywać stopni naukowych. - mówił w wywiadzie o swoim powołaniu. - Jeśli ten głos jest dość wyraźny, to trzeba iść i służyć… To jest wielka radość, a nagroda jest taka, że później można mieć mnóstwo wiernych przyjaciół.
Źródło: diecezja.pl / Niedziela / gosc.pl / rdk.krakow.pl / parafiaczyzyny.pl / mł
Skomentuj artykuł