Co z porzuconymi? Uwagi księdza
Zamieściliśmy na naszym portalu świadectwo porzuconego i kilka uwag od niego. Jest ono niewątpliwie poruszające. Domaga się jednak pewnego rodzaju "odpowiedzi". Nie chodzi tu o polemikę lecz o ukazanie perspektywy duszpasterza.
Jako kapłan już od wielu lat spotkam się z podobnymi zarzutami, jak we wspomnianym świadectwie. Trudno ocenić czy Kościół więcej się zajmuje porzuconymi czy porzucającymi. Nieraz trudno rozeznać kto jest kim. W powtórne związki wchodzą także porzuceni.
Chciałbym przy tej okazji powiedzieć, że w mojej praktyce duszpasterskiej miałem okazję dużo więcej czasu poświęcić osobom, które nie weszły w powtórne związki niż tym, które tak uczyniły. Myślę, że jest tak dlatego, iż mają one większą śmiałość w poproszeniu o rozmowę czy spowiedź.
Mają one taki sam przystęp do sakramentów i propozycji duszpasterskich, jak każdy inny "normalny" katolik. Natomiast, ci którzy żyją w nowych związkach, nie mają takich możliwości. Trudniej im np. zdecydować się na spowiedź, gdy wiedzą, że i tak nie uzyskają rozgrzeszenia. Stąd potrzebują czegoś specjalnego, specjalnego duszpasterstwa.
Rodzi się pytanie, czy nie powinny jednak powstawać specjalne propozycje duszpasterskie dla takich samotnych "porzuconych"? Być może. Ale pamiętajmy, że ludzie nie lubią być "stygmatyzowani". Wolą uchodzić za "normalnych". I mi się wydaje, iż lepiej by brali udział w "grupach", gdzie dba się o pełny rozwój chrześcijański, natomiast przy okazji mogą wtedy skorzystać ze zindywidualizowanego prowadzenia przez opiekuna danej wspólnoty.
Oczywiście mogę się mylić, ale praktyka wskazuje, że skupianie się tylko na jednym problemie i "kiszenie" się w środowisku sobie podobnych niekoniecznie prowadzi do dobrych rozwiązań.
Nikt nie chce odmawiać pomocy samotnym, cierpiącym po porzuceniu. Natomiast warto uświadomić im, że nie zawsze duszpasterz ich znajdzie, o ile sami się do niego nie zgłoszą.
Wydawałoby się, że grupa z etykietką "dla samotnych porzuconych" mogłaby ułatwić takie zgłoszenie. Praktyka pokazuje jednak, że nie zawsze tak jest.
Skomentuj artykuł