Co z porzuconymi? Uwagi księdza

(fot. John Keogh / flickr.com / CC BY-NC 2.0)

Zamieściliśmy na naszym portalu świadectwo porzuconego i kilka uwag od niego. Jest ono niewątpliwie poruszające. Domaga się jednak pewnego rodzaju "odpowiedzi". Nie chodzi tu o polemikę lecz o ukazanie perspektywy duszpasterza.

Jako kapłan już od wielu lat spotkam się z podobnymi zarzutami, jak we wspomnianym świadectwie. Trudno ocenić czy Kościół więcej się zajmuje porzuconymi czy porzucającymi. Nieraz trudno rozeznać kto jest kim. W powtórne związki wchodzą także porzuceni.

Chciałbym przy tej okazji powiedzieć, że w mojej praktyce duszpasterskiej miałem okazję dużo więcej czasu poświęcić osobom, które nie weszły w powtórne związki niż tym, które tak uczyniły. Myślę, że jest tak dlatego, iż mają one większą śmiałość w poproszeniu o rozmowę czy spowiedź.

Mają one taki sam przystęp do sakramentów i propozycji duszpasterskich, jak każdy inny "normalny" katolik. Natomiast, ci którzy żyją w nowych związkach, nie mają takich możliwości. Trudniej im np. zdecydować się na spowiedź, gdy wiedzą, że i tak nie uzyskają rozgrzeszenia. Stąd potrzebują czegoś specjalnego, specjalnego duszpasterstwa.

DEON.PL POLECA

Rodzi się pytanie, czy nie powinny jednak powstawać specjalne propozycje duszpasterskie dla takich samotnych "porzuconych"? Być może. Ale pamiętajmy, że ludzie nie lubią być "stygmatyzowani". Wolą uchodzić za "normalnych". I mi się wydaje, iż lepiej by brali udział w "grupach", gdzie dba się o pełny rozwój chrześcijański, natomiast przy okazji mogą wtedy skorzystać ze zindywidualizowanego prowadzenia przez opiekuna danej wspólnoty.

Oczywiście mogę się mylić, ale praktyka wskazuje, że skupianie się tylko na jednym problemie i "kiszenie" się w środowisku sobie podobnych niekoniecznie prowadzi do dobrych rozwiązań.

Nikt nie chce odmawiać pomocy samotnym, cierpiącym po porzuceniu. Natomiast warto uświadomić im, że nie zawsze duszpasterz ich znajdzie, o ile sami się do niego nie zgłoszą.

Wydawałoby się, że grupa z etykietką "dla samotnych porzuconych" mogłaby ułatwić takie zgłoszenie. Praktyka pokazuje jednak, że nie zawsze tak jest.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Co z porzuconymi? Uwagi księdza
Komentarze (160)
O
olle
15 lutego 2015, 13:56
Porzuceni małżonkowie to trędowaci z dzisiejszej Ewangelii. 
I
info
15 lutego 2015, 09:31
Przewodniczący Rady ds. Apostolstwa Świeckich Konferencji Episkopatu Polski napisał do prezydenta list otwarty. Treść listu opublikowano na łamach „Naszego Dziennika”. Ksiądz Biskup przestrzega, że “dokument zapowiada groźną rewolucję kulturową związaną z ideologią gender, jest zły i szkodliwy dla małżeństwa i rodziny”. “Chcemy, aby prezydent usłyszał i wziął pod uwagę głos katolików, których w Polsce jest przecież zdecydowana większość” – napisał ks. bp Dec.
J
Jan
14 lutego 2015, 08:04
Ojciec Święty Franciszek włączy dziś do kolegium kardynalskiego 20 nowych kardynałów. Podczas konsystorza publicznego wręczy każdemu nowo mianowanemu kardynałowi insygnia kardynalskie. W uroczystości, w Watykanie na zaproszenie papieża Franciszka, weźmie udział Benedykt XVI. Otrzymane podczas koncelebrowanej Mszy św. biret i pierścień, oznaczają gotowość do posługi Kościołowi i Chrystusowi aż do przelania krwi oraz umiłowanie Kościoła. Kolegium Kardynalskie tym samym liczyć będzie 227 członków, w tym 125 poniżej 80. roku życia, a zatem mogących wybierać papieża, i 102 liczących 80 i więcej lat. Uroczystości transmitować będzie TV Trwam. Transmisja rozpocznie się o godz. 11.00.
R
RV
14 lutego 2015, 08:06
Benedykt XVI przyjął zaproszenie Papieża Franciszka i weźmie udział w sobotniej uroczystości kreowania 20 nowych kardynałów, która odbędzie się bazylice watykańskiej. Także przed rokiem w konsystorzu publicznym obok Kolegium Kardynalskiego wziął udział Papież senior Benedykt XVI. Serdecznie powitany zasiadł on między kardynałami, a kiedy podszedł jego następca, powstał i na znak szacunku zdjął piuskę z głowy, pragnąc publicznie zaświadczyć, że jest tylko jeden Ojciec Święty.
M
M,
12 lutego 2015, 13:14
Jacek, nie przygotowałeś się znowu.
B
bis
11 lutego 2015, 07:46
~info 11:01:19 | 2015-02-08 To dlatego skasowano te komentarze że ks. Siepsiak staje sie purpurowy ze wstydu mam nadzieję czytając ponownie co napisał o swoim przełożonym o. Ziółku i o Sawie i co wyczyniał we Wrocławiu? ~Słaba  ~non 20:56:28 | 2015-02-07 Nie skasowano komentarzy. Jak przewiniesz wpisy "puste", które tu wrzuca ktoś specjalnie, to zobaczysz, że komentarze są. Po prostu cierpliwie przewiń. Odwiedza nas tu na forum osoba, która próbuje rozbijać dyskusje i stwarzać wrażenie, że komentarze zostały skasowane. Robi to w prosty sposób - wstawia literę na początku i końcu, a pomiędzy nimi puste linijki (czyli tyle "enterów", ile znaków może zawierać komentarz minus dwa, na literę początkową i końcową). Gdyby nie dawała liter na początku i końcu, to puste linijki zostałyby automatycznie wycięte i nie byłoby problemu pustych długich wpisów. Ostatnio ta osoba podczepiła jeszcze "komentarz do komentarza" i przerwa robi się 2 razy dłuższa. Jeśli będzie dodawać po 20 "komentarzy do komentarzy", to rozłoży całe forum. Z całą pewnością jest to celowe działanie. Moderacja powinna zadziałać, a tego nie robi (zgłaszałam kilkukrotnie). Proszę zgłaszajcie to również! A JA MYŚLĘ ŻE ROBI TO SAM KS. SIEPSIAK ABY NIE BYŁO ŁATWO ZOBACZYĆ KOMENTARZY KTÓRE MU SIĘ NIE PODOBAJĄ
S
Słaba
12 lutego 2015, 00:46
Daj spokój i nie "odrzewaj kotleta" nadzianego moim komentarzem. ;-) Te puste wpisy w tym wątku zostały dawno usunięte. A były też na innych wątkach (o innej treści i innych autorów).
M
Michał
10 lutego 2015, 21:48
Przeczytałem przywoływane świadectwo, teraz przeczytałem komentarz o. Siepsiaka. I tak się zastanawiam - czy takie bardzo rygorystyczne dzielenie ludzi, których małżeństwa się rozpadły, na porzuconych i tych którzy porzucili, jest właściwe... Nie wydaje mi się żeby rozpad JAKIEGOKOLWIEK małżeństwa był sprawą jednowymiarową. Sam odszedłem od żony - nie mówię tego, żeby się chwalić. Chcę tylko zwrócić uwagę, że z góry postrzegany jestem jako nieodpowiedzialny facet, który zostawił żonę i dzieci. I według ogólnie przyjętej retoryki moje dzieci stoczą się przez to na dno, a żona jest ofiarą potwora, który się z nią ożenił, a później mu się odwidziało i odszedł. Nikt niestety nawet nie zastanowi się, że małżeństwo się tak po prostu nie rozpada, że są jakieś powody, że każdą taką sytuację chyba jednak trzeba rozpatrywać indywidualnie. Dzielenie ludzi na porzuconych i tych, którzy porzucili tego nie ułatwia. Czy kobieta odchodząc od męża alkocholika, który ją bił jest tą, która porzuciła? Czy może jednak jest współuzależnioną, która ze swojego współuzależnienia próbuje się ratować? Czy ja wchodząc w związek małżeński bez żadnego przygotowania do podjęcia takiej decyzji (wiążącej na całe życie) po 8 miesiącach znajomości i poczęciu się dziecka, kierowany egoistycznymi pragnieniami mam trwać w błędzie, i wtedy będę odpowiedzialnym mężczyzną, czy może jednak kiedy postaram się naprawić swoje błędy to okażę się odpowiedzialny? Czy naprawdę musi nam tak łatwo przychodzić osądzanie i szufladkowanie ludzi? Czy w ogóle istnieją sytuacje, w których wysłuchając mężczyzny i kobiety ze związku, który się rozpadł, znajdzie się choć jedna sytuacja, w której będzie można powiedzieć, że tylko on/ona jest winny/winna?
P
pytek
10 lutego 2015, 22:24
[url]http://sychar.org[/url] [url]http://kryzys.org[/url] Za wiele złych rzeczy, które dzieją sie w małzeństwie odpowiedzialne są zazwyczaj obie strony, tylko w skrajnych przypadkach jest inaczej. Za odejscie, porzucenie, czy założenie nowego zwiazku juz NIE. Odpowiada za to ta strona, która się tego dopuszcza. Proszę nie wrzucac tutaj "do jednego worka" maltretowanej przez męża zony, której Kosciół dla jej bezpieczeństwa zezwala na separację i np. nieodpowiedzialnych męzów opuszczających swe żony dla jakiegos ich "widzimisię". Jeśli chcesz wiedzieć na te tematy więcej, skorzystaj z powyższych linków. Tam znajdziesz osoby z podobnymi problemami. Zapraszam.
A
aka
10 lutego 2015, 23:11
kierowany egoistycznymi pragnieniami mam tkwić w błędzie??? To kiedy były te egoistyczne pragnienia - przed slubem, czy po - nie rozumiem? Bo porzucenie dziecka oczywiście egoistyczne nie jest.
10 lutego 2015, 23:50
Michale, pozwól ze rozwinę ten Twój wpis i zadam kilka retorycznych pytań. Począwszy od najważniejszego, po co był ten śłub w kościele? Tradycja, przymus, wstyd? Bo przecież odrzuciełś już wcześniej naukę Kościoła. Odrzuciłeś też Boga. Nie byłeś gotowy nie tyle na śłub, ile na rozpoczecie życia jak dorosły, czyli na intymny związek z kobietą. Na przyjęcie meskiej odpowiedzialność do konca swego życia i za nią i za dziecko, ktore winno być naie jakąś wpadką, tylko oczekiwanym i kochanym od początku. I co gorsza, skoro dziś publicznie szukasz winy w kobiecie, matce Twojego dziecka, to dalej nie jesteś dorosłym mężczyzną, tylko dzieckiem z hasłem "moja racja". I tu postawię kolejne pytanie, po co potrzebny jest dziś Tobie Kościół? Bo pisząc to co powyżej nie akceptujesz podstawowego prawa Koscioła - prawa miłości. Nie kochasz przecież żony, bo sie rozstaliście.
FM
Fuks MIrosław
14 lutego 2015, 22:01
Czy czasem nie mylimy odpowiedzialności z wiary za małżeństwo ktorej po prostu nie było przy zawarciu związku sakramentalnego z odpowiedzialnością w ogole.Gdzie związek sakramentalny jest tylko przystawką . 
FM
Fuks Mirosław
14 lutego 2015, 22:08
Czasem bywa że niespodzianki wychodzą po ślubue .Pobieramy sie jako niedoskonali .Dlatego Jezus daje nam siebie w tym sakremeńcie aby tak go prowadzić aby te nespoidzianki nas nie pogrążyły, a poewiem nawet pytaj się Jezusa przed decyzją .Małżeństwo sakramentalne to zupełnie coś innego niż małzeństawa rozumiame na sposób świecki.Pomieszanie tych dwócz znaczen sprowadza konflikt serc .  
P
pytek
15 lutego 2015, 00:51
Ciebie Mirosławie również zapraszam na powyższy portal :)
T
Tomek
16 lutego 2015, 08:50
nie zgadzam sie ze malzenstwo sie tak po prostu rozpada. Zawsze sa jakies powody, nawet jezeli nie umiemy ich zdefiniowac. Nasz mniejszy albo wiekszy wysilek zwieksza bezpieczenstwo utrzymania zwiazku i jego ogolny sukces ... musi byc on tez priorytetem ... normy w/s zawierania malzenstw byly ustalone dla naszego dobra i bezpieczenstwa ...  
S
Słaba
10 lutego 2015, 21:40
Ja nie mam nic przeciwko duszpasterstwu niesakramentalnych. Ale bardzo się dziwię, że przy okazji takiego duszpasterstwa, nie widać (i to bardzo wyraźnie) wielkiej potrzeby duszpasterstwa małżonków rozseparowanych. Przecież conajmniej jedno z niesakramentalnych jest z punktu widzenia Kościoła "małżonkiem rozseparowanym". I zapewne coś słyszy w swoim duszpasterstwie na temat tego, czego wymaga życie sakramentem małżeństwa z tym rozseparowanym małżonkiem (wychowanie wspólnych dzieci, pomoc w sytuacji ciężkiej choroby - to minimum). Wychowanie wspólnych dzieci i pomoc wiąże się (poza wyjątkowymi sytuacjami) z jakimiś kontaktami z małżonkiem sakramentalnym. Więc chyba niesakramentalni otrzymują jakieś wskazówki, co do kształtu tych kontaktów. Naprawdę nie nasuwa to duszpasterzom myśli, że (conajmniej!) analogiczną pomoc duszpasterską powinni otrzymać małżonkowie rozseparowani samotni, związani z tymi parami niesakramentalnymi?
S
Słaba
10 lutego 2015, 21:50
Bardziej szczegółowe pytania, którymi powinno się zająć duszpasterstwo małżonków rozseparowanych, zamieściłam we wcześniejszym komentarzu, który jest dużo niżej. Myślę, że refleksja nad określeniem - czym powinno być życie sakramentem małżeństwa w warunkach separacji, jest kluczowa zarówno dla duszpasterstwa rozwiedzionych samotnych, jak i niesakramentalnych.
10 lutego 2015, 23:55
Słaba - pierwszym pytaniem jest (zapewne to tez napisałaś) czym jest miłośc. Takze w sepracji. Bez tego nic dalej sie nei wyjasni. Zauważ, jak dziś wygląda miłość. Uczucie (płomiene) i tyle. A gdzie np. poświecenie sie dla drugiego człowieka, gdzie nie szukanie swego czy chocby wybaczenie. Cały sw Paweł zadnie po zdanie powinien zostać przerobiony, bo tam jest odpowiedź. Ale przecież teraz ludzie wiedza lepiej od jakiegoś tam świętego sprzed wieków.
S
Słaba
11 lutego 2015, 00:57
Nie napisałam pytania - czym jest miłość? Założyłam (słusznie lub niesłusznie), że ludzie dyskutujący o potrzebie duszpasterstwa osób rozwiedzionych samotnych, już mają za sobą pewną drogę w poznawaniu, czym jest miłość. :-) Przeklejam mój wpis, o którym mówiłam (w doklejonym komentarzu - tu się nie zmieścił). Możesz się wypowiedzieć - ty i inni - chętnie przeczytam.
S
Słaba
11 lutego 2015, 01:01
To mój wcześniejszy wpis: Ojcze Jacku! Duszpasterstwo specjalistyczne osób rozwiedzionych samotnych (nie tylko porzuconych) jest potrzebne. Nie mówię w tej chwili o grupach wsparcia. Mówię o ośrodku, który zająłby się w sposób mądry i fachowy nauczaniem wiernych - publicznym i indywidualnym, o tym, jak żyć sakramentem małżeństwa w warunkach separacji. Także w warunkach separacji, gdzie druga strona jest w związku niesakramentalnym. Obecnie jest zamieszanie w tej sprawie w Kościele. Jedni księża mówią to, inni co innego. Można dostawać pouczenia sprzeczne ze sobą. Zwłaszcza w kwestiach: Jakiego typu kontakty utrzymywać i czy utrzymywać, żeby nie tworzyć związków bigamicznych, czy związków będących "trójkątami emocjonalnymi"? Czy elementy "rodziny patchworkowej" - np. przyjaźń i ciocio-wujkowanie dzieciom są, w tym przypadku, dobrem, czy złem? Czy jest obowiązek okazywania dezaprobaty? Czy jest obowiązek upominania? Czy należy modlić się o powrót małżonka, jeśli trwa on w innym związku, gdzie np. są dzieci? Czy w takim przypadku wolno modlić się o powrót małżonka? Co zrobić z uczuciem słusznego gniewu? Czy jest złem, czy dobrem, gdy takiego uczucia nie ma, bo np. małżonkowie nie dawali rady ze sobą żyć już wcześniej? Czego wymaga wierność w takim przypadku (poza wiernością czysto seksualną)? Np. serdeczna przyjaźń z osobą płci przeciwnej jest piękna i dobra, ale powoduje oddalenie od małżonka i obniża zainteresowanie naprawą małżeństwa. Czy jest obowiązek zgłaszania separacji w sądach kościelnych? Czy powinno się zgłosić sprawę o orzeczenie nieważności małżeństwa, żeby uniknąć niezdrowej sytuacji uwiązania do jakiejś rodziny" (niesakramentalnej)? Czy jest dobre udowadnianie "niezdolności psychicznej" przed sądem kościelnym, osobie z którą próbowało się kiedyś stworzyć wspólnotę w miłości i zaufaniu? Czy jest to nadużycie zaufania i dyskrecji? itd. itp.
11 lutego 2015, 08:13
Odnoszę wrazenie i tu na forum, ale przede wszystkim w realnym życiu, iż pojęcei "miłość" zostało redefiniowane i oznacza wyłącznie emocje, uczucie. Przyjmując taką definicje, oczywistą prawdą jest, iż np. po kilku latach małżeństwa takowa emocjonalna miłośc moze wygasnąć. Bo ludzie dojrzewają. Tyle tylko, iż Ewangelia mówi o innym rodzaju miłosci, pieknie zdefiniowanej w Pawlowym Hymnie. Brak przyjęcia tej ewangelicznej definicji miłości to początek problemów, takze tych małżeńskich.
11 lutego 2015, 08:29
Zadajesz bardzo szczegółowe pytanie, na które bez konkretnego przypadku w cześci nie ma sensu dywagować. Ale np. problem modlitwy o powrót, a dzieci jest opisany w Ewangelii. Nikt (nawet małe dzieci) nie mogą stać na przeszkodzie drogi świętości, czyli odrzucenia grzechu. I nie wolno dzieci wykorzystywac jako argumentów za życiem w grzechu. Upominanie - tak. Ale również uznanie wolności do grzeszenia. Ale nazywanie rzeczy po imieniu, nawet kosztem obrazy czy gniewu. Juz wiele razy pisałem, jezeli ktoś uważa iz nie zawarł małżeństwa, powinien pójśc do sądu nim zacznie "nowe" życie. Bo inaczej powstaje pytanie, na ile badanie nieważności zawarcia małżeńśtwa jest ukrytym kościelnym rozwodem. Przyjaźnie, takze z płcią przeciwna są dobra, o ile nie są kosztem małżeństwa. I oczywiście, ze zdrada to nie tylko seks, stąd musi byc rozwaga i umiejetność zachowania dystansu w przyjaźni. Patchwork w rodzinie jest patologią rodziny. Zawsze. A juz w szczególności w kilkukrotnych zmianach "ojców czy matek". Dziecko od urodzenia musi wychowywać sie w stabilnym małzeństwie, bo inaczej pojawiaja sie problemy. Zauważ np. plagę dignozowania ADHD. A to schorzenie poza faktycznymi stosunkowo rzadkimi przypadkami neurologicznymi jest schorzeniem rodziny. Tak samo, jak część przypadków zdiagnozowanego Aspargera. O pladze dys.... nie wspominajac. Bo to też są choroby rodziny.
.W
...ciągle w drodze...
11 lutego 2015, 09:04
Istnienie tej właśnie listy pytań, którą można poszerzyć o kolejne pytania wspólne dla porzuconych, ale wiernych przysiędze małżeńskiej jest właśnie uzasadnieniem dla potrzeby tworzenia specjalistycznych duszpasterstw. Wiele z tych pytań domaga się odpowiedzi na gruncie wiary, wiele odpowiedzi zaś wymaga interpretacji w kontekście doświadczeń konkretnego małżeństwa. Wielu porzconych potrzebuje też opieki duszpasterskiej, by wytrwać w swoim postanowieniu. Problem praktyczny: nastoletni syn, który bardzo cierpi z powodu porzucenia rodziny przez ojca, twierdzi, że chce ojcu wybaczyć, ale nie zrobi tego, dopóki tamten nie przeprosi (tak jak w przypowieści o synu marnotrawnym, gdzie mądry ojciec czeka na nawrócenie syna). Stale "walczy" z ojcem i nawet słowo "ojciec" nie przechodzi mu przez gardło, woli nazywać go np. "ten pan". Widać jednak, że ten brak wybaczenia niszczy syna, niszczy relację z ojcem, syn jawnie i coraz brutalniej występuje przeciw ojcu, a winien mu przecież okazać szcunek należny rodzicowi? Czy IV przykazanie "Czcij ojca swego i matkę swoją" zakłada jakoś warunek? Czcij jeśli jest w porządku? Jeśli przeprosi? Co ma zrobic w takiej sytuacji matka? To praktyczny przykład problemów, w których szukać należy odpowiedzi na wiele z pytań postawionych przez Słabą. Próby poszukiwania tych odpowiedzi nie na gruncie wiary prowadzą na manowce i trzeba mądrych pasterzy, żeby nie pobłądzić. Specjalistyczne duszpasterstwo jest potrzebne.
11 lutego 2015, 09:45
To pódźmy dalej, taka zadra grzechu cudzołostwa zostaje na całe życie dziecka. Nawet jak wybaczy, to rany dzieciństwa wracją. Choćby przypadkiem, choćby po pogrzebie ojca, kiedy cała prawda wychodzi na jaw, bo rodzina nagle "przypomina" sobie, jak było naprawdę. Kiedy okazuje się, że ojciec chciał sie pogodzić tylko dlatego, aby pokazać swoim sąsiadom jakim jest kochajacym ojcem. Kiedy na pogrzebie ksiadz wychwala ojca za działanie na rzec dzieci, obcych dzieci. A jego własne dorosłe już dzieci siedzą i niewiedzą, czy trzasnać drzwiami i wyjśc z koscioła, bo nimi się nigdy nie interesowal. A czaru goryczy dopełnia ostatnia cywilna wdowa, która najpierw ukradła ojca, a teraz oskarża jego dzieci o wszystko co najgorsze i robi wszystko, aby te dzieci zniszczyć. Dla marnych kilku groszy ze spadku. To nie jest scenariusz filmowy, to jest skutek grzechu. Jednego "niewinnego" rozwodu, obciążajacy pokolenia. W tym wypadku to już nie tyle żonie, ale tym dzieciom potrzebne jest wsparcie duszpasterskie. Aby pogodziły swoje zycie choćby z IV przykazaniem. Bo to nie jest takie łatwe.
A
anonim
11 lutego 2015, 10:57
Spróbuję odpowiedzieć na Twoje pytania. Szkoda że dla wygody nie ponumerowałaś ich. 1. Jakiego typu kontakty utrzymywać i czy utrzymywać, żeby nie tworzyć związków bigamicznych, czy związków będących "trójkątami emocjonalnymi"? Mnie zawsze uczono, że dla obojga małżonków niedopuszczalne są jakiekolwiek inne związki z płcią przeciwną. Bo zawsze stanowią potencjalne zagrożenie. I nawet gdy są czyste to wzbudzają niepokój u małżonka. A dla otoczenia są zródłem plotek i zgorszenia. W związku z tym nie do przyjęcia są wyjścia do kina, teatru itp czy chocby na kawę. 2. Czy elementy "rodziny patchworkowej" - np. przyjaźń i ciocio-wujkowanie dzieciom są, w tym przypadku, dobrem, czy złem? Nie bardzo rozumiem o co konkretnie Ci chodzi. Przyjazne i życzliwe traktowanie nawet nieprzyjaciół nie jest złem. 3. Czy jest obowiązek okazywania dezaprobaty? Czy jest obowiązek upominania? Wg mnie przynajmniej w stosunku do bliskich osób jest taki obowiązek. Należy jednak pamiętać o celu, czy chodzi o to aby samego siebie dowartościować i odfajkować okazanie dezaprobaty i napomnienie, czy chodzi jednak o to aby spowodowało to przemianę u tej drugiej osoby. 4. Czy należy modlić się o powrót małżonka, jeśli trwa on w innym związku, gdzie np. są dzieci? Czy w takim przypadku wolno modlić się o powrót małżonka? Sądzę że przede wszystkim należy się modlić o to by małżonek się nawrócił i zerwał z grzechem. Gdy trwa on w związku mając dzieci to nie należy modlić się o jego natychmiastowy powrót bo byłoby to równoznaczne z modliitwą o to by wyrządzał zło kolejnym osobom. Raczej należałoby modlić się o to by nie wyrządzał krzywdy kolejnym osobom. 5. Co zrobić z uczuciem słusznego gniewu? Jeżeli gniew jest słuszny (a może być słuszny) to nie należy sobie tego wyrzucać. Należałoby jednak pilnować się aby ten słuszny gniew nie przeradzał się w nienawiść czy w życzenie zła. cd
A
anonim
11 lutego 2015, 10:58
cd 6. Czy jest złem, czy dobrem, gdy takiego uczucia nie ma, bo np. małżonkowie nie dawali rady ze sobą żyć już wcześniej? Sam brak gniewu nie jest złem czy dobrem samym w sobie. To zależy od tego z czego to wynika. 7. Czego wymaga wierność w takim przypadku (poza wiernością czysto seksualną)? Np. serdeczna przyjaźń z osobą płci przeciwnej jest piękna i dobra, ale powoduje oddalenie od małżonka i obniża zainteresowanie naprawą małżeństwa. Póki małżonkowie trwają ze sobą kontakty z płcią przeciwną są niedopuszczalne (pisałem już wyżej). W sytuacjach kryzysowych nie tylko kuszą nie podejmowaniem wysiłku naprawy, ale jeszcze zniechęcają drugą stronę odbierającą to jako zagrożenie czy dowód niewierności. 8. Czy jest obowiązek zgłaszania separacji w sądach kościelnych? Zaskakujesz mnie. Zawsze byłem przekonany, że rozstanie się małżonków to ani nie rozwód ani nie separacja, a z rozwodem czy z separacją mamy do czynienia dopiero po wyroku sądowym. 9. Czy powinno się zgłosić sprawę o orzeczenie nieważności małżeństwa, żeby uniknąć niezdrowej sytuacji uwiązania do jakiejś rodziny" (niesakramentalnej)? Absolutnie nie. Sprawę o orzeczenie nieważności powinno się zgłaszać wtedy gdy uważa się iż małżeństwo jest lub może być nieważnie zawarte. A nie po to by unikać jakiejś niezdrowej sytuacji, czy wręcz próbować uzyskać "rozwód". cdn
A
anonim
11 lutego 2015, 10:59
cd 10. Czy jest dobre udowadnianie "niezdolności psychicznej" przed sądem kościelnym, osobie z którą próbowało się kiedyś stworzyć wspólnotę w miłości i zaufaniu? Czy jest to nadużycie zaufania i dyskrecji? Tu istotna jest precyzja więc uzupełnię. Nie ma czegoś takiego jak "niezdolność psychiczna". Tobie zapewne chodziło o niezdolność do podjęcia istotnych obowiązków małżeńskich "z przyczyn natury psychicznej". I jeżeli coś takiego występuje to taka osoba jest niezdolna do zawarcia małżeństwa! Nie ma więc kwestii czy dobrym jest udowadnianie tego bo najzwyczajniej nie ma małżeństwa skoro osoba jest niezdolna do jego zawarcia! I nie jest to żadne nadużycie zaufania czy dyskrecji. Złem oraz nadużyciem zaufania i dyskrecji byłoby tendencyjne ujawnianie słabych stron czy krepujących faktów w celu takiego tendencyjnego przedstawienia obrazu danej osoby aby została ona uznana za niezdolną.
A
anonim
11 lutego 2015, 11:32
Zauważ np. plagę dignozowania ADHD. A to schorzenie poza faktycznymi stosunkowo rzadkimi przypadkami neurologicznymi jest schorzeniem rodziny. Tak samo, jak część przypadków zdiagnozowanego Aspargera. O pladze dys.... nie wspominajac. Bo to też są choroby rodziny. --- Zamiast wypisywać osmieszające katolicyzm głupstwa wez się lepiej dokształć. Jeszcze tylko brakuje abyś oznajmił że choroby nowotworowe to też choroby rodziny. Dokładne przyczyny ADHD, zespół Aspergera oraz wszelkie dys... nie są znane, ale powszechnie uznaje się iż na ogół są one wynikiem zaburzeń a nawet defektów czy uszkodzeń neurologicznych  spowodowanych różnymi przyczynami (nawet o podłożu genetycznym).
S
Słaba
11 lutego 2015, 16:05
W punkcie pierwszym chodziło mi o kontakty z małżonkiem sakramentalnym, będącym w innym związku. To już jest niezdrowa sytuacja - "trójkąta" (w gorszych przypadkach "wielokąta").
A
anonim
11 lutego 2015, 20:08
OK, poprzednio zrozumiałem inaczej. Kontakty z małżonkiem sakramentalnym będącym w innym związku? Sądzę że jeżeli porzucający jest chętny do utrzymywania kontaktów to osoba porzucona powinna je utrzymywać, szczególnie jeżeli mają dzieci. A jeśli osoba porzucająca nie chce utrzymywania kontaktów to osoba porzucona nie powinna do nich dążyć na siłę - chyba że właśnie są dzieci. Sytuacja rzeczywiście niezdrowa. Więc należy odpowiednio ustawiać poziom i rodzaj kontaktów, np. bez "zabawy" w małżeństwo na pół etatu, i bezwzględnie bez jakiejkolwiek erotyki czy seksu póki wiarołomca nie zerwie z osobą trzecią i nie powróci do małżonka.
P
pytek
11 lutego 2015, 20:52
W swoim poście przedstawiłaś (-aś ;) dość często występujący problem stosunku (nie)pełnoletniego syna do swego nieobecnego w życiu rodziny ojca. Problem jest dość powszechny i zarazem bardzo poważny. A wbrew pozorom nie chodzi w nim o tymczasowe relacje syn-ojciec, co o długotrwałe następstwa tej sytuacji dla syna. Ten stan jest oczywiście nieprawidłowy. Syn nie powinien być mentorem swego ojca, a "cześć" z czwartego przykazania nie jest obwarowana jakimiś prerogatywami. Czcić ojca, jak i matkę swoją powinniśmy zawsze, bo tak nakazał nam Bóg i to jest dla nas DOBRE. Oczywiście ta zła relacja syn-ojciec nie jest wynikiem jednostkowego wydarzenia, ona tworzy się latami, często z (nie)świadomym  przyzwalaniem na to matki tego dziecka. Lecz jakie by nie były stosunki pomiędzy matką a ojcem w tej rodzinie, to mądra Kobieta bedzie zawsze inspirowała dziecko do kontaktów z jego ojcem i zacieśniania więzi między nimi. Matka nie jest w stanie SAMA dobrze wychować nastoletniego syna, chłopiec do prawidłowego rozwoju musi mieć męski wzorzec. Jesli nie odnajdzie go w ojcu, to wtedy nastolatek najczęściej gubi się szukając erzaca "gdzie popadnie". No cóż, sprawy rozbitych rodzin nie są wcale łatwe.
.W
...ciągle w drodze...
11 lutego 2015, 21:27
Dzięki za odpowiedź - na Sychar zawsze można liczyć :) Żeby jednak jeszcze trochę skomplikować: syn jest obecny w Kościele, dojrzewa w wierze i twierdzi, że także Bóg-Ojciec - nim wybaczy - oczekuje żalu za grzechy, postanowienia poprawy, wyznania grzechów (w sakremencie pokuty). Skoro więc - mówi syn - modlimy się: "...odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy..." to powinniśmy stosować ten sam schemat w relacjach z tymi, którzy wobec nas zawinili. Ojciec natomiast dawno odszedł od Kościoła i stał się Bogiem sam dla siebie. Uwalniajac się od rodziny cieszy się, że pozbył się problemów i obowiązków, zrezygnował z praw rodzicielskich, nie dąży do kontaktu z dziećmi i widuje się z nimi kilka/kilkanaście razy w roku - jak mu się zachce...  Czy ta komplikacja wpływa na Twoje stanowisko? A na koniec, żeby rozwiać wątpliwości co do mojej płci, oświadczam: po odejściu małżonka pełnię role ojca i matki, a po przyjęciu przez parlament uchwały w sprawie ratyfikacji konwencji "antyprzemocowej" moją "społecznokulturową" płeć określę jako "rodzic harujący" ;) - wcześniej jednak byłam kobietą :) - gratuluję wyczucia niuansów :).
P
pytek
11 lutego 2015, 22:11
Przebaczenie które możemy zaoferować każdemu kto nas skrzywdził nie zależy od postawy krzywdziciela (on do tego nie musi się "naprawiać"). To przebaczenie jest bardzo trudne, nie zawsze musimy je komunikować krzywdzicielowi (czasami nawet nie powinniśmy). Ale wewnątrz siebie zawsze powinnismy wybaczyć. Ojciec ... jaki on jest naprawdę wie tylko Pan Bóg. My widzimy tylko niektóre przejawy, sądzimy często powierzchownie. Mądra matka swych dzieci będzie zachęcała ich ojca do pełniejszego uczestnictwa w ich życiu. To na dłuzszą metę przyniesie naprawdę dobre owoce. Choć wiem, że to trudne, to wiem zarazem iż możliwe. Niech Pan Bóg Cię prowadzi na tej trudnej drodze. A Kobietą wciąż jesteś :)
A
anonim
11 lutego 2015, 22:52
A na koniec, żeby rozwiać wątpliwości co do mojej płci, oświadczam: po odejściu małżonka pełnię role ojca i matki, a po przyjęciu przez parlament uchwały w sprawie ratyfikacji konwencji "antyprzemocowej" moją "społecznokulturową" płeć określę jako "rodzic harujący" ;) - wcześniej jednak byłam kobietą :) --- Kapitalne :-))) Gratuluję :-))) Obyś jak najrzadziej musiała aktualizować swoją płeć społecznokulturową i nie przeistaczała się przy tym z delikatnej kobiety w gruboskórnego babochłopa ;-)
S
Słaba
12 lutego 2015, 00:25
I jeżeli coś takiego występuje to taka osoba jest niezdolna do zawarcia małżeństwa! Nie ma więc kwestii czy dobrym jest udowadnianie tego bo najzwyczajniej nie ma małżeństwa skoro osoba jest niezdolna do jego zawarcia! Z tym "najzwyczajniej" to nie tak prosto. Dopóki sąd nie orzekł nieważności, to małżeństwo jest traktowane jako ważnie zawarte. A żeby sąd orzekł, to trzeba jakieś argumenty i fakty przedstawić, bo oni raczej nie mają wiedzy "wlanej" na ten temat. No i to będzie właśnie "ujawnianie słabych stron i krępujących faktów", które się poznało w sytuacji bliskośc i zaufania. Bardzo przykra sprawa, nawet jeśli nie ma intencji tendencyjności, tylko bezradność i desperacja. A do tego człowiek wewnętrznie uczciwy zwykle nie jest pewien, czy to wszystko rzeczywiście oznacza "trwałą" niezdolność do podjęcia obowiązków...
A
anonim
12 lutego 2015, 03:58
Oczywiście że póki sąd nie wyda orzeczenia to małżeństwo jest traktowane jako ważnie zawarte. Mówiąc najzwyczajniej chodziło mi o stan faktyczny a nie o to jak jest traktowane małżeństwo - a przecież najzwyczajniej nie ma małżeństwa skoro osoba jest niezdolna do jego zawarcia. No i oczywiście ujawnianie słabych stron itp nie będzie żadną przyjemnością. Ale nie będzie żadnym nadużyciem zaufania. Przecież to nie składający wniosek decyduje czy to wszystko rzeczywiście oznacza trwałą niezdolność więc skąd wątpliwości. Przecież to sąd musi rozważyć i orzec, a wnioskujący ma jedynie przedstawiać fakty. Ale rozumiem że człowiek wewnętrznie uczciwy może mieć rozterki czy aby szczerze przedstawia obiektywną prawdę bez naginania jej i ubarwiania stosownie do potrzeb orzeczenia nieważności. Ale takie rozterki są nie do uniknięcia i można je jedynie minimalizować.
.W
...ciągle w drodze...
12 lutego 2015, 12:50
Bóg zapłać Pytku-Odpowiadaczu ;). Twoje odpowiedzi odbieram jako bardzo wyważone, "pełne" (w sensie głębokości refleksji) i przekonujące. Widać przez nie Twoje duże doświadczenie. Niech Cię Pan błogosławi i strzeże :)
.W
...ciągle w drodze...
12 lutego 2015, 13:08
Bycie kobietą, gdy nie ma mężczyzny przy boku, jest trudne. Wydaje mi się, że przez kontrast definiuje się niejako pozycja kobiety: jeśli on jest silny - ona może pozwolić sobie na delikatność, jeśli on przepuszcza ją w drzwiach - ona może czuć się damą, jeśli on jest odpowiedziany za rodzinę i jej byt - ona może puścić wodze fantazji i dodać blasku ich wspólnemu życiu.  Bez mężczyzny kobieta jest trochę "ułomna".  Wszystko jednak jest możliwe w Panu i dzięki jego łasce, a kluczem może być zapatrzenie w Maryję.
KD
kurs dla małżeństw?
10 lutego 2015, 18:32
TomaszL zamieścił informację o Tygodniu Małżeńskim organizowanym w jednej z diecezji, gdzie zabrakło miejsca dla porzuconych małżonków, ale znalazły się prelekcje dla par niesakramentalnych. Takich "kwiatków" jest więcej. Oto na przykład są organizowane w różnych parafiach tzw. "Kursy dla małżeństw". Chwalebna inicjatywa w dobie masowych rozwodów, ale jest jedno tzw. 'ale'. W zapowiedziach o kursie znaleźć można informację:  "Weekend jest skierowany do wszystkich par małżeńskich bez wyjątku, z większym lub mniejszym stażem małżeńskim, także par niesakramentalnych...'' http://kursnamilosc.pl/weekend-malzenski-w-bialej-podlaskiej/ Podaję tu tylko jeden przykład, ale znalazłam więcej takich kursów, gdzie dla organizatorów (i parafii) nie ma znaczenia, czy biorą w nich udział małzeństwa, czy konkubinaty. Jak to rozumieć?
10 lutego 2015, 19:06
Przecież w drugmi wątku pisalem dokładnie iżKościół Katolicki w większosci nie wierzy juz w nierozerwalność małżeństwa. Pozostaly niedobitki, często takimi niedobitkami są ludzie, którzy wbrew swiatu, podszeptom najbliższych, pozostają wierni swemu małżeństwu. Takze w kryzysie, czy osamotnieniu. Zostałem wychowany, i wychowałem swoje dzieci, w szacunku dla Sakramentu Małżeństwa. I wiem, że dzieciom zrobiłem krzywdę, bo teraz tylko "nawiedzeni" sie tym Sakramentem, danym słowem, wiernością i miłością do grobowej deski przejmują. Wiekszośc dziś mówi o nierozerwalności małżeństwa, jak o abstrakcji, czymś niemożliwym do zrealizowania. Stąd uznaje się, iż istnieją jakies bliżej nieokreślone małżeństwa niby katolików. Bo się kochaja, bo dzieci, bo tamto już nie do uratowania. Tyle, że to nie tak. Bo kryzys małżeństwa jest pochodną kryzysu wiary. Dla faktycznie wierzącego nie ma takiego pojęcie małżeństwo sie nie udało. Bo gdy założyć takie podejście, to znaczy wprost iż Kościół sie nie udał. A dalej to juz lepiej nie napiszę.
A
anonim
10 lutego 2015, 20:56
I wiem, że dzieciom zrobiłem krzywdę, bo teraz tylko "nawiedzeni" sie tym Sakramentem, danym słowem, wiernością i miłością do grobowej deski przejmują. --- Nieprawda. Nikt tu nie nazywał nawiedzonymi tych którzy uznają nierozerwalność małżeństwa. To jest wyłącznie kolejne Twoje kłamstwo. Gdyby to co piszesz było prawdą to bardzo łatwo mógłbyś to pokazać podając przykład potwierdzający. Ale oczywiście nie jesteś w stanie... A skoro masz pełną świadomość tego co piszesz to zggodnie zTwoją nomenklaturą najzwyczajniej kłamiesz...
10 lutego 2015, 09:03
Pewnei sie powtórzę, ale warto. Osoby rozwidzione, zyjące w wierności i miłośzici do swego małżonka są na drodze świętości. Wymagaja pomocy i troski Kościoła, bo są obecnie narażone na wiele pokus oraz na ataki wszystkich tych słabych ludzi, którzy nie umiejąc zapanować nad swoimi grzechami wyrobili sobie doskonałe alibi - wszyscy grzeszą. Jak w ich otoczeniu pokazuje się osoba, która życiem (a nie potokiem słow) pokzuje, iż można żyć w wierności Bogu, to zaczyna sie furiacki atak. To widać i tutaj, na forum. Ale to widać takze w realnym zyciu. Wiele sie bajdurzy o sytuacji rozwiedzionych w powtónych związkach. Ale przecież sami z włąsnej wolnej woli się w takiej sytuacji postawili. Sami, dobrowolnir odrzucili Boga. A sytuacja ludzi, którzy zostali porzuceniu, często bez srodków do życia, nie jest ich decyzją. Komu więc trzeba najpierw pomóc? Głośno ostatnio krzyczącym o "miłosierdziu" grzesznikom, czy tym cichym, żyjacym świętością dnia powszedniego?
A
anonim
10 lutego 2015, 10:45
Osoby rozwidzione, zyjące w wierności i miłośzici do swego małżonka są na drodze świętości. [...] Jak w ich otoczeniu pokazuje się osoba, która życiem (a nie potokiem słow) pokzuje, iż można żyć w wierności Bogu, to zaczyna sie furiacki atak. To widać i tutaj, na forum. --- TomaszL, a niby w którym wpisie następował ten furiacki atak na te osoby żyjące w wierności? Podaj przykłady! Ale konkretnie! Bo ja twierdzę, że kłamiesz; twierdzę że jesteś kłamcą, który w furiackim ataku pluje jadem nienawiści na tych którzy śmieli nie podzielać Twojego zdania... Gdybyś podał KONKRETNE przykłady tego rzekomego furiackego ataku na osoby żyjące w wierności to odwołałbym to co napisałem a nawet Ciebie przeprosił. Ale brak podania takich przykładów będzie jedynie świadczył o tym że miałem rację... Ale skoro w swoim ślepym fanatyzmie pozwalałeś sobie nawet oznajmiać, że adhortacja FC była owocem synodu niedouczonych biskupów, a św. JPII to taki niedouczony święty, to czegóż innego możnaby się po Tobie spodziewać... To przecież Ty, jako mający maturę z religii, po utracie wiary przez Kościół stałeś się ostatnim strażnikiem depozytu wiary... przynajmniej w swoim umyśle :-(
.W
...ciągle w drodze...
10 lutego 2015, 12:38
Co upoważnia Cię anonimie do agresywnego zachowania? Poczułeś się osobiście dotknięty? Niedobrze... Może trochę usposobi Cię to jednak współczucia innym dotkniętym - wiernym porzuconym? niektórzy nagle, bez dania im szansy, zostawieni z komunikatem z ust najbliższej osoby: "już nie kocham", "życie z Tobą to była udręka", a w głowie wciąż jeszcze echo słów: "...nie opuszczę, aż do śmierci". W takich chwilach chce się nieistnieć, nigdy "niebyć" - ani wcześniej, ani teraz, ani w przyszłości, ale życie woła - praca, problemy i obowiązki wcześniej dzielone na dwoje, czasem jeszcze rozpacz porzuconych dzieci. Ta "chwila" trwa miesiącami, często też problemy eskalują - "ta pani to będzie taka wasza nowa mama" - słyszą czasem dzieci. Trzeba być w samym sercu Pana Boga, żeby - z jego łaską - postanowi wierność temu drugiemu i w postanowieniu tym wytrwać. Jest to bardzo trudne w sytuacji, gdy nawet w Kościele spotyka się demotywujące wypowiedzi, zachętę do poszukiwania drogi "na skróty" czyli stwierdzenie nieważności małżeństwa (a dzieci? co? też nieważne?) i ułożenia sobie życia na nowo. Porzucenie to taki "niechciany dar" - dobrze wykorzystany prowadzi porzuconego, a czasem także porzucającego, ku świętości. Postawa porzuconych trwających w wierności przysiędze małżeńskiej i małżonkowi zasługuje na docenienie bo taki wierny porzucony to żywe świadectwo mocy Bożej, świadectwo dla dzieci, otoczenia, często budzące nieufność, zdziwienie... Może więc zamiast się kłócić i toczyć osobiste batalie potrafimy się zgodzić co do tego, że zasługują oni na wsparcie Kościoła w niekiedy bardzo trudnych sytuacjach życiowych.
A
anonim
10 lutego 2015, 15:44
Co upoważnia Cię anonimie do agresywnego zachowania? --- A niby na czym polegało to moje rzekomo agresywne zachowanie? Ale KONKRETY proszę! Bo kłamcę nazwałem kłamcą? Poczułeś się osobiście dotknięty? Niedobrze... --- A niby dlaczego miałbym być osobiście dotknięty? Bo jakiś oganięty ślepą nienawiścią fanatyk oczerniał nie podzielających jego fanatyzmu? Może trochę usposobi Cię to jednak współczucia innym dotkniętym - wiernym porzuconym? --- Moje współczucie dla  wiernych porzuconych jest niezależne ani od wylewanej na mnie nienawiści ani od ckliwego użalania się nad nimi. Znam osobiście parę osób w takiej sytuacji. Jest to bardzo trudne w sytuacji, gdy nawet w Kościele spotyka się demotywujące wypowiedzi, zachętę do poszukiwania drogi "na skróty" czyli stwierdzenie nieważności małżeństwa (a dzieci? co? też nieważne?) i ułożenia sobie życia na nowo. --- Głupstwa wypisujesz. Stwierdzenie nieważności małżeństwa nie jest żadną drogą na skróty. Jeżeli ktoś ma wątpliwości co do ważności swojego małżeństwa to ma wręcz obowiązek dążenia do zbadania czy małżeństwo jest ważne czy nie. Trwanie w nieważnym małżeństwie jest tym samym co życie bez ślubu! A dzieci nie mają nic do tego. cdn
A
anonim
10 lutego 2015, 15:45
cd Postawa porzuconych trwających w wierności przysiędze małżeńskiej i małżonkowi zasługuje na docenienie bo taki wierny porzucony to żywe świadectwo mocy Bożej, świadectwo dla dzieci, otoczenia, często budzące nieufność, zdziwienie... --- A jak ktoś trwając w małżeństwie nie zdradza żony to jego postawa nie zasługuje na docenienie, bo nie jest żywym świadectwem mocy Bożej, świadectwem dla dzieci, otoczenia, często budzącym nieufność, zdziwienie? A jak ktoś nie kradnie? A jak nie pije, nie bije itp itd? Może więc zamiast się kłócić i toczyć osobiste batalie potrafimy się zgodzić co do tego, że zasługują oni na wsparcie Kościoła w niekiedy bardzo trudnych sytuacjach życiowych. --- Jak już nie raz pisałem, nigdy i nigdzie nie kwestionowałem tego że zasługują oni na wsparcie Kościoła. Dodawałem jedynie że zasługują na wsparcie JAK KAŻDY INNY znajdujacy się w niekiedy bardzo trudnych sytuacjach życiowych - bo nie są oni jedynymi znajdującymi się niekiedy w bardzo trudnych sytuacjach, i nie ma absolutnie żadnych powodów dla których akurat oni mieli by być w jakikolwiek sposób traktowani priorytetowo w stosunku do tych innych osób znajdujących się niekiedy w bardzo trudnych sytuacjach życiowych. Reasumując: Może więc zamiast się kłócić i toczyć osobiste batalie potrafimy się zgodzić co do tego, że nie są oni jedynymi znajdującymi się w niekiedy bardzo trudnych sytuacjach życiowych, więc zasługują oni na wsparcie Kościoła w niekiedy bardzo trudnych sytuacjach życiowych dokładnie tak samo jak i wszyscy inni znajdujący się niekiedy w bardzo trudnych sytuacjach życiowych.
.W
...ciągle w drodze...
10 lutego 2015, 16:20
1. Przejawem agresji jest ton Twojej wypowiedzi, używanie w tekście wykrzykników oraz określeń typu: "...w furiackim ataku pluje jadem nienawiści..." 2. Może właśnie tak... 3. Ja też znam, chyba nawet lepiej niż ty, bo jestem jednym z nich. 4. Uogólniając popełniłam błąd, ale Ty także go popełniłeś. Podam więc przykład przypadku, gdy jest to droga na skróty: po kilkunastu latach małżeństwa, w którym poczęło się kilkoro dzieci, ktoś twierdzi, że małżonek, który odszedł nie był dojrzały do małżeństwa (co jest przesłanką stwierdzenia nieważności) to nadal twierdzę, że jest to droga na skróty, a status dzieci wygląda dość kiepsko...
.W
...ciągle w drodze...
10 lutego 2015, 16:25
5. Zgoda. Tyle, że sytuacja porzuconego zawsze jest trudniejsza. 6. Nadal uważam, że żyjący w wierności porzuceni to grupa "specjalnej troski", podobnie jak "chorzy", "niepełnosprawni", "samotni" - potrzebują wsparcia (powiedzmy: dedykowane duszpasterstwo) i zasługują na to, by je otrzymać.
A
anonim
10 lutego 2015, 17:49
ad. 1.  Ciekawe że jakoś ton wypowiedzi TomaszaL nie jest wg Ciebie przejawem agresji. Jakoś uzywane przez niego określenia typu: - "[...] ataki wszystkich tych słabych ludzi, którzy nie umiejąc zapanować nad swoimi grzechami [...]"; - "[...] życiem (a nie potokiem słow) pokzuje, iż można żyć w wierności Bogu, to zaczyna sie furiacki atak. "; - "Wiele sie bajdurzy [...]". Wg Ciebie w/w określenia nie są przejawem agresji? Ale moja odpowiedz cytująca użyty przez TomaszaL zwrot z furiackim atakiem już jest przejawem nienawiści? Czy to nie moralność Kalego? ad. 2. Ano właśnie nie tak. ad. 3. No i co z tego że jesteś jednym z nich? To że może i znasz lepiej ma być "dowodem" na to że ja nie znam? ad. 4. Skoro Ty popełniłeś błąd to nie oznacza że ja popełniłem błąd odnosząc się do Twojego błędu. Ale jeżeli nie ma żadnych podstaw do uznania małżeństwa za nieważne i jedynie szuka się co by tu wynalezć aby uzyskać orzeczenie pozwalające wchodzić w kolejny związek to rzeczywiście jest to droga na skróty.
A
anonim
10 lutego 2015, 17:55
ad. 5. Nieprawda. Może być trudniejsza, może nawet na ogół jest trudniejsza. Ale to nie znaczy że zawsze jest trudniejsza. Bo to zależy od przeróżnych okoliczności. ad. 6. A ja nadal uważam że żyjący w wierności porzuceni nie są jedynymi "specjanej troski" i nie ma żadnych powodów dla których należałoby traktować ich w jakichś uprzywilejowany sposób w stosunku do innych wymagających "specjalnej troski". Chociaż niestety roszczeniowa postawa wśród przeróżnych "specjalnej troski" uważających się za pępek świata jest dość częsta.
P
pytek
10 lutego 2015, 18:10
Anonimie jak Cię lubię. Dzielisz niestety włos na czworo. A nie mógłbyś juz na wstępie rozmowy z kimś szukać jakiegos sposobu na konsyliację? Nie ma między Tobą, a "...ciągle w drodze..." istotnych różnic w tej dyskusji, a w takim przypadku Kobiecie nalezy ustępować ;)
10 lutego 2015, 18:38
Dajcie spokój Anonimowi. On usilnie szuka zaczepki do dyskusji. Ten ton odziedziczył po "słynnym" XLeszku i od roku komentuje w ten sposób takze moje wpisy. Ma tylko "pecha" bo ja nie dam sie wciągnąc w dyskusje z Anonimem czy XLeszkiem, bez wzgledu co napisze. Bo niestety ma problem z czytaniem całosci w konteście wypowiedzi, czego przykładem sa zarzuty powyzej (dot. moich wpowiedzi o JPII). Za chwile zapewne zacytuje kolejne wyrwane z kontestu moje wypowiedzi. Trudno, juz sie przyzwyczaiłem i nie dyskutuje z furiackimi atakami na moje wpisy.
10 lutego 2015, 18:48
Ad 6 - pełna zgoda i oczywisty postulat wielu. I co warte podkreślenia, postulat, aby przez duszpasterstwami dla tych, co sa w ponownych zwiazkach powstały te dla trwajacych w małżeństwie pomimo opuszczenia. Niesprawiedliwością Kościoła jest piętnowanie tych osób, bo nie są ani pełna rodziną, ani nową pełną rodziną. Dla tych dwóch sa wspólnoty duszpasterskie, dla tej trzeciej tylko jedna oddolna inicjatywa. I na koniec - Kościół to my wszyscy. I to my wszyscy mamy moralny obowiazek pomocy wdową i sierotą. A sytuacja małżonków i dzieci opuszczonych jest przecież jeszcze gorsza niz wdów i sierot. Jeżeli ktoś tego nie widzi, to albo jest ślepy, albo ma jakis powazny problem ze swoim życiem. 
.W
...ciągle w drodze...
10 lutego 2015, 18:59
Stare powiedzenie "zdrowy chorego nie zrozumie" ma tu widać zastosowanie i nikt do zdrowego nie może mieć o ten brak zrozumienia pretensji. Zostajemy więc ze zdaniami odrębnymi w tym zakresie. Pozdrawiam :)
.W
...ciągle w drodze...
10 lutego 2015, 19:04
Nie wiem, czy to o ustępowaniu kobiecie to szarmancki przejaw dawnej dobrej szkoły wychowania, czy może niezbyt grzeczny przejaw dzisiejszej szkoły kpienia z wszystkiego, co wiąże się z tradycją, w tym zszacunku dla kobiet. Wolę to pierwsze i tego będę się trzymać :)
10 lutego 2015, 19:26
Nie zgodzę sie z tym stwierdzeniem, iz nikt nie moze mieć pretensji. Bo Kościół to nie jest jakas tam organizcja, jest wspólnotą. I tu warto wspomnieć odrzucone już nauczanie JPII oparte o Ga 6 "jeden drugiego brzemiona noście". Choć ta katecheza dotyczyła spraw społecznych, jest w pełni adekwatna wobec np. porzuconych i osamotnionych.
P
pytek
10 lutego 2015, 20:46
Miałem na myśli tę pierwszą opcję :). Jak moze zauwazyłaś( przeczytałaś) jestem tu reprezentantem portalu Sychar, czyli powinniśmy być sobie blizsi. Oczywiście popieram Twoje stanowisko odnośnie porzuconych, sam myslę podobnie. Pozdrawiam Cię.
P
pytek
10 lutego 2015, 20:56
Mój powyższy post był skierowany do Uzytkownika "anonim" i wyłącznie do niego. Proszę cynicznie nie wykorzystywać sytuacji mojego wpisu skierowanego do "anonima" sugerując innym, że on (anonim) nie jest w porządku. Ja lubię jego wypowiedzi. A jesli masz jakieś uwagi do niego to kieruj je raczej bezpośrednio. Tyle w temacie.
A
anonim
10 lutego 2015, 21:07
Chyba chodziło Ci o koncyliację? Nie bardzo jednak wiem w jaki sposób miałbym jeszcze szukać sposobu na koncyliację? Przecież nie zaprzeczam temu że osoby porzucone mogą znajdować się w trudnych sytuacjach i mogą wymagać pomocy. Nie godziłem się jedynie z twierdzeniem, że nikt nie ma i nie może mieć gorzej niż osoby porzucone więc osoby porzucone powinny być uprzywilejowane w stosunku do pozostałych. Skoro nie ma między mną a "...ciągle w drodze..." istotnych róznic, to skąd w ogóle ten spór? Nie wiem skąd wiesz że to kobieta. Ja tego nie wiem, bo raz pisze jak mężczyzna (jestem jednym z nich) a raz jak kobieta (popełniłam błąd). Nie wiem również skąd wytrzasnąłeś pogląd że dyskutując z kobietą należy jej ustępować.
A
anonim
10 lutego 2015, 21:31
TomaszL, To niby ja mam problem z czytaniem całości w kontekście wypowiedzi? I wyrywam z kontekstu? No to przypomnę co wypisywałeś tutaj: [url]http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,1033,niesakramentalni-czy-jest-sens-sie-spowiadac.html[/url] ~Robert odpowiadając ~trads w dn. 2014-08-07 o godz. 10:41:17: napisał apropo dopuszczalności przystępowania do Komunii św. m.in.: "Kościołowi z Woli Boga przewodniczy papież, i to akurat już obecnie Święty, Jan Paweł II, ustanowił w Adhortacji Apospolskiej FAMILIARIS CONSORTIO i to już 1981roku (patrz pkt. 84)." A co Ty na to odpowiedziałeś do ~trads w dn. 2014-08-07 o godz. 09:23:43: "Synod niedouczonych biskupów, a później niedouczony święty. Cóż...." Specjalnie podałem link do zrodeł i dokładne daty aby każdy mógł sobie sam sprawdzić czy to co podaję jest wyrwane z kontekstu i dokonać oceny. Ty potrafisz jedynie wyzywać, ale poproszony o dowody, cytaty milkniesz jak grób, by powrócić ze swoim szkalowaniem za jakiś czas w kolejnym wątku. Co najwyżej wyniosle oznajmisz że nie będziesz się zniżał do odpowiadania. Ale gdybyś miał rację to bardzo prosto mógłbyś pokazać że to ja jestem kłamcą. Wystarczyłoby podać linki i cytaty dowodzące tego. Ale tego nie robisz. Bo to niemożliwe.
A
anonim
10 lutego 2015, 21:36
To że nie jesteś w stanie zrozumieć tych w których sytuacji się akurat nie znajdujesz i w związku z tym uważasz że to Tobie się należy ekstra, niestety nie można uznać za coś z czym należy przejść do porządku. Ale rzeczywiście musimy pozostać z odmiennymi zdaniami. Również pozdrawiam.
P
pytek
10 lutego 2015, 21:38
Sorki to literówka, chodziło oczywiście o koncyliację. Całe nieporozumienie wzięło się myslę stąd, iz dotąd stawiano w opozycji potrzeby, wsparcie dla osób porzuconych oraz niesakramentalnych związków. Podany przeze mnie link w którym wypowiada się w temacie ks. dr M. Dziewiecki rozwiewa mam nadzieję jakiekolwiek watpliwości. Czy Uzytkownik "...ciągle w drodze..." jest Kobietą? Ja z wielu zaobserwowanych niuansów sądzę, iż tak. Niemniej moze niech ta osoba w tej kwestii sama się wypowie. A dlaczego nalezy ustąpić? Własnie dlatego, że to Kobieta :)
A
anonim
10 lutego 2015, 21:38
Tyle tylko że to nie jest kwestia nosić czy nie nosić. Wbrew Twoim insynuacjom nikt nie twierdził, że nie należy nosić brzemion porzuconych. Problem dotyczył tego czy brzemiona innych są mogą być równie ważne, czy też nic nie może się równać z brzemionami porzuconych i należy brzemiona porzuconych nosić priorytetowo w stosunku do innych.
10 lutego 2015, 21:42
Anonimie - zacytuj zały mój wpis i wpis "tradsa" do którego sie odniosłem. A później znajdż słownik i poszukaj słowo "ironia".  A na końcu skończ łazić za mną i szukać zaczepki. Wiem, ze rajcują Cię dyskusje, ale znajdź sobie inny obiekt specyficznej adoracji. Z mojej strony EOT.
A
anonim
10 lutego 2015, 21:55
OK :-) Hm... ja nie widzę opozycji potrzeb pomiędzy duszpasterstwem osób porzuconych oraz związków niesakramentalnych. Co najwyżej inaczej widzę te potrzeby. Kościół ma prowadzić do zbawienia więc ma pomagać przede wszystkim tym zagrożonym utratą wiary i odejściem z Kościoła. A czy to będzie porzucony czy niesakramantalny czy ślepy lub kulawy to już kwestia wtórna. Już pisałem, że ja tu widzę raczej problem starszego syna, który burzył się na ojca przyjmującego wracającego syna marnotrawnego; problem pretensji do dobrego pasterza że aby ratować "niegrzeczną" zagubioną owcę nawet zostawia bez opieki te "grzeczne" owce. Wypowiedz xDziewieckiego słuchałem już dość dawno, a ostatnio tylko kawałek - muszę wrócić do niej.
A
anonim
10 lutego 2015, 22:07
Zacytowałem całą istotną treść obu wpisów. Podałem również link aby każdy mógł sobie sprawdzić. Ciekawe, że po raz kolejny nie podajesz argumentów dowodzących że masz rację, a jedynie sugerujesz że coś zafałszowałem. Dlaczego sam nie zacytowałeś tego co wg Ciebie pominąłem lub przekręciłem, a jedynie sugerujesz że coś pominąłem czy przekręciłem? I jeszcze teraz usiłujesz się wykręcać sianem że Twój wpis był jakąś ironią? A na koniec jeszcze musiałeś odreagować się na mnie? Oj, facet, wbrew Twojej megalomanii, nie łażę za Tobą, nie szukam z Tobą zaczepki i nie rajcują mnie spory z Tobą. Ale nie mam zamiaru ignorować tego co wypisujesz.
K
Karol
9 lutego 2015, 11:46
Dziwi mnie ta nagonka na rozwiedzionych przez osoby które tego nie doświadczyły , pasterz zna swoje owieczki , ale to owieczki znaja smak trawy , nie życzę nikomu rozwodu , ale boli mnie gdy wielce pobożni piszą i informują jak to wspaniałe jest ich małżeństwo , a tych rozwiedzionych w ramach miłosci bliżniego obrzycają błotem . Chyba nia tak to ma być - cudze pod lasem swego pod nosem.
9 lutego 2015, 12:34
Jezli juz widac nagonkę, to na tych z rozwiedzionych, któyz pozostali wierni swemu słowu i trwają w wierności małżeńskiej pomimo rozwodu.
A
anonim
9 lutego 2015, 15:09
To co wypisujesz jest nieprawdą. Nie ma żadnej nagonki na rozwiedzionych i nikt tu rozwiedzionych nie obrzuca błotem. Problem w tym, że niektórzy z tych rozwiedzionych sami babrzą się w błocie. Ale mówienie tym którzy babrzą się w błocie, że babrzą się w błocie, nie jest mówieniem o rozwodnikach lecz mówieniem wyłącznie o tych którzy babrzą się w błocie. I tym bardziej nie jest to obrzucaniem ich błotem lecz jedynie informowaniem ich że babrzą się w błocie.
P
porzucony
9 lutego 2015, 15:34
Może wytłumaczysz mi jaśniej na czym polega to babrzenie się w błocie przez porzuconego ??
KD
Karol do Anonima
9 lutego 2015, 17:34
Czytając Twoje słowa odnoszę wrażenie , iż jako prawdziwy katolik , mąż i ojciec potarfisz tylko - ble ,ble o błocie .Co to znaczy "sami babrzą się w błocie " .Szkoda z Tobą dyskutować - swoje wiesz i nawet papież Franciszek Cię nie przekona - podzielasz głos niektórych naszych biskupów - wolno Ci ale.................
.
.
9 lutego 2015, 18:20
Nie jestem rozwiedziona, ale na ich miejscu juz wolałabym sie babrać w błocie niż w głupocie, tak jak ty :D
A
anonim
9 lutego 2015, 20:28
Nie wiem na czym polega, zwróć się o wyjaśnienie to tego kto tak napisał, ja nic takiego nie pisałem.
A
anonim
9 lutego 2015, 20:36
Sam zacząłeś swoje ble ble o obrzucaniu błotem, a teraz masz do mnie pretensje? Do siebie miej pretensje! Co to znaczy sami babrzą się w błocie? To może wpierw sam wyjaśnij co to znaczy że wg Ciebie rozwiedzionych obrzuca się tu błotem. I podaj tego przykłady. Ale konkretnie. Konkretne przykłady tego że rozwiedzionych obrzuca się tu błotem. A skoro w swoim zakłamaniu powłujesz się nawet na papieża Franciszka to podaj niby w czym nie przekona mnie papież Franciszek? Podaj, ale KONKRETNIE, w czym to co piszę różni się od tego co głosi papież Franciszek?
9 lutego 2015, 09:20
W nawiązaniu do tego artykułu, jak już tutaj pisałem w jednej polskiej diecezji jest teraz obchodzony Tydzień Małżeństwa. I sa oczywiscie wykłądy dotyczące miłości (malżeńskiej mam nadzieję), kryzysów. Jest też kuriozom pt. Co dalej po rozwodzie - spotkanie dla małżonków w powtórnych związkach. Ale nie ma zadnego spotkania dla osób, które choc opuszczone to dalej wiernie trwaja w swoich małżeństwach. I to jest jasna odpowiedź do powyzszego artykułu - tak Kościół faktycznie dba o ludzi wierzących pomimo opuszczenia. Bo przeciez wg wielu im sie zainteresowanie i pomoc Kościoła nie nalezy.
U
Udana
9 lutego 2015, 14:37
Dla takich osób jest m/i wspólnota Sychem, o której dużo dobrego można powiedzieć.
U
Udana
9 lutego 2015, 14:41
SYCHAR - przepraszam za pomyłkę nazwy.
B
bachata
9 lutego 2015, 14:50
TomaszL, a co Cię tak dziiwi w tym wykładzie pt. "Co dalej po rozwodzie - spotkanie dla małżonków w powtórnych związkach."? Prowadzi o. Mirosław Ostrowski OP i wszystko jasne. W końcu jak nazwa wskazuje to Tydzień Małżeństw a nie Małżeństw Sakramentalnych, więc czego się spodziewasz. Ja czekam, aby Magisterium KK w końcu jasno się określiło odnośnie małżeństwa. Bo ja już dawno się określiłam, a wielu księży nadal lawiruje.
9 lutego 2015, 14:55
Zaraz, zaraz. Dla katolików istnieje jakiś inny rodzaj małżeństw niż zawarte w obecnosci Boga i Kościoła. Magisterim KK jasno, dokładnie sie od wieków w tym temacie określa, więc dlaczego uwazasz iż ma sie dopiero okreslić.
9 lutego 2015, 14:57
Owszem, nawet wyglasza prelekcje - "Każde trudne małzeństwo jest do uratowania" A co dla osób trwających w samotności, jakis wykłąd, seminarium , słowa otuchy? W końcu i oni są cały czas małżonkami i zyją w małżeństwie.
A
anonim
9 lutego 2015, 15:01
TomaszL, jeśli nie mogę sprawdzić wiarygodności źródła informacji to sprawdzam prawdziwość tych informacji które są do sprawdzenia. I niestety, już po raz n-ty okazuje się że Ty nie jesteś wiarygodnym źródłem informacji gdyż często nieprawdę podajesz jako prawdę. Ty zapewne w swoim fanatycznym nawiedzeniu jesteś przekonany o prawdziwości tego co wypisujesz, ale niestety, często preparujesz prawdę tak że staje się ona zaprzeczeniem prawdy. Nigdy, ani razu nie było powiedziane że ludziom wierzącym pomimo opuszczenia nie należy się zainteresowanie i pomoc Kościoła. Było natomiast wielokrotnie powiedziane, że są przeróżne grupy z przeróżnymi problemami i oni wszyscy mają takie same prawa do zainteresowania i pomocy jak ci wierzący pomimo opuszczenia, i nie ma żadnych powodów dla których mieliby oni być traktowani w sposób szczególny, uprzywilejowany. Ale dla Twojego zacietrzewionego fanatyzmu jest to nie do przyjęcia, więc stwierdzenie o braku powodów do uprzywilejowania przeinaczasz sobie na stwierdzenie iż nie należy im się i insynuujesz że tak uważają ci którzy śmieli nie podzielać Twoich poglądów... a więc nic nowego, Twoja stara metoda, niestety :-(
.W
...ciągle w drodze...
9 lutego 2015, 15:23
TomaszuL - Sychar to właśnie reprezentacja tych samotnych - porzuconych - trwających w przysiędze małżeńskiej. To bodaj jedyne miejsce, gdzie Ci porzuceni, a jednocześnie zdecydowani trwać w małżeńskiej wierności, znajdują pełne zrozumienie i wsparcie - przynajmniej emocjonalne. To - na moje oko - zgromadzenie tych, którzy nad miłość własną przedkładają miłość do Boga. Szkoda tylko, że Sychar to ciągle wyjątkowe miejsce.
9 lutego 2015, 16:49
Nie neguje tego. Pokazuje tylko absurd Tygodnia Małżeństw, w którym brakuje miejsca dla tych, co trwaja w małżeństwie, a nie brak dla tych co swoje małżeństwo podeptali.
P
porzuconyai
9 lutego 2015, 17:16
Opuszczeni, porzuceni, samotni rodzice z dziećmi mają szczególne prawo do pomocy Kościoła. Papież Franciszek stale powtarza, że Kościół ma obowiązek pomagać ubogim, czyli właśnie im: porzuconym matkom z dziećmi. To są dzisiejsze "sieroty i wdowy". Kościół zawsze miał takie osoby na uwadze. Wyjaśnij anonimie, dlaczego z takim dziwnym uporem przeciwstawiasz się wszystkim pomysłom szczególnego traktowania porzuconych małżonków z dziećmi? Twoją niechęc do tych osób widać już w kolejnym wpisie.
P
porzuconay
9 lutego 2015, 18:16
Wpisz w google www.niesakramentalni.pl i dowiesz się, że konkubinat czy cudzołóstwo, to wcale nie konkubinat, ani cudzołóstwo, tylko małżeństwo.  "Małżeństwo niesakramentalne - to związek ludzi ochrzczonych, którzy nie mogą zawrzeć ślubu zgodnie z wymaganiami wiary katolickiej, chociażby tego bardzo chcieli.  Przeszkodą dla nich jest to, że wzięli ślub w Kościele, cywilnie rozwiedli się i ponownie zawarli związek cywilny..''. (ze strony niesakramentalni.pl) Stronę prowadzi stary znajomy z Deonu o. M.Łusiak.
A
anonim
9 lutego 2015, 20:55
Papież Franciszek stale powtarza, że Kościół ma obowiązek pomagać ubogim, czyli właśnie im: porzuconym matkom z dziećmi. --- Nie znajdziesz nigdzie ani jednego mojego wpisu negującego to że Kościół ma obowiązek pomagać ubogim. Problem polega na tym, że jak widać w Twoim w/w stwierdzeniu, przeinaczasz sobie to stwierdzenie, podstawiając pod to co Ci pasuje. I różnimy się tym, że ja nie dokonuję żadnego takiego fałszującego podstawienia, a wręcz zwracam uwagę na te przekłamanie i egoistyczne uzurpowanie szczególnych przywilejów dla tylko jednej, konkretnej grupy. Kościół ma obowiązek pomagać ubogim. Wszystkim ubogim. A nie w szczególny, uprzywilejowany sposób przede wszystkim tym, którzy głośno krzycząc usiłują sobie tę pomoc zawłaszczyć. Wyjaśnij anonimie, dlaczego z takim dziwnym uporem przeciwstawiasz się wszystkim pomysłom szczególnego traktowania porzuconych małżonków z dziećmi? --- Jeżeli przez szczególne traktowanie mielibyśmy rozumieć traktowanie stosowne do specyfiki to nie mam nic przeciwko temu. Ale takie szczególne traktowanie należy się WSZYSTKIM potrzebującym pomocy, a nie jedynie porzuconym małżonkom z dziećmi. Natomiast nie godzę się na szczególne traktowanie polegające na wyjątkowym, uprzywilejowanym, preferencyjnym traktowaniu. Dlaczego nie godzę się? A dlaczego miałbym się godzić? A niby dlaczego porzuceni małżonkowie z dziećmi mieliby być jakoś szczególnie traktowani? Twoją niechęc do tych osób widać już w kolejnym wpisie. --- Nieprawda! To nie jest kwestia jakiejś mojej niechęci do tych osób. Nie przenoś negatywnego stosunku do szczególnego traktowania tych osób na stosunek do tych osób. A jeżeli już, to nie jest to negatywny stosunek do porzuconych małżonków z dziećmi lecz nie darzenie sympatią tych spośród porzuconych z dziecmi którzy uzurpują sobie prawo do szczególnego traktowania i chcą być traktowani w sposób uprzywilejowany kosztem tych nieuprzywilejowanych.
P
pdyvppl
10 lutego 2015, 08:36
Spotkanie dl małżonków w powtórynych związkach to rzeczywiście, jak piszesz, kuriozum. Gdyby to się działo 2000 lat temu to Chrystus by do nich nie poszedł. Poszedłby tylko do "nierozerwalnych" i do porzuconych. Ale do rozwodników na pewno nie. Nawróć się TomaszuL!
10 lutego 2015, 08:41
Czarownie słowami rzeczywistosci nie pomoże. Nazwanie konkubinatem małżeńśtewm jest kolejnym kłamstwe w któym żyją takie osoby. Ale skoro kłamią, mówiąc iż muszą tak zyć, bo dbaja o dobro dzieci, czemu nie maja kłamać, nazywać sie małżeństwem. Juz to w innym miejscu napisalem, duża częśc współczesnego Kościoła utraciła wiarę w dobro wynikajace z Objawienia, np w bezwzgledne dobro nierozerwalnosci małżeństwa. Te wszystkie usprawiedliwienia życia, to bajdurzenie o dobrze kolejnego zwiazku wynikają z braku wiary. A najlepsza jest bajka o miłości serwowana przez osoby, które nie kochają żony/męża (bo tu miłośc niby wygasła). Podobnie jak bajka o miłosierdziu, ale tylko dla siebie. Bo oni jakoby nie musza być miłosierni wobec swojego małżonka. Nie wybaczą np. zdrady i pozwolą mu wrócić. I w tej fałśzywej miłosci i miłosierdziu utwierdzaja niestety niektórzy ksieża. I trzeba to jasno napisać, oni tez utracili wiare w nierozerwalność malżeństwa.
B
bachata
10 lutego 2015, 08:42
TomaszL, gdyby Magisterium KK określiło się wieki temu, to nie byłoby dywagacji na temat: czy niesakramentalni mogą przyjmować Komunię Św. nie rezygnując ze współżycia seksualnego, nie byłoby podważania sensu wierności małżeńskiej (po porzuceniu, rozwodzie). Wieki temu to wszystko określił Jezus. I mnie to wystarcza.
10 lutego 2015, 08:50
Magistetum KK dokładnie przyjęło naukę Jezusa. Natomiast współczesne dywagacje to wynik zaniku wiary. Wiary, iz to co powiedział Jezus jest Prawdą. Stąd dywagacje, stąd szukanie obejścia po przykrywką falszywego miłosierdzia. Ale skoro  2000 lat temu odrzucaono Boży zamysł małżeństwa, to czemu dziś ma byc inaczej? Faryzeizm jest nieśmiertelny i dziś wielu wiarę zastępują prawem, chocby prawem do Komunii św. Tyle tylko iż to prawo nie zastąpi wiary. Owszem, ludzie będą szczęśliwsi, tu na ziemi. A co będzie później nie ma dla nich znaczenia. Bo gdyby miało, to nie byłoby calej tej dyskusji.
10 lutego 2015, 10:43
To spotkanie, o ile wiem, nie jest przeznaczone dla wdów i wdowców, którzy zawarli ponowne małżeństwo. Pierwszym kłamstwem jest mówienie w wypadku rozwiedzionych katolików o jakimś powtónym małżeńśtwie. Drugim, jest posługiwanie się instrumentalne Jezusem. A kuriozum polega na tym, iż zabrakło miejsca dla osób żyjacych w małżeństwie, choć opuszczonych.
TT
tv trwam
10 lutego 2015, 11:54
Sytuacja porzuconych jest zwykle tak trudna, że księża nie mają odwagi się zajmować tym tematem. W niedziele w tv Trwam był program, w którym jakiś ksiądz opowiadał, że chodził po kolędzie i w pewnym mieszkaniu przyjęła go kobieta, która mieszkała w jednym pokoju, a w drugim pokoju mieszkał jej mąż z kochanką i dziećmi kochanki. Kobieta (sakramentalna zona) była na skraju załamania, bo w tym mieszkaniu była oczywiście tylko jedna kuchnia i musiała nieustannie spotykać się z kochanką meża. To są prawdziwe dramaty, których nie widzą obrońcy drugich zwiazków po rozwodzie.
P
pytek
10 lutego 2015, 15:04
Kochanka w końcu zdezerterowała (uciekła) jak mężowi zdarzył się wylew (jesli dobrze pamiętam). I opiekować się nim zaczęła jego żona. Wcześniej faktycznie był to dramat, ale Bóg nawet z dramatu potrafi zrobić wspaniałe rzeczy, jak to miało tu miejsce :) Ja natomiast chciałbym polecić zainteresowanym piękny wykład wygłoszony kilka dni temu przez o. prof. dr hab. Kazimierza Lubowickiego OMI na temat: Małżeństwo – dzieje pięknej miłości. Sakramenty święte dla rozwiedzionych [url]http://www.radiomaryja.pl/multimedia/malzenstwo-dzieje-pieknej-milosci-sakramenty-swiete-dla-rozwiedzionych-cz-i-tv-trwam/[/url]
NP
non possumus
9 lutego 2015, 08:05
~non possumus | 2015-02-09 08:01:45 No to wyszło szydło z worka - dla siebie ks.Han od razu stosuje cenzurę ale haniebnie pozwala dowalać abp Gądeckiemu - to jest właśnie deonowa demokracja i otwartość!
N
non
9 lutego 2015, 07:50
Siepsiak zobacz jak twój deon haniebnie pisze komentarze o abp Gądeckim. To jest zasadniczy cel jezuitów deonowych prowadzących deon? Bez doktoraciku ale za to dysydenctwo i libertynizm i POprawność. Warto te komentarzepod artykułem o wypowiedzi przewodniczącego KEP polecić samej KEP - może tych deonowych dysydentów ktoś wreszcie upomni i zada pokutę?
S
Sluga
8 lutego 2015, 11:16
Myślę, że Kościół nie jest chętny do zakładania wspólnot dla osób opuszczonych. Przyczyną może być to, że osoby takie czują się samotne i odczuwają silny głód miłości. Zgromadzenie takich osób w jednym miejscu i łączące ich doświadczenie samotności i utraty, a raczej zdrady współmałżonka (ksiądz wspomniał tu o kiszeniu się we własnym gronie) może prowadzić do zawiązywania się nowych związków, także związków niesakramentalnych. Nie od dziś wiadomo, że wiele małżeństw jest zawieranych między osobami, których wzajemne relacje były budowane w oparciu o byciu we wspólnocie. takie to są moje przemyślenia
P
pytek
8 lutego 2015, 17:28
Chyba sam nie pomyslałeś nad tym co napisłeś (a jeszcze mniej ma to wspólnego z rzeczywistością). Sam sobie przeczysz. Piszesz : "Myślę, że Kościół nie jest chętny do zakładania wspólnot dla osób opuszczonych. Przyczyną może być to, że osoby takie czują się samotne i odczuwają silny głód miłości. Zgromadzenie takich osób w jednym miejscu......" Małżonkowie zostawili/ły te osoby wiążąc się z kims innym, a one pozostały wierne tak Panu Bogu, jak i przysiędze małżeńskiej. Skąd zatem Twoje przypuszczenie, że właśnie teraz nie dotrzymają tej przysięgi? Niby dlatego, że obok będzie więcej takich osób obu płci? To całkowicie nieuzasadnione przypuszczenia, zupełnie nie mające odzwierciedlenia w rzeczywistości. Realia sycharowskich spotkań, zjazdów, wakacji zasadniczo temu przeczą. Nie słyszałem o takim przypadku jak Ty sugerujesz, nawet jednym.
.W
...ciągle w drodze...
8 lutego 2015, 19:31
Ci, którzy wybrali wierność sakramentowi małżeństwa (a to decyzja nieoczywista) wybrali także wierność Bogu i Jego prawom. Tak umocnieni nie poszukują już miłości (małżeńskiej) w relacji z innym człowiekiem i potrafią odnaleźć pokój i radość w ich źródle - w Panu. Kościół powinien ich wspierać - w trudach codzienności, wcześniej dzielonych na dwoje, w znoszeniu bólu porzucenia ich samych i niekiedy także dzieci, w umacnianiu nadziei, w postanowieniu wytrwania w wierności. Wszystkie praktyczne i emocjonalne problemy, o których napisała wcześniej Słaba, są powszechne, a to, czy porzuceni "lubią" czy nie lubią być stygmatyzowani nie ma właściwie znaczenia - oni potrzebują pomocy, a z piętnem porzucenia i otoczeni nieufności żyją i tak. Popularność Sycharu, który rozrasta się z dnia na dzień, pozostając wciąż jednak trudno dostępnym dla osób w małych miejscowościach, bez dostępu do internetu, świadczy o tym najdobitniej.
I
info
8 lutego 2015, 11:01
~non 18:22:37 | 2015-02-07 To dlatego skasowano te komentarze że ks. Siepsiak staje sie purpurowy ze wstydu mam nadzieję czytając ponownie co napisał o swoim przełożonym o. Ziółku i o Sawie i co wyczyniał we Wrocławiu? ~Słaba  ~non 20:56:28 | 2015-02-07 Nie skasowano komentarzy. Jak przewiniesz wpisy "puste", które tu wrzuca ktoś specjalnie, to zobaczysz, że komentarze są. Po prostu cierpliwie przewiń. Odwiedza nas tu na forum osoba, która próbuje rozbijać dyskusje i stwarzać wrażenie, że komentarze zostały skasowane. Robi to w prosty sposób - wstawia literę na początku i końcu, a pomiędzy nimi puste linijki (czyli tyle "enterów", ile znaków może zawierać komentarz minus dwa, na literę początkową i końcową). Gdyby nie dawała liter na początku i końcu, to puste linijki zostałyby automatycznie wycięte i nie byłoby problemu pustych długich wpisów. Ostatnio ta osoba podczepiła jeszcze "komentarz do komentarza" i przerwa robi się 2 razy dłuższa. Jeśli będzie dodawać po 20 "komentarzy do komentarzy", to rozłoży całe forum. Z całą pewnością jest to celowe działanie. Moderacja powinna zadziałać, a tego nie robi (zgłaszałam kilkukrotnie). Proszę zgłaszajcie to również! A JA MYŚLĘ ŻE ROBI TO SAM KS. SIEPSIAK ABY NIE BYŁO ŁATWO ZOBACZYĆ KOMENTARZY KTÓRE MU SIĘ NIE PODOBAJĄ
CW
cytat wpisu Tomasza
7 lutego 2015, 23:17
Przenoszę wyżej, bo wpis zginął na dole. Tomasz stawia pytanie do o. Siepsiaka, ale odpowiedzieć może każdy kapłan. "...proste pytanie, kiedy z ambony drogi O. Jacku wygłosileś do ludu płomienną homilię o znaczeniu katolickiego małzeństwa, wiernosci złozónej przysiedze i trwaniu w niej, bez względu na np. rozwód. I drugie pytanie, kiedy wobec młodzych ludzi wchodzących w dorosłe życia wygłosiłeś prostą i czytelną homilię o katolickim małzeńśtwie. O tym, iż jest nierozerwalne, zawarte raz. Że rozwód jest zawsze złem, bo przeczy katolckiemu pojęciu małżeństwa. Że nie można usprawiedliwiac rozwodu i życia w konkubinatach dobrem dziecka nieślubnego. I ze małżeńśtwo cywilne nie jest małżeństewm katolika...''
8 lutego 2015, 00:26
Dzięi za cytat, ale to sa pytanie retoryczne. Wątpię aby jakikolwiek katolicki ksiądz zechciał na nie odpowiedzieć.
A
anonim
8 lutego 2015, 08:42
Jak sam przyznajesz są to pytania retoryczne. I nie ma najmiejszego sensu odpowiadać na nie Tobie, bo w swoim zgorzkniałym fanatyzmie jesteś tak zacietrzewiony, że choćby i umarły powstał z grobu to i tak do Ciebie nic nie dotrze, Ty i tak będziesz "wiedział" swoje.
CW
cytat wpisu
8 lutego 2015, 12:48
Retoryczne pytania, ale każdy ksiądz w sumieniu może sobie odpowiedzieć czy głosi naukę Jezusa o nierozerwalności małżeństwa, czy nie.
8 lutego 2015, 20:19
Dla ciekawostki - Tydzien Małżeństw (podobno Chrzescijański Tydzien Małżeństw) w jednej z polskich diecezji i wykład o znamiennym tytule "Co dalej po rozwodzie" Wykładowca - duszpasterz zwiazków niesakramnetalnych. Taka jest współczesna nauka o małżeństwie.
A
anonim
8 lutego 2015, 20:30
A na czym polega ta znamienność tytułu? I jaka rzekomo jest ta współczesna nauka o małżeństwie? Zgorzkniały fanatyzm przeradza się Tobie w jakąś obsesję?
O
olle
7 lutego 2015, 21:37
 Nie ma już dezaprobaty dla zdrad i rozwodów w kościele. Cudzołożnicy z radością oczekują, że niedługo miłosierny papież Franciszek dopuści ich do komunii swiętej i wtedy można powiedzie adieu katolickie małżeństwo.
R
rafi
7 lutego 2015, 23:24
To nie jest tak... Zacznijmy od tego, że Bóg wybaczy każdy, nawet najcięższy grzech, jeśli człowiek przyjdzie do Boga ze skruchą. Nawet morderca może otrzymać rozgrzeszenie i zacząć przystępować do komunii. Czy to znaczy że Kościół aprobuje morderstwa? Nie. Z drugiej strony, życie ludzkie bywa bardzo pogmatwane. Nie wszystkie rozwody są porzuceniem jednej strony przez drugą. Bywa tak, że obie osoby dochodzą do wniosku (np. po roku małżeństwa)  że ich małżeństwo to była jakaś pomyłka. Potem obie osoby znajdują nowych partnerów, do końca życia. Żyją (tylko po ślubie cywilnym) przez wiele lat, mają dzieci. I dopiero po wielu latach małżeństwa nawracają się, tak naprawdę. Formalnie, żeby móc przystępować do komunii, powinni się rozejść. I może nawet byliby na to gotowi, jednak nie chcą jednak robić tego ze względu na dzieci. To jest pytanie, czy oni nadal żyją w grzechu, czy już nie?
O
olle
7 lutego 2015, 23:37
Zyją w grzechu, gdy żyją z nie swoimi małżonkami. Przysięgałeś Kasi, a mieszkasz z Basią. Widzisz różnicę?
8 lutego 2015, 00:24
Słyszałeś kiedykolwiek naukę Kościoła o małżeństwie? O czymś takim, jak jego nierozerwalność? Albo o czymś takim, jak Sakrament, który małżonkowie sobie udzielają? I przy okazji, niegodziwym jest zwalanie winy za swoje grzechy na dzieci.
R
rafi
8 lutego 2015, 07:24
Ja się tylko pytam... Dekalog wypływa z przykazania miłości, i żadne z przykazań Dekalogu nie może być analizowane w oderwaniu od przykazania miłości bliźniego. Można podać przykłady, gdy np. okłamanie kogoś wcale nie jest grzechem, albo brak uczestnictwa we Mszy w niedzielę wcale nie jest grzechem. Jeśli rodzice się rozchodzą, cierpienie dzieci jest prawdziwe. Jeśli rodzic kocha swoje dzieci to wcale nie musi zasłaniać się ich cierpieniem.
8 lutego 2015, 08:14
Miłość - współczesny uczuciowy bożek.  Bo czy miłością Boga jest odrzucenie Bozego pomysłu na małżeństwo? Albo czy miłością bliźniego jest oddalenie żony i życie z inną kobietą niż żona na wzór małzeński? Czy mężczyzna majacy żonę i konkubine kocha je obie, pamiętajac, iz dozgonną miłośc małzeńską obiecał tej pierwszej? Dzieci sa doskonałym alibi dla zycia w grzechu. Czy potrafi ktoś kochać dzieci, kiedy np pozostawaił swoje pierwsze i ma teraz kolejne z inną kobietą niż żona? Albo czy kocha ktos dzieci, kto w małzeństwie uciekał od dzieci przez antykoncepcje, a w konkubinacie dziecko było niezaplanowana (albo zaplanowaną) wpadką? Czy to wszystko jest miłością, która nie szuka swego, nie unosi gniewem i nie pamięta złego? Albo czy to wszystko jest miłościa, która wszystko znosi i nigdy nie ustaje?
A
anonim
8 lutego 2015, 08:48
A czy ~rafi kwestionował tutaj nierozerwalność małżeństwa? Albo to że jest to sakrament który małżonkowie sobie udzielają? Nie. Nie robił tego. Tak samo nie zwalał żadnych win na grzechy. I wielką niegodziwością jest to co Ty, TomaszuL tutaj robisz. Niegodziwością jest insynuować że np. ~rafi kwestionuje nierozerwalność małżeństwa lub to że jest to sakrament udzielany sobie przez małżonków. Niegodziwością jest insynuować że ktokolwiek zwala winy za swoje grzechy na dzieci. To co robisz TomaszuL jest wręcz podłością. I Twój zgorzkniały, ślepy fanatyzm tego nie usprawiedliwia.
A
anonim
8 lutego 2015, 08:51
I zapewne przykładem miłości bliźniego mają być Twoje fałszywe świadectwa które tutaj wypisujesz o bliźnich?
R
rafi
8 lutego 2015, 08:58
Tak, ale też Bóg NIGDY nie jest przeciwko człowiekowi. Bóg ustanowił przykazania kierując się miłością do człowieka, a nie przeciwko niemu.
8 lutego 2015, 09:05
Ale człowiek łamiący Bozy pomysł na małzeństwo działa zawsze przeciw Bogu i bliźniemu.
R
rafi
8 lutego 2015, 09:45
Każdy grzech jest łamaniem Bożego pomysłu na życie człowieka, jest działaniem przeciw Bogu i bliźniemu.
R
rafi
8 lutego 2015, 09:55
Ja nie usprawiedliwiam niczyjego złego postępowania. Ja piszę o osobach, które uznały swój grzech, starały się w jakiś sposób go naprawić, i nic już więcej nie mogą uczynić.
A
ALA
8 lutego 2015, 12:14
Rafi  nie pisał o nierozerwalności małżeństwa, ale spytał, czy jest to grzech, gdy małżonkowie rozstają się w zgodzie i zaczynają tworzyć zwiazki z innymi partnerami. Gdyby Rafi wiedział co to jest nierozerwalność małżeństwa, to by o takie rzeczy nie pytał. Ale  wcale się nie dziwię, bo ciągle się mówi, że dzieci urodzone w związkach pozamałżeński to ważny powód, uzasadniający życie w takim zwiazku.  Nierozerwalność nie jest ważna. Ważniejsze od niej są dzieci pozamałżeńskie.
A
anonim
8 lutego 2015, 13:35
Rafi  nie pisał o nierozerwalności małżeństwa, ale spytał, czy jest to grzech, gdy małżonkowie rozstają się w zgodzie i zaczynają tworzyć zwiazki z innymi partnerami. --- Nieprawda. Rafi o nic takiego nie pytał. Rafi opisał pewną hipotetyczną sytuację, gdy to w krótkim czasie po zawarciu małżeństwa obie osoby doszły do wniosku że to tragiczna pomyłka i się rozstali - i w związku z tym nie można mówić o porzuceniu, nie można mówić o krzywdzicielu i o skrzywdzonym. A że nie były one jakoś głębiej religijne to gdy po pewnym czasie znalazły sobie partnerów, to bez specjalnych skrupułów weszły w związki cywilne. I żyły tak przez wiele lat dorabiając się kolejnych dzieci. I dopiero po latach małżeństwa przeżyły prawdziwe nawrócenie i zaczął im doskwierać brak życia sakramentalnego. - To tak tytułem przybliżenia sytuacji moimi słowami, a teraz cytuję Rafi: "I może nawet byliby na to gotowi, jednak nie chcą jednak robić tego ze względu na dzieci. To jest pytanie, czy oni nadal żyją w grzechu, czy już nie?" Jak widać, to co napisałaś nie ma nic wspólnego z tym co pisał Rafi. cd
A
anonim
8 lutego 2015, 13:36
cd Ale  wcale się nie dziwię, bo ciągle się mówi, że dzieci urodzone w związkach pozamałżeński to ważny powód, uzasadniający życie w takim zwiazku. Nierozerwalność nie jest ważna. Ważniejsze od niej są dzieci pozamałżeńskie. --- Znowuż przeinaczasz prawdę. Ty naprawdę nie potrafisz czytać ze zrozumieniem czy to zwyczajna zła wola? Jak to już nie raz było podawane, adhortacja Familiaris consortio stwierdza: "Pojednanie w sakramencie pokuty — które otworzyłoby drogę do komunii eucharystycznej — może być dostępne jedynie dla tych, którzy żałując, że naruszyli znak Przymierza i wierności Chrystusowi, są szczerze gotowi na taką formę życia, która nie stoi w sprzeczności z nierozerwalnością małżeństwa. Oznacza to konkretnie, że gdy mężczyzna i kobieta, którzy dla ważnych powodów — jak na przykład wychowanie dzieci — nie mogąc uczynić zadość obowiązkowi rozstania się, „postanawiają żyć w pełnej wstrzemięźliwości, czyli powstrzymywać się od aktów, które przysługują jedynie małżonkom”" A więc jasno i wyraźnie stwierdza, że konieczna jest taka forma zycia któa nie stoi w sprzeczności z nierozerwalnością małżeństwa. A dalej stwierdza jedynie, że np. konieczność obowiązku wychowania dzieci może być powody dla których nie mogą wypełnić obowiązku rozstania. A więc obowiązek wychowania dzieci a nie dzieci jako takie.
K
kate
8 lutego 2015, 14:03
Czy możesz wytłumaczyć ,anonimie ,to zdanie które pogrubiłeś ,czyli gdy mąż nie mieszka z żoną ,ale z inną partnerką -to jest to niby forma życia nie stojącą w sprzeczności z nierozerwalnością małżeństwa? Bardzo to interesujące ,zdrowy rozsądek podpowiada - przynajmniej mi - ,że jest to całkowicie sprzeczne z istotą małżeństwa. 
A
anonim
8 lutego 2015, 16:02
Zauważ że w zacytowanym przez Ciebie fragmencie zdania - bo to nie zdanie ale fragment zdania - jest mowa o nierozerwalności małżeństwa, a w Twoim zapytaniu/stwierdzeniu już mówisz o istocie małżeństwa. Jednak to nie to samo. Bo czym innym jest istota małżeństwa oraz zgodność z istotą małżeństwa, a czym innym nierozerwalność małżeństwa oraz podważanie czy nieuznawanie nierozerwalności małżeństwa. Ale prosiłaś o wytłumaczenie tego co pogrubiłem więc do tego przejdę. Mogą być bardzo różne sytuacje w których małżonkowie nie mieszkają wspólnie, i sam ten fakt nie musi być bynajmniej w sprzeczności z nierozerwalnością małżeństwa. Tak samo mogą być bardzo różne sytuacje w których ktoś mieszka z osobą (płci przeciwnej) nie będącą małżonkiem, i sam ten fakt również bynajmniej nie musi być w sprzeczności z nierozerwalnością małżeństwa. Stojące w sprzeczności z nierozerwalnością małżeństwa byłoby jednak życie z inną (niż żona) kobietą tak jakby to ona była żoną - i analogicznie: życie z innym mężczyzną tak jakby to on był mężem. W związku z tym, w adhortacji nie mówi się o zamieszkiwaniu, bo to o niczym nie przesądza lecz o formie życia jako znacznie szerszym pojęciu. Osoby chcące uzyskać rozgrzeszenie muszą podjąć decyzję o zerwaniu z grzechem, a więc nie mogą żyć z osobą nie będącą małżonkiem tak jakby ta osoba była małżonkiem. W związku z tym powinni się rozstać. Ale najważniejszą zasadą moralną nie jest obowiązek czynienia dobra, lecz obowiązek nie-czynienia zła! W związki z tym, choć dobrem byłoby naprawienie zła poprzez zerwanie złego/grzesznego związku, to jednak z czynieniem tego dobra nie może się wiązać wyrządzanie kolejnego zła(!), gdyż cel nie uświęca środków! I w takim razie, jeżeli na wychowaniu są dzieci, to nie można im wyrządzać krzywdy pozostawiając je. Ale nadal należy podjąć taką formę życia która nie będzie stała w sprzeczności z nierozerwalnością małżeństwa. A więc nie można żyć jak mąż z żoną.
8 lutego 2015, 21:54
"I nic wiecej nie mogą uczynić" I w tym lezy cały problem. Tyle że tak naprwdę nic nie trzeba czynić. Szczególnie iż nie naprawisz zla, które wyrządziłeś. Wystarczy uwierzyć iż to co Bóg nam powiedział jest dobre i wystarczy z pełna własną zgodą, beż żadnego "ale" wyznac "bądź wola Twoja". Skoro Bóg powiedział, iż małzeństwo jest nierozrywalne, to trzeba w to uwierzyć, bo ta nirozrywalnośc jest dobra. Zawsze i bezwzględnie. Takze w moim i Twoim zyciu.
8 lutego 2015, 22:10
Oczywiście ze tak. Powiem więcej, kazdy grzech jest oznaka braku miłości do Boga i (czesto) do człowieka. Grzech śmiertelne są wręcz pogardą Boga i (często) człowieka. Stąd brak zgody na mówienie, iż ktoś kocha Boga i jednocześnie świadomie i dobrowolnie grzeszy. A co sie dziś wyprawia - słychać bajki o miłości do drugiego człowieka, z któym żyje sie w cudzołóstwie. Slychać bajki o miłości do Boga i jednocześnie żyje sie na wzór malzeństwa z inną osoba niż mąż/żona. I to aboslutnie nie dotyczy tylko tzw. małżeństw cywilnych, ale przecież to samo opowiadają osoby latami żyjace w konkubinatach. Wielu mówi sie o miłości do własnych dzieci, ale swoim zyciem pokazuje pogardę dla swoich dzieci (tych z małżeństwa). A z drugiej strony, przeczytaj sobie, jak wielu wyraża pogardę dla tych, co pozostali wierni Bogu. Po rozwodzie nie ze swojej winy. Czy ktoś pogardzającym wiernym Bogu małżonkiem ma prawo nazywac się wierzącym katolikiem?
A
anonim
8 lutego 2015, 22:16
Oj, wuju-truju, i w tym leży cały problem, że ~rafi nigdzie dawał żadnych powodów aby wyrzucać mu iż nie wierzy w to co Bóg powiedział, czy też że nie wierzy w nierozerwalność małżeństwa. Problem w tym że wpierw stawiałeś mu oszczercze zarzuty wypisując fałśzywe świadectwa przeciw niemu, a teraz, zamiast przeprosin, przyjmujesz pozę mentorską i pouczasz go iż należy uwierzyć Bogu i uznać że małżeństwo jest nierozerwalne.
K
kate
8 lutego 2015, 22:34
Ja to odczytałam inaczej. Jesli mój mąz zamieszkał by z inną kobietą  to miała bym uważać że nie jest to sprzeczne z nierozerwalnością naszego małżeństwa? Oczywista bzdura ,i nie ogarniam jak można wymyśleć takią kosmiczną bzdurę. Na kursach przedmałżeńskich pierwsze co mówią ,to że mąż mieszka z żoną i śpią w jednym łóżku. Nawet był temat ,że nie wolno się rozstawać na dłużej ,wszystkie wyjazdy za granicę do pracy rozrywają małżeństwo. A co dopiero zamieszkanie z inną kobietą!
A
anonim
9 lutego 2015, 00:02
To że mąż odejdzie od żony wcale nie oznacza jeszcze, że nie uznaje jej za swoją żonę, więc nie można mówić o sprzeczności z nierozerwalnością małżeństwa. O sprzeczności można mówić dopiero wówczas gdy usiłuje inną kobietę, a nie tą poślubioną sobie uważać za swoją żonę. A więc istotne jest w jakim charakterze wspólnie mieszkają. Masz rację co do ogólnej zasady, że mąż mieszka z żoną i śpią w jednym łóżku. Jeszcze należałoby dodać, że wspólnie, przy jednym stole jedzą posiłki. Wspólne łoże oraz stół są podstawowym miernikiem jakości pożycia małżeńskiego - tzw separacja od łoża i stołu jest dla sądu dowodem trwałego rozkładu pożycia małżeńskiego i podstawą wydania orzeczenia o rozwodzie. Ale dotyczy to sytuacji gdy mieszkają razem. Natomiast z różnych powodów może być tak że nawet przez dłuższy czas nie mieszkają razem. Zgadza się że dłuższa rozłąka jest zagrożeniem dla małżeństwa i należy tego unikać jeśli to możliwe. Ale nie zawsze jest to możliwe! Mało tego, w niektórych sytuacjach Kościół nawet uznaje za uzasadnione nie mieszkanie razem - przecież w niektórych sytuacjach separacja jest aprobowana przez Kościół. A więc nie mieszkanie z żoną wcale nie jest sprzeczne z nierozerwalnością małżeństwa. I tak samo zamieszkanie z inną kobietą wcale nie musi oznaczać sprzeczności z nierozerwalnością małżeństwa. Bo mogą być bardzo różne przyczyny tego zamieszkiwania z inną kobietą.
A
anonim
9 lutego 2015, 00:11
Przykład trochę oryginalny ale obrazowy: Jeżeli mąż pije i bije żonę to w drastycznych przypadkach ma prawo od niego odejść i żyć w separacji od męża. Ale wcale nie oznacza to że zawsze w takim przypadku nie uznaje go za swojego męża, więc nie da się tu mówić o podważaniu nierozerwalności małżeństwa czy sprzeczności z nierozerwalnością. Ta będąca w separacji żona może mieszkać całkiem sama jeśli ma własne mieszkanie, ale jeśli nie ma mieszkania to musi je wynajmować, przynajmniej jakiś pokój u kogoś. I może być tak że jedyną ofertą na jej kieszeń może być wynajęcie pokoju u samotnie mieszkającego homoseksualisty - a więc napewno nie będą żyli jak małżeństwo lecz jak brat z siostrą czy sąsiad z sąsiadką. I czy w takim przypadku można mówić o kwestionowaniu nierozerwalności lub sprzeczności z nierozerwalnością? Wg mnie oczywiście nie można. I możnaby podawać jeszcze kolejne tego typu przykłady.
N
non
7 lutego 2015, 18:22
To dlatego skasowano te komentarze że ks. Siepsiak staje sie purpurowy ze wstydu mam nadzieję czytając ponownie co napisał o swoim przełożonym o. Ziółku i o Sawie i co wyczyniał we Wrocławiu
S
Słaba
7 lutego 2015, 20:56
Nie skasowano komentarzy. Jak przewiniesz wpisy "puste", które tu wrzuca ktoś specjalnie, to zobaczysz, że komentarze są. Po prostu cierpliwie przewiń. Odwiedza nas tu na forum osoba, która próbuje rozbijać dyskusje i stwarzać wrażenie, że komentarze zostały skasowane. Robi to w prosty sposób - wstawia literę na początku i końcu, a pomiędzy nimi puste linijki (czyli tyle "enterów", ile znaków może zawierać komentarz minus dwa, na literę początkową i końcową). Gdyby nie dawała liter na początku i końcu, to puste linijki zostałyby automatycznie wycięte i nie byłoby problemu pustych długich wpisów. Ostatnio ta osoba podczepiła jeszcze "komentarz do komentarza" i przerwa robi się 2 razy dłuższa. Jeśli będzie dodawać po 20 "komentarzy do komentarzy", to rozłoży całe forum. Z całą pewnością jest to celowe działanie. Moderacja powinna zadziałać, a tego nie robi (zgłaszałam kilkukrotnie). Proszę zgłaszajcie to również!
A
ALA
7 lutego 2015, 21:00
dzięki za info, rzeczywiście trzeba przewijać w dół i są komentarze. Słaba jesteś bardzo bystra
A
andi
7 lutego 2015, 17:09
24 komentarze nie spodobały się Siepsiakowi i deonowi? A przecież i tak ludzie wiedzą co robił dotąd i co na tym deonie napisał.
7 lutego 2015, 17:25
Nie, to po poprostu jakiś niezrównoważony psychicznie znalazł sobie świetną zabawę, a moderatorzy forum Deonu śpią.
A
andi
7 lutego 2015, 17:49
Ale gdyby tak było to moderacja by dotyczyła tez innych którzy nie zgadzaja się z deonem i tez tych którzy niepochlebnie piszą w komentarzach o różnych osobach w tym biskupach
DT
Do TomaszaL
7 lutego 2015, 18:19
~andi  ~andi 17:49:51 | 2015-02-07 Ale gdyby tak było to moderacja by dotyczyła tez innych którzy nie zgadzaja się z deonem i tez tych którzy niepochlebnie piszą w komentarzach o różnych osobach w tym biskupach
7 lutego 2015, 19:08
Wycinanie wpisów typu : "p n-enterów p" to elementarz moderacji, a nie wycinanie niepochlebnych komentarzy.
S
Słaba
7 lutego 2015, 20:34
Zgłaszam to do moderacji. ale nie reagują.
S
Staszek
8 lutego 2015, 17:01
A skąd Pan wie, że ta osoba jest niezrównoważona psychicznie? Nie wiem, kto to robi. Nie zawsze, gdy ktoś robi coś złego lub sprzecznego z ogólnymi zasadami, musi być osobą niezrównoważoną.
OS
Oj Stasiu Stasiu
8 lutego 2015, 22:01
Kontynułuj kontynułuj zaraz zjesz własny ogon.
S
Staszek
9 lutego 2015, 22:41
Po co ta złośliwość?
P
po
7 lutego 2015, 13:27
p p p
D
dlaczego?
7 lutego 2015, 16:37
dlaczego to robisz~po? co chcesz nam przez to powiedzieć?
S
Słaba
7 lutego 2015, 12:59
Ojcze Jacku! Duszpasterstwo specjalistyczne osób rozwiedzionych samotnych (nie tylko porzuconych) jest potrzebne. Nie mówię w tej chwili o grupach wsparcia. Mówię o ośrodku, który zająłby się w sposób mądry i fachowy nauczaniem wiernych - publicznym i indywidualnym, o tym, jak żyć sakramentem małżeństwa w warunkach separacji. Także w warunkach separacji, gdzie druga strona jest w związku niesakramentalnym. Obecnie jest zamieszanie w tej sprawie w Kościele. Jedni księża mówią to, inni co innego. Można dostawać pouczenia sprzeczne ze sobą. Zwłaszcza w kwestiach: Jakiego typu kontakty utrzymywać i czy utrzymywać, żeby nie tworzyć związków bigamicznych, czy związków będących "trójkątami emocjonalnymi"? Czy elementy "rodziny patchworkowej" - np. przyjaźń i ciocio-wujkowanie dzieciom są, w tym przypadku, dobrem, czy złem? Czy jest obowiązek okazywania dezaprobaty? Czy jest obowiązek upominania? Czy należy modlić się o powrót małżonka, jeśli trwa on w innym związku, gdzie np. są dzieci? Czy w takim przypadku wolno modlić się o powrót małżonka? Co zrobić z uczuciem słusznego gniewu? Czy jest złem, czy dobrem, gdy takiego uczucia nie ma, bo np. małżonkowie nie dawali rady ze sobą żyć już wcześniej? Czego wymaga wierność w takim przypadku (poza wiernością czysto seksualną)? Np. serdeczna przyjaźń z osobą płci przeciwnej jest piękna i dobra, ale powoduje oddalenie od małżonka i obniża zainteresowanie naprawą małżeństwa. Czy jest obowiązek zgłaszania separacji w sądach kościelnych? Czy powinno się zgłosić sprawę o orzeczenie nieważności małżeństwa, żeby uniknąć niezdrowej sytuacji uwiązania do jakiejś rodziny" (niesakramentalnej)? Czy jest dobre udowadnianie "niezdolności psychicznej" przed sądem kościelnym, osobie z którą próbowało się kiedyś stworzyć wspólnotę w miłości i zaufaniu? Czy jest to nadużycie zaufania i dyskrecji? itd. itp.
7 lutego 2015, 11:10
Wielki klerykalizm tu czytam. WIec w tym konteście proste pytanie, kiedy z ambony drogi O. Jacku wygłosileś do ludu płomienną homilię o znaczeniu katolickiego małzeństwa, wiernosci złozónej przysiedze i trwaniu w niej, bez względu na np. rozwód. Nie jakieś pitu, pitu na ślubie, ale tak w niedzielę, na normalnej Mszy sw. I drugie pytanie, kiedy wobec młodzych ludzi wchodzących w dorosłe życia wygłosiłeś prostą i czytelną homilię o katolickim małzeńśtwie. O tym, iż jest nierozerwalne, zawarte raz. Że rozwód jest zawsze złem, bo przeczy katolckiemu pojęciu małżeństwa. Że nie można usprawiedliwiac rozwodu i życia w konkubinatach dobrem dziecka nieślubnego. I ze małżeńśtwo cywilne nie jest małżeństewm katolika. Nikt nie wymaga od Was ksieży jakiś duszpasterstw, lecz wymaga jasnego, czytelnego i bezwzglednego przekazywanai nauczania Kościoła. Tego niestety nie robicie (jako całość duszpasterzy) i są efekty.
A
anonim
7 lutego 2015, 22:31
TomaszL, Twoje ostatnie wpisy zaczęły przekraczać kolejne granice absurdu i są dyskwalifikujące dla Ciebie oraz  dają pole do popisu przeciwnikom Kościoła. Zachowujesz się jak opętany.
W
wierny
7 lutego 2015, 07:51
Znowu pouczanie - oczywistość oczywista - ale sie pisze i ważne że na deonie widać że Siepsiak jest i działa - ale jakże widac brak tego doktoraciku. Ale liczy chyba na klikanie? Bo uważa chyba zwykłych katolików za  niedorozwinietych - mysli że o tym nie wiedzą czy tylko tak udaje bo mu to pasuje? Tak jak we Wrocławiu czy tak jak teraz w Krakowie. A może jak Żyłka chce zagłosować ?
PS
POprawny Siepsiak
7 lutego 2015, 08:02
O. Ziółek zżyma się na władzę i poprzez  barwne porównanie z "waaadzą" PRL-owską i jej zachowaniem zwłaszcza w Radomiu w 1976 r. stara się dołożyć wszystkim, którzy próbują zrozumieć, czemu tak długo czekamy na oficjalne wyniki wyborów. Bo czekamy długo i nikt temu nie przeczy. Zżymać się każdemu wolno. Zżymanie się na władzę to wręcz nasz sport narodowy (jeden z wyrazów miłości do Ojczyzny). Ale, gdy zamiast rozróżniać zaciemnia się, to dyskurs traci na wiarygodności. TAK PISZE NA DEONIE KS. SIEPSIAK O SWOIM BYŁYM PRZEŁOŻONYM - A PRZECZYTAJCIE JAK DALEJ JEST POPRAWNY I KOGO WYCHWALA I BRONI
WO
w obronie słabszych
7 lutego 2015, 01:33
A według mnie nie chodzi o to, że w kościele jest za mało duszpasterstw dla porzuconych ale zacieranie zasad Ewangelii. Jednego dnia do księdza przyjdzie porzucona żona i usłyszy, że taka jest wola Boża i musi przyjąć to cierpienie. Drugiego dnia do księdza przyjdzie jej mąż z kochanką i ksiądz będzie się z nimi zastanawiał, jak to zrobić, żeby im było dobrze w kościele. To jaki jest sens pomocy takim osobom porzuconym jak jednocześnie książa przyczyniają się do zwiększania ich cierpienia? Nie da się przymilać do wszystkich. Jeśli jest cierpienie to jest i sprawca (czyli grzesznik), księża nie powinni zajmować się psychoterapią ale nawracaniem. Ks Dziewiecki ma rację, jest tylko jedno wyjście z takiej sytuacji, jeśli chce się być zbawionym: zostawić kochankę i wrócić do żony. I to powinno być mówione w Kościele
A
anonim
7 lutego 2015, 09:07
obrona słabszych nie polega na szkalowaniu księży
A
ALA
7 lutego 2015, 09:46
To nie szkalowanie lecz prawda. Księża, papież i biskupi zastanawiają się jak pomóc cudzołożnikom, by mogli dobrze się czuć w kościele i przyjmować Komunię świętą  (synod Rodzin)
7 lutego 2015, 11:14
Kościól (wspólnota wiernych) nie wierzy w nierozerwalnośc Sakramentu Małżeństwa. Dla wielu to jest jakaś bajka czy nieosiągalny ideał. Ale to jest pokłosie braku wiary Bogu.
A
anonim
7 lutego 2015, 22:33
TomaszL, ewidentnie z oszołomstwa odbiło Ci skoro wypisujesz takie bzdury i posuwasz się do szkalowania Kościoła
A
anonim
7 lutego 2015, 22:35
Podtrzymuję to co powiedziałem. Szkalujesz księży, biskupów oraz papieża
W
Witold
6 lutego 2015, 22:08
A mnie się wydaje, że tu nie chodzi o specjalne duszpasterstwa tylko o zwyczajną troskę. O to, żeby kapłani pamiętali i mówili o tym, że są wśród nas słabi, są wśród nas skrzywdzeni i potrzebują naszej troski, naszej miłości. I żeby pierwsi tę troskę okazali. Może być to w modlitwie powszechnej, w kazaniu, w trakcie rekolekcji. Zresztą wcale nie musi to dotyczyć tylko porzuconych, ale samotnych, krzywdzonych przez własne rodziny, oszukanych. Najłatwiej chyba jest nam pamiętać o cudzych chorobach, ale już o innych ludzkich cierpieniach jakoś mniej. Porównam to z reagowaniem sytuację w której jeden z moich synków bije drugiego. Mogę skupić się na tym który bije i albo go 'opieprzyć', albo ładnie wytłumaczyć że źle zrobił i bratu jest przykro, albo zamiast tego mogę przytulić tego, który oberwał. To drugie rozwiązanie sugerują psycholodzy dziecięcy i faktycznie, kiedy udaje mi się tak postąpić to widzę, że ma to o wiele lepszy skutek, i to zarówno dla poszkodowanego jak i tego który zawinił. Odnosi się to do dzieci, ale jakoś mam wrażenie, że do dorosłych też by dobrze pasowało
A
anonim
6 lutego 2015, 22:23
Przede wszystkim, w kościele pamięta się i mówi o słabych, skrzywdzonych, potrzebujących pomocy, troski, miłości. I modli się za nich. Również w modlitwie powszechnej. Nie da się jednak zrobić wyliczanki wszystkich potrzebujących, gdyż zawsze znajdzie się ktoś nie wymieniony i uzna że jego się pomija. Nie sądzę jednak aby to była kwestia zwyczajnej troski. Z doświadczenia w życiu i z dyskusji deonowych ewidentnie wyłazi że to jest kwestia wylewania żali, łącznie z zawiścią że wiarołomca jest szczęśliwy zamiast cierpieć.
A
Anonim
6 lutego 2015, 22:43
I żeby nie ciekali po kolędzie za pieniędzmi  tak że aż z kopyt im dym wali, żeby nie brali pieniędzy za msze, pogrzeby, żeby chociaż stali się trochę czułymi istotami bo do posłańców Jezusa brakuje im bardzo bardzo dużo.
G
Grzegorz
6 lutego 2015, 17:16
„ludzie nie lubią być "stygmatyzowani". Wolą uchodzić za "normalnych"” Dobrze, Ksiądz mówi – ja jako opuszczony dobrze to czuję rozwiedziony w kościele to jak trędowaty. A chciałbym być traktowany tak jak traktuje się osoby samotne. Jeśli dla mojej oddalonej małżonki macie duszpasterstwo proszę bardzo, jeśli w przyszłości kościół zechce jej dopuścić do stołu pańskiego to gdy przy tej okazji miała by się za mnie modlić i przepraszać Boga to jestem jak najbardziej za. Moje małżeństwo obumarło – zostało odcięte tak jak odcina się zaatakowane gangreną członki, ale wielu katolików tego nie rozumie.
Z
Zet
7 lutego 2015, 15:25
Życzę ci szczerze znalezienia nowej miłości i rozpoczęcia na nowo. Warto.
A
Anulka
6 lutego 2015, 16:23
Tu chyba nawet nie chodzi o tworzenie specjalnej grupy dla porzuconych, ale o nie pomijanie ich w duszpasterstwie. To osoby, które często boleśnie przeżywają samotnoś, bo zaznały bliskości, planowania wspólnego życia rodzinnego... i wszystko się posypało. Tymczasem w rekolekcjach parafialnych nauki skierowane do kobiet są dla żon i matek. Ja, jako samotna, choć nie porzucona - nie znajduję nic dla siebie. Osobę, w której takie kazanie rozdrapuje rany, musi to dodatkowo boleć. Tak, jest też zazwyczaj nauka dla chorych, starych i samotnych... tyle, że skierowana do osób starszych. No, chyba, że to ja mam pecha, i tak trafiałam, a w innych parafiach jest lepiej. I to jest problem.
A
Antosia
6 lutego 2015, 15:30
Z moich obserwacji takie specjalne duszpasterstwo dla porzuconych małżonków sakramentalnych jest bardzo potrzebne. Szczególnie w pierwszym roku, dwóch po porzuceniu. Bardzo dobrze znam kilka porzuconych przez mężów kobiet, które nie mogły się (po porzuceniu) w kościele odnaleźć (wcześniej uczestniczyły w formacji dla rodzin). Bardzo często czuły się nie zrozumiałe, niepotrzebne, czuły, że nie pasują do innych. Często duszpasterze, liderzy nie potrafili odpowiedzieć na rodzące się u nich pytania nawet dotyczące wiary, sensu życia itp.