"Cristiada" - za wiarę i wolność!

Kadr z filmu Cristiada

"Cristiada" to moralitet, nie film stricte historyczny. I właśnie jako na poły religijna, na poły świecka opowieść o wierze i wolności jest obrazem fascynującym.

Na seans "Cristiady" do kina "Mikro" szedłem z obawą, że wynudzę się setnie, albo rozczaruję. Duża część zasłyszanych - także od osób wierzących - opinii zdecydowanie nie zachęcała. Z drugiej strony: "Cristiada" ma swoich niezaprzeczalnych entuzjastów. W tej sytuacji nie pozostawało nic więcej, jak zaryzykować.

DEON.PL POLECA

Na filmie było kilkanaście osób. Z sali - co zaskoczyło chyba nawet osobę, która po seansie otworzyła nam drzwi - nikt nie wyszedł, póki z ekranu nie zeszły ostatnie napisy. Z kina wychodziłem oczarowany, na gorąco analizując to, co właściwie widziałem. Dramat historyczny? Nie. Moralitet z elementami westernu, kina politycznego, katolickiej hagiografii, uwspółcześniony o apoteozę wolności, w nieco koturnowej, ale prosto przedstawionej fabule.

"Cristiada", na planie przedstawionych tam idei, toczy się pomiędzy przynajmniej trzema rzeczywistościami. Z jednej strony: świat wiary. Tu należy zwrócić uwagę na fenomenalną kreację Petera O`Toole, który z postaci ojca Christophera, starego księdza, który przybył przed dziesięcioleciami z Europy do Meksyku, uczynił jeden z filarów filmu. Zagrać niewielką rolę z kunsztem, który czyni bohatera fikcyjnego - prawdziwym, to miara klasy aktora. Śmierć księdza Christophera w imię wierności wierze, śmierć pod kulami siepaczy stanowi pierwszy zwornik tego filmu.

Drugi świat - to świat władzy, zdążający, w imię coraz dalej posuniętej laicyzacji, do usunięcia katolików z przestrzeni publicznej. Jego wewnętrzną sprzeczność - zniewolenie w imię wolności - ujawnia w pełni postać generała Enrique Gorostiety (Andy Garcia). On właśnie jest filarem trzeciej rzeczywistości, fascynującej w swoim idealizmie, wychodzącemu naprzeciw chrześcijańskiemu męczeństwu (sekwencje ostatnich scen filmów mocno to uwypuklają).

Gorostieta jest bowiem przedstawiony jako agnostyk, który w imię "absolutnej wolności" swojego ludu walczy za i dla katolików. To - w pewnym sensie - romantyczny rewolucjonista, renegat z własnych szeregów, gdyż rozpoznał, że ci, którzy wiele mówią o demokracji i wolności, ale w jej imię zniewalają własny naród, są w gruncie rzeczy największymi wrogami: i ludu, i wolności.

W takiej perspektywie film wiele mówi także o kondycji dzisiejszej demokracji i ukazuje pytania, jakie można wobec niej stawiać. "Cristiada", właśnie jako szczególny moralitet, o silnym wydźwięku społecznym, stawia bardzo niewygodne pytanie: dlaczego państwo świeckie, tak chwalące się swoim humanitaryzmem i odwołujące się do najszlachetniejszych ideałów, potrafi być zarazem tworem tak opresyjnym. Gorostieta, agnostyk, człowiek na wskroś świecki, a przy tym generał katolickiej armii, ukazuje człowieka, który widzi w religii, prawie do jej swobodnego wyznawania to, czego nie dostrzegają ludzie mu pokrewni. Widzimy go najpierw jako najemnika, który - z każdą sceną - uświadamia sobie wartość ludzką, a może ostatecznie nadprzyrodzoną tego, za co walczy.

"Cristiada" wiele pytań zostawia bez odpowiedzi. Tło społeczne jest w gruncie rzeczy zarysowane bardzo skromnie, tło międzynarodowe dość naskórkowo: Amerykanie, troszczący się o ropę, jako mediatorzy, między rządem Meksyku a Watykanem. Ten motyw fabuły, gdy wielkie dyplomacje toczą grę i ustanawiają warunki kompromisu ponad głowami walczących Cristeros brzmi dalekimi echami... "Misji".

Gdy wielcy próbują dojść do porozumienia, ziemia Meksyku przyjmuje krew kolejnych ofiar wojny domowej. Tak ginie, nie chcąc wyprzeć się wiary, główny bohater, wychowanek księdza Christophera, podrostek, José (Mauricio Kuri). To właśnie jego męczeństwo i śmierć w bitwie generała Gorostiety ukazują - jako awers i rewers, dwie strony zmagania o wiarę. Jedna to świadectwo dziecka, katowanego i rozstrzelanego przez posłusznych władzy żołnierzy. Druga - to opór zbrojny, który nie ma tej ewangelicznej jasności męczeństwa, ale jest bardzo realnym doświadczeniem historycznym chrześcijan wielu wieków.

Oczywiście, pewne elementy filmu, szczególnie widzom przyzwyczajonym do dzisiejszych, bardzo wypranych z uczuć wzorców kulturowych, mogą się wydać nazbyt cukierkowe: choćby ukazanie ojcowskiej miłości generała Gorostiety do José (generałowie, którzy uganiają się konno po lesie w poszukiwaniu dzieci chyba nie mają zbyt wiele czasu na opracowywanie wojennych strategii?). Ale - właśnie - to sceny symboliczne, nie mają nas uczyć kunsztu wojennego, ale ukazać to, co dzieje się w sercach bohaterów, przemiany w nich zachodzące. Trzeba zresztą przyznać, że bardzo mało w tym wszystkim jest ckliwości, postaci są pełnokrwiste: od zabijaków rodem z westernów po reprezentantów Narodowej Ligii Obrony Wolności Religijnej.

Na koniec drobna uwaga. Polscy tłumacze dialogów postanowili wykazać się daleko idącą czujnością i dla uniknięcia pewnych "kompromitujących" wśród co bardziej konserwatywnie nastawionych odbiorców skojarzeń, zwrot "wolność religijna" i nazwę "Liga Obrony Wolności Religijnej" w filmie podają za każdym razem jako "wolność religii" i "Liga Obrony Wolności Religii". Zabieg, jak rozumiem, miał odsunąć jakiekolwiek skojarzenia z tak "liberalną" ideą, jak wolność religijna. Niestety, nie sprawia to najlepszego wrażenia. I jest nieco śmieszne w łatwym do odkrycia semantycznym przedefiniowaniu.

"Cristiada" to film dla ludzi w różnym wieku, przyjazny i młodszym widzom, i wart przedyskutowania w gronie starszych. Rzecz godna polecenia w ramach dyskusyjnych klubów filmowych: bo ten z pozoru czarno-biały obraz kryje w sobie naprawdę mnóstwo godnych przemyślenia kwestii.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

"Cristiada" - za wiarę i wolność!
Komentarze (11)
WB
walka była z bestią
26 stycznia 2014, 13:32
A jednak "Cristiada" to nie chrześcijaństwo, chrześcijanin nie zabija, nawet gdy sam musi przypłacić to życiem nie było innego wyjścia, prezydent kraju był zagorzałym masonem i wypowiedział ostrą walkę z kościołem zabijając kapłanów. Miał popracie bolszewików.   Meksykowi udało się poprzez walkę ocalić religię katolicką podczas gdy w Rosji bolszewickiej nie. Ogromna ilość męczenników ofiarowała swe życie bo nie wyparła się Boga.
M
Maria
26 stycznia 2014, 13:10
A jednak "Cristiada" to nie chrześcijaństwo, chrześcijanin nie zabija, nawet gdy sam musi przypłacić to życiem.
M
M.R.
30 maja 2013, 01:50
Ktoś tu napisał, że jest przeciwny walce chrześcijan z bronią w ręku. No to jest prowokacja, bo nie horrendalna głupota. Tak myśleli chrześcijanie w pierwszych wiekach - i Europa została zalana przez islam, a chrześcijanie odcięci od Ziemi Świętej i możliwości pielgrzymowania. Wtedy wypracowano zasady wojny sprawiedliwej. Zaatakowany, któremu odebrano prawo dożycia, ma prawo się bronić, a nie dać się zamordować.  Dzięki temu dzisiejsi ateiści mogą wierzyć, że Boga nie ma, a nie wyznawać islam. Walka Cristeros trwała 23 lata. Film opowiada o trzech. Początkowo katolicy nie zakładali walki zbrojnej. Organizowali masowe demonstracje i bardzo skuteczny bojkot ekonomiczny. Odpowiedzią były masowe mordy w imię szatana. Zorganizowali się i zaczęli odnosić na tyle duże sukcesy militarne, że pod wpływem ukazanego na filmie ambasadora USA prezydent Meksyku, który obwołał się wcieleniem szatana zawarł pokój, a po rozbrojeniu Cristeros wymordował na oczach rodzin jego przywódców i kilka tysięcy powstańców. Walka trwała przez następne 20 lat, a partia Callesa rządzi do dzisiaj. Związek Sowiecki z radością witał Bolszewicką Republikę Meksyku, która zlikwidowała  religię w tym samym czasie co sowieci u siebie.
MR
Maciej Roszkowski
27 maja 2013, 20:29
Ten film, podobnie jak sama walka chrześcijan meksykańskich, to wyzwanie dla "głównego nurtu". Można by sie z nim zmierzyć, ale rozumki za małe. Więc przemilczeć! 
ZC
Za CristiadaPL
27 maja 2013, 20:09
Jedna uwaga: ks. Christopher to nie jest postać fikcyjna! To św. Krzysztof Magallanes (Cristobal Magallanes Jara), którego wspomnienie obchodzimy 21 maja. Zob. napisy końcowe filmu.
ZP
znamienny powód
27 maja 2013, 20:09
Nadal temat tabu. Prasa, radio oraz telewizja w Europie i USA milczą na temat filmu. W Polsce „Cristiadę” można obejrzeć w niewielu kinach, a i tam gdzie jest pokazywany, ludzie zwyczajnie nie wiedzą o nim wiele. Oczywiście niektóre katolickie media, np. „Gość Niedzielny” próbują promować obraz, ale w tzw. mediach głównego nurtu panuje cisza. Naprawdę trudno zrozumieć, dlaczego wokół filmu „Cristiada” zapanowała taka zmowa milczenia… Otóż „Cristiada” opowiada historię powstania katolików meksykańskich przeciwko jakobińsko-masońskiej tyranii w latach 1926-1929, zwanego cristiadą albo guerra cristera. Powstanie było skutkiem prześladowań zmierzających nie tylko do pełnej laicyzacji Meksyku, ale wręcz do fizycznej eliminacji Kościoła katolickiego w tym kraju. A sam prezydent Meksyku Plutarco Elías Calles był gorliwym masonem 33. stopnia wtajemniczenia, który sam określał się jako „osobisty wróg Boga” i el anticristo. Za jego rządów zamknięto szkoły katolickie i większość kościołów, oraz zarządzono przymusową rejestrację wszystkich księży. Niestety, najwyraźniej prześladowania katolików – przez prezydenta należącego do masonerii – to temat nie do przyjęcia we współczesnym świecie. Tym bardziej dla polskiego widza „Cristiada” może być dodatkowo ciekawa, że papież Jan Paweł II beatyfikował i kanonizował 53 uczestników meksykańskiej cristiady, natomiast Papież  Benedykt XVI  kolejnych 13. Razem meksykańskie, katolickie powstanie, szczyci się 66 świętymi męczennikami za wiarę.
A
Aga
27 maja 2013, 19:23
Przede wszystkim kapłani i siostry (za wyjątkiem klauzurowych) mają żyć wśród ludzi w rzeczywistości, która ich otacza i nie mogą być ślepi na prawdę, dobro i piękno, w tym piękno ludzkich postaw. Powołanie to nie ucieczka przed światem, ale wybranie NAJWIĘKSZEGO NA TYM ŚWIECIE DOBRA za cenę męczeństwa włącznie. A dawać świadectwo na tym świecie nie sposób nie przeciwstawiając się złu i kłamstwu. Zło permanentnie walczy z prawdą i dobrem o panowanie nad światem, zniewalając dobro bezbożnym i nieludzkim prawem, a gdy to nie wystarczy, także zabijając tych, którzy się na to nie godzą. Jedyny sposób bycia niekonfliktotwórczym, to biernie i we wszystkim poddawać się złu, co także znaczy - samemu czynić zło i wypełniać wolę szatana wbrew woli Boga. Letniość jest sprzymierzeńcem zła i samego szatana !
P
piotr
27 maja 2013, 18:27
Gdyby tamtejsi ludzie nie sprzeciwili by  Callesowi, to by ich wystrzelali jak kaczki. I nie byłoby żadnej rewolucji. Gdyby nasi dziadowie nie złapali za broń, do dziś byśmy tkwili pod niemieckim i ruskim butem. Choć spod tego ostatniego dalej mam wrażenie że się nie wydostaliśmy. Nie można traktować ludzi, którzy łapali za broń jak zwierzęta i morderców...To był element walki o wolność wiary a to że tak drastycznie wyglądający to już wina prezydenta, który pierwszy podniósł na nich rękę. Ilu wierzących dziś oddałoby życie za wiarę, za Chrystusa...każdy sam musi sobie odpowiedzieć na to pytanie.
J
Jawa
27 maja 2013, 16:57
  Panie  Krzysztofie Wołodżko, jest pan zadeklarowanym socjalistą.   Jak podobała się  Panu przedstawiona w filmie postać Prezydenta Meksyku Callesa, który otwarcie, tak jak Pan, mówił, że jest socjalistą (i masonem)?  Coś mało się pan felietonista zachwyca tą postacią.
RO
również oglądałem
27 maja 2013, 16:45
Czy można w imię wolności religijnej można chwytać za broń? Czy na tym polega chrześcijaństwo? Ja tak entuzjastycznie nie odebrałem tego filmu jak autor artykułu
K
katolik
27 maja 2013, 16:13
Życie na ziemi to nieustanna walka. Walka z diabłem,  pokusami, z lenistwem i wadami. Armagedon trwa od 26 X 2009. Koniec świata może być w każdej chwili. Pomyśl o wieczności. Masz do wyboru niebo albo piekło. Nie dbasz o zbawienie duszy? http://tradycja-2007.blog.onet.pl/