Cud nad urną?
W gorączce kampanii padło wiele przykrych słów, wzajemnych oskarżeń, jak zawsze w czasie "krzyku wyborczego". Nie opowiadając się po żadnej ze stron, z boku kontempluję zachowania braci i sióstr w wierze: świeckich i duchownych, wyniesionych w hierarchii i tych z dołu "kościelnej drabiny". Jest źle. Podziały i konflikty polityczne coraz bardziej przenoszą się na wspólnotę Kościoła, choć powinno być odwrotnie. To wierzący, ludzie pokoju, przebaczenia, pokory, służby, troski o dobro wspólne, mają nieść nową, ewangeliczną jakość do życia publicznego. Współpracując ze sobą w tym dziele. Na razie część z nich zawłaszcza działanie Ducha Świętego twierdząc, że to ich partii błogosławi.
Wygłoszę stwierdzenie heretyckie, choć tylko w sensie politycznym. Duch Święty tchnie, kędy chce; zstępuje, kiedy chce. Realizując jakiś Boży zamysł. Tak było w dniu Pięćdziesiątnicy, kiedy Duch, Pocieszyciel i Obrońca - nieoczekiwany, choć zapowiedziany przez Jezusa - zstąpił na uczniów w Wieczerniku. Jak czytamy w Dziejach Apostolskich [10.44-48], także na pogan, za sprawą wiary Korneliusza i otwartości św. Piotra. My katolicy wierzymy, że stało się tak również w 1979 r. na prośbę Jana Pawła II, który podczas pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny wołał w Warszawie, na Placu Zwycięstwa: "Niech zstąpi Duch Twój! Niech zstąpi Duch Twój! I odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi!" W wigilię święta Zesłania - dodajmy. Zmiana nie zaszła od razu. Nikt nie wprowadzał jej wprost, w imię Ducha! Dopiero po owocach "Solidarności" można było się przekonać, że tamta pielgrzymka odmieniła Polaków, którzy ponad podziałami, solidarnie i pokojowo, przeciwstawili się ateistycznemu reżimowi opartemu na przemocy. W ciągu dekady 1979-1989 wydarzyło się wiele na scenie geopolitycznej, co przyczyniło się do upadku komunizmu. Dla nas wpływ Polaka Papieża jest jednak, z mocy wiary, oczywisty - z tym, że on był człowiekiem świętym. Powołanym. Wybranym. Wyjątkowym. Zanurzonym w Bogu.
Jan Paweł II na pewno wiedział, że Bóg powierzył mu zadanie. Wymagało heroizmu. Nigdy się nie skarżył, nie oddawał pięknym za nadobne. Cierpiał. Niósł krzyż. Jednoczył. Od razu przebaczał. Po co o tym przypominam? Bo czytając - złośliwe i aroganckie - komentarze współbraci w wierze, odkrywam, że wygrana jednego z jedenastu kandydatów to nie zasługa sztabu, kampanii, kandydata; błędów, afer i stylu konkurencji, tylko… daty. Święta Ducha Świętego, który w dniu wyborów pochylił się nad pobożnymi prośbami pewnej grupy Polaków. Znamy cud nad Wisłą i na Placu Świętego Piotra. Mamy więc trzeci: cud nad urną. Bóg nas kocha, choć z obserwacji sfery publicznej wynika, że wybiórczo.
Paraklet milczał w czasie kilkuset lat zaborów, zbrodni wojennych, klęsk żywiołowych, a nawet przez kilka dekad komunizmu, do pojawienia się Karola Wojtyły - a zstąpił na nas dziś. Coś nam grozi… Co? Sekularyzacja? Zsyłki na Sybir? Prześladowania, jak w Syrii?
Strach pomyśleć, jakie magiczne interpretacje i proroctwa pojawią się po zaprzysiężeniu Prezydenta Elekta, które wypada w święto Przemienia Pańskiego!
Rozumiem potrzebę dowartościowania, wybrania, zwłaszcza po okresie bezpardonowej krytyki ze strony przeciwników politycznych i części mediów. Są jednak granice, których nie wolno przekraczać. Ktoś tu myli ustroje polityczne i formy rządów. Prezydent jest wybierany na 5 lat, nie jest królem, którego władzę kiedyś sakralizował Kościół poprzez liturgię koronacyjną i namaszczenie olejami. To nie wróci. Prezydent nie jest też papieżem, którego wybiera napełnione Duchem konklawe. A jeśli Prezydent Elekt - o zgrozo - publicznie zgrzeszy, zgorszy, rozczaruje?
Niczego nie nauczył nas przypadek Agnieszki Radwańskiej, hołubionej przez katolickie media - do czasu roznegliżowanego zdjęcia. Zbigniewa Zamachowskiego, wzorcowego męża i ojca rodziny, dopóki w oparach skandalu ich nie opuścił. Kamil Stoch zdobył mistrzostwo olimpijskie? Bo je wymodlił! Z czego płynie logiczny wniosek, że protestant Adam Małysz musiał się bardzo dużo modlić (chyba za wstawiennictwem Marcina Lutra!). A co z Kubicą, który posiadając relikwie papieża, skończył karierę w Formule I na barierce, w wyniku pecha?
Mam przed oczami historię Państwa Kościelnego. I rzesze polityków, którzy sięgali po władzę w swoich krajach, popierani - mniej lub bardziej jawnie - przez Rzym lub lokalne Kościoły. Katolicy z Francji, Hiszpanii, Irlandii i inni, przeżywali chwile triumfu, kiedy sytuacja polityczna umożliwiała im budowanie moralnego, religijnego ładu na rodzimej ziemi. Zawsze przychodził okres buntu. Władza świecka popierana przez Kościół "dla obrony wartości", wcześniej czy później schodziła w niesławie ze sceny politycznej. A lud wyklinał Boga i Jego Kościół wraz z nią.
Plany pięcioletnie były w modzie za komuny. Jeśli Duch Święty miał udział w jej obaleniu, to dlatego, że prosił o to Ktoś żyjący w świecie, lecz nie ze świata. Ktoś bliski Chrystusowi Miłosiernemu - nie prawu i sprawiedliwości ze Starego Testamentu [np. Jr 33.15]. Doraźne cele, nawet w szlachetnych intencjach, to pułapka. Tyle już razy Kościół w nią wpadał…
Skomentuj artykuł