Czego księża potrzebują od swoich biskupów

(fot. cathopic.com)

Księża, zapytani przeze mnie o to, czego potrzebują od swoich biskupów, zareagowali bardzo poważnie. Jak ludzie dotknięci w czułe, bolesne i schowane bardzo głęboko miejsce, które na wierzchu daje się zobaczyć tylko w niezwykle oszczędnym i ogromnie jasnym komunikacie.

Przepaść – tak można by nazwać odległość, jaka dzieli światy parafii i wielu kurii biskupich. Zresztą symboliczne są wiodące na ogół do tej drugiej instytucji schody, portiernie, sekretariaty, klamki i ilość osób, jakie potrzeba najpierw spotkać, by dotrzeć do biskupa. Niewielu jest takich, których można odwiedzić „z ulicy” (choć na szczęście tacy są). Do niewielu zwykły ksiądz może zadzwonić albo napisać sms-a. „Szeregowi” księża w diecezji, a nawet ci, którzy mają większe odpowiedzialności, nie mają z biskupem więzi, jaka mogłaby łączyć ludzi pracujących w jednej organizacji, która w dodatku „rodzinność” ma zapisaną na swoich sztandarach.

Księża, zapytani przeze mnie o to, czego potrzebują od swoich biskupów, zareagowali bardzo poważnie. Jak ludzie dotknięci w czułe, bolesne i schowane bardzo głęboko miejsce, które na wierzchu daje się zobaczyć tylko w niezwykle oszczędnym i ogromnie jasnym komunikacie.

DEON.PL POLECA

Byli zgodni co do tego, że najbardziej potrzebują, by biskupi trzymali się od nich jak najdalej i pozwolili im spokojnie realizować swoje powołanie, pracę, bycie z ludźmi. By folklorem wizytacji, pompą i nadęciem spotkań nie zabierali im czasu i energii na to, co stanowi codzienną treść i tak pełnego już wyzwań życia. By swoimi pytaniami jak z choinki nie dowodzili prawdziwości podejrzeń, że nie mają pojęcia, z jakimi trudnościami zmagają się na co dzień księża.

Kiedy pytasz kogoś: „czego ode mnie potrzebujesz?” i drugi człowiek odpowiada ci, że zupełnie niczego i żebyś trzymał się od niego jak najdalej, możesz przypuszczać, że to historia o rozczarowaniu, złości i braku poczucia bezpieczeństwa w relacji. Że drugi człowiek stracił wiarę w to, że możesz mu coś dać i wie, że musi radzić sobie bez ciebie. Czemu tak się dzieje między wieloma biskupami a księżmi? Dlaczego te relacje nie są miejscem wsparcia, pomocy, zaufania? I na kogo w takim razie mogą liczyć księża w diecezjach, bo przecież żaden człowiek nie jest w stanie funkcjonować bez wsparcia? Tym bardziej, jeśli wykonuje zawód pomocowy, w którym nakłady oddawane z siebie potrzebują realnej przeciwwagi w postaci wielu miejsc wspólnoty, rozwoju i regeneracji.

Klerykalna przepaść dzieląca księży i hierarchów jest niestety papierkiem lakmusowym odczłowieczenia systemu, który w założeniach miał być wspólnotą, ale coś poszło bardzo nie tak i jego wspólnotowość często niestety pozostaje głównie w deklaracjach. Może dlatego, że każda prawdziwa wspólnota ludzi potrzebuje rozmowy i pytania: „Czego potrzebujesz?”. Nie da się budować bliskości w kulturze monologu, gdy biskup komunikuje się z resztą świata głównie za pomocą dekretów, oświadczeń i listów, których język jest pełen archaizmów i oficjalnych komunałów. Gdy pisze i mówi zdaniami, jakich nie usłyszy się z ust człowieka spotkanego na ulicy, który szczerze pragnie się porozumieć z drugim.

Ten sposób komunikowania się to zresztą jedynie czubek góry lodowej w administracyjno-biurokratycznej machinie, w której ksiądz często zostaje urzeczowiony i zredukowany do listy zadań, funkcji i diecezjalnych wakatów. Rolą biskupa jest zarządzać, a nie pytać o samopoczucie. A ponieważ ten system tak funkcjonuje już od bardzo dawna, przestano dostrzegać jego przemocowość. Jeśli pomijamy to, co ludzkie, relacje się dehumanizują.

Nie da się budować bliskości w kulturze monologu, gdy biskup komunikuje się z resztą świata głównie za pomocą dekretów, oświadczeń i listów, których język jest pełen archaizmów i oficjalnych komunałów.

Rozumiem, że większość dużych grup ludzi potrzebuje hierarchii, choćby z czysto organizacyjnych względów. Problemem jest sytuacja, gdy ta skośność w hierarchii staje się karykaturalna, a w Kościele – gdy władza przestaje być wrażliwą i uważną służbą. Gdy przewodnicy tracą empatię, skromność i poczucie wspólnego człowieczeństwa z tymi, którzy w ich ręce powierzyli opiekę nad sobą. Księża diecezjalni często mają w biskupach nie opiekunów, ale wizytatorów, organizatorów uroczystości pełnych odrealnionego zadęcia i kierowników, którzy są panami ich losu. A przy tym, jak pokazują ostatnie wydarzenia, tragiczne w skutkach są sytuacje, gdy ci przewodnicy ślepną całkiem na realne zło. I w imię Boga dokonuje się to, o czym tak przejmująco pisał Franciszek w 2018 roku: nadużywanie władzy i sumienia (z nimi papież w jednym zdaniu powiązał nadużycia seksualne).

Niektórych biskupów klerycy wspominają słowami „gbur”, „cham” czy „wyniosły prostak”. Oczywiście tylko w kuluarach, nie licząc relacji, do jakich dotarły media w związku doświadczeniami księży z bpem Głodziem. Nie bardzo widać drogę, na jakiej księża mogliby udzielać biskupom informacji zwrotnej w otwarty sposób. Może wtedy bez mocnych epitetów ad personam, za to z komunikatem „ja” – „czuję złość, kiedy ksiądz biskup odzywa się do mnie w ten sposób”. Niestety chyba zbyt wielki w polskim Kościele jest lęk, że jeśli z relacji z biskupami zniknie czołobitność i dystans, to zabraknie w tej wspólnocie spoiwa. I że gdy biskupi będą tym, kim są – zwykłymi ludźmi, choć spełniającymi szczególną rolę – stracą autorytet. Łatwiej jest „pochylać się z troską”, niż uznawać równą godność powierzonych sobie ludzi. Szkoda, bo autorytet bardziej buduje, gdy lider zakasuje rękawy i razem z zespołem wykonuje codzienną pracę. Gdy nie boi się konfliktu, pomaga rozwiązywać problemy i nie przekracza osobistych granic.

Nie usłyszałam od księży, czego potrzebują od swoich biskupów, bo dla tych, których o to zapytałam, temat był za trudny. Głównie dlatego, że może właśnie w relacji biskupów do nich zabrakło czegoś podstawowego: szacunku, dostrzegania granic, relacji, dialogu, obecności.

Trener, coach, autorka książek i artykułów, współpracuje z Aleteia Polska, zajmuje się wspieraniem relacji w rodzinie i relacji z sobą samym. Prywatnie żona i mama trójki dzieci.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czego księża potrzebują od swoich biskupów
Komentarze (7)
CR
~Człowiek Rozczarowany
23 lipca 2020, 08:36
Polscy Biskupi wygrzewający się w słoneczku świętości Jana Pawła II nawet nie zdają sobie sprawy ile szkody czynią Kościołowi i jakim są zgorszeniem . Oczywiście nie wszyscy bo generalizować nie wolno . Jak bardzo w dzisiejszych czasach trzeba walczyć by nie stracić wiary. Wierzę jednak że Ewangelia zwycięży bo osobiście nie znalazłem nigdzie piękniejszego przepisu na życie.
MR
~Ma Rek
22 lipca 2020, 16:33
Zauważam, że bardzo duże problemy są z tymi biskupami, którzy wcześniej pracowali w Watykanie. Mocno niepokojące zjawisko. Nazwisk nie podam, z racji wiadomych.
SW
~Szymon Wróbel
20 lipca 2020, 14:09
Dziękuję, za czas spędzony przez Autorkę przy PC lub innym urządzeniu. Przy okazji chcę zwrócić uwagę, że nie została podana liczba wypowiadających się księży, diecezja (czy archidiecezja), ich staż kapłańskie i to, jakie widzą pozytywne strony czy jak sami chcieliby się względem biskupa nawrócić. Bo pompa parafialna jest robiona nie przez Biskupa czy Arcybiskupa tudzież kardynała. To ludzie świeccy, Proboszcz i wikarzy układają scenariusze. Podchodząc do kałuży bardzo trudno chcieć zanurzyć się w oceanie. Kałuża nie jest też przedsmakiem takiego akwenu. Ta refleksja przypomina coachingowy refluks: zobaczmy co wydali z siebie księża, wyciągnijmy z tego prawdę: winny jest biskup, bo się wtrąca nie do swojego poletka. Smutne. Z poważaniem, X. S. W.
JK
Jacek K
20 lipca 2020, 15:00
Moim zdaniem nie ma symetrii pomiędzy szeregowym księdzem i jego biskupem. To przełożony modeluje właściwy wzór relacji. Pompa parafialna z okazji odwiedzin biskupa jest robiona przez księży i świeckich, ale gdyby biskupi jej nie chcieli, to by jej nie było. Sam, jako osoba świecka brałem udział w w mojej parafii w różnych formach "malowania trawy na zielono" z okazji przyjazdu biskupa. Próbowałem też bezskutecznie to zmienić rozmawiać z biskupami jak człowiek z człowiekiem. Kurde, nie da rady. To jak zderzenie ze ścianą. Biskupi nie chcą (nie umieją?) słuchać i nic ponad to co potwierdza ich punkt widzenia nie przyjmują. Proboszcz i parafianie oczywiście wchodzą w ten układ czołobitności wobec biskupa i często widzą w tym cnotę. Ale nie da się zmienić żadnej struktury władzy jeśli u władzy będą osoby, które zmian nie chcą.
JK
Jacek K
20 lipca 2020, 11:11
Z tego wynika, że kościół to taka wydmuszka, pusta w środku.
AO
~Anna Oronska
20 lipca 2020, 09:55
Niestety warto dodać, ze jest to specyfika Kościoła polskiego. Polscy księża, którzy pracują w innych krajach, a zwłaszcza innych regionach świata, mówią i piszą (tez na deonie), o zupełnie innych doświadczeniach.
KS
Konrad Schneider
20 lipca 2020, 21:42
Przyznaje Pani racje. Rozmawialem z biskupami pracujacymi na misjach w Gran Chaco albo Kamerunie. To byli normalni ludzie, z ktorymi mozna bylo calkiem sensownie dzielic sie myslami. To zupelnie inna klasa ludzi jak nasi polscy biskupi.