Czego ojciec powinien nauczyć swojego syna?
Gdy kilka dni temu obchodziliśmy dzień ojca, trafiłam w internecie na bardzo ciekawy filmik. Zadano licealistom pytanie: czego ojciec powinien nauczyć swojego syna? Odpowiedzi padały różne: naprawy roweru, tego jak podrywać kobiety oraz jak je szanować, jak zarządzać pieniędzmi, jak być dobrym człowiekiem? Padały też takie, których wcale nie było mało i bardzo mocno mnie zaskoczyły: jak czuć, jak pokazywać światu swoją wrażliwość, czy jak uczyć się miłości, która jest darem dla świata? Przyznaję, że te ostatnie odpowiedzi w ustach dojrzewających chłopców ujęły mnie najbardziej.
Jeszcze kilka dekad temu nikt nie zastanawiał się nad męską - ojcowską - wrażliwością. Mężczyzna miał utrzymać rodzinę, w razie potrzeby bronić swojego narodu, pokazać dziecku miłość do żony. Reszta była domeną kobiet. To my miałyśmy pokazywać czym jest wrażliwość, miłość, oddanie. Jako strażniczki domowego ogniska, miałyśmy też za zadanie przekazać dzieciom wartości, choćby te wynikające z wiary. Dziś te role stały się bardziej płynne. Czy to dobrze? Pewnie i tak i nie, choć cieszę się z odpowiedzi tych młodych mężczyzn. Pokazują jak ważne jest dostrzeżenie tego, że mężczyzna nie jest robotem do zarabiania pieniędzy, ale też kimś kto pokazuje swoją postawą co znaczy kochać, czuć, przeżywać codzienność na głębszym poziomie.
Świat bardzo wysoko stawia poprzeczkę współczesnym ojcom. Mawia się, z resztą słusznie, że jesteśmy pokoleniem, któremu nie dano odpowiednich narzędzi by sprostać obecnym oczekiwaniom. Masz kochać, mimo że sam byłeś bardziej tresowany niż wychowywany. Masz pokazywać swoją wrażliwość, mimo że przez lata wmawiano ci, że to słabość, domena „bab”. Masz być współodpowiedzialny za wychowanie dzieci, za dbałość o dom itd., a z domu rodzinnego wyniosłeś obraz, że wszystko robiła matka. Gdy patrzę na ojców wokół siebie, widzę jak wielu nie daje rady. Wielu mężczyzn zwyczajnie albo opuszcza swoje rodziny na pierwszym życiowym zakręcie, albo ucieka w pracę, alkohol, hobby - zostawiając dzieci i żonę samymi sobie. Owszem, jest też wielu takich, którzy radzą sobie świetnie z łączeniem wielu życiowych ról, ale do tego trzeba sporo wewnętrznej determinacji i chęci, którą - powiedzmy sobie szczerze - nie każdy ma i niespecjalnie do niej dąży.
Świat się zmienia, ludzie się zmieniają. Wiele razy słyszałam słowa, że jesteśmy miękkim, byle jakim pokoleniem, bo nie mamy życiowych problemów. Nieprawda. Nosimy na sobie ogromny bagaż traum i nieprzepracowanych problemów naszych przodków. Wiele rodzin naznaczyła wojna, później potyczki ustrojowe, a to co działo się w domach wcale nie było wsparciem na start. Dawniej bicie dzieci, alkohol lejący się strumieniami, czy niby zwykłe „dzieci i ryby głosu nie mają”, nie były niczym wyjątkowym. Wiele dzieci - obecnie dorosłych czterdziestolatków - doświadczyło tego, co dziś wprost nazywamy patologią.
Gdy słuchałam nastolatków, którzy w oko kamery mówią, że chcieliby by ojciec nauczył ich okazywania wrażliwości, czuję pewną ulgę. To, co kiedyś było nie do pomyślenia, dziś nie jest już powodem do wstydu i drwin. Czy to sprawi, że mężczyźni staną się bardziej miękcy, byle jacy? Wątpię. Wrażliwość jest siłą, trzeba umieć ją tylko dobrze ubrać w wartości. Trzeba dać szansę młodym ojcom na to, żeby stanęli twarzą w twarz z demonami swojej przeszłości i zobaczyli, że nie muszą przenosić trudnych doświadczeń na swoje rodziny. Dziś mamy ku temu dużo większą szansę niż jeszcze kilkanaście lat temu - psychoterapia, mądre kierownictwo duchowe, grupy wsparcia dla ojców - dziś to wszystko jest na wyciągnięcie ręki, wystarczy chcieć po to sięgnąć. Kiedyś stawało się do walki z realnym (fizycznym) wrogiem, gdy wybuchała wojna. Dziś walka rozgrywa się na innym polu - naszych serc, wartości, konsekwentnej walki o miłość. Ta walka nie jest łatwa, jak twierdzą niektórzy… Życzę wszystkim ojcom, by wychodzili z niej zwycięsko i by znalazł się ktoś, kto będzie w tej drodze realnym wsparciem.
Skomentuj artykuł