Czy naszych biskupów stać na "ojcowskie przyjęcie"?

(fot. flickr.com/photos/episkopatnews)

“Ojcowskiego przyjęcia” - te dwa słowa, którymi matka skrzywdzonych odpowiedziała na pytanie biskupa “a czego się pani ode mnie spodziewała?” brzmią w mojej głowie odkąd usłyszałem je po raz pierwszy w filmie braci Sekielskich.

Nie mamy w Kościele większych oporów, by uznając duchowy autorytet, mądrość czy doświadczenie, a także pełnioną rolę oraz łączącą nas relację zwracać się do osób duchownych “ojcze”. Zdecydowana większość duchownych nie ma też problemu, by takie słowa przyjmować. Poza tym, przecież pięknie tak zwrócić się do biskupa czy księdza przy okazji sumy odpustowej, uroczystości, wizytacji czy święta, bo pokazuje to duchową więź.

W Kościele Katolickim jesteśmy bardzo mocno wychowywani właśnie w poczuciu tej synowskiej zależności wobec autorytetów nad nami postawionych. Zastanawiam się jednak, czy czasem nie jest to utopijna wizja, tytuł przyjmowany na wyrost czy pokazowe sformułowanie, bo jak pokazuje doświadczenie, nie każdy kto, powinien być ojcem, faktycznie nim jest.

Łatwo być ojcem wymagającym, pouczającym, stanowiącym zasady i je egzekwującym. Łatwo też być ojcem jedynie z autorytetu, nadania, pozycji, zwierzchności czy hierarchii. Łatwo być ojcem bezkontaktowym i narzucającym. Jednak ojcostwo nie jest dla ojcostwa. Ojcostwo jest dla dzieci. Każdy, kto jest w Kościele “ojcem” jest po to, by dbać o powierzone mu “dzieci”. Tym dzieckiem jestem ja i jesteś Ty, drogi czytelniku, bo ile razy w poczuciu bezsilności, duchowej nędzy czy utrapienia potrzebujemy właśnie kogoś, kto nas podniesie i poprowadzi w dobrą stronę

DEON.PL POLECA

To, czego dziś potrzebujemy, to ojcostwa obecnego, ojcostwa towarzyszącego, ojcostwa chroniącego, ojcostwa przyjmującego, ojcostwa dającego poczucie bezpieczeństwa, ojcostwa kochającego. Takiego ojcostwa, do którego każdy z nas w każdej chwili i każdej sytuacji może przyjść i otrzymać miłość. Tak niewiele, a okazuje się, że czasem zbyt dużo. Jak, zatem, mamy widzieć ojcowską miłość Boga, gdy w Kościele czasem trudno jej doświadczyć?

Jezus zostawił nam jasne wskazówki, jaki powinien być ojciec: A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go (Łk 15, 20). Ojciec z tej przypowieści (Łk 15, 11-32) nie wahał się, by oddać połowę swojego życia synowi. Ojciec nieustannie wypatrywał swojego syna, oczekiwał na niego, pragnął kontaktu z nim i był zaangażowany w relację z synem mimo tego, że syn go odrzucił. Ojciec nie zastanawiał się nawet chwili, by rzucić wszystko i wybiec na spotkanie synowi. Nic go też nie powstrzymało, by po raz kolejny dać mu wszystko, co miał najlepszego.

Mam to szczęście, że spotkałem na swojej drodze duchowych ojców. Ojców, którzy gotowi byli (nadal pewnie są) poświęcić czas, energię i siebie na rzecz tych, którzy zostali im powierzeni. Jestem ogromnie wdzięczny, że są w Kościele osoby, które swoje ojcostwo podejmują w sposób dojrzały i w pełni skupiony na “dzieciach”, które zostały im powierzone.

DEON.PL POLECA


Ojcowie, dziękujemy Wam. Potrzebujemy Was. Potrzebujemy Waszej miłości. Potrzebujemy Waszego zaangażowania i oddania. Potrzebujemy widzieć w waszym ojcostwie Boga Ojca. Potrzebujemy Waszego ojcowskiego serca.

Zawodowo zajmuje się programowaniem, a hobbistycznie sportem. Prowadzi bloga drozdzowy.blog.deon.pl.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czy naszych biskupów stać na "ojcowskie przyjęcie"?
Komentarze (3)
NJ
~Nie jesteśmy dziecmi biskupow
22 maja 2020, 21:58
Artykuł w zamyśle trafny, w sferze sformułowań wpisuje się w język wiernopoddańczy, którego od dzieciństwa jesteśmy uczeni w Kościele. Taka kościelna stylistyka Ludu Bożego, która nie trafia do adresata. Gdyby zachciał Pan pisać prostym językiem, to może by trafiło Biskup ma być wzorem i przewodnikiem Biskup to żaden ojciec, Ojciec jest Jeden A przy okazji... nikt nie mowi ani nie pisze także na deon.pl, że ci wszyscy księża przenoszeni z parafii do parafii, pedofile, lub mający kochanki najczęściej sami spowiadali swoje ofiary, partnerki itp i już z samego tego faktu są ekskomunikowani - tzw absolutio complicis, i tych ekskomunikowanych nasi umiłowani „ojcowie” dalej wysyłali na kolejne parafie
KS
Konrad Schneider
22 maja 2020, 19:47
Dziekuje za ten artykul. Podziele sie tez moim spostrzezeniem. Mam 50 lat. Jestem nauczycielem. Im dluzej pracuje z mlodzieza, tym bardziej sie staje pokorny. Wobec ich samych, procesow zachodzacych w grupie, umiejetnosci osiagnieciu kontaktu z mlodymi ludzmi. Jestem duzo bardziej pokorny jak przed 25 laty... Tyle razy mi sie nie udalo, tyle razy klasa "zwyciezyla"... No i kiedy taki biskup moze cos podobnego doswiadczyc? Przyjedzie na bierzmowanie, to proboszcz trzesie przed nim portkami, wikary lyka proszki, zeby sie nie rozplakac, dziewczynka z warkoczykami deklamuje z przejecia jakis wierszyk, rada parafialna glosi pod niebiosa szczescie, ze moga widziec arcypape, ojca Kosciola. Jak trzeba byc wielkim, zeby nie ulec pokusie i nie myslec o sobie, ze zlapalo sie Pana Boga za nogi...
22 maja 2020, 19:41
Dziękuję.