Dialog z przeżyciami

(fot. shutterstock.com)

Dialog społeczny, a raczej jego brak, stanowi newralgiczny punkt kryzysu, jaki obecnie przeżywamy. Uczciwy dialog może doprowadzić do porozumienia społeczeństwa.

Już nie pamiętam, o której godzinie i w jakim programie, w każdym razie pamiętam, że ów dialog w telewizji zaczął się od wielokrotnego powtórzenia "szanowni państwo". Widownia w studiu była zróżnicowana społecznie, wiekowo, pochodzeniowo i jak zwykle - zróżnicowana politycznie. Całość tej mozaiki układała się jednak w orła z koroną, tym bardziej że był to dzień zaczynający ostatni rok przed obchodami setnej rocznicy odzyskania niepodległości przez Polskę.

Dialog w telewizji tego dnia miał być konkretny, dlatego udział w nim wzięli również przedstawiciele rozmaitych opcji politycznych, aktywnie działających aktualnie w naszym kraju. Motto tego dialogu stanowiło często cytowane zdanie Jana Pawła II, że wolność nie tyle jest jej posiadaniem, co raczej zadaniem.

No i tutaj zaczęły się wyboje związane z konkretnym sprecyzowaniem tego, na czym to zadanie polega i jak powinno się je realizować. Opinie były nie tylko różne, ale w pewnych kwestiach okazały się sprzeczne. "Szanowni państwo" zaczęli się dzielić między sobą, potem boczyć na siebie, coraz ostrzej wzajemnie krytykować, a na koniec rzucać na siebie oskarżenia i wyrazy potępienia.

Coraz więcej agresji było w ich wystąpieniach, a mikrofon coraz częściej był przetrzymywany przez kolejnych dyskutantów, odpierających polemiczne ataki z różnych stron sali. Kamery natomiast zaczęły się gubić, skacząc od twarzy do twarzy, których poczęło gwałtownie przybywać i chaos by objął niechybnie całe studio, gdyby nie poświęcenie moderatorów, którym szczęśliwie udało się opanować sytuację.

Część uczestników rozmowy straciła już pierwotny rozpęd i nie słuchała wcale kolejnych tyrad, część tylko czekała na swoje "pięć sekund", bo takie mieli wrażenie, sądząc po minach, że nie dano im szansy, aby się rozkręcić. Reprezentanci oficjalnych gremiów politycznych byli natomiast coraz bardziej zdenerwowani. Niektórym drżały ręce, niektórym i ręce, i wargi, nawet kiedy nic nie mówili.

Zdarzało się najczęściej, że początek czyjegoś wywodu słuchano w sposób ucywilizowany, w ciszy, ale to trwało tylko przez krótką chwilę, bo zaraz potem pojawiać się zaczynały głośne protesty i uszczypliwe uwagi, które czasem wywoływały gromki śmiech, a czasem zaś oburzenie sali.

"Trzeba odbudować polską własność, polski przemysł i polski handel" - głosił kolejny polemista, ale ktoś mu przygadał, że dziwne jest w takim razie, iż mając do tego po wielokroć okazję, do tej pory jeszcze z tego nie skorzystał. Ktoś dopowiedział głośno, że: "skorzystał, skorzystał" i śmiech jak prąd elektryczny przebiegł po zebranych.

Jego replika umknęła już niestety mojej uwadze, bo włączyła się, zupełnie jak automat, jakaś pani, która w przedziwny sposób złość wraz z uśmiechem miała wymalowane na twarzy. Słowa sypały się jej z ust jak lawina, płynęły jak wartki strumień, którego nie sposób było zatrzymać.

Apogeum stanowił wywód jakiegoś notabla, który się poczuł osobiście dotknięty przez wyrażoną wcześniej krytykę, tyle że ten pan z kolei nie grzeszył wymową i dodatkowo jeszcze rozpraszały go słowa rzucane w przestrzeń przez innych, raz z lewa, raz z prawa. Walcząc jak z rojem pszczół, które próbują go obsiąść, co chwilę tracił wątek i bez przerwy uciszał intruzów, powtarzając czasem żałośnie, a czasem gniewnie: "Niech pan mi nie przerywa" albo dla odmiany: "Ja pani nie przerywałem".

Ktoś z dyskutantów podsumował całe to spotkanie trafną uwagą, że tak właśnie jak ta dyskusja wygląda nasz narodowy dialog. "A miało być tak pięknie!" - chciało się dorzucić, widząc starania moderatorów i oczekiwania widzów takich jak ja.

Dlaczego dialog u nas nie domaga? Co zrobić, aby nie kończył się fiaskiem?

Zbyt wiele spraw pewnie poruszamy za jednym zamachem i wówczas z konieczności rozmowa jest rozstrzelona tematycznie, a ponieważ jest wiele wątków, nie ma możliwości pogłębienia żadnego, co kończy się często zniechęceniem, pomieszanym z poczuciem zniesmaczenia.

Sądzę też, że konieczne jest oddramatyzowanie całego spotkania, jeśli chodzi o ogólną jego aurę. Stosowanie zwrotu "szanowni państwo" jest właściwe, ale stanowczo nie wystarcza. Celem spotkań powinno być gruntowniejsze zrozumienie dyskutowanego fenomenu, a nie ściganie winnych i publiczne ich potępianie, zamieniając merytoryczną rozmowę w rozgrywkę partyjną, co jest oczywiście również możliwe do przeprowadzenia, ale wówczas ten cel powinien być wszystkim jasno ogłoszony.

Ze wszech miar należy unikać swego rodzaju "totalitaryzmu", to znaczy stosowania taktyki totalnego ataku i totalnej obrony, gdzie trzeba mieć zawsze i wyłącznie, i całkowitą rację i gdzie pod żadnym pozorem nie wolno przyznać się do popełnienia błędu ani też nie wolno zdobyć się na uznanie słuszności cudzego argumentu.

Nie można też dopuścić, aby dyskusja stała się swego rodzaju wolną amerykanką, gdzie rzeczowe argumenty zastępowane są przez sztuczki z zakresu socjotechniki, polując na szokujący gest lub słowo. Szczególnie jeśli to jest powiązane z argumentacją ad hominem, niszczy rozmowę i przekształca ją najczęściej w żenującą kłótnię.

Dialog staje się częścią brutalnej wojny ideologicznej, pogłębiającej podziały w społeczeństwie i co za tym idzie, czy chcemy tego, czy nie, bo powoływanie się na szczytne hasła niewiele tu zmienia, prowadzi to do osłabienia naszej wspólnoty narodowej i rzeczywistej siły państwa.

Kończąc, sądzę, że dialog społeczny, a raczej jego brak, stanowi newralgiczny punkt kryzysu, jaki obecnie przeżywamy. To paradoks, ale właśnie w nim, to znaczy w dialogu, należy upatrywać sukces albo klęskę podjętej transformacji społecznej. Uczciwy dialog może doprowadzić do porozumienia społeczeństwa, które jest pod wieloma względami zróżnicowane, ale posiada te same podstawowe cele i tę samą wspólną formułę kulturową ich realizacji. Nie ma innego sposobu budowania wspólnego dobra jak wspólne porozumienie.

W gruncie rzeczy chodzi o principium dotyczące wartości, a przede wszystkim szacunku dla prawdy i szacunku dla człowieka. Żeby to nie było ideowym frazesem, prawda powinna być weryfikowana przez istnienie rzeczywistej wolności wypowiedzi, a szacunek dla człowieka powinien się wyrażać rzeczywistą troską o konkretnych ludzi, szczególnie zaś tych, którzy są życiowo najbardziej zagrożeni, to znaczy najbardziej brakuje im warunków do prowadzenia godnego życia.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Dialog z przeżyciami
Komentarze (4)
Zbigniew Ściubak
23 listopada 2017, 22:22
Słusznie! Pytanie jest takie: "Czy są jakieś warunki wstępne, aby dialog, jaki Autor ma na myśli, mógł zaistnieć?" Ja myślę, że są takie warunki i bez ich rozpoznania, nazwania i spełnienia, życzenia by dialog "zaistniał", będą bardzo dobrymi życzeniami, ale w żaden sposób nie przełożą się na rzeczywistość. Co zatem jest potrzebne aby taki dialog zaistniał. Zaryzykujmy: 1. Szacunek dla człowieka, z którym mamy rozmawiać. Nie szacunek, jak przyjęta na siłę i na chwilę postawa, tylko szacunek po prostu przeżywany, bez wysiłku, naturalnie. 2. Gotowość do zakwestionowania własnych poglądów i przyznania się do błędu. Jeśli ktoś tego nie potrafi, jeśli ktoś uważa, że jego poglądy i przekonania są w stu procentach słuszne i prawdziwe, a druga osoba będzie myślała podobnie, to żaden dialog nie jest możliwy. Nieprawdaż? Teraz wypadałoby sobie samemu zadać pytania: "Czy ja jestem gotów zakwestionować swoje przekonania w temacie dialogu? Czy odczuwam (odczuwam, a nie okazuję) szacunek dla tych, którzy myślą przeciwnie niż ja? Wow... trudne pytanie :) Ja się zetknąłem z sytuacją, środowiskiem, miejscem, gdzie w zasadzie każdy dialog był możliwy. Taki inny świat. Ten prawdziwy, ten ludzki :) [url]http://camino.zbyszeks.pl/droga/[/url]
MR
Maciej Roszkowski
25 listopada 2017, 18:49
3. Jednakowe rozumienie przez wszystkie strony wypowiadanych słów. 4. 4. Precyzyjne i zgodne z przeznaczeniem ich używanie
Andrzej Ak
23 listopada 2017, 18:18
Obecne dziennikarstwo jest tak naprwdę jego namiastką. Zamiast budować za wczasu scenę ciekawej polemiki, buduje się barykady już na wejściu, aby widz niczym małpa łakliwie karmił się starciami betonowych przeciwników i taki ma być show w TV. TV w tym wydaniu już dawno do mnie nie przemawia. A większość dziennikarzy zamiast choć udawać obiektywnych, publicznie lobbuje za jakąś opcją. I jak tu oglądać taki stronniczy i konfliktowy przekaz? Pan Gadowski słusznie zauważył, iż większość polskiego rynku medialnego wykupili Niemcy i to polonofobowie. A co z resztą tego rynku? A no przebiera nogami w miejscu.
Z
Zbyszek
23 listopada 2017, 14:33
Jeden z najlepszych artykułów jaki pojawił się na Deonie! Bardzo dziękuję. Opisany program pokazuje nie tylko problem konfliktu narastającego w Polsce, ale w ogóle poziom naszej kultury dyskusji. Wiele wątków na raz, ataki personalne, totalna obrona / atak to nie tylko nie umiejętności ale i celowo stosowane sztuczki socjotechniczne mające pokonać / ośmieszyć przeciwnika. I to są konkretne przejawy zjawisk (ze szkodą dla ich przeciwdziałania) określanych słowem "hejt". Dobrze są one widoczne w mikroskali - na tym portalu. W przypadku Deonu - może warto wprowadzić moderacje, w której dbano by nie o prawomyślność wyrażanych poglądów ale uszanowanie rozmówców i przestrzeganie zasad cywilizowanego sporu. Oczywiście grozi to oskarżeniem o cenzurę. Myli się często wolność słowa z wolnością paplania. Z czegoś co ma wartość tworzy się antywartość, wroga nota bene demokracji. Warto więc podjąć ryzyko takiej obmowy. W przypadku Polski mamy jednak większy problem - to jest wojna kultur. Zderzenie świata liberalno-laickiego ze światem wartości. Do tego dochodzą żywotne interesy - tracone czy przejmowane stanowiska w aparacie państwowym, okazje do bycia autorytetem itp.. Najważniejsze jest jednak to co mamy w głowach. Założenia z którymi przychodzimy i których nie chcemy oddać. Bez nich jesteśmy nikim. Jak popatrzy się na historię to takie spory rzadko kiedy kończą się ściśnięciem ręki po dyskusji (czy kiedykolwiek miało to miejsce?). Zanim do tego dojdzie dochodzi do starcia, czasem długiego. Walka, czasem wręcz prawdziwa wojna trwa aż strony nie zaczną stawiać dialog nad zwycięstwami. Ważne by w walce zadbać o szacunek dla drugiej strony. Im więcej zła się wyrządzi tym trudniej wyrwać się kręgu nienawiści (vide Izrael vs Palestyna). Podsumowując: chyba teraz ważniejsze od porozumienia jest wywieranie nacisku by obie strony - choć się nie zgadzają fundamentalnie ze sobą - zakładały że możliwe jest dalsze WSPÓLNE życie w Polsce. Byśmy przestali chcieć wyeliminować tych drugich za wszelką cenę. Bo ją zapłacimy...