Dla tych, co przewracają oczami, słysząc "Serce Jezusa"

Fot. depositphotos.com

Kilka lat temu bliska nam para podzieliła się, że każdą swoją wspólną modlitwę małżeńską kończą słowami: "Jezu cichy i pokornego Serca, uczyń serca nasze według Serca Swego". Pamiętam, jak mnie to wyznanie ogromnie dotknęło. To był brakujący puzel, który umykał mojej duchowości!

Patrzenie naskórkowe

Serce zazwyczaj kojarzy nam się ze źródłem miłości w naszym życiu. Utożsamiamy je z miejscem, w którym przechowujemy najbliższych nam ludzi, najważniejsze wspomnienia i najcenniejsze wartości. Nawet jeśli od strony biologicznej nijak się to ma do rzeczywistości, to w naszej wyobraźni jest to niejako nasze centrum dowodzenia i najświętsze sanktuarium tego, kim jesteśmy. Do mnie samej bardzo długo nie przemawiały ani nabożeństwa pierwszopiątkowe, ani obraz Jezusa Miłosiernego, ani rozmaite, tak częste w naszych parafiach feretrony czy figury pokazujące Serce Jezusa i skłaniające wiernych do refleksji nad Jego Miłością. Ale to jedno wyznanie naszych Przyjaciół zmieniło wszystko. Uświadomiło mi dobitnie, że to, że ja nie potrafię kochać w stylu Jezusowym, ma swoje źródło między innymi w tym, że tak mało czasu poświęcam zastanawianiu się, jakie cechy, przymioty, wartości opisują najgłębszą istotę Chrystusa.

Ściąga

Ośmielę się napisać, że nie licząc chlubnych wyjątków, większość z nas żyje szybko i bardzo szybka jest nasza modlitwa. Dla wielu adoracja to nieustające zmaganie z powodzią myśli dalekich od uświęcenia. Czytanie Pisma Świętego bywa żmudną praktyką, a msza misterium rozproszeń. Przykłady "naskórkowych doświadczeń duchowości" można mnożyć. Sama widzę, jak często ulegam pokusie, by także w życiu duchowym zatrzymać się na pierwszej lepszej przeszkodzie, nie drążyć, nie zastanawiać się, nie rozważać. Taka logika współczesności: nie ma natychmiastowych efektów, nie ma naszej uwagi. I potem to przekłada się szerzej - chcemy kochać bliźnich, jak nam pokazał Jezus, ale nie poświęcamy zbyt wiele uwagi, by zastanowić się, jaka ta Jego Miłość była w praktyce, co Ją w istocie wyróżniało i definiowało, nie umiemy nawet w przybliżeniu określić, co Jezus zrobiłby na moim miejscu... Wierzymy w Jezusa, owszem, ale...czy Go znamy? Efekty w skali świata jakie są, każdy widzi. A gdyby tak potraktować litanię do Najświętszego Serca Pana Jezusa jako swoistą ściągę do osobistego rachunku sumienia?

DEON.PL POLECA

Pod mikroskopem

Kilka lat temu spowiednik u progu czerwca zadał mi właśnie taką, nietypową pokutę. Poprosił, bym każdego dnia brała sobie przed oczy jedno z wezwań litanii do Najświętszego Serca Pana Jezusa i przykładała je do swojej codzienności. Była to niesamowicie owocna praktyka. Niczym papierek lakmusowy pokazywała, gdzie kocham (czy lepiej: uczę się kochania) w stylu Chrystusowym, a gdzie niestety daleko mi do upragnionego ideału.

Zaczynałam od prostych wezwań - najpierw patrzyłam, gdzie, czy i w stosunku do kogo jestem cierpliwa, miłosierna, hojna, dobroci pełna. Potem schodziłam głębiej i przyglądałam się, ile jest w moim sercu zjednoczenia ze Słowem, ile nadziei, ile przyjętych z godnością zelżywości. Czy najskrytsze obszary mojej osoby są rzeczywiście domem Bożym, czy raczej postawioną w hołdzie samej sobie szopą? Nie muszę dodawać, że gdy miesiąc później klękałam do konfesjonału miałam dużo, dużo więcej do wyznania niż zazwyczaj.

Tamta pokuta popchnęła mnie do wyjścia na terra incognita. Serce Jezusa odkrywam dziś codziennie, ucząc się je na moją ludzką miarę zrozumieć i naśladować. Pewnie będę to robić do końca życia. Ale ile pięknych, konkretnych owoców ta przygoda mi już przyniosła!

Punkt odniesienia

Gdy ludzie pytają, co mi daje wiara w naszym małżeństwie, pierwsza myśl, która mi się nasuwa, to - punkt odniesienia. Szybko, jeszcze na etapie narzeczeństwa, przekonałam się, że nie potrafię kochać nieegoistycznie. Pan Bóg i Jego Obecność w naszym związku jest więc centrum, do którego uparcie i mozolnie wracamy i kierujemy nasz wzrok. Wszystko po to, by wyjść z piekielnego kręgu kręcenia się tylko wokół siebie. Postawienie sobie Serca Pana Jezusa przed oczy (nierzadko boleśnie) uświadamia, gdzie nam się wydaje, że kochamy bliźniego, choć tak naprawdę nie potrafimy spojrzeć poza horyzont własnego nosa. Tak jak doktor Google nie postawi trafnej diagnozy podczas choroby, tak świat nie doradzi, jak kochać, by poczuć się wniebowziętym. Pan Bóg w związku jest jak słońce, które rozświetla codzienność i nieustająco, dyskretnie daje życie. Gdy kończymy nasz dzień prośbą: "Jezu cichy i pokornego serca, uczyń serca nasze według Serca Twego", to bardzo świadomie wyrażamy nasze najgłębsze pragnienie. Chcemy stać się tacy, jak On.

Jak Ty, Jezu. Nie w słowach, ale przede wszystkim w czynach.

Żona, mama, córka, z zawodu animatorka społeczności lokalnych, z zamiłowania doktorka nauk społecznych, w wolnych chwilach pisze bloga "Dobra Wnuczka" i prowadzi konto na Instagramie. Razem z mężem od lat zaangażowana w Ruch Spotkań Małżeńskich i wrocławską Wspólnotę Jednego Ducha. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Dla tych, co przewracają oczami, słysząc "Serce Jezusa"
Komentarze (4)
JS
~Jakub Szymczyk
5 czerwca 2024, 22:29
Kto powiedział, że Jezus był cichy?! Potrafił np. brutalnie napomnieć Św. Piotra i spuścił brutalny łomot kupcom w świątyni. Oczywiście są w ewangeliach momenty gdzie sachowuje niewzruszony spokój, ale twierdzenie, że cichość to jego główny przymiot jest mocno naciągane.
KM
~Katarzyna M.
6 czerwca 2024, 18:12
Jezus tak o sobie powiedział: Mt 11, 29: Weźcie na siebie moje jarzmo i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych.
E3
edoro 333
6 czerwca 2024, 19:17
Ale brutalny łomot to też nie jest Jego znak rozpoznawczy, prawda?
ŁR
~Łukasz Ruda
5 czerwca 2024, 12:21
Odnośnie tego co w chrześcijaństwie rozumiemy przez serce - polecam o. Włodzimierza Zatorskiego.