Dla tych, w których Bóg się nie narodził

(fot. depositphotos.com)

Adwent minął prawie niezauważenie. Być może w tym roku udało się dotrzymać choćby jednego z postanowień. Spowiedź się odbyła, był poranek z roratami i dekorowanie choinki. Nadszedł w końcu ten wyczekiwany czas narodzin.

I nagle okazuje się, że we mnie nie wydarzyło się nic.

Siedzę, patrząc obojętnym wzrokiem na stół uginający się od jedzenia, którego już nie chcę. Lampki na choince migocą, denerwując swoim blaskiem. Chcąc wypełnić pustkę, włączam telewizor, przeglądam Facebooka, siedzę ze smartfonem, oczekując od niego, że da mi coś, czego tak bardzo mi brak. Może jednak coś zjem, poczytam, obejrzę i zrobi mi się lepiej?

Boże Narodzenie to czas uroczystych spotkań, prezentów, radości. Czasem jednak są to chwile, gdy nie potrafię się cieszyć, kochać, zapomnieć o zranieniach – szczególnie, gdy spotykam przy stole tych, do których tak zwyczajnie po ludzku ciężko mi się szczerze uśmiechnąć. Przedświąteczne przygotowania i gorączka przedwigilijna sprawiły, że opadam z sił. I wtedy zastanawiam się, gdzie podział się ów świąteczny klimat, o którym trąbią wszyscy naokoło? Co jest ze mną nie tak, że go nie czuję? Skąd we mnie ten ból niespełnionych oczekiwań?

Może właśnie w tym momencie coś się rodzi, coś szczerego i prawdziwego?

Życie niejednokrotnie zaskakiwało nagłym zwrotem akcji. Chwile dające nadzieję i wytchnienie, gdy ząbkujące dzieci z jelitówką od miesiąca nie przespały spokojnie ani jednej nocy. Uśmiech małżonka, z którym ciągle się ścieram – był jak balsam na ranę. To, że potrafiłam zwyczajnie być z rodziną, która ocenia, rani i nie rozumie, a mimo to wiem i czuję, że jestem jej częścią i nic tego nie zmieni. Ten moment, gdy uświadamiam sobie, że ich kocham, choć wiele mnie ta miłość kosztuje.

Skoro święta to czas radosnych spotkań z bliskimi, czas narodzin Jezusa, świętowania, to może trzeba wstać z kanapy i zrobić coś, by on w końcu nadszedł? Być może wystarczy niewiele, aby Chrystus naprawdę się we mnie narodził?

Jezus przychodzi na świat jako człowiek. Zauważmy Go w drugiej osobie

Na blogu wybieramymilosc.pl pojawił się jakiś czas temu fenomenalny wpis o niecodziennych prezentach.  Co można podarować drugiemu? Co tak naprawdę jest nam potrzebne, by czuć się chcianym i kochanym? Czas, czułość, troska – to wszystko, czego potrzebujemy by zobaczyć w sobie i innych szczęście. Może to ja mam być tą zmianą, przełomem dla innych w te święta? Czy jest szansa na to, że dając, otrzymam w zamian radość, pokój, spełnienie? Wpis możecie przeczytać TUTAJ.

Jezus bardzo lubi, gdy jesteśmy z Nim szczerzy

Zaparzmy sobie ciepłej kawy, włączmy w telefonie tryb samolotowy, wyciszmy wszystko wokół siebie. Usiądźmy w ciszy i opowiedzmy Bogu: jak się czuję, czego mi dziś tak bardzo brak. Jakich świąt pragnę? Jak one miałyby wyglądać, żebym poczuł się szczęśliwy?  Powiedz Mu, że chcesz przyjąć Go w swoim sercu i domu, że chcesz by był zawsze z tobą. Potraktuj to, co mówisz bardzo serio. Niech to zaproszenie będzie szczere – by zaraz po świętach nie okazało się, że mały Jezus jest noworodkiem, którego trzeba podrzucić do domu dziecka, bo jest uciążliwy, niewygodny i wymagający.

Maryja, jeszcze przed narodzinami Jezusa, poszła do swojej krewnej Elżbiety

Jak czytamy w Ewangelii „weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę” (Łk 1, 39). A gdyby Maryja weszła dziś do mojego domu, jakie byłoby Jej pozdrowienie? Czy potrafiłbym na nie odpowiedzieć?

Wizyta po kolędzie

Czas po świętach dla wielu katolików wiąże się z tzw. wizytą duszpasterską, kolędą. Gdy wpuścisz do domu kapłana, wsłuchaj się w jego pozdrowienie. Niech słowa: "pokój temu domowi" spotkają się z twoją szczerą odpowiedzią: "i wszystkim jego mieszkańcom". Niech to nie będzie frazes, wymuszona formułka na odczepne. Niech to będzie szczera prośba o pokój serca. Pokój, który może dać tylko On. Może właśnie wtedy poczujesz, że On naprawdę się narodził.

Brak radości i inne uczucia, które mogą nam towarzyszyć nie są wyznacznikiem tego, kim jesteśmy. Nie są też wyznacznikiem naszej wiary, bądź jej braku. Czasem jest tak, że życie przygniata codziennością i zwyczajnie po ludzku trudno wejść w okres Bożego Narodzenia z odpowiednim nastawieniem. Mamy jedno serce – ono nie potrafi jednocześnie odpoczywać i gonić. Nie potrafi cierpieć z powodu braku relacji z bliskimi i cieszyć się jednocześnie z nadejścia Świąt. Bądźmy dobrzy w tym czasie – również dla siebie.

Z wykształcenia pedagog i doradca rodzinny. Z wyboru żona, matka dwóch synów. Nie potrafi żyć bez kawy i dobrej książki. Autorka książki "Doskonała. Przewodnik dla nieperfekcyjnych kobiet". Prowadzi bloga oraz Instagram.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dla tych, w których Bóg się nie narodził
Komentarze (2)
M*
Monika * Monika
27 grudnia 2020, 16:43
a w mojej rodzinie od kiedy partia rządząca doszła do władzy, wszyscy są skłóceni; ja i moi rodzice (przeciwnicy PiS) jesteśmy atakowani nieustannie, nie tylko słownie, zdarzyło się nawet sprawdzanie czoła, czy aby mój tato nie ma gorączki, ponieważ skrytykował rządzących; ja już nie mam siły słuchać, że "strajkujące kobiety należy wykastrować" - tak uważa ciocia, oczywiście przykładna katoliczka. Kontakty zostały zerwane, a winą obarczam KK i partię rządzącą: takie są rezultaty nachalnej propagandy kościelnej i partyjnej.
AA
~Anna A.
26 grudnia 2020, 21:01
Niestety relacje w rodzinach katolickich często są dalekieod ideału. I to jest problem, o którym powinno sie mówić w kościołach. Niestety księża nie przypominają, by byc uprzejmym, by doceniać innych, by podchodzic z szacunkiem do starszych, do małżonków, do dzieci. Bardzo mi teho w kościołach brakuje. Skysze o wrogach kościoła, ale o tym, jak być zwyczajnie uprzejmym i pomocnym - już nie. A to konieczne, by być dla grugiego człowieka świadkiem miłości Bożej.