Do katoli(ków)

(fot. William Arthur Fine Stationery / Foter.com / CC BY-ND)
Agata Krukowska

Mam wrażenie, że coraz mocniej robi się z Kościoła urząd, gdzie księża pracują jako księgowi i sekretarze, zamiast skupić się na tym, co stanowi sedno chrześcijańskiego życia.

Kiedy słyszę, że w Polsce jest 95% katolików, ogarnia mnie złość. Nie dlatego wcale, że w kościele, podczas Mszy świętej, widzi się znacznie mniej wiernych, ale dlatego, że zamyka się ludzi w statystykach. Co roku liczy się wierzących, czyni tabelki i do niczego dążące rubryczki. Celowo piszę te wyrazy, zdrabniając je, gdyż w gruncie rzeczy nimi gardzę. Mam w nosie, ile osób zostało policzonych, jak wygląda statystyka, ile dokonano ślubów, chrztów czy pogrzebów i jak kształtuje się to na przestrzeni lat. Może moje słowa brzmią nieco ostro, ale co mi będzie po statystykach, jeśli one nie potrafią mnie uszczęśliwiać? Jeśli to tylko zbiór liczb, za którymi stoją - co prawda - osoby, ale ciągle jakby w cieniu, bo to nie one, ale liczby się liczą?

Mam wrażenie, że coraz mocniej robi się z Kościoła urząd, gdzie księża pracują jako księgowi i sekretarze, zamiast skupić się na tym, co stanowi sedno chrześcijańskiego życia. Pan Jezus nie powiedział: liczcie swoich wiernych, a idźcie na CAŁY ŚWIAT [a więc do "lewicowców" i masonów też] i głoście Ewangelię. Nie powiedział, że zbawi tylko tych, którzy chodzą w niedzielę do kościółka, ale że przyszedł po to, aby owce miały życie - i to życie w obfitości. Mam jednak wrażenie, że ciągle zapominamy o tym, że życie w duchowym dostatku to życie przy Chrystusie, z Chrystusem i w Chrystusie, a nie ilość smutnych i naburmuszonych wiernych, których nie brakuje w naszych kościołach, nie statystyki, które nie mają często nic wspólnego ze stanem faktycznym.

I zgodzę się, że istnieją parafie, w których ludzi nie brakuje, zapału do głoszenia także. Zgodzę się, że nie wszystkim księżom zależy na statystykach, a wielu z nich podchodzi indywidualnie do człowieka, jak kobieta z przypowieści, kiedy szukała zagubionej drachmy. Przeraziła mnie jednak wypowiedź jednego z kapłanów, który krzyczał z ambony, że powinno przychodzić do kościoła więcej ludzi, bo rynny w kościele byłyby szybciej kupione. Wiem, że to nie jedyny taki przypadek. Zbawienie? W drugiej kolejności. Najpierw budowa, plany, kupienie rynien czy dzwonów… Chrystus poczeka. Ale czy człowiek zdąży dotknąć Boga i doświadczyć Jego miłości w drugim człowieku? Jeśli nie doświadczy, to jak ma ten Kościół kochać, a co za tym idzie - żyć z Panem Bogiem i dla Pana Boga?

Wielu w Kościele proboszczów-księgarzy, proboszczów-matematyków, proboszczów-biznesmenów. Zbyt mało ciągle ojców i pasterzy, którzy podchodzą indywidualnie do człowieka, do jego problemów i sytuacji. Nie dziwmy się więc, że ciągle zbyt mało wiernych, którzy do Kościoła zaproszą, pokazując inne jego oblicze, którzy wskażą na Chrystusa, a nie zasobność swojego portfela, którzy zawalczą o miłość, a nie własne - często chore i wypaczone - poglądy polityczno-religijno-społeczne. Jeśli księża i ojcowie nie doświadczyli Bożej miłości, jak mają przekazać ją innym? Zbyt mało też we mnie samej miłości, pokory i służby, ciągle zbyt mało w moim życiu Chrystusa, a nie głoszenia własnych idei i poglądów, często sprzecznych z nauką Ewangelii. Ciągle zbyt mało… Jeśli zabraknie w chrześcijaństwie Chrystusa, to kogo będziemy głosić? Za kim będę szła?

Mówi się często w Kościele katolickim, że świadkowie Jehowy to sekciarze, protestanci to heretycy, a z żydami to lepiej się nie zadawać… Kiedy ktoś głosi takie tezy, to dla mnie otwarty znak, aby powiedzieć mu o miłości Chrystusa, a jeśli nie będzie umiał dalej tego przyjąć, muszę strząsnąć pył z nóg i żyć dalej swoim życiem. Nie dziwię się ludziom, niegdyś ochrzczonym w Kościele katolickim, że od tego Kościoła odchodzą. Nie mam za złe Palikotowi, Biedroniowi, Jaruzelskiemu czy innej "lewicy", że się od tego Kościoła chce odciąć. I doprowadza mnie do szewskiej pasji mówienie, że to oni chcą zniszczyć nasz Święty Kościół. Nie zgadzam się! To JA, mój grzech, moja nieumiejętność kochania, moje antyświadectwo niszczą ten Kościół najmocniej. To my, katolicy, niszczymy to, co uważamy za dobre i święte, a nie ta osoba, która stoi na zewnątrz. Powiem więcej - cieszę się, że jest coraz więcej ataków na - podkreślam - instytucję Kościoła katolickiego. Jeśli sami staliśmy się księgarzami, a nie tymi, którzy głoszą, to w końcu musi nadejść moment, że zaczniemy palić wszystkie niepotrzebne papiery, bo sami się w tym pogubimy. Popalmy więc te statystyki, rubryki i inne - skądinąd zabawne - tabele, skoro doskonale wiemy, że sprawa wygląda zupełnie inaczej.

Kościół ostoi się dzięki Chrystusowi, a nie dzięki zakupieniu nowej rynny czy nowszego samochodu marki BMW. Kościół ostoi się dzięki dialogowi - i to dialogowi z Biedroniem czy Palikotem, jeśli tylko będą tego chcieli. Uciszyliśmy ks. Bonieckiego, nazywamy heretykiem ks. Żmudzińskiego czy ks. Kramera… i ciągle, ciągle wierzymy, że tylko poprzez walkę własnymi poglądami - a nie Ewangelią - przyciągniemy innych do Chrystusa.

Rzadko wypowiadam się na tematy polityczne, więc i tutaj nie zamierzam tego robić. Panowie Palikot i Biedroń stali się jakiś czas temu popularni, dlatego pozwoliłam sobie użyć ich nazwisk jako przykładu. W naszych rodzinach też znajdzie się ktoś, kto - według nas - pluje na Kościół i ten Kościół obraża. Bronimy krzyża, ale depczemy drugiego człowieka. Mówimy: kocham Kościół, ale pozwalamy na to, by szydzono z kogoś słabszego. Walczymy w obronie naszych uczuć, choć zdajemy sobie sprawę, że nie o uczucia tu chodzi, ale chęć odwetu. To MY - katolicy, sprawiliśmy, że Kościół coraz częściej jest atakowany i niszczony… przez nas i nasz grzech! Jeśli zapomnimy o Chrystusie i Jego miłości, jeśli zamkniemy się na tę Miłość względem drugiego człowieka, możemy przestać nazywać siebie chrześcijanami. Chrześcijaństwo to nie - nawet zapełnione cyferkami - rubryki, ale wspólnota (!) ludzi, których łączy dążenie do Miłości.

To, co piszę, piszę przede wszystkim dla siebie. By nie zapomnieć, po co i dla Kogo żyję. Mówiąc szczerze, wolę być kochana w Kościele, który liczyłby dziesięć żyjących z Bogiem osób, aniżeli w Kościele, mającym 35 milionów osób, które byłyby smutne i naburmuszone. To radość jest w końcu oznaką tego, czy żyje w nas Duch Święty! Radość z życia, z drugiego człowieka, z… Wtedy żadne problemy z zewnątrz nie burzą tego wewnętrznego (s)pokoju.

Nie lubię głosić kazań i od tego stronię. Życzę jednak powodzenia Kościołowi katolickiemu (i przy tym sobie samej), jeśli będziemy stale zamknięci w sztucznych schematach i własnych etykietkach, tak często przyczepianych tym, którzy nie postępują w zgodzie z naszymi poglądami. Smutno mi, zwyczajnie mi smutno.

"Nie dając nikomu sposobności do zgorszenia, aby nie wyszydzono /naszej/ posługi, okazujemy się sługami Boga przez wszystko: przez wielką cierpliwość, wśród utrapień, przeciwności i ucisków, w chłostach, więzieniach, podczas rozruchów, w trudach, nocnych czuwaniach i w postach, przez czystość i umiejętność, przez wielkoduszność i łagodność, przez /objawy/ Ducha Świętego i miłość nieobłudną, przez głoszenie prawdy i moc Bożą, przez oręż sprawiedliwości zaczepny i obronny, wśród czci i pohańbienia, przez dobrą sławę i zniesławienie. Uchodzący za oszustów, a przecież prawdomówni, niby nieznani, a przecież dobrze znani, niby umierający, a oto żyjemy, jakby karceni, lecz nie uśmiercani, jakby smutni, lecz zawsze radośni, jakby ubodzy, a jednak wzbogacający wielu, jako ci, którzy nic nie mają, a posiadają wszystko." (2 Kor 6, 3-10)

Życzę Wam Jezusa, który jest cierpliwy, który zniósł dla nas wiele cierpienia, który jest czysty i mądrze postępuje, który… Miłości. Wystarczy.

Tekst pochodzi z bloga Agaty Krukowskiej.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Do katoli(ków)
Komentarze (29)
A
AK
19 czerwca 2013, 23:46
Co bym nie powiedziała - tekst odważny. Daje do myślenia. Taki...jakby go moja siostra napisała :P ... Już się nie chwal :)
MU
Magdalena Urbańska
19 czerwca 2013, 11:15
Co bym nie powiedziała - tekst odważny. Daje do myślenia. Taki...jakby go moja siostra napisała :P
5
556.564.500
19 czerwca 2013, 02:31
Od wielu lat Jezus szuka po świecie swego ojca... w końcu którejś zimy z nadzieją w sercu zawitał do Betlejem poinformowany, że może tam spotka ojca... Znalazł niedużą stajenkę - wchodzi do środka, patrzy - w głębi siedzi dostojny starzec, z heblem w dłoni, długa siwa broda zwisa mu do pasa... Jezus nie pamięta zbyt dobrze twarzy ojca, ale coś wewnątrz mówi mu, że tym razem się nie myli. Z drżeniem serca zwraca się do starca: - Czy to Ty jesteś Józef ? - Tak... - Jesteś cieślą ? - Tak... Z okrzykiem na ustach Jezus rzuca się ku starcowi: - OJCZE !!! Starzec rozwiera ramiona i ze łzami w oczach wyszeptuje: - PINOKIO !!!
A
Agata
18 czerwca 2013, 22:54
Panie Pytajnik Ja nie wiem, czy to jest tak jak z ciastem: dasz przepis i bedzie dobre. Miałam proboszcza genialnego - charyzmatyczny, cytował sw. Jana od Krzyża i tez Jana Vianneya, pięknie! Tylko mu się we wspólnoty wkręcili sekciarze i odłączyli częśc ludzi... Parafia długo po tym nie mogła się podnieść... I proszę bez wtrętów trydenckich - ja mam szacunek dla ludzi przywiązanych do tradycji, ale bez narzucania swojej woli!  Nie wiem jaki jest sens nawracania wierzących katolików...
P
Pytajnik
18 czerwca 2013, 19:45
Zapominacie wszakże o jednym wątku - historia św Jana Marii Vanneya uczy, że jednak pasterz nadaje kształt wspólnocie, jaką jest parafia. Bez niego możemy najwyżej przetwać ufając Bożej opatrzności, że nie zbłądzimy i jakoś uda nam się przejść przez sąd ostateczny. Dla przypomnienia prosta zasada Św Jana Marii: jeśli probosz jest świętym człowiekem, parafia będzie bardzo dobra; jeśli proboszcz jest bardzo dobry, parafia będzie dobra; jeśli probosz jest dobry, parafia będzie słaba; jeśli proboszcz jest słaby parafii nie będzie.... Przyłóżcie to do swoich pasterzy - większość jest na poziomie dobry, co rzutuje na płytkość naszej wiary. Statystyki tylko to potwierdzają. Jak odwrócić sytuację? Odpowiedź dała Agata i inni - zacząć od siebie, ale nie przez tworzenie wspólnot! Aktywność musi być wpierw wewnętrzna (życie duchowe godne św Tereski), później praca zewnętrzna. Czyli: codzienny różaniec, adoracja Najświętszego Sakramentu, udział w liturgii pierwszych piątków i pierwszych sobót, w czerwcu udział w adoracji NS i modlitwy do Serca Pana Jezusa i - najważniejsze - udział we mszy świętej (najlepiej w rycie Trydenckim, który jest bardziej uduchowiony). Prawdziwa pobożność i skrucha może wzbudzić na nowo ducha kapłanów a nam - wiernym - dać potrzebny kompas i codzienną naukę. Zatem do dzieła! Z Panem Bogiem
AK
Agata Krukowska
18 czerwca 2013, 13:39
Oczywiście ze trzeba dyskutować o Kościele, trzeba się spierać, mieć pomysły, prezentować opinie. Zresztą od tego jest forum i na Deonie. Ludzie nie są i nie będą chodzącymi ideałami. Opowiadanie, jak to było by pięknie, gdyby proboszcz był chodzącym ideałem to mrzonki. Szczególnie, iż musiałby by być chodzącym ideałem wg Twojego subiektywnego wzoru. I zawsze będzie tak, że jak Tobie styl pracy konkretnego proboszcza będzie odpowiadał, to inni parafianie będą go krytykować, bo mają inną wizję proboszcza. I maja do tej wizji takie samo prawo, jak Ty do swojej. Nie można stracić wiary w winy konkretnego człowieka, natomiast konkretny człowiek może być wymówka usprawiedliwiającą utratę wiary. I wprost wynika to stąd, czy budujesz swoja wiarę na skale, czy na piasku. Jak na piasku to burza wywołana przez jakiegoś księdza czy drugiego człowieka zmiecie wiarę, budując na skale – potrzęsie, poobija, ale wiara pozostanie. Co zrobić, jak proboszcz nie chce jakieś grupy, jakiegoś działania. No cóż zależy od determinacji. Można przykładowo założyć grupę bez salki katechetycznej, spotykać się na początku po domach. Zaistnieć, pokazać się, zapraszać wikarych, proboszcza. Czynnie uczestniczyć całą grupą we Mszy św. Sadzę, że jak się taka grupa będzie pokazywać, to i nastawienie władz parafii się zmieni. Trzeba pokazać, ze jest kilka osób, którym zależy. I oczywiście mieć tez świadomość, ze jak się nie uda, to trudno, nie można się obrazić na parafię. I najważniejsze, jakiekolwiek działanie ma być na chwałę Pana, a nie swoją i swoich ambicji. ...Właśnie o tym piszę. Najpierw JA, potem inni. 
18 czerwca 2013, 13:26
Oczywiście ze trzeba dyskutować o Kościele, trzeba się spierać, mieć pomysły, prezentować opinie. Zresztą od tego jest forum i na Deonie. Ludzie nie są i nie będą chodzącymi ideałami. Opowiadanie, jak to było by pięknie, gdyby proboszcz był chodzącym ideałem to mrzonki. Szczególnie, iż musiałby by być chodzącym ideałem wg Twojego subiektywnego wzoru. I zawsze będzie tak, że jak Tobie styl pracy konkretnego proboszcza będzie odpowiadał, to inni parafianie będą go krytykować, bo mają inną wizję proboszcza. I maja do tej wizji takie samo prawo, jak Ty do swojej. Nie można stracić wiary w winy konkretnego człowieka, natomiast konkretny człowiek może być wymówka usprawiedliwiającą utratę wiary. I wprost wynika to stąd, czy budujesz swoja wiarę na skale, czy na piasku. Jak na piasku to burza wywołana przez jakiegoś księdza czy drugiego człowieka zmiecie wiarę, budując na skale – potrzęsie, poobija, ale wiara pozostanie. Co zrobić, jak proboszcz nie chce jakieś grupy, jakiegoś działania. No cóż zależy od determinacji. Można przykładowo założyć grupę bez salki katechetycznej, spotykać się na początku po domach. Zaistnieć, pokazać się, zapraszać wikarych, proboszcza. Czynnie uczestniczyć całą grupą we Mszy św. Sadzę, że jak się taka grupa będzie pokazywać, to i nastawienie władz parafii się zmieni. Trzeba pokazać, ze jest kilka osób, którym zależy. I oczywiście mieć tez świadomość, ze jak się nie uda, to trudno, nie można się obrazić na parafię. I najważniejsze, jakiekolwiek działanie ma być na chwałę Pana, a nie swoją i swoich ambicji.
A
Agata
18 czerwca 2013, 12:32
Coś w tym jest co napisała Agata. Może nie zgodzę się w 100%, bo co mi po dialogu z Biedroniem czy Jaruzelskim, natomiast ja chyba wyrosłam w podobnej parafii jak Agata. Można mówić, że powinno się przyjść, zapytać czy w czymś pomóc, zaangażować, ale.. jak cię tego twój proboszcz nie nauczy to kto? I proszę bez tekstów o rodzicach, bo nie każdy ma ten luksus wychowywać się w "pobożnej, katolickiej rodzinie". Ja musiałam dojrzeć do tego, żeby chcieć utrzymywać kontakty parafialne - nauczyła obecna parafia, która liczy niespełna 50 osób. I może warto o tym mówić, szczególnie, że jest to portal katolicki, więc dyskusja ma szanse odbyć się wśród ludzi, którym zależy na naprawie, a nie na atakowaniu Kościoła. A z tym głoszeniem... no cóż, to nie tylko kwestia księży, ale obowiązek każdego bierzmowanego. Więc pretensje można mieć tylko do siebie
D
Damian
18 czerwca 2013, 12:32
Za każdym razem jak czytam komentarze pod artykułami na deonie, przychodzi mi na myśl jedno potoczne stwierdzenie, "ale żal...". Każdy wie lepiej i potrafi tylko krytykować teksty innych. Jeśli mam wejść w ten styl tzn. łapania za słówka i szukania kontrargumentów do każdego zdania, to wole wcale nie pisać. To mój ostatni post. p.s tekst bardzo mi się podobał i jesli dobrze zrozumiałem Autorkę to zgadzam się z nią w pełni.
AK
Agata Krukowska
18 czerwca 2013, 12:30
Uważam artukuł za nietrafiony. Żale i pomyje na tych, którzy co prawda nie są idealni ale razem z nami idą jedną drogą. I jak łatwo wspomina się o Chtuystusie miłującym a jak rzadko o Nim - Bogu, który WYMAGA. Jezus nie ze wszystkimi rozmawiał i to także zrozumiał św. Paweł. Do WSZYSTKICH mówił, ale nie ze WSZYSTKIMI rozmawiał - znasz to? "niech wasza mowa będzie tak, tak, nie, nie - a wszystko nadto od Złego pochodzi". Więc Agato - prosta zasada - chcesz być w niebie patrz na siebie a nie na sąsiada z ławki, księdza, który nie jest IDEALNY, czy smutnych ludzi, którzy są obok nas. Nie napisałaś, że ich pocieszyłać, przytuliłaś, więc gdzie twoje głoszenie Ewangelii? Ukazywanie Chrystusa o którym tak ładnie piszesz? Troszkę więcej obiektuwizmu.... ... Napisałam, że nie mamy za zadania rozmawiać z wszystkimi, jeśli tego nie chcą. To oznacza zwrot "strząsnąć pył z nóg", którego użyłam w swoim artykule. Nie oceniam proboszcza, ani Palikota, co już niejednokrotnie podkreśliłam. Oceniam tę postawę, która mi się nie podoba. We mnie również.  Co do przytulenia, pocieszenia... Wiedzą to o mnie ci, którzy ze mną przebywają. Ich najłatwiej zapytać.
AK
Agata Krukowska
18 czerwca 2013, 12:27
Agato, poradziłem ci prostą sprawę: pójdź do jakiejś plebanii, porozmawiaj z proboszczem, zaproponuj mu swoją pomoc w pracach związanych z prowadzeniem parafii. Popracuj rok, a potem dopiero pisz. Oceniasz ludzi nie mając ku temu żadnych danych. Wymądrzasz się, piszesz np., że kaplani nie są od liczenia ludzi. Owszem, są i od tego, jeżeli nie mają kogoś, kto by to zrobił. ... ...Kiedyś poszłam do jednego z wikariuszów, pytając, czy można byłoby utworzyć jakąś grupę młodzieżową. Odesłał mnie do proboszcza, który powiedział, że nie ma takiej opcji, bo nie posiadają miejsca, gdzie ta grupa miałaby sie spotykać, a zresztą ani on, ani wikariusz, nie mają czasu, aby tę grupę prowadzić. W tej samej parafii nie dzieje się NIC, nawet wyjazdu do Lednicy nie ma, choć młodzieży nie brakuje. Za to co roku zbierana jest "cicha taca" (gdzie proboszcz co dwa tygodnie tłumaczy, co to oznacza...).  Nie oceniam tego proboszcza, nie podoba mi się jednak jego postawa. Wiem, że takich proboszczów jest więcej.   Nam często wydaje się, że księża to jakieś "guru" i nie powinno się o nich pisać, o nich mówić, ale bezkrytycznie - w imię "miłości" bliźniego - przyjmować ich działania. Nie tędy droga. Oni także potrzebują Chrystusa. Moja notka nie jest ani o Palikocie, ani o proboszczach, ale jest wezwaniem do mnie samej i do tych, którzy doświadczyli działania Pana Boga, byśmy pozwolili Mu działać, a nie cieszyli się statystykami, które nijak mają się ze stanem faktycznym.  Pozdrawiam, Agata Krukowska
F
franek
18 czerwca 2013, 12:25
......To jest praca czysto urzędnicza, ale ktoś to musi zrobić. Do tego dochodzi praca duszpasterska, katechezy dla dzieci, prowadzenie ministrantów i ewentualnie innych grup, przygotowanie do mszy, homilie,.... Jazmig - fajnie napisałeś! Zgodnie z prawdą. Ale po co proboszcz robi tą pracę urzędniczą????  Parafia, budynek kościelny jest własnością wspólnoty. Jak sobie poadministrują - tak mają. Proboszcz dziś jest tu, jutrto tam.  My cywile po 10 godzinach (praca z dojazdem) zajmujemy się dziećmi, domem, robotą społeczną,..itp Proboszcz nie ma żony i dzieci, więc ma więcej czasu i wcale mi go nie żal że jest zajęty do wieczora. Wszyscy jesteśmy zajęci cały dzień. Natomiast jego zasadniczym zadaniem jest duszpasterstwo a nie urzędowanie!
18 czerwca 2013, 12:12
Nie pamiętam dokładnie który biskup, ale stwierdził, że "niektórzy proboszczowie to nawet nie pozwolą działać Panu Bogu bez swojej zgody". Coś w tym jest. Kiedyś przyszedłem z inicjatywą świeckich (teatr) i proboszcz mnie popędził. Ostatnio wierni skrzykneli się na zafundowanie okien w domu parafialnym, proboszcz kręci nosem. Jazmig wiem, że lubisz być adwokatem diabła i nawet papa Franciszek nie może Ci podskoczyć.
jazmig jazmig
18 czerwca 2013, 11:59
Agato, poradziłem ci prostą sprawę: pójdź do jakiejś plebanii, porozmawiaj z proboszczem, zaproponuj mu swoją pomoc w pracach związanych z prowadzeniem parafii. Popracuj rok, a potem dopiero pisz. Oceniasz ludzi nie mając ku temu żadnych danych. Wymądrzasz się, piszesz np., że kaplani nie są od liczenia ludzi. Owszem, są i od tego, jeżeli nie mają kogoś, kto by to zrobił. Prowadzenie parafii jest jak prowadzenie sporej firmy: remonty, konserwacje, sprzątanie, energia elektryczna i ogrzewanie, przeglądy budynków, ich instalacji oraz wyposażenia jak również ich otoczenia - to początek tego, co każdy proboszcz musi zorganizować. Musi pozyskać środki na ten cel, ludzi, którzy zechcą pomóc w tych pracach itp. To jest praca czysto urzędnicza, ale ktoś to musi zrobić. Do tego dochodzi praca duszpasterska, katechezy dla dzieci, prowadzenie ministrantów i ewentualnie innych grup, przygotowanie do mszy, homilie, oprawa mszy, dekoracje z okazji jakichś uroczystości - znowu potrzeba ludzi i pieniędzy i trzeba to zorganizować. Śluby, pogrzeby, chrzty, odwiedziny kolędowe, odwiedziny okazjonalne, żeby utrzymać kontakt z parafianami... A doba ma tylko 24 godziny. Tak więc każdy proboszcz, z nielicznymi wyjątkami, musi być jednocześnie kapłanem, urzędnikiem, księgowym, robotnikiem i czym tam jeszcze.
AK
Agata Krukowska
18 czerwca 2013, 11:40
"Kolejna sprawa – ludzi porzucają Kościół, bo tracą wiarę w Boga, a nie z winy księży czy współsiostry /współbraci. Najlepiej winą za swoje odejście z kościoła obarczyć innych, tyle, że człowiek wierzący i ufający Bogu nie straci wiary w Boga nawet z powodu najbardziej złego księdza czy sąsiada z ławki kościelnej. I widząc zło czynione przez innych będzie się a nich i ich nawrócenie modlił." Nie wiem, jak ludzie, ale kiedyś chciałam porzucić Kościół, bo przez pół roku nie umiałam znaleźć osoby, która zwyczajnie znalazłaby czas, aby ze mną porozmawiać. Przez szesnaście lat życia żyłam w przekonaniu, że Kościół to tylko moja wymierajaca parafia, a rekolekcje są tylko w Wielkim Poście. Wiem, że to nie tylko kwestia jednej parafii, gdyż sporo podróżuję po Polsce i widzę, co się dzieje. Nie czytam czasopism i nie oglądam TV, bo tego nie muszę robić. Człowiek odchodzi od Kościoła nie dlatego, że traci wiarę w Boga, nie zawsze przynajmniej. Ale dlatego, że traci wiarę w człowieka. " I na koniec sprawa fundamentalna – miłość do bliźniego. Każdego, bez względu czy jest katolibem, czy wrogim ateistom. I głoszenie każdemu Dobrej Nowiny. Nie dla czczych dyskusji, ustalania wspólnego stanowiska czy też tolerancji dla innych." Nie oceniam tutaj człowieka, ale postawę. To, że człowiek zamyka się przed drugim. Ja także. To, że ciągle za dużo walk politycznych, a zbyt mało miłości i rozmowy. To, że wielu z nas tak naprawdę o miłości Chrystusa nie słyszało i jej nie doświadczyło. Nie oceniam człowieka i od tego stronię. Podkreśliłam nie tylko we wpisie, ale i w komentarzach, które znalazły się pod moją notką. Nie wszystko w Kościele jest takie, jakie być powinno. Dlaczego mam o tym nie mówić? W imię jakiej idei?
AK
Agata Krukowska
18 czerwca 2013, 11:40
"Ma pani błędne wrażenie i pisze pani bzdury. Zamiast bredzić, niech pani skontaktuje się z dowolnym proboszczem i zaproponuje mu współpracę i pomoc w prowadzeniu parafii. Wtedy pani przestanie bredzić o księgowych, urzędnikach itp." Bo, jak napisał Franek, powinni to robić ludzie Kościoła, ale kapłani nie są od tego, aby liczyć wiernych. Księża mają inne zadanie, którym jest wydobywanie ludzi dla Chrystusa.  Parafia to poważna sprawa, tak. Mimo wszystko są księża, którzy znajdują czas, a są tacy, którzy tego czasu nie znajdują. Są parafie, które tętnią życiem, a są takie, które za życia umierają.  Nie mam nic do proboszczów jako ludzi. Nie podoba mi się jednak postawa człowieka.  "Agato, zorganizuj wiec swoja wspólnotę parafialną, aby księża w niej posługujący mieli czas dla ludzi, aby byli duszpasterzami, a nie księgowymi." To, co piszę, to niekoniecznie o mojej wspólnocie parafialnej. Wiem, że nie zawsze jest to takie łatwe - szczególnie wtedy, kiedy parafia tak naprawdę jest na wymarciu, a proboszcz nie dopuszcza nikogo do kancelarii. Chciałam kiedyś pomóc, nie wyszło. Nie chciał pomocy. Chyba się zdziwił za mocno, zbyt przyzwyczaił.
18 czerwca 2013, 11:22
Kilka kwiatków: "Przeraziła mnie jednak wypowiedź jednego z kapłanów, który krzyczał z ambony, że powinno przychodzić do kościoła więcej ludzi, bo rynny w kościele byłyby szybciej kupione." To była jedyna wypowiedź tego księdza? O Bogu, zbawieniu, Ewangelii nic nie mówił? Czy może raczej najłatwiej było zapamiętać kwestię rynny, bo została wykrzyczana? "Kościół ostoi się dzięki Chrystusowi, a nie dzięki zakupieniu nowej rynny czy nowszego samochodu marki BMW. Kościół ostoi się dzięki dialogowi - i to dialogowi z Biedroniem czy Palikotem, jeśli tylko będą tego chcieli." Bardzo ciekawy pogląd. A jak ci wymienieni panowie nie będą chciecli rozmawiać, to ,,kościół się nie ostoi''? "Popalmy więc te statystyki, rubryki i inne - skądinąd zabawne - tabele, skoro doskonale wiemy, że sprawa wygląda zupełnie inaczej." Jakie tabele szanowna autorka chciałaby spalić? Sprawa czego wygląda inaczej? "To JA, mój grzech, moja nieumiejętność kochania, moje antyświadectwo niszczą ten Kościół najmocniej." To może pora zacząć więcej od siebie wymagać? ... itd, itp. W sumie trudno odgadnąć, o co autorce chodziło. Mam wrażenie, że autorka chodzi (jeśli chodzi) do kościoła lub przegląda wiadomości dotyczące Kościoła, aby wynajdywać, a potem czepiać się spraw niezwiązanych bezpośrednio z religią. Trochę to niepotrzebne i na dłuższą metę szkodliwe, bo dostarcza wymarzonej pożywki wojującym ateistom.
M
macbor
18 czerwca 2013, 10:26
Uważam artukuł za nietrafiony. Żale i pomyje na tych, którzy co prawda nie są idealni ale razem z nami idą jedną drogą. I jak łatwo wspomina się o Chtuystusie miłującym a jak rzadko o Nim - Bogu, który WYMAGA. Jezus nie ze wszystkimi rozmawiał i to także zrozumiał św. Paweł. Do WSZYSTKICH mówił, ale nie ze WSZYSTKIMI rozmawiał - znasz to? "niech wasza mowa będzie tak, tak, nie, nie - a wszystko nadto od Złego pochodzi". Więc Agato - prosta zasada - chcesz być w niebie patrz na siebie a nie na sąsiada z ławki, księdza, który nie jest IDEALNY, czy smutnych ludzi, którzy są obok nas. Nie napisałaś, że ich pocieszyłać, przytuliłaś, więc gdzie twoje głoszenie Ewangelii? Ukazywanie Chrystusa o którym tak ładnie piszesz? Troszkę więcej obiektuwizmu....
P
pg
18 czerwca 2013, 10:20
@~Inteligentpracujacy.pl Coś Ci się chyba pomieszało. To socjalizm i komunizm już nie jest lewicą? Przypominam, że to jest również Lenin, Stalin i Hitler. Chyba nie mieli nic wspólnego z KNS,prawda?
18 czerwca 2013, 10:14
To JA, mój grzech, moja nieumiejętność kochania, moje antyświadectwo niszczą ten Kościół najmocniej Tylko, że tekst nie jest o grzechu Autorki a grzechach proboszczów... Bronimy krzyża, ale depczemy drugiego człowieka. Konkrety poproszę: jak Pani niszczy tego drugiego człowieka, co Pani postanowiła zmienic w SWOJEJ postawie. Pyta się Pani kiedy proboszcz wychodzi spotkać ludzi stojących z dala od Kościoła? A wychodzi organizując katechizację rodziców przez I Komunią Św. A i jeszcze jedno, kiedy pójdzie Pani do przerażającego proboszcza zapytac się czy cos poza rynnami jest do naprawienia w kościele... tak żeby mógł zająć sie ewangelizacją...
:
:)
18 czerwca 2013, 10:13
Jak tekst szybko się rozchodzi po sieci. Dopiero wczoraj czytałam go na blogu Agaty. :)
I
Inteligentpracujacy.pl
18 czerwca 2013, 10:00
Jedna uwaga: Ani Palikot, przykręcający śrubę wyzysku, ani Jaruzelski, co strzelał do robotników, ani Biedroń, którego nie interesuje świat poza jego własnym rozporkiem (i kieszenią), nie są lewicowcami. Lewica to solidaryzm wszystkich i wolność każdego, zupełnie to samo co w KNS. Polecam zerknąć np. na http://lewicachrzescijanska.blogspot.com/, http://www.magazynkontakt.pl (warszawskiego KIK-u), czy mój skromny blog. Poza tym wartościowy wpis, dzięki.
18 czerwca 2013, 09:59
Kilka drobnych uwag. Dużo, zbyt dużo katolików traktuje Kościół, jako usługodawcę usług religijnych. Kościół jest wspólnym naszym domem, o który każdy katolik musi zadbać. Jak tego nie czyni, to niestety sami księża musza się zająć przyziemnymi sprawami jak remonty, księgowość etc. Agato, zorganizuj wiec swoja wspólnotę parafialną, aby księża w niej posługujący mieli czas dla ludzi, aby byli duszpasterzami, a nie księgowymi. Kolejna sprawa – ludzi porzucają Kościół, bo tracą wiarę w Boga, a nie z winy księży czy współsiostry /współbraci. Najlepiej winą za swoje odejście z kościoła obarczyć innych, tyle, że człowiek wierzący i ufający Bogu nie straci wiary w Boga nawet z powodu najbardziej złego księdza czy sąsiada z ławki kościelnej. I widząc zło czynione przez innych będzie się a nich i ich nawrócenie modlił. I na koniec sprawa fundamentalna – miłość do bliźniego. Każdego, bez względu czy jest katolibem, czy wrogim ateistom. I głoszenie każdemu Dobrej Nowiny. Nie dla czczych dyskusji, ustalania wspólnego stanowiska czy też tolerancji dla innych.
G
Gexu
18 czerwca 2013, 09:57
Niestety tak jest, że kancelaria, papierologia i inne przyziemne sprawy przesłaniają księżom prawidzwy sens kapłaństwa - sakramenty, głoszenie Ewangelii czy po prostu bycie ojcem dla parafian, a nie naburmuszonym klechą. Nikt nie jest świety, ale do świetości powinniśmy dążyć wszyscy i zgadzam sie - modlić się za księży, prosić Boga, żeby dał im łaskę potrzebną do nawracania owieczek :)
jazmig jazmig
18 czerwca 2013, 09:52
Ma pani błędne wrażenie i pisze pani bzdury. Zamiast bredzić, niech pani skontaktuje się z dowolnym proboszczem i zaproponuje mu współpracę i pomoc w prowadzeniu parafii. Wtedy pani przestanie bredzić o księgowych, urzędnikach itp. Parafia to zbyt poważna sprawa, żeby ją schrzenić pod tytułem "księżą powinni pachnieć swoimi parafianami".
F
franek
18 czerwca 2013, 09:49
Myślę tak jak Krukowska. Nie zgadzam się jedynie z jej atakiem na statystyki. Liczby są bardzo ważne przy zarządzaniu każdą instytucją, a Kościół jest też instytucją. Tylko że liczbami powinny zajmować się osoby świeckie, budowaniem kościłów także, finansami parafii także, itd. Jest patologią że to robią w Polsce księża! Bardzo ważne jest by urzędy kościelne były sprawne, życzliwe, kompetentne! Moje doświadczenie jest takie, że w urzędach kurialnych trudno o kompetentne informacje, trwa to długo, ważniejsze są imieniny ks infułata, komputeryzacja marna, godziny działalności z księżyca, ... Wokół marmury i brak prawdziwego życia.  Nawet różne ciekawe spotkania i i konferencje robione są w godzinach nieprzystępnych dla zwykłego, pracującego ojca rodziny. Ważne by biskup wtedy miał wolne.
AC
Anna Cepeniuk
18 czerwca 2013, 09:47
Świetny tekst..... Też tak uważam..... Zgorzkneinia i zawziętości mamy w kościele tyle, że można by obdarować nimi i świdków jehowy, protestantów, żydów.... i wszystkich lewaków.... i pewnie by jeszcze zostało.......
ZN
zupełnie nieświęta
18 czerwca 2013, 09:37
zamiast psioczyć na księży, lepiej módlmy się za nich... wówczas zamiast matematyków, ekonomistów, budowniczych itd będziemy mieli pasterzy... duszpasterzy... módlmy się o Ducha Św. by nas uzdolnił do świadectwa i podejmowania dialogu. Oddajmy tych, z którymi rozmawiamy Bogu- On sam znajdzie do nich drogę, często taką, która nam nawet nie przyjdzie do głowy. Słowem- nie ludzką mocą, lecz Bożą....
S
Skml
18 czerwca 2013, 09:13
Świetny tekst. Też miałem kiedyś proboszcza-pasterza. Wytrzymał w parafii dwa lata, bo ludzie chcieli, żeby stał się proboszczem-księgowym :(