Dziewięć procent pozytywnie nastawionych

(fot. cathopic.com)

Z najnowszego sondażu wynika, że mniej niż dziesięć procent młodych Polaków ocenia swój stosunek do Kościoła jako pozytywny. Skąd mogła się wziąć ta alarmująca liczba? Da się to jeszcze zmienić?

Jakie nastawienie do Kościoła będzie miał w przyszłości maluch, który przygotowując się do pierwszej Komunii świętej musi podpisami, pieczątkami albo zgromadzonymi obrazeczkami udowadniać, że był nie tylko na Mszy świętej niedzielnej, ale także na nabożeństwie różańcowym lub majowym? Jaki obraz Kościoła jest mu w ten sposób wdrukowywany? Choć jego opinia nie jest jeszcze brana pod uwagę w sondażach, to jednak przyjdzie moment, w którym zostanie ona w nich uwzględniona. A niebagatelne są szanse, że (być może powierzchowne) wrażenia z dzieciństwa zostaną mu potwierdzone i utrwalone, gdy będzie się jako nastolatek przygotowywał do bierzmowania. Jedno z podstawowych doświadczeń będzie mu mówiło: „Kościół ci nie ufa”. Dlaczego więc młody katolik w Polsce miałby ufać Kościołowi? Dlaczego miałby mieć do niego pozytywny stosunek? Czasy tradycyjnego, „automatycznego” zaufania do autorytetów instytucjonalnych już minęły. Dziś ta sfera ludzkich relacji funkcjonuje inaczej.

Sondażowe pytania o „stosunek do Kościoła” brzmią nieostro. Czego właściwie dotyczą? Instytucji? Wspólnoty? Własnych lub zasłyszanych opinii o konkretnym proboszczu albo biskupie? Osobistych doświadczeń z kancelarii parafialnej albo sądu biskupiego? Funkcjonowania KEP? Przeżyć w parafialnej grupie formacyjnej lub kościelnym ruchu? Odpowiedzi mogą być efektem bardzo wielu czynników, przeżyć, skojarzeń itp.

DEON.PL POLECA

W świetle powyższego może nie warto się przejmować takimi sondażami, jak ten przeprowadzony ostatnio przez IBRIS dla „Rzeczpospolitej”? Może nie warto też poświęcać uwagi podawanym w tonie sensacji wiadomościom, że w jednej dzielnicy dużego miasta w ciągu dwóch miesięcy 316 uczniów zostało „wypisanych z katechezy” spośród ponad ośmiu tysięcy na nią w tym roku uczęszczających? Może to tylko podkręcanie negatywnych emocji w ramach zaplanowanego ataku na Kościół? Może chodzi o podsycanie antykościelnej atmosfery i zorganizowane starannie odciąganie młodego pokolenia od wiary i tradycji?

Problem w tym, że ta „atmosfera”, wpływająca na „stosunek do Kościoła”, ma realne przełożenie na obecność młodych we wspólnocie katolickiej w naszej Ojczyźnie. Nie od dzisiaj zresztą. I nie w jedną stronę to działa.

Podobno dwanaście lat temu w czasie Krajowego Forum Duszpasterstwa Młodzieży w Warszawie (25-27 stycznia 2008 r.) padło pytanie wskazujące także inny wymiar problemu. Brzmiało: „Kościół traci młodzież czy młodzież traci Kościół?”. To nie jest żadna gra słów. To zwrócenie uwagi, że nie tylko tak czy inaczej rozumiany „Kościół” ponosi stratę w zaistniałej sytuacji. Poszkodowanymi są tysiące, miliony młodych Polaków, katolików, których realne potrzeby w sferze wiary i życia duchowego nie zostały nie tylko rozpoznane, ale nawet zauważone. Jakby to oni byli winni, że nie trafiały do nich dotychczasowe, uprawiane od dziesięcioleci, wymyślone na zupełnie inne czasy i okoliczności, formy duszpasterskiej działalności.

Jeżeli spojrzeć na problem nastawienia i obecności młodych nie od strony straty, jaką ponosi Kościół, lecz od strony straty, jaką ponoszą młodzi, wynik sondażu dla „Rzeczpospolitej” staje się ważny i rozumiały. Dziewięć procent pozytywnie oceniających swój „stosunek do Kościoła” to po prostu resztka tych, którzy wciąż jeszcze mają nadzieję, że Kościół potraktuje ich z ufnością, że znajdą w nim to, czego naprawdę potrzebują. Oni wciąż liczą na to, że Kościół nie tyle da im gotowe instrukcje, jak żyć po katolicku, ale z miłością doprowadzi ich do realnego, prawdziwego,osobistego spotkania z Jezusem. Pytanie, w jakim stopniu pozostali młodzi uczestnicy sondażu (44 proc. uznających swój stosunek do Kościoła za „neutralny” i 47 proc. określających tę relację jako „negatywną”) pogodzili się już ze stratą i szukają, lub w najbliższym czasie będą szukać przewodnictwa i strawy duchowej gdzie indziej. Albo nie będą jej szukać wcale.

W sondażach co jakiś czas badany jest poziom „zaufania do Kościoła”. Być może nadszedł czas, aby zacząć ustalać, jak wielu jest tych, którzy mają przekonanie, że Kościół im ufa, a ilu - niejednokrotnie już od wczesnego dzieciństwa - wzrasta w przeświadczeniu, że są przez Kościół (nie tylko instytucjonalny) traktowani z głęboką nieufnością. Być może tu leży klucz do zmiany „stosunku do Kościoła” znaczącej części młodych Polaków.

Dziennikarz, publicysta, twórca portalu wiara.pl; pracował m.in. w "Gościu Niedzielnym", radiu eM, KAI

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dziewięć procent pozytywnie nastawionych
Komentarze (19)
TM
Trash Man
22 listopada 2020, 09:59
Mamy w Polsce kolejny Ewangeliczny rozkwit. Ludzie zniechęceni do kościoła katolickiego, sięgają po Pismo Święte, i nagle zauważają że sporo tego co uważali zaprawdę, jest naprawdę wymysłami kleru po to by uzyskać nad nimi władzę. Jeszcze nie było takiego roku, by ewangeliczne zbory miały taką ilość nowych członków. Niektóre urosły kilkakrotnie, a prym wiodą kościoły domowe.
RR
~Robert Rozumny
21 listopada 2020, 00:12
Proponuję następujące wyjaśnienia: -Rydzyk i jego biznes -współrządzenie z pis -hipokryzja -chciwość -przekaz nastawiony na straszenie karą -zaawansowane techniki manipulacji ludźmi, -systemowe ukrywanie pedofilii -pycha zamiast pokory
AN
~Agucha Nieslucha
20 listopada 2020, 01:05
Myślę że jednym z powodów tych 9 procent moze byc podejście do Kościoła rodziców tych dzieci - wg mnie tam już powstały zaniedbania... Owi rodzice często do kościoła w niedzielę.chodza ale nie żyją Ewangelia, nie żyja wiara - 'odbebnia Msze' a resztę spraw w życiu robią 'po swojemu'. Dzieci to widza i gdy dorastają stwierdzaja, że po co im to. inna sprawą jest to że za mało w Kościele mówi się o Chrystusie a za wiele o innych sprawach. Brak ludziom zachwytu Jezusem.
GN
~gość na deon
19 listopada 2020, 23:45
Jeśli kiedyś w Kościele Katolickim rozumianym jako wspólnota wiernych było lepiej, a teraz jest gorzej to co się zmieniło? Moim zdaniem kiedyś ludzie lepiej przestrzegali 10 przykazań niż to robią teraz. Kiedyś uczciwość, prawdomówność, czystość, pobożność były pozytywnymi wartościami. Ludzie chcieli wyznawać te wartości i jeśli ktoś je otwarcie łamał spotykał się z niechęcią. Dzięki temu między ludźmi panowało większe zaufanie. Obecnie uczciwość, prawdomówność, czystość, pobożność są często postrzegane negatywnie. Ludzie chwalą się, że np. dorobili się majątku w nieuczciwy sposób; są dumni z tego, że łamią 6 przykazanie itd. To powoduje, że nie ma zaufania. Zaufanie jest niemożliwe jeśli okłamywanie, oszukiwanie, okradanie itd. jest normą. Najgorsze jest to, że ludzie przestali nawet wierzyć, że przestrzeganie 10 przykazań jest możliwe. Z tego powodu uważam, że sytuacja w Kościele Katolickim będzie zmieniała się na gorsze.
SM
Sylwester Mrozik
22 listopada 2020, 16:06
Słowo ,,Kościół" ma trzy znaczenia: budynek, wspólnota wiernych, instytucja. Wspomniałeś tylko o ,,wspólnocie wiernych" i jej grzechach. Czyżbyś miał zaniki pamięci wobec zarzutów wobec Kościoła jako ,,instytucji" ? Przede wszystkim systemowego ukrywania grzechów pedofilii wśród księży, WCIĄŻ NIEROZLICZONEGO ? Wymień, ilu biskupów, samych z siebie, przyznało się do tego procederu ? Podpowiem Ci: ani jeden. Stąd masz te 9 %.
KW
~ka we
19 listopada 2020, 19:13
Zastanawiam się jak wyglądałaby ta statystyka, gdyby respondentami byli autorzy artykułów na Deon mam wrażenie ostatnio, że wyszłoby nawet mniej niż 9%.....
IK
~In Kab
20 listopada 2020, 20:48
A pan, w których procentach się mieści?
HK
Heniek Klein
19 listopada 2020, 17:31
O ile dobrze pamiętam, jednym z fundamentalnych zaleceń jakie miał Jezus do uczniów było to, aby ewangelizowali (łowili ludzi). Nie polecał im przede wszystkim dbać o własną bezgrzeszność czy okopywać się w bunkrach indywidualnej lub grupowej wojny z grzechem. Jeśli więc spada dramatycznie liczba wiernych i zaufanie do Kościoła to zawodzimy na pierwszej linii. Nie potrafimy do ludzi trafić, nie potrafimy ich przekonać do tego że warto. Nie wiem czy trzeba luzować wymagania i przymykać oczy na zło aby ich nie tracić. Nie wiem co zrobić aby katechizować skutecznie - nie jestem psychologiem ani pedagogiem. Ale wiem że rolą chrześcijanina jesł łowić ludzi a nie skupiać się na własnej śwętości i prokuratorskiej czujności wobec grzechów innych.
IK
~In Kab
21 listopada 2020, 22:41
Jezus nie „polecał” dbania o własną bezgrzeszność, bo to było oczywiste , że uczniowie będą wystrzegali się grzechu. To byli UCZNIOWIE, czyli naśladowcy Jezusa.
TO
~Tomasz Ostański
19 listopada 2020, 14:16
Chcąc dostąpić zbawienia muszę zachować w sobie pewne cechy dziecka. W tym zapewne dziecka w wieku przed lub pierwszokomunijnego. W zakresie zaufania z pewnością tak. Jednak również w zakresie posłuszeństwa. Nie wiem czy ktokolwiek osiągnie zbawienie, nie stawiając sobie wymagań i nie podporządkowując się wymaganiom w zakresie eliminowania grzesznych uczynków. A o stawianiu wymagań czytam w tym artykule i wielu innych. I coraz częściej czytam o tzw. „ciężarach nie do uniesienia”. I mam poczucie, że autorzy Deona mocno polaryzują wymagania kierowane do wierzących. Dzielą je dokładnie na dwa poziomy. Ciężary nie do uniesienia i brak jakichkolwiek wymagań, określanych coraz częściej prześmiewczą definicją „róbta co chce ta”. Czas przyjrzeć się czy i jakie wymagania stawia Jezus. Bo stawia. Bóg jest miłosierny, wiele wybacza, lecz jednak nie wszystko. Wybacza, ale również stawia wymagania. I my naszym dzieciom również powinniśmy. Nie tylko pierwszokomunijnym.
TO
~Tomasz Ostański
19 listopada 2020, 13:37
Tematem numer jeden portalu coraz częściej jest słowo „problem”. Kościół ma problem. Z grzesznymi biskupami. Z odchodzącą młodzieżą. Z akceptacją ideologii gender. Kiedy grzeszy biskup to nie na niego kierowana jest uwaga oceniająca winę, obwiniany jest Kościół. Kiedy młodzież traci zaufanie do właściwego modelu rodziny obwiniany jest nie świat, tylko Kościół. Kiedy młodzież wiedziona quasi postępowymi, liberalnymi poglądami traci ideały obwiniana jest wspólnota wiernych – Kościół. Napiszę co myślę. Każdy osobiście odpowiada za swój grzech i swoje zaniedbania. Kościoła jako wspólnoty nie obciążają żadne grzechy i nie ciąży na nim żadna wina. Grzech obciąża tego kto go popełnia i wyłącznie na tym kimś spoczywa wina. Ileż ja tu się naczytam piętnowania grzechów i problemów. I żadnych konstruktywny propozycji na przyszłość. Może po za jedną: Pójdźmy drogą Kościoła w Niemczech. Mniej wymagań, więcej swobody. Również w akceptowaniu grzechu po za Kościołem i piętnowania grzechów Kościoła.
AM
~Andrzej Mackiewicz
19 listopada 2020, 14:47
ALE "grzech" to "grzech". A TU m.in. mowa o ... innych tematch jak: religijność, pobożność, spotkania wspólnoty wierzących i ich forma. Z tego co wiem, to P. Jezus głosił słowo i nauczył jednej modlitwy : Ojcze Nasz. Reszta to ... w dużej mierze tradycja (w tym formy duszpasterstwa), niekoniecznie pasująca do ... obecnego życia ... Mylę się ?
MN
~Maria N.
19 listopada 2020, 12:25
To może zastanówmy się: Dlaczego kiedyś było inaczej i więcej młodzieży identyfikowało się z Kościołem? Dawniej matka i ojciec byli pierwszymi nauczycielami wiary a miłość do Kościoła wynosiło się z domu. Nie było gender, GW, LGBT, TP tak nie mącił, bo tylko 3 egzemplarze przychodziły do kiosku, nie było newange'owych wspólnot charyzmatycznych, mówienia językami, klaskania w łapki, milusińskości itp. Nie było też tylu kapłanów, którzy głoszą herezje, wręcz zachęcają do protestów, kształtują postawy proaborcyjne (sic!) i nic od młodzieży nie wymagają. Kiedyś nie było 500+ i takiej Julce rodzice potrafiliby się sprzeciwić, gdyby ta chciała iść na SK, wlokąc do tego ze sobą młodszą siostrę. Wprowadzone klika lat temu 500+ niech zostanie, a jeśli chodzi o resztę? Może warto wrócić do tego, co było kiedyś.
SM
Sylwester Mrozik
22 listopada 2020, 16:27
W żadnym wypadku powrotu do tego co było ,,kiedyś". Jak przyjdzie młody katolik i zapyta: ,,Tato a na Discovery mówili, że najpierw powstaje gwiazda a potem planety wokół niej a w Biblii jest na odwrót to kto ma rację ?" Jeśli ,,tata" nie ma pojęcia o metaforycznym odczytywaniu niektórych tekstów biblijnych (no bo skąd ? 30 lat temu na lekcjach religii wkuwał prawdy wiary, przykazania i siedem grzechów głównych), to może się zdarzyć że synek odrzuci Biblię, Kościół a na końcu może i Boga. Samo nauczanie religii nie wystarczy.
DS
~D. S.-P.
19 listopada 2020, 12:03
Mieszkam w jednej z podkrakowskich parafii. Gdy pojawił się nowy proboszcz i wikary dzieci nie przygotowują się już do Pierwszej Komunii Świętej tylko do Sakramentu Pokuty i Pierwszej Komunii Świętej. Oba sakramenty zawsze wymieniane razem, niby to prawda, bo przecież dzieci przystępują do obu pierwszy raz, ale odnoszę wrażenie, że akcent stawia się bardziej na ten pierwszy, na zasługiwanie sobie na miłość Bożą poprzez uczynki niż na miłość darmo daną, która pociąga do dobrego życia. Byłam świadkiem, gdy na jednej z niedzielnych mszy dzieci uroczyście przysięgały, że nie będą grzeszyć. Czego uczy taka formacja? Sama zauważam w swojej religijności sporą dozę neurotyczności, wiem jakie to cierpienie. Boję się o te dzieci, że jedne kiedyś całkiem odejdą od Boga, a inne mogą zostaną, ale będą cierpieć na nerwicę.
IK
~In KB
21 listopada 2020, 22:55
Czy proponuje Pani, żeby nie było mowy o grzechu przed Pierwszą Komunią? Chyba rzeczywiście patrzy Pani przez swoją neurotyczność na przeżycia dzieci. Dziecko prawidłowo przygotowane do obu sakramentów przyjmuje je w sposób naturalny. A potem wiele zależy od rodziców. To dom kształtuje relacje dziecka z Bogiem. Właśnie tak, nie z kościołem lecz z Bogiem.
DS
~D. S.-P.
23 listopada 2020, 08:32
In KB, nie chodziło mi o nie mówienie dzieciom o grzechu, bo o nim trzeba mowić i uczyć zasad. Po prostu odnoszę wrażenie, że akcenty są źle ustawione. Grzech nie stoi w centrum naszej wiary a miłość (żeby było jasne- w miłości tak samo ważna jest afirmacja jak i wymaganie, nie można ich rozdzielać). Co do wspomnianej przysięgi, to nie można ślubować czegoś niewykonalnego - bezgrzeszności (można jedynie znajdować się w stanie bez grzechu ciężkiego). Za moich czasów przy okazji Pierwszej Komunii ślubowało się rzeczy realnie osiągalne, np. że nie będzie się pić alkoholu do osiemnadtego roku życia.
GU
Grażyna Urbaniak
19 listopada 2020, 10:29
Maluch pierwszokomunijny jest kontrolowany nie tylko przez księdza, ale też przez rodziców i nauczycieli. I to ma być trauma na całe życie?:)))
JM
~Joanna M
19 listopada 2020, 19:09
Tak, nadmierna kontrola w każdym wydaniu szkodzi. Trochę czym innym jest pilnowanie, żeby dziecko bezpiecznie dotarło do kościoła, rozumiało cel przyjścia do świątyni, znało modlitwy, a czym innym rozliczanie z liczby odbytych nabożeństw. Nawiasem mówiąc, dzieci dość szybko uczą się podrabiania podpisów, jeśli to jest jedyne, czego się od nich wymaga.