Franciszek chce zmienić dyscyplinę sakramentu pokuty

(fot. Grzegorz Gałązka / galazka.deon.pl)

Ojciec Święty zachęca spowiedników do tego, aby podjęli zwielokrotniony wysiłek wsłuchiwania się w historie penitentów. Sami spowiednicy natomiast oczekują kryteriów rozeznania, z których mogliby korzystać w konfesjonale.

Nerwem Amoris Laetitia jest nie tyle doktryna sakramentu małżeństwa, ile raczej dyscyplina sakramentu pojednania. Doktryny małżeństwa papież Franciszek nie zmienił (rozwód pozostaje poważnym naruszeniem Bożego porządku i takim samym nieporządkiem jest każdy akt seksualny poza małżeństwem), mimo że wielu jego przeciwników w oparciu o swoje interpretacje (i tylko swoje interpretacje) uważa, że jest inaczej. Byłoby rzeczą słuszną zrobić swoisty katalog tego, czego Franciszek w Amoris Laetitia nie powiedział, nie napisał, a co jest Mu przypisywane!

Zmianie uległa niewątpliwie dyscyplina sakramentu spowiedzi. Zgodnie z nauczaniem Kościoła Franciszek podtrzymuje opinię, że grzech ciężki uniemożliwia przystępowanie do Eucharystii. "Aby grzech był śmiertelny, są konieczne jednocześnie trzy warunki: "Grzechem śmiertelnym jest ten, który dotyczy materii poważnej i który nadto został popełniony z pełną świadomością i całkowitą zgodą" (KKK 1857).

DEON.PL POLECA

Franciszek nie wątpi i tak też naucza, że doktryna małżeństwa jest materią poważną. W związku z tym żadnej modyfikacji w tym zakresie nie uczynił, ale pisząc swoją adhortację zwrócił się niejako do spowiedników (to na nich spoczywa główny ciężar rozeznania), aby zechcieli podjąć się trudu rozeznania, czy dwa pozostałe warunki grzechu ciężkiego, czyli pełna świadomość i całkowita zgoda w sytuacji niektórych osób (żyjących w sytuacjach kruchości) nie znoszą lub nie ograniczają ich odpowiedzialności, a zatem sprawiają, że nie mamy do czynienia z grzechem ciężkim. I w konsekwencji takie osoby mogłyby uzyskać rozgrzeszenie i przystępować do Komunii świętej pozostając w obiektywnej sytuacji grzechu ciężkiego.

Ta propozycja Franciszka wystawiona jest na dwa niebezpieczeństwa. Pierwsze, sygnalizowane jest przez Jego przeciwników. Wierni Kościoła widzą tylko tę obiektywną sytuację i nie mają żadnego dostępu do wewnętrznej sytuacji podmiotu moralnego, którego wolność lub świadomość mogą być ograniczone. Powstać zatem może przeświadczenie, że Kościół w swojej dyscyplinie sakramentalnej odstępuje od dogmatu nierozerwalności małżeństwa. Ostrzegał przed tym św. Jan Paweł II w swojej adhortacji Familiaris Consortio.

Drugie niebezpieczeństwo sygnalizowane jest przez zwolenników franciszkowych zmian, którzy zgodnie z doktryną Kościoła powiadają, że skoro nie został popełniony grzech ciężki to i spowiedź jest zbyteczna. Dla chrześcijanina bowiem "Sakrament Pokuty jest zwyczajnym sposobem otrzymania przebaczenia i odpuszczenia grzechów ciężkich, popełnionych po Chrzcie" (Jan Paweł II, Reconciliatio et poenitentia, 31). Oczywiście, jestem przekonany, że nie sposób Franciszka obciążać tymi interpretacjami przedstawicieli jednego czy drugiego obozu.

Zarzut jakoby papież dopuszczał nieświętych do świętego jest o tyle chybiony, że do sakramentu spowiedzi święci nie przychodzą. To sakrament dla tych, którym ciąży nieświętość ich życia. Tak było zawsze w Kościele!

Niewątpliwie Ojciec Święty zachęca spowiedników do tego, aby podjęli zwielokrotniony wysiłek wsłuchiwania się w historie penitentów. Sami spowiednicy natomiast oczekują kryteriów rozeznania, z których mogiliby korzystać w konfesjonale. Ale biskup Rzymu takich kryteriów podać nie chce uważając, że są to kompetencje poszczególnych konferencji biskupów czy też pojedynczych ordynariuszy. Czeka zatem na ruch Kościołów lokalnych, które, według Niego mają trafniejsze środki ku temu, aby wsłuchiwać się w sytuację sumień swoich wiernych. Ci, którzy pilnie śledzą nauczanie Franciszka, stawiają Mu jednak zarzut, że w tym swoim postanowieniu nieudzielania żadnych wskazówek nie wytrwał, gdyż bardzo wyraźnie wsparł interpretację swoich współbraci w biskupstwie regionu Buenos Aires.

Wydaje się, że warto na chwilę raz jeszcze do tego wątku wrócić, mimo że poświęciłem mu swego czasu osobny felieton. Argentyńscy biskupi w swoich wskazówkach, jak stosować rozdział ósmy Amoris Laetitia, powołują się na list z 1996 roku św. Jana Pawła II do kardynała Williama Bauma, ówczesnego Wielkiego Penitencjarza, w którym to pisze, że: "dobrze jest pamiętać, że czym innym jest szczere postanowienie poprawy, a czym innym sąd rozumu dotyczący przyszłości. Jest bowiem możliwe, że pomimo postanowienia, aby więcej nie grzeszyć, doświadczenia przeszłości i świadomość teraźniejszej słabości mogą napawać lękiem nowych upadków, ale to jeszcze nie przesądza o autentyczności postanowienia, o ile towarzyszy temu dobra wola, wspomagana modlitwą, aby czynić wszystko, co możliwe, aby uniknąć winy, grzechu".

List papieża z Polski wydaje się delikatnie podważać doktrynę tzw. okazji bliższej do grzechu. Konstrukcja tej tzw. okazji bliższej do grzechu pozwalała spowiednikowi odmówić penitentowi rozgrzeszenia. Jak pisze polski profesor teologii moralnej, ks. Stanisław Olejnik: "w szczególności spowiednik musi odmówić udzielenia rozgrzeszenia, kiedy penitent nie chce zerwać z bliską okazją do grzechu, to znaczy z tym, co zazwyczaj, jakby nieuchronnie prowadzi go do popełnienia określonego grzechu. W takiej właśnie sytuacji znajdują się najczęściej żyjący ze sobą quasi małżonkowie niezłączeni ważnym związkiem kościelnego małżeństwa" (ks. Stanisław Olejnik, Teologia moralna, vol. 4, str. 208). Powołuję się na słowa księdza profesora Stanisława Olejnika, gdyż na jego sumie teologii moralnej wychowało się wiele pokoleń polskiego duchowieństwa.

Z pomocą spowiednikom spróbował przyjść kardynał Ennio Antonelli, emerytowany Przewodniczący Papieskiej rady ds. Rodziny w latach 2008 - 2012. To bardzo ciekawa postać. Trudno go identyfikować ze skrzydłem zwolenników papieża Franciszka i zapewne sam Franciszek za takowego go nie uważa. Bardzo wielu watykanistów zdziwił fakt, że papież nie zaprosił kardynała do udziału w synodach poświęconych małżeństwu i rodzinie. Ale to samego kardynała nie zraziło. Jeszcze w trakcie obrad synodalnych opublikował pracę "Kryzys małżeństwa i Eucharystii". Następnie w 2016 publikuje swój komentarz do papieskiej adhortacji Per vivere L"amoris laettia". Tego samego roku przygotował także opracowanie noszące tytuł "Amoris laetitia; per l’interpretazione e l’attuazione". To właśnie w tym dokumencie kardynał Antonelli zawarł wskazówki dla spowiedników, które z jednej strony respektują intuicje Franciszka (kardynał pisze wprost, że papież w ósmym rozdziale swojej adhortacji nie tyle wydaje polecania, ile udziela rad) z drugiej strony respektują doktryny Kościoła. Oczywiście sugestie włoskiego kardynała nie mają żadnej mocy wiążącej. Może się tak stać jedynie wtedy, kiedy ordynariusz jakiekolwiej diecezji uzna je za swoje.

Jak zatem ma wyglądać posługa spowiednika, który spotyka penitenta żyjącego w sytuacji kruchości, jak zwykł Franciszek nazywać wszelkie sytuacje nieregularne? Antonelli wychodzi od pewnej uwagi Franciszka, że "w trudnych sytuacjach, w jakich żyją osoby najbardziej potrzebujące, Kościół musi zachować szczególną uwagę, aby zrozumieć, pocieszyć, włączyć, unikając narzucania im zestawu norm, jakby były ze skały…" (AL. 49). Chodzi o to, aby spowiednik nie pogłębiał poczucia winy penitenta.

W praktyce może to oznaczać okazanie tolerancji dla mniejszego zła, aby uniknąć większego zła, jeśli spowiednik zdaje sobie sprawę, że penitent na obecnym etapie swojego życia duchowego nie jest w stanie zmienić swojej sytuacji. Spowiednik może milczeć, czym nie aprobuje zła w wyborach penitenta, stara się jedynie nie pogłębiać tego zła.

Kardynał słusznie zauważa, że dialog między spowiednikiem a penitentem na forum wewnętrznym nie musi przejawiać takiej komplementarności jak nauczanie spowiednika na forum publicznym. To milczenie jednak ma swoją granicę. Gdyby penitent znajdujący się w sytuacji, która zostaje na forum publicznym Kościoła rozpoznana jako poważne naruszenie Bożego porządku, próbował przystąpić o Komunii świętej, to penitent powinien, musi, z całym szacunkiem i miłością upomnieć penitenta.

Ta interwencja penitenta wypływa po części z tego, co napisał św. Jan Paweł II w "Ecclessia de Eucaristia" w punkcie 37: Jeżeli więc chrześcijanin ma na sumieniu brzemię grzechu ciężkiego, to, aby mógł mieć pełny udział w Ofierze Eucharystycznej, obowiązkową staje się droga pokuty, poprzez sakrament Pojednania. Oceny stanu łaski dokonuje oczywiście on sam, gdyż dotyczy ona sumienia. Jednak w przypadkach zachowania, które na forum zewnętrznym, w sposób poważny, oczywisty i stały jest przeciwne normom moralnym, Kościół, w duszpasterskiej trosce o prawidłowy porządek we wspólnocie oraz o szacunek dla sakramentu, nie może wzbraniać się przed podejmowaniem odpowiednich kroków.

W sytuacji jawnego braku dyspozycji moralnej winien stosować normę Kodeksu Prawa Kanonicznego, mówiącą o możliwości niedopuszczenia do Komunii eucharystycznej tych, którzy «trwają z uporem w jawnym grzechu ciężkim». To po części odpowiada również temu, na co zwraca uwagę Franciszek: "jeśli ktoś afiszuje się z obiektywnym grzechem tak, jakby był częścią ideału chrześcijańskiego, czy chciałby narzucić coś innego od tego, czego naucza Kościół, to nie może domagać się, by uczyć katechizmu czy przepowiadać, i w tym sensie istnieje coś, co go oddziela od wspólnoty (por. Mt 18, 17). Musi na nowo usłyszeć Ewangelię i wezwanie do nawrócenia" (Al. 297). Ale ta odmowa rozgrzeszenia i przystępowania do Komunii świętej nie musi być definitywna.

Kardynał Antonelli przewiduje możliwość, że penitent mógłby uzyskać rozgrzeszenie. Zrazu wygląda to wszystko bardzo zwyczajnie i tradycyjnie. Negatywne normy powszechne (m.in. nie zabijaj, nie cudzołóż) obowiązują zawsze i wszędzie bez wyjątku (na marginesie trzeba zaznaczyć, że fakt, iż Franciszek w "Amoris laetitia" milczy o tych normach negatywnych, dla kardynała Antonelliego stanowi najpoważniejszy zarzut wobec biskupa Rzymu. Ale z tego milczenia nie sposób wyprowadzić żadnego wniosku, jakoby Franciszek był przeciwko uniwersalności tych norm negatywnych), w związku z tym każdy chrześcijanin znajdujący się w sytuacji kruchości lub nieregularnej powinien uczynić wszystko, co może, aby swoje życie podporządkować normie. To dokonuje się według emerytowanego przewodniczącego Papieskiej Rady ds. Rodziny w pewnym procesie, w którym penitentowi towarzyszy spowiednik. Na początku trzeba ocenić, czy uprzednie małżeństwo było ważne i czy jest możliwe uzyskanie orzeczenia nieważności. Gdyby to rozwiązanie okazało się niemożliwe, to kolejnym etapem powinno być zaprzestanie konkubinatu, czyli wspólnego mieszkania, o ile (jak dodaje kardynał) nie istnieją ku temu poważne przeszkody.

Można się domyślać, że ma na myśli dobro dzieci, które narodziły się z takiego pozamałżeńskiego związku. Następnie należałoby zaproponować wstrzemięźliwość seksualną. Jest to zgodne z sugestią świętego Jana Pawła Ii wyrażoną w "Familiaris Consortio" (numer 84) . Jeśli dla penitenta takie rozwiązanie, z racji czasowego błędu sumienia, wydaje się niemożliwe, bezsensowne i pozbawione wartości, spowiednik winien podjąć się wysiłku (głos oddaję samemu kardynałowi): "ocenienia możliwej poprawności sumienia w świetle osobowości i całości egzystencji (modlitwa, miłość bliźniego, udział w życiu Kościoła i szacunku dla jego doktryny, pokora i posłuszeństwo wobec Boga) i domagać się, żeby penitent podjął przynajmniej trud modlitwy i duchowego wzrostu, aby poznać i wypełnić wiernie wolę Boga, jakkolwiek ona się mu objawi".

W takiej perspektywie można byłoby udzielić rozgrzeszenia i pozwolić na przyjmowanie Komunii świętej. Mamy jednak na uwadze to, co Franciszek pisze w numerze 299 "Amoris laetitia": "Przyjmuję rozważania wielu Ojców synodalnych, którzy zechcieli stwierdzić, że osoby ochrzczone, które się rozwiodły i zawarły ponowny związek cywilny, powinny być bardziej włączane we wspólnoty chrześcijańskie na różne możliwe sposoby, unikając wszelkich okazji do zgorszenia". Unikać zgorszenia.

Interpretacja kardynała Ennio Antonelliego pokazuje przed jakimi wezwaniami stoją spowiednicy. I pokazuje zarazem czego oczekuje od nich papież Franciszek.

ks. Adam Błyszcz CR - kapłan w zakonie zmartwychwstańców. Od września mieszka i pracuje w Tivoli

Kapłan w zakonie zmartwychwstańców. Autor rekolekcji o "Amoris Laetitia". Mieszka i pracuje w Tivoli

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Franciszek chce zmienić dyscyplinę sakramentu pokuty
Komentarze (8)
AK
Anna K
8 maja 2018, 11:47
Może lepiej wrócić do podstaw i zawalczyć o trwałość istniejących małżeństw. Tu są ogromne zaniedbania, prawie nic się na ten temat nie mówi i nie robi. I nie ma co tłumaczyć się czasami, bo Jezus i apostołowie nauczali w czasach zupełnego upadku obyczajów (zwłaszcza ówczesny Rzym był niechlubnym przykladem zepsucia). Z pewnością jest wiele małżeństw niesakramentalnych z winy okoliczności, żyjących uczciwie, ale z otwartej furtki korzystaliby wszyscy, także ci lekceważący swoje obowiązki. 
P
Piotr
7 maja 2018, 22:24
W naszym kraju przyczyną 70% rozwodów jest zdrada jednego z małżonków. On lub ona postanowili, że dobrze jest "mieć kogoś na boku". Ludzie zdradzający swoich małżonków działają świadomie, celowo i z premedytacją. Po rozbiciu małżeństwa wchodzą w następne związki. Warto przy tym podkreślić krzywdę wyrządzaną dzieciom. Przychodzi mi na myśl moja koleżanka Lucynka. Jej mąż miał drugą na boku. Sprawa się rypła, gdy kochanka zaszła w ciążę w mężym Lucynki. Mąż zostawił Lucynkę i ich dwie córki, wtedy 4 i 7 lat, które od  9 lat wychowują się bez ojca. Kościół Katolicki nie staje już w obronie małżeństwa, nie broni skrzywdzonych dzieci. Kościół usprawiedliwia cudzołóstwo, któremu zaprzecza wbrew słowom Jezusa w Ewangelii. Zapoczątkowana "rewolucja" dobrowadzi do dewaluacji sakramentu małżeństwa poprzez postawienie znaku równości między sakramentem małżeństwa i związkiem niesakramentalnym. Nie sądziłem, że takich czasów dożyję. Pociesza mnie fakt, że episkopaty Ukrainy, Kazachstanu i krajów Afryki poszły w przeciwną stroną, broniąc tradycyjnego nauczania Kościoła o małżeństwie.
KJ
k jar
8 maja 2018, 08:17
To daleko idące uproszczenie.Ludzie,gdy się pobierają,nie zakładają,że będą mieli za dwa lata kogoś na boku.Fakt:zmieniła się mentalność społeczna,dzisiejsi 40-50latkowie to pokolenie X,które mentalnie hołduje monogamii seryjnej,trudno im sobie wyobrazić trwały,dozgonny związek,uważają go za element szczęścia,trafu(nikt inny się nie trafił,to trwam w małżeństwie),czasem mozolnej pracy nad budowaniem więzi.Małżeństwo od minimum 50 lat traktowane jest jako integralny związek natury seksualno-emocjonalnej,a nie komórka społeczna,którą określają role istotne dla społeczeństwa (jak się prześledzi choćby księgi parafialne z lat 30, to widać,że mało było małżeństw,gdzie nie było nieślubnych dzieci,czasem nawet 2-3 dodatkowe dzieci mieli panowie i panie-nikt z tego powodu się nie rozwodził).Podstawą istnienia dziś małżeństw jest tzw. szczęście,nie powołanie i to jest problem Kościoła,bo Kościół stoi na straży małżeństwa POWOŁANIOWEGO, a nie WZBUDZALNEGO. Skoro wg szacunków 75-90% małżeństw zawartych w Kościele jest od początku nieważnych,to o czym my mówimy
A
Andrzej
9 maja 2018, 15:38
k.jarkiewicz.ign napisał:  "Skoro wg szacunków 75-90% małżeństw zawartych w Kościele jest od początku nieważnych,to o czym my mówimy" A kto dopuszcza małżonków do sakramentu małżeństwa? Proponuję obejrzeć - [url]https://youtu.be/ozoDhKt7Iwk[/url] . Ponadto: Fragment punktu 68 adhortacji św. Jana Pawła II "Familiaris consortio": "Chęć ustalenia ostatecznych kryteriów dopuszczania do zawarcia ślubu w Kościele, które by brały pod uwagę stopień wiary nowożeńców, zawiera w sobie, niezależnie od wszystkiego, wielkie niebezpieczeństwa. Przede wszystkim ryzyko bezpodstawnych i dyskryminujących osądów; następnie ryzyko wywołania wątpliwości co do ważności małżeństw już zawartych, z wielką szkodą dla wspólnot chrześcijańskich, oraz nowego, bezpodstawnego niepokojenia sumień małżonków; popadłoby się w niebezpieczeństwo kwestionowania czy też poddania w wątpliwość ważności sakramentalnej wielu małżeństw braci odłączonych od pełnej komunii z Kościołem katolickim, stając w ten sposób w sprzeczności z tradycją kościelną". Źródło: [url]http://bit.ly/2rxOAr1[/url]
KJ
k jar
9 maja 2018, 19:44
Pamiętam sprawę mojego kolegi,która wywołała u mnie wątpliwość w zakresie ważności jego małżeństwa niedaleko przed jego zawarciem.Poszłam zapytać w tej sprawie kompetentnych księży i uzyskałam informację,że nawet jeśli się ma wysoce prawdopodobne wątpliwości, to ingerencja w zakres WOLNEJ decyzji ludzi jest niemożliwa. Oni sami muszą wykazywać świadomość odnośnie swojego POWOŁANIA, a nie inni. I nie ma to nic wspólnego z zakresem ograniczeń prawnych - chodzi o ograniczenia natury DUCHOWEJ, a nie li tylko psychologicznej. Tym może zajmować się sąd cywilny, niekoniecznie kościelny. Sąd kościelny bada możliwość złożenia ŚWIADOMEJ decyzji o powołaniu małżeńskim, a nie bada zdolność do jakiejkolwiek decyzji,choć oczywiście ograniczenia w tym względzie mogą mieć wpływ i często mają na decyzje powołaniowe. Kolega po roku od ślubu już miał stwierdzenie nieważności małżeństwa.Do dziś nie wiem po co mu to było: szkoda mi dziś tylko jego syna.
TP
Tomasz Pierzchała
4 maja 2018, 22:55
Kościół zdaje się otwierać bramy dostępności do sakramentów dla cudzołożników.Czy oni jednak tego chcą? Czy nie powinni odpowiedzieć sobie na następujące pytanie: Czy kochasz bardziej Jezusa Eucharystycznego, czy swą "nieregularną" sytuację? To jest mowa tak,tak,nie,nie. To jest traktowanie siebie w sposób poważny. Jestem jednak sceptykiem,Kościół bowiem uparł się stawiać wiernym coraz niższe wymagania.
Jan OPs
4 maja 2018, 12:23
Autor wskazuje na błędne interpretacje zwolenników i przeciwników papieża i jego zmian. Jeżeli jedni i drudzy interpretują słowa papieża wbrew jego intencjom, to może jednych i drugich trzeba nazwać przeciwnikami? A jeżeli przeciwnikami nie są, to znaczy, że dobrze odczytują intencje papieża.
KJ
k jar
4 maja 2018, 10:28
Artykuł przypomniał mi ostrą debatę,jaka przetoczyła się po wojnie w polskim Kościele odnośnie spowiadania i rozgrzeszania więźniów obozów koncentracyjnych.Nie znano wtedy terminu "syndrom oświęcimski", ale ci co przeszli przez obozy wiedzieli,że zmienił się zakres ich wrażliwości etycznej,że inaczej ich sumienie działa niż przed doświadczeniem obozu. Przypominam sobie tą wypowiedź ks. prof. Władysława Wichra, więźnia Sachsenhausen, że oddanie spowiedzi więźniów w ręce kapłanów,którzy przez obóz nie przeszli, to katowanie sumień tych poranionych doświadczeniem obozu ludzi. Długo, do połowy lat 50., trwało szkolenie spowiedników w zakresie spowiadania więźniów obozów koncentracyjnych i jeszcze do lat 70. pojawiały się publikacje specjalistyczne na ten temat: jak radzić sobie z tymi penitentami? Podobnie dziś:jeśli nauczyciele mają szkolenia z zakresu komunikacji z pokoleniem Y (1984-1998) i Z (po 1998 urodzonych), to niestety spowiednicy też muszą przejść szkolenia z zakresu spowiadania osób pozostających z związkach niesakramentalnych. I powinni mieć jasne wytyczne odnośnie rozpoznania ich stanu duchowego-zbyt wiele jest tu różnic od typowego modelu "sumienia wrażliwego". Inaczej to danie pola do szerokiej interpretacji ludzkich postaw, zachowań i wyborów.Ta dowolność tchnie zbyt dużym relatywizmem,a to nie sprzyja utrzymaniu doktryny o nierozerwalności małżeństwa.