Hejt to nie wymysł jakieś opcji politycznej, ale realne zło
Hejt to nie wymysł tej czy innej opcji politycznej. Hejt to zło, broń o ogromnym zasięgu. Nie jest on niczym nowym, ale wraz z nastaniem internetowej rzeczywistości "rozścierwił się i rozchamił" na niespotykaną skalę.
Korzystając z tego, że gdy wstałam, Ala była jeszcze pogrążona we śnie, zrobiłam sobie szybką poranną katoprasówkę (albo raczej portalówkę).
Kilka artykułów przerzuciłam pobieżnie, natomiast zatrzymałam się na informacji, że abp Gądecki udzielił KAI wywiadu na temat sytuacji w Polsce po tragedii w Gdańsku. Jest w nim sporo mądrych myśli (duchowny odniósł się między innymi do pomysłu, aby Kościół stał się mediatorem w sporze politycznym), ale pojawiła się także wypowiedz, która jest… niespójna i chyba nie na miejscu.
Otóż hierarcha stwierdził, że musimy wyeliminować język pełen zawiści. Słusznie zauważył, że taki sposób mówienia o ludziach wokół jest nie do pogodzenia z Ewangelią.
Po chwili dodał jednak takie słowa:
"Nie chodzi tu o eliminację tzw. «mowy nienawiści», która jest pojęciem ideologicznym lewicy, służącym do zamknięcia ust przeciwnikom politycznym. Ci, którzy nawołują do walki z «mową nienawiści», często sami stosują ją chętnie wobec swoich oponentów. Sygnałem ostrzegawczym w tym względzie jest sytuacja, w której chrześcijanie stopniowo rezygnują z języka Ewangelii, a coraz częściej zaczynają posługiwać się ideologiczną, «poprawną» politycznie nowomową ateistów i liberałów".
Arcybiskupie, jak to nie chodzi o wyeliminowanie mowy nienawiści?
Według Rady Europy mową nienawiści są "formy ekspresji, które rozpowszechniają, podżegają, wspierają lub usprawiedliwiają nienawiść rasową, religijną, ksenofobię, antysemityzm lub inne formy nienawiści wynikające z nietolerancji, łącznie z nietolerancją wyrażoną za pomocą agresywnego nacjonalizmu i etnocentryzmu, dyskryminacją i wrogością wobec przedstawicieli mniejszości, imigrantów i osób obcego pochodzenia".
Jak może nam, chrześcijanom, nie chodzić o wystrzeganie się takiego języka i zgłaszanie hejtu, gdy go zauważamy?
Pojęcie hejtu nie służy do zamykania ust przeciwnikom - z przeciwnikami można przecież dyskutować, nie obrażając ich, nie "jadąc" po ich pochodzeniu, rodzinie czy wyznawanej religii. Faktem jest, że to lewica częściej zwraca uwagę na ten problem - ale nie jest to w żadnym razie wyłącznie "pojęcie ideologiczne lewicy" - hejtem obrywają przecież ludzie od lewa do prawa (nie wyłączając osób duchownych). Zresztą fakt, że coś jest ideologicznie bliższe lewej, a nie prawej stronie, nie oznacza, że jest to niezgodne z nauczaniem Kościoła - czas, byśmy my, polscy katolicy, przepracowali lęk przed lewicą, która kojarzy się nam (nie bez przyczyny) z trudnymi dla katolików latami stalinizmu czy czasem stanu wojennego. Posługiwanie się etykietą "lewicowy to antykościelny" nie prowadzi do niczego dobrego - podobnie jak bezrefleksyjne straszenie "polityczną poprawnością" i obwinianie jej o wszystkie problemy, z jakimi zmaga się zachodnia cywilizacja.
Hejt to nie wymysł tej czy innej opcji politycznej. Hejt to zło, broń o ogromnym zasięgu. Nie jest on niczym nowym (ludzie zawsze obrażali się i szkalowali nawzajem), ale wraz z nastaniem internetowej rzeczywistości "rozścierwił się i rozchamił" (określenia Tuwimowskie) na niespotykaną skalę.
Internet daje poczucie anonimowości, możliwości żonglowania tożsamością poprzez zakładanie fałszywych kont w social mediach, przez co liczba internetowych trolli, obrażających wszystko, co się da, stale rośnie. Nie brak także osób, które oczerniają innych pod własnym imieniem i nazwiskiem - bo "mają prawo do własnego zdania". Ofiarami hejtu są politycy, duchowni, sportowcy, influencerzy. Mnie też parę razy się oberwało - nie tylko z uwagi na to, co myślę i czym się dzielę, ale także dlatego, że… uprawiam pole dance. Na mnie takie komentarze nie robią większego wrażenia - ale jeśli teksty w stylu "jesteś nikim, powieś się" zacznie otrzymywać osoba w depresji, to może dojść do tragedii.
Osobom walczącym z hejtem nie chodzi o to, by nie można było krytykować działań innych osób - każda wspólnota wyznaniowa (nie wyłączając katolików) może uważać pewne zachowania za grzeszne, zwolennik każdej opcji politycznej może uważać, że jego przeciwnik nie ma racji, a jego osąd jest mylny.
Tym, na co się nie godzimy, są ataki ad personam, groźby pod adresem polityków czy publicystów (tak, to też hejt!), poniżanie kogoś, kto ma inny kolor skóry/modli się do Boga, którego inaczej nazywa, pochwalanie zbrodni (jak na przykład zabójstwa prezydenta Gdańska).
Hejt należy zgłaszać, jego sprawców zaś - karać. Przede wszystkim jednak niezbędna jest edukacja.
A "lekcja" na dziś niech będzie taka, że owszem, nam wszystkim powinno chodzić o eliminację mowy nienawiści.
Angelika Szelągowska-Mironiuk - psycholog i copywriter. Wierząca i praktykująca. Prowadzi bloga katolwica.blog.deon.pl, na którym ukazał się pierwotnie powyższy tekst
Skomentuj artykuł