Izajasz na Twitterze

(fot. flickr.com/ by xotoko)

Jak trafić do wierzących-niepraktykujących? Na przykład podkradając cywilizacji technicznej jej osiągnięcia komunikacyjne.

Logiki w określeniu "wierzący-niepraktykujący" jest tyle co w zdaniu: jestem gitarzystą, ale grywam na gitarze rzadko. Jaka to wiara, skoro przeżywana poza Kościołem musi zwyrodnieć? Może w tych dwóch zdaniach jest jakaś drobina prawdy, ale nie polecam ich stosowania w rozmowie z kimś, kto jako wierzący-niepraktykujący się przedstawia.

Reportaż z ostatniego "Dużego Formatu" pt. "Jezu, to nie fair" przedstawia podejście do wiary i Kościoła kilku takich właśnie bohaterów. Jakie są źródła ich postaw?

Komuś odmówiono chrztu dziecka, bo nie miał ślubu kościelnego. Ktoś inny nigdy nie usłyszał w konfesjonale, że są ważniejsze dziedziny życia niż nałóg masturbacji i nie warto tracić ze względu na ten grzech poczucia własnej wartości. Ktoś inny nie dostał rozgrzeszenia, bo mieszka z partnerem bez małżeństwa. Wszyscy narzekają, że Kościół każe nieść ciężary nie do udźwignięcia.

Kościół nie może oczywiście rozmiękczyć nauczania i zacząć mówić, że będzie łatwo. Chrystus tego nigdzie nie obiecywał, przykazania były i są trudne do realizacji w codziennych decyzjach. Naukę o tym, że wspólne życie przed zawarciem małżeństwa jest grzeszne, że moralność nie może być zależna od statystyk, rzeczywiście trudno przedstawić. Brakuje choćby języka - wahamy się od biologizmu z jednej strony do wulgaryzmów czy infantylizmów z drugiej. Nic dziwnego, że ta nauka wielu odrzuca, budząc też oskarżenia o zaglądanie przez księży ludziom do sypialni. Samo tłumaczenie fundamentów teologicznych też nie pomoże - tę naukę trzeba jeszcze przełożyć na codzienne życie i coraz to nowe w przyśpieszającej cywilizacji wyzwania dla moralności. Tylko jak to wyjaśniać, by nie zatrzasnąć wątpiącym przed nosem drzwi Kościoła?

Nie, nie podam tu gotowej odpowiedzi - Kościół jej ciągle szuka. Spójrzmy na Jana Pawła II, który ogromny nacisk kładł na spotkania z młodymi i pozwalał sobie zadać każde pytanie. Na Benedykta XVI, który organizuje "Dziedzińce Pogan", podczas których wierzący poznają się z niewierzącymi i odkrywają, że mogą współpracować czy wręcz służyć sobie dla wspólnego dobra. Stawiali na dobrze pojęty dialog. Bo czy dzisiaj człowiek stał się już "drogą Kościoła"? Bohaterowie reportażu powiedzieliby pewnie, że jest odwrotnie - czują, że Kościół wskazuje im siebie jako drogę, nie zapraszając do dialogu, ale wymagając bezwarunkowego przyjęcia głoszonych zasad, nawet bez zrozumienia.

Tyle się mówi ostatnio o nowej ewangelizacji, w przyszłym roku odbędzie się poświęcony jej Synod. Na próżno szukać precyzyjnego opisania, czym ona właściwie jest. A to zapewne tu leży klucz. Nauczanie Ewangelii pozostanie surowe, ale musi być przekazywane w nowy sposób, odpowiadający czasom i słuchaczom.

Narażę się na zarzut, że PR jest nie do pogodzenia z charakterem Kościoła - tylko że nie ma wyjścia! W świecie, w którym człowiek codziennie przyswaja 100 tys. słów (ponad 30 GB informacji!), tradycyjne środki trafiania do umysłów i serc zawodzą. Czytając wypowiedzi 16-letniej Darii o komunii św. ("nie czuję, że biorąc opłatek, spożywam ciało Chrystusa") można spytać, czy setki godzin spędzonych w salce katechetycznej przez kilka lat w ramach przygotowania do bierzmowania to skuteczna forma ewangelizacji młodzieży. Dalej - list pasterski jako forma kontaktu biskupa z wiernymi to kanał komunikacyjny o kiepskiej przepustowości i w dodatku na ogół marnie wykorzystywany. Podobnie kazanie, dłuższe niż 10 minut i zawierające więcej niż trzy tezy, mało który z słuchaczy będzie potrafił po wyjściu z mszy streścić.

Dobrze, powie ktoś, ale czy Jezus mógłby prowadzić profil na Twitterze? Otóż mógłby. Tak samo jak autor Księgi Przysłów czy Izajasz: tak skondensowane, łatwe do zapamiętania i klarowne były ich myśli. A że nie wszystko da się przedstawić w 140 znakach? Dlatego właśnie Bóg w Piśmie Św. i w historii zbawienia posługiwał się całym wachlarzem środków. Odkrywajmy je i wynajdujmy nowe. Benedykt XVI podczas pielgrzymek wzywa Europę do wykorzystania dziedzictwa chrześcijaństwa nawet bez przyjmowania wiary, ponieważ w każdym wypadku służy ono jej dobru. Zagrajmy więc w drugą stronę - wykorzystajmy osiągnięcia nie zawsze przyjaznej chrześcijaństwu cywilizacji technicznej bez przyjmowania sekularyzmu.

Kiedy jedna z bohaterek reportażu mówi o kościelnym ślubie, że "w tym rytuale jest Bóg" - oznacza to, że istnieje w niej "przyczółek" do ewangelizacji. Kiedy inna przyznaje, że zadaje Pismu Św. pytanie i szuka odpowiedzi, otwierając je na chybił trafił - świadczy to o jej głodzie doznań duchowych. Nie marnujmy szans dotarcia do wierzących-niepraktykujących. To wyzwanie, w którym zapewne na pierwszym froncie znajdą się świeccy. Bo to oni są - jak uczy Sobór - zobowiązani docierać tam, gdzie nie znajdą wstępu kapłani.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Izajasz na Twitterze
Komentarze (11)
A
Adrianna
5 grudnia 2011, 19:20
Odnosiłam się do konkretnych osób przedstawionych w temacie czyli będących daleko od kościoła, a nie do Twojego przypadku więc powód Twojego rozbawienia jest nieuzasadniony. Przykro mi :-) Szansę na powrót są niewielkie, bo cały czas są utwierdzane w swojej postawie. Skoro ci ludzie są bohaterami Dużego Formatu to zapewne też czytają Gazete Wyborczą. W takim razie, proszę wybaczyć szczerość, ale szanse na powrót na łono kościoła są bardzo małe. Nieprawdziwe i wręcz komiczne założenie, że Gazetę Wyborczą z definicji czytają wyłącznie ludzie będący poza Kościołem. Osobiście bardzo lubię czytać Gazetę, odpowiada mi generalnie jej linia (chociaż z niektórymi artykułami niektórych redaktorów się nie zgadzam). Jestem praktykującą i mocno wierzącą chrześcijanką - katoliczką. Acha, lubię też czytać Tygodnik Powszechny :-D.
G
Goldszmit
5 grudnia 2011, 16:12
:D a po co mu? Korczak dla mnie, był chodzącym dobrem. I jest to wzór dla mnie. Podziwiam go za pracę wychowawczą i poświęcenie. Za to jakim był człowiekiem. Pochodzenie, i wyznawana religia, nie mają tu dla mnie większego znaczenia. Skoro Korczak nie był katolikiem, to nie zostanie oficjalnie ogłoszony przez Kościół, świętym katolickim. I żadne propozycje tego nie zmienią. Korczak był żydem, i robienie z Niego na siłę z katolika, jest dla mnie nie na miejscu.
AC
a co sądzisz
5 grudnia 2011, 15:42
Ja podziwiam Korczaka za jego postawę w czasie wojny... Ale to naczelny katolik GW, Jan Turnau, proponuje na łamach pracy koncernu Agora kanonizację...
AJ
a ja tak sądze
5 grudnia 2011, 11:41
Korczak nie był katolikiem, więc nie może być /oficjalnie/ uznany przez Kościół jako święty. Co nie oznacza że jego życie takie było. To jeden z moich ulubionych "żydowskich" świętych :)
AC
a co sądzisz
5 grudnia 2011, 11:27
Droga Czytelniczko Gazety Wyborczej a co sądzisz o propozycji (supozycji), by kanonizować Janusza Korczaka?
KC
katolicka czytelniczka GW
5 grudnia 2011, 10:58
Skoro ci ludzie są bohaterami Dużego Formatu to zapewne też czytają Gazete Wyborczą. W takim razie, proszę wybaczyć szczerość, ale szanse na powrót na łono kościoła są bardzo małe. Nieprawdziwe i wręcz komiczne założenie, że Gazetę Wyborczą z definicji czytają wyłącznie ludzie będący poza Kościołem. Osobiście bardzo lubię czytać Gazetę, odpowiada mi generalnie jej linia (chociaż z niektórymi artykułami niektórych redaktorów się nie zgadzam). Jestem praktykującą i mocno wierzącą chrześcijanką - katoliczką. Acha, lubię też czytać Tygodnik Powszechny :-D. 
.
.
5 grudnia 2011, 09:50
Skoro ci ludzie są bohaterami Dużego Formatu to zapewne też czytają Gazete Wyborczą. W takim razie, proszę wybaczyć szczerość, ale szanse na powrót na łono kościoła są bardzo małe. No i po ewangelizacji :-(.
A
Adrianna
4 grudnia 2011, 23:09
Skoro ci ludzie są bohaterami Dużego Formatu to zapewne też czytają Gazete Wyborczą. W takim razie, proszę wybaczyć szczerość, ale szanse na powrót na łono kościoła są bardzo małe.
M
MR
4 grudnia 2011, 13:30
 To ważny artykuł. Tak rzadko mamy próby wyjscia poza krąg przekonanych. Jak przekonać ni przekonanych, wahających się, wątpiących. To ogromne wyzwanie. Może nadmierną wagę przywiązujemy do komunikacji słownej? Nasz przykład też może ewangelizować. To jak żyjemy, jacy jesteśmy dla innych, na ile żyjemy Ewangelią. I na Boga- dyskretnie! 
M
masakra
3 grudnia 2011, 23:50
znać jakieś "słowa klucze" albo coś co daje taki niedosyt,rozbudza ciekawość, przez co by go zaciekawiło do dalszego słuchania seks i przemoc?
Szymon Anonim
3 grudnia 2011, 23:19
z tą ewangelizacją przez świeckich.. ten pomysł jest dobry tylko, że dla przeciętnego katolika ciężko jest znaleźć argumenty w rozmowie z "wierzącym-niepraktykującym", by choć spróbował podjąć dialog, anie od razu powiedział "a ty w to jeszcze wierzysz ?!" Trzebaby znać jakieś "słowa klucze" albo coś co daje taki niedosyt,rozbudza ciekawość, przez co by go zaciekawiło do dalszego słuchania. Jak widze kolegów na kazaniu albo ogólnie na mszy (jak im sie zdarzy przyjść) to zadaję sobie pytanie "dlaczego ich to nie interesuje, przecież to jest piękne ?!"