Izajasz na Twitterze
Jak trafić do wierzących-niepraktykujących? Na przykład podkradając cywilizacji technicznej jej osiągnięcia komunikacyjne.
Logiki w określeniu "wierzący-niepraktykujący" jest tyle co w zdaniu: jestem gitarzystą, ale grywam na gitarze rzadko. Jaka to wiara, skoro przeżywana poza Kościołem musi zwyrodnieć? Może w tych dwóch zdaniach jest jakaś drobina prawdy, ale nie polecam ich stosowania w rozmowie z kimś, kto jako wierzący-niepraktykujący się przedstawia.
Reportaż z ostatniego "Dużego Formatu" pt. "Jezu, to nie fair" przedstawia podejście do wiary i Kościoła kilku takich właśnie bohaterów. Jakie są źródła ich postaw?
Komuś odmówiono chrztu dziecka, bo nie miał ślubu kościelnego. Ktoś inny nigdy nie usłyszał w konfesjonale, że są ważniejsze dziedziny życia niż nałóg masturbacji i nie warto tracić ze względu na ten grzech poczucia własnej wartości. Ktoś inny nie dostał rozgrzeszenia, bo mieszka z partnerem bez małżeństwa. Wszyscy narzekają, że Kościół każe nieść ciężary nie do udźwignięcia.
Kościół nie może oczywiście rozmiękczyć nauczania i zacząć mówić, że będzie łatwo. Chrystus tego nigdzie nie obiecywał, przykazania były i są trudne do realizacji w codziennych decyzjach. Naukę o tym, że wspólne życie przed zawarciem małżeństwa jest grzeszne, że moralność nie może być zależna od statystyk, rzeczywiście trudno przedstawić. Brakuje choćby języka - wahamy się od biologizmu z jednej strony do wulgaryzmów czy infantylizmów z drugiej. Nic dziwnego, że ta nauka wielu odrzuca, budząc też oskarżenia o zaglądanie przez księży ludziom do sypialni. Samo tłumaczenie fundamentów teologicznych też nie pomoże - tę naukę trzeba jeszcze przełożyć na codzienne życie i coraz to nowe w przyśpieszającej cywilizacji wyzwania dla moralności. Tylko jak to wyjaśniać, by nie zatrzasnąć wątpiącym przed nosem drzwi Kościoła?
Nie, nie podam tu gotowej odpowiedzi - Kościół jej ciągle szuka. Spójrzmy na Jana Pawła II, który ogromny nacisk kładł na spotkania z młodymi i pozwalał sobie zadać każde pytanie. Na Benedykta XVI, który organizuje "Dziedzińce Pogan", podczas których wierzący poznają się z niewierzącymi i odkrywają, że mogą współpracować czy wręcz służyć sobie dla wspólnego dobra. Stawiali na dobrze pojęty dialog. Bo czy dzisiaj człowiek stał się już "drogą Kościoła"? Bohaterowie reportażu powiedzieliby pewnie, że jest odwrotnie - czują, że Kościół wskazuje im siebie jako drogę, nie zapraszając do dialogu, ale wymagając bezwarunkowego przyjęcia głoszonych zasad, nawet bez zrozumienia.
Tyle się mówi ostatnio o nowej ewangelizacji, w przyszłym roku odbędzie się poświęcony jej Synod. Na próżno szukać precyzyjnego opisania, czym ona właściwie jest. A to zapewne tu leży klucz. Nauczanie Ewangelii pozostanie surowe, ale musi być przekazywane w nowy sposób, odpowiadający czasom i słuchaczom.
Narażę się na zarzut, że PR jest nie do pogodzenia z charakterem Kościoła - tylko że nie ma wyjścia! W świecie, w którym człowiek codziennie przyswaja 100 tys. słów (ponad 30 GB informacji!), tradycyjne środki trafiania do umysłów i serc zawodzą. Czytając wypowiedzi 16-letniej Darii o komunii św. ("nie czuję, że biorąc opłatek, spożywam ciało Chrystusa") można spytać, czy setki godzin spędzonych w salce katechetycznej przez kilka lat w ramach przygotowania do bierzmowania to skuteczna forma ewangelizacji młodzieży. Dalej - list pasterski jako forma kontaktu biskupa z wiernymi to kanał komunikacyjny o kiepskiej przepustowości i w dodatku na ogół marnie wykorzystywany. Podobnie kazanie, dłuższe niż 10 minut i zawierające więcej niż trzy tezy, mało który z słuchaczy będzie potrafił po wyjściu z mszy streścić.
Dobrze, powie ktoś, ale czy Jezus mógłby prowadzić profil na Twitterze? Otóż mógłby. Tak samo jak autor Księgi Przysłów czy Izajasz: tak skondensowane, łatwe do zapamiętania i klarowne były ich myśli. A że nie wszystko da się przedstawić w 140 znakach? Dlatego właśnie Bóg w Piśmie Św. i w historii zbawienia posługiwał się całym wachlarzem środków. Odkrywajmy je i wynajdujmy nowe. Benedykt XVI podczas pielgrzymek wzywa Europę do wykorzystania dziedzictwa chrześcijaństwa nawet bez przyjmowania wiary, ponieważ w każdym wypadku służy ono jej dobru. Zagrajmy więc w drugą stronę - wykorzystajmy osiągnięcia nie zawsze przyjaznej chrześcijaństwu cywilizacji technicznej bez przyjmowania sekularyzmu.
Kiedy jedna z bohaterek reportażu mówi o kościelnym ślubie, że "w tym rytuale jest Bóg" - oznacza to, że istnieje w niej "przyczółek" do ewangelizacji. Kiedy inna przyznaje, że zadaje Pismu Św. pytanie i szuka odpowiedzi, otwierając je na chybił trafił - świadczy to o jej głodzie doznań duchowych. Nie marnujmy szans dotarcia do wierzących-niepraktykujących. To wyzwanie, w którym zapewne na pierwszym froncie znajdą się świeccy. Bo to oni są - jak uczy Sobór - zobowiązani docierać tam, gdzie nie znajdą wstępu kapłani.
Skomentuj artykuł